Teodorze,
Przyjdź do mnie za pół
godziny. Mam to, czego chciałeś.
Charlie
Teodor zgniótł liścik i wrzucił go do kosza na śmieci, co
wcale nie oznaczało, że nie zamierzał zjawić się na szóstym piętrze w
Departamencie Transportu Magicznego. Zerknął na drzwi gabinetu Granger i po raz
pierwszy tamtego dnia ucieszył się, że jego szefowej nie ma od rana i zjawi się
dopiero późnym popołudniem. Wcześniej czuł się dziwnie, świadomy jej nieobecności
za ścianą, ale teraz czuł ulgę, że nie musi tłumaczyć się z wycieczki po
ministerstwie, której zresztą cel na pewno nie spodobałby się Hermionie.
Idąc korytarzami, wciąż myślał o niej. Była na spotkaniu z
szefami innych departamentów oraz samym Ministrem Magii i przedstawiała
sprawozdanie z ostatniego miesiąca działalności departamentu. Na takim zebraniu
poruszano problemy zaistniałe w magicznej społeczności, którymi miały się zająć
poszczególne części ministerstwa. O niektórych dowiadywał się tylko Shacklebolt,
jak na przykład sprawa mugoli, o którą spytał Teodor. Wciąż co jakiś czas
dochodziły do Granger informacje o przekroczeniu granicy między światami i na
pewno nie były to same niefortunne przypadki. Musiała w końcu powiedzieć
ministrowi o problemie, bo nawet nie chciała myśleć, co by było, gdyby zamiast
od niej, dowiedział się tego z gazet.
Tamtego dnia wyglądała wyjątkowo ładnie, ubrana w ołówkową
spódnicę i jedwabną bluzkę. Teodor przyłapał się na tym, że nie mógł oderwać od
niej wzroku, kiedy wychodziła z poczekalni pewnym krokiem mimo obcasów na
nogach, z wysoko uniesioną głową i ze zdecydowaniem w oczach. Pomyślał wtedy,
że gdyby musnęła usta czerwoną pomadką, efekt byłby jeszcze lepszy.
Zganił się za takie obrazy podsuwane przez umysł. W windzie
kontemplował włosy kobiety stojącej przed nim, kręcone i krótkie do ramion, i
omal nie prychnął, kiedy zaczął wyobrażać sobie Granger w podobnej fryzurze.
U Charlie zjawił się punktualnie. Zastał ją samą w biurze,
co nie byłoby czymś aż tak dziwnym, gdyby nie to, że biurko Dracona wyglądało
na nieruszone.
– Nie ma Malfoya? – spytał, zamykając za sobą drzwi.
Charlie nie podniosła głowy znad przeglądanych dokumentów.
Jej tycjanowskie włosy opadały łagodnymi falami na plecy.
– Wziął urlop na żądanie – odparła obojętnie. Oczy okolone
długimi rzęsami odwróciły się na Teodora. – Nie stój tak, usiądź.
Nott zajął miejsce naprzeciwko jej biurka tylko po to, by
nie tracić czasu na bezsensowną wymianę zdań.
– Więc? Czego się dowiedziałaś?
Charlie złożyła dłonie na blacie i wyprostowała się,
nieświadomie (albo i bardzo świadomie) eksponując zawartość głębokiego dekoltu
swojej zwiewnej, zielonej sukienki.
– Żeby zdobyć informacje, musiałam pójść na drinka z
największymi plotkarami w ministerstwie – rzekła tonem wyraźnie wskazującym,
jak wielkie to poświęcenie. – I przy okazji chyba najbardziej pustymi, nie
tylko w ministerstwie. Wisisz mi za to pięć galeonów.
– Poszłaś na drinka, ale przypadkowo zamówiłaś trzy butelki
i jeszcze wzięłaś na wynos, co? – syknął Teodor, zastanawiając się, czy na
pewno było warto prosić ją o pomoc.
– Ta kobieta nazywa się Gemma Ashton – rzekła Charlie,
ignorując zaczepkę. – Jest w ministerstwie od ponad roku, pracuje w
Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Nie wiem, co dokładnie robi,
ale nie wychyla się.
Teodor miał ochotę wziąć kartkę papieru oraz długopis i
zacząć notować.
– Raz czy dwa wpadł do niej mąż, ale nie była zachwycona
tymi odwiedzinami.
– Przyszedł z jakąś sprawą czy tak po prostu?
– Nie wiem, jednak szybko zmotywowała go do wyjścia.
Teodor zmarszczył brwi.
– Czego jeszcze się dowiedziałaś? – spytał.
– Niewiele – przyznała niechętnie. – Tylko tyle, że raczej
nie ma dzieci, bo nawet o nich nie wspomniała, i że sporo pali.
Nott zapisał w pamięci zwłaszcza tę ostatnią informację.
– Dzięki – powiedział, wstając. Wyciągnął z kieszeni kilka
galeonów i podsunął Charlie. – Tak podejrzewałem, że akurat ty będziesz
wiedzieć, kogo spytać.
Kobieta uśmiechnęła się i podniosła z biurka jedną monetę.
– Będziesz mógł je zatrzymać, jeśli weźmiesz mnie na drinka.
Teodor miał ochotę rzucić: „Reszty nie trzeba” i wrócić do
swojego departamentu. Widok Charlie spoglądającej na niego spod długich
wachlarzy rzęs, uśmiechającej się zalotnie, ubranej w tę szmaragdową sukienkę
przywodził na myśl modliszkę, której każde spotkanie z mężczyzną kończy się
jego klęską.
– Nie jestem do nich aż tak przywiązany – odparł. Charlie
spochmurniała na chwilę, lecz szybko odzyskała twarz.
– Rozumiem, że mam nikomu nie mówić o twoim zainteresowaniu
Ashton?
– Byłoby miło.
– Po co właściwie były ci te informacje, co, Teo? – spytała
z ciekawością, opierając się o blat, na który niemal dosłownie wylał się jej
biust. – Przyszedł czas na inwigilację pracowników innych departamentów?
Nott parsknął śmiechem.
– Znając Granger, rozciągnęłaby swoją dobę do trzydziestu
godzin i zajęłaby się tym sama.
Już w drodze na swoje piętro, zaczął zastanawiać się nad
tym, co przekazała mu Charlie. Jeśli Ashton pracowała tutaj tak krótko, to
jakim cudem miała styczność z kimś na takim wysokim stanowisku jak Burke? W
dodatku ewidentnie nie było między nimi czystoprofesjonalnej relacji, lecz coś
bliższego. Mogli znać się wcześniej, może nawet byli przyjaciółmi. Tylko
sposób, w jaki patrzyli na siebie, zdystansowany, a czasem i wrogi, wcale o tym
nie świadczył…
Pracowała w Departamencie Współpracy, więc w grę wchodziły
również kontakty z Departamentem Przestrzegania Prawa. Teodor rozważył
możliwość dojścia między nimi do nieporozumienia na tle zawodowym, jednak gdyby
istotnie tak było, raczej po prostu omijaliby się szerokim łukiem, zamiast
spluwać sobie pod nogi. Zresztą, to zazwyczaj Gemma ciskała z oczu gromy, nie
Otto.
A może… a może mieli romans? Tak, to pasowało! Dlatego
Ashton z niechęcią spotykała się z mężem na terenie biura, czyli „miejsca
zbrodni”. Nawiązała romans, bo on nie chciał dać jej dzieci. Ile ona mogła mieć
lat? Trzydzieści trzy? Wiele osób uważa, że to ostatni dzwonek dla kobiety.
Związek okazał się tylko przelotną znajomością dla Burke’a, który ani myślał o
zakładaniu rodziny, ale ona nie odpuściła. To jednak nie wyjaśniało, dlaczego
Teodor tak często widywał ich razem. Może Burke też miał żonę, a Ashton
zagroziła, że jeśli z nią nie będzie, ona wszystkiego się dowie? Wtedy
rozwaliłaby również swoje małżeństwo… Tyle że ono najwyraźniej już wiele dla
niej nie znaczyło…
– …Departament Przestrzegania Prawa – z zamyślenia wyrwał go
kobiecy głos. Wyszedł z windy, a za nim podążyło pokaźne stadko samolocików.
Idąc korytarzem, modlił się, by nie skręciły w ostatnie drzwi po prawej. Proszę, w lewo, w lewo, proszę.
Gdy zniknęły dokładnie tam, gdzie najmniej teraz tego
pragnął, zaklął pod nosem. Zrozumiał, co miała na myśli Granger, mówiąc
poniedziałkowego ranka, że ten tydzień będzie odrażająco męczący.
Sama szefowa zjawiła się w swoim biurze po południu,
wyglądając tak samo schludnie jak rano, z tą różnicą, że w kącikach jej ust
zostały maleńkie ślady po kawie.
– Upaprałaś się – rzekł Teodor na powitanie. W oczach
Hermiony błysnęło przerażenia i odruchowo zerknęła na jasną bluzkę. – Nie, tutaj.
– Musisz zostać dzisiaj dłużej, Teodorze – powiedziała, gdy
pozbyła się już brązowych plamek z twarzy. – Mam sporo dokumentów, które musimy
przeanalizować razem. Chciałabym, żebyś jeszcze bardziej wdrożył się w pracę
departamentu jako mój asystent, bo od przyszłego miesiąca będziesz to wszystko
robił sam. – Zerknęła na zegarek na nadgarstku. – Piętnasta…
– Za pół godziny rozprawa – przypomniał jej Nott.
– Wiem, wiem. – Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk. – Co się
działo, gdy mnie nie było?
Teodor szybko pochwycił z biurka sporządzoną listę, by
niczego nie zapomnieć.
– W gabinecie masz pięć przesyłek wewnętrznych, przyszły też
sowy z Francuskiego i Szwedzkiego Ministerstwa Magii, od tamtejszych szefów
aurorów. O siedemnastej przyjdzie tu Robards, ale nie wiem z czym. Ci z
Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami przekazali nam dwie sprawy o znęcanie się
nad młodymi hipogryfami. Zastanawiałem się, czy nie dać od razu sprawy do
zbadania Wizengamotowi, ale raczej powinnaś na to zerknąć, parę rzeczy mi się
tu nie podoba.
Hermiona wypuściła głośno powietrze z ust.
– W porządku, zajmę się tym. Masz akta na rozprawę? – Teodor
podał jej opasłą teczkę. – Świetnie. Za dwadzieścia minut się tutaj spotkamy.
Zniknęła w gabinecie.
Nie zanosiło się, by zbyt szybko opuścili ministerstwo. Przed
Teodorem leżały wykresy, tabelki, całe strony od góry do dołu zapełnione
tekstem. Owszem, Christina przekazała mu, że będzie odpowiedzialny za
zsumowanie miesięcznej pracy departamentu i złożenie do kupy sprawozdań
wszystkich biur, tak by Granger miała jasny obraz działalności urzędu, jednak
nie przypuszczał, że będzie to aż tak zawiłe i skomplikowane. Jak jego
poprzedniczka się w tym odnajdywała? Jak GRANGER nie gubiła się, przedstawiając
te dane na spotkaniu z innymi szefami oraz Shackleboltem? Teodora po raz
pierwszy dopadło zwątpienie, jedno z tych wywołujących chęć ucieczki i rzucenia
tego wszystkiego w diabły.
Siedział przy biurku naprzeciwko Granger.
– …każdy sędzia ma osobne statystki – tłumaczyła, lecz
urwała, widząc, że jej asystent odchylił się na krześle i ukrył twarz w
dłoniach. – Coś się stało? Mam powtórzyć?
– Muszę zapalić – rzucił Teodor, który czuł się jak słaby
uczeń na korepetycjach.
– Nie możesz – fuknęła Hermiona, gdy wyjął z kieszeni paczę
papierosów i zapalniczkę.
– Niby dlaczego? To i tak moje nadgodziny.
– Zanim wyjdziesz przed budynek, zapalisz i wrócisz, minie
dużo czasu, a chcę się z tym uwinąć jak najszybciej.
Teodor westchnął.
– Mogę zapalić tutaj? – spytał. Granger zrobiła taką minę,
jakby co najmniej proponował jej coś niemoralnego, ale w końcu odparła ze
zrezygnowaniem:
– No, możesz.
Podała mu zaklęcie, dzięki któremu jego różdżka wciągała dym
jak odkurzacz, nim ten zdążył się rozprzestrzenić po całym gabinecie. Teodor
zaciągnął się mocno, a jego usta wykrzywiły się w błogim uśmiechu. Zauważył, że
Hermiona przygląda mu się badawczo.
– Chcesz? – Podsunął w jej stronę żarzącego się papierosa.
– Nie! – prychnęła. – To niezdrowe.
– Jak uważasz. – Przez chwilę było słychać tylko głęboki
oddech Teodora i szelest dokumentów. – Mam dwa pytania, Granger, ale chciałbym,
żebyś odpowiedziała na nie szczerze.
Przez jej twarz przebiegło zaskoczenie, lecz milczenie
oznaczało zachętę do kontynuowania.
– Wiedziałaś, że na twojego asystenta spadną takie
obowiązki, więc dlaczego nie zatrudniłaś kogoś po szkoleniu, tylko akurat mnie?
– Już ci to tłumaczyłam – odparła pogodnie. – Nie raz w
dodatku. Przypomnij sobie, co powiedziałam, a otrzymasz odpowiedź.
Teodor pamiętał – według niej był poukładany, zdolny i
bardzo inteligentny, co objawiało się już w Hogwarcie i nie minęło z wiekiem…
Ale on wciąż nie wiedział, co ma piernik do wiatraka. Musiał istnieć jakiś inny
powód albo nawet kilka.
– Zresztą – dodała, jakby słysząc jego myśli – tego nie uczą
na szkoleniu. Przygotowują do ogólnej pracy w naszym departamencie, przekazują
wiedzę, którą potem należy wykorzystywać w praktyce, ale niekoniecznie na
stanowisku asystenta szefa.
– I stąd właśnie moje drugie pytanie. Dlaczego poświęcasz mi
tyle czasu na ogarnięcie czegoś, co właściwie powinno być moim problemem?
Tym razem na ułamek sekundy się zawahała, ale on to
zauważył.
– Jeśli odpowiednio cię wprowadzę, usprawni to później twoją
samodzielną pracę.
– Czy nie powinienem sam o to zadbać, bazując na notatkach
Christiny?
Hermiona od razu wyłapała zaczepną nutę w głosie Teodora, na
którą zmrużyła oczy.
– Jak chcesz, to możesz bazować na tych notatkach, a ja cię
z tym teraz zostawię i…
– Ja tylko pytałem. – Zerknął na prawie dopalonego
papierosa. – Ostatnia szansa, Granger, kończysz go?
– Nie. – Hermiona popatrzyła na niego z powątpiewaniem. – No
dobrze, daj.
Obserwując byłą Gryfoneczkę niezdarnie biorącą od niego
kiepa, pomyślał, że jej silna wola jest strasznie słaba.
Zmarszczyła śmiesznie nos, po czym chwyciła filtr wargami i
wciągnęła dym.
– Trzymaj – rozkazał Teodor. Hermiona zamarła z ustami
złożonymi w dzióbek. – I odetchnij nim, tak jakbyś normalnie oddychała.
Ledwo wykonała polecenie, zaczęła się krztusić, kaszleć,
rozpaczliwie pragnąc zaczerpnięcia tchu. Teodor nie mógł się powstrzymać:
roześmiał się, podczas gdy jego szefowa desperacko walczyła o życie.
– Początki zawsze są trudne – rzucił z rozbawieniem, gasząc
niedopałek w kubku po kawie.
– To jest okropne! – wysapała dziewczyna. – Niesmaczne!
– Przyzwyczaisz się.
– Na pewno nie – zaperzyła się. Wyprostowała się na krześle.
– Wracajmy do pracy. Szybka powtórka: ilu jest sędziów Wizengamotu?...
Kiedy korepetycje Teodora wreszcie się skończyły, zegarek na
jego nadgarstku wskazywał za piętnaście dziesiątą. Za oknem w gabinecie, choć
zaczarowanym, i tak czaiła się noc. Hermiona zaczęła zbierać dokumenty i
układać je pieczołowicie w teczce, jednocześnie gromiąc chłopaka wzrokiem za
odpalenie kolejnego papierosa.
– Jutro mam spotkanie z Abigail. Wiem, nie mówiłam ci o tym
– dodała, widząc uniesione brwi. – Opowiadałam ci o niej, poznałyśmy się na
szkoleniu, teraz jest prezesem Stowarzyszenia W.E.S.Z., ale wciąż często
omawiamy kwestie z nim związane, no i szukam dla niej darczyńców. To miało być
prywatne spotkanie, ale chciałabym, żebyś ze mną poszedł.
– W porządku – wzruszył ramionami. – O której?
– W południe. Wiem, że jutro chciał się ze mną widzieć Otto,
ale gdyby Carter próbował nas umówić na wcześniej niż trzynastą trzydzieści,
nie mów mu, co robię. Nie wiem… powiedz, że… Och, wymyślisz coś.
– Burke może mieć pretensje?
– Burke będzie miał
pretensje. Uważa, że zajmując się skrzatami domowymi, zaniedbuję inne
obowiązki. Bzdura – mruknęła Hermiona, potrząsając głową znad uporządkowanej
teczki. Teodor dostrzegł swoją szansę.
– Dlaczego właściwie macie na pieńku? – spytał, choć
przecież Draco zdążył już mu trochę nakreślić sytuację. Jednakże chciał
dowiedzieć się czegoś więcej.
Hermiona westchnęła i klapnęła na fotel. Teodor mógłby
przysiąc, że te dwa stuknięcia oznaczały zrzucenie szpilek z obolałych nóg.
– Oficjalna wersja jest taka, że wcale nie mamy –
odpowiedziała – ale według niego, doświadczonego urzędnika, nie jestem
wystarczająco odpowiednia na to stanowisko. Widzisz, Otto przez kilka lat był
Niewymownym, lecz to wymagająca psychicznie praca. Dlatego postarał się o
przeniesienie do nas. Kiedy już tu osiadł, jego celem stało się zajęcie stołka
po Barnettcie. Tyle że zamiast niego zrobiłam to ja, kobieta młodsza o
kilkanaście lat, z małym stażem w ministerstwie, w dodatku mugolaczka, a z tego,
co wiem, Burke to nazwisko tak nieskazitelne jak Malfoy. – Znów westchnęła. – Teoretycznie
nic do mnie nie ma, a w praktyce ma wszystko.
Teodor odnotował w pamięci lata spędzone przez Burke’a w
Departamencie Tajemnic, prawdopodobną przyczynę jego ostatniej tam wycieczki,
po czym spytał:
– Wybacz, Granger, ale właściwie dlaczego wybrano ciebie, a
nie jego? Patrząc wyłącznie na doświadczenie…
– Sama zadawałam sobie to pytanie – przerwała mu z gorzkim
uśmiechem. – Na początku myślałam, że może właściwie nie patrzyli wyłącznie na
doświadczenie… – Zaskakujące, Granger
wciąż rumieni się, jakby bała się przyznać, ile zrobiła, podczas gdy wszyscy
głównie za to patrzą na nią z uznaniem. – …ale potem uświadomiłam sobie, że
może Shacklebolt obawiał się powierzyć to stanowisko komuś, kto przez tyle lat
był Niewymownym. Wiesz, Teodorze, ta praca zmienia. Opuszczając Departament
Tajemnic, nie jest się już tym samym człowiekiem.
By ostatnie zdanie nie zawisło nad nim jak proroctwo,
odparł:
– Twój gabinet też. Czuję się wyprany jak po lekcji u McGonagall.
Hermiona uśmiechnęła się na to wspomnienie.
– Nawet raz siedzieliśmy u niej razem, pamiętasz?
O tak, pamiętał.
– No, może – odparł wymijająco. Hermiona ziewnęła. – Chyba
powinnaś wrócić na chwilę do tamtego trybu i zrobić sobie dłuższe wakacje.
Potrząsnęła głową i zwróciła na niego półprzytomne
spojrzenie.
– Nie mogę, nie mam na to czasu.
Nott przewrócił oczami.
– Jesteś szefową całego departamentu! – Widział, jak
zacisnęła usta. – To ostatnia szansa, żeby skorzystać ze słońca.
– Nie potrzebuję tego.
– Każdy musi się zresetować, nawet ty. Może teraz tego nie
czujesz, ale w końcu zaczniesz wariować. Kiedy byłaś na wakacjach?
– Jakoś… hm…
– No właśnie, sama nie pamiętasz!
– Nott, nie jesteś tu od tego, by mnie pouczać – syknęła
Hermiona. – Chyba ja wiem lepiej, czego mi trzeba.
Teodor westchnął. Kijem rzeki nie zawróci. Zebrał swoje
rzeczy i wstał.
– Dzięki za pomoc, w przyszłym miesiącu sam się tym zajmę.
– Za to ci płacę, Nott.
Powiedziała to poważnym tonem, ale oczy jej się śmiały.
W domu oprócz Brudka narzekającego, że kolacja dawno
wystygła, czekała na niego sowa, w której rozpoznał tę należącą do Zabiniego.
– Nie pójdę na żadne chlańsko – mruknął pod nosem,
otwierając przesyłkę. – Mamy środek tygodnia, do cholery.
Tyle że treść listu bynajmniej nie dotyczyła kolejnego
pijaństwa.
Astoria poroniła. Będę
później u Malfoyów.
B.Z.
Teodor zaklął szpetnie pod nosem.
– Paniczu, już gorące… – rozległ się piskliwy głos Brudka.
– Nie teraz – warknął chłopak na skrzata. Zreflektował się,
widząc struchlałe spojrzenie wielkich, jasnozielonych oczu. – Przepraszam.
Kiedy przyszła ta wiadomość?
– Jakieś dwie godziny temu, sir.
Czyli Blaise prawdopodobnie był u Dracona albo nawet już od
niego wyszedł.
Nie zastanawiał się więcej. Minutę później nie było go w
salonie, a w kominku dogasały zielone płomienie.
Salon Malfoyów był pogrążony w mroku, ale z kuchni wylewała
się smuga światła. Tak jak Teodor się domyślał, przy jednym z blatów stało
dwóch mężczyzn, a między nimi opróżniona do połowy butelka bursztynowego
napoju.
– Dziesięć minut temu wyszedłem z pracy – powiedział Nott na
usprawiedliwienie swego późnego przybycia, mimo że w żadnym ze spojrzeń nie
dostrzegł irytacji. – Gdzie Astoria?
To nie Draco mu odpowiedział.
– Śpi na górze – odrzekł Blaise, wyjmując z szafki czystą szklankę.
– Dostała chyba z pół litra eliksiru na uspokojenie.
Teodor patrzył na blondyna. Gdy Astoria zjawiła się u niego
po wcześniejszych odwiedzinach u bruneta, szybko się pogodzili. Smutny wyraz
twarzy żony podziałał jak zimny prysznic. Choć wtedy wciąż jeszcze nie był
przekonany co do wizji siebie jako ojca, to kilka dni później przedstawił
Astorii plan pokoiku dla dziecka, a potem już niewiele brakowało mu do
całkowitego puszczenia wodzy wyobraźni.
Wiedząc to wszystko, Teodor nie mógł pogodzić się z myślą,
że jego kumpel dopiero co wstydził się mówić do wciąż płaskiego brzucha
Astorii, a już mu to odebrano. Twarz Dracona nie wyrażała żadnych emocji, tak
jak wtedy, gdy ostatni raz szedł do Pokoju Życzeń… I tak jak wtedy tylko jego
oczy emanowały bólem.
– Ale coś się stało? – dociekał Teodor. – Upadła?
– Nie, po prostu poroniła. – Głos Malfoya był matowy i
suchy. – Rano robiła nam kawę, rozbolał ją brzuch, zaczęła krwawić… Od razu
wziąłem ją do Munga.
Teodor łyknął porządnie whisky.
– Zrobili jej pięć tysięcy badań i powiedzieli, że jest za
słaba na utrzymanie ciąży.
W kuchni zapadła cisza. Draco wpatrywał się w sufit.
Odetchnął i rzekł o wiele ciszej:
– Najgorsze jest to, że ona i tak chce próbować.
Pięć minut później stali we dwóch na tarasie, a nad ich głowami
kłębił się szary dym. Malfoy poszedł sprawdzić, co z Astorią. Zabini zaklął.
– Ale to posrane!
Gdzieś w trawie odezwał się świerszcz.
– Wiem – wymamrotał Nott. – Dla Astorii każda kolejna ciąża
może oznaczać samobójstwo.
Cisza.
– Nie mówiłem tego Malfoyowi, bo nie chciałem go dobijać,
ale z Chimerą też nie jest dobrze – mruknął Blaise takim tonem, jakby również
mówił o swojej żonie. – Jakaś dziewica orleańska obsmarowała ją w „Proroku…”
jako najgorsze i najpaskudniejsze miejsce na świecie, poczytaj, a zobaczysz,
jakie głupoty tam wypisuje. W dodatku ujawniła nazwiska naszych bardziej
znanych klientów i pewnie przez to przestaną do nas zaglądać! – Znów zaklął. –
Chyba to jakaś zasada, że dzieci śmierciożerców muszą mieć w życiu przesrane.
Teodor zastanawiał się nad tym, dopóki nie wrócił Draco. Coś
było w tym, co powiedział Zabini, jednak teraz nie chciał dłużej roztrząsać tej
myśli. Zwłaszcza kiedy po jego umyśle wciąż krążyła inna, o wiele bardziej
niepokojąca.
Dwie najważniejsze dla jego przyjaciół kobiety były
zagrożone. A on nie miał pomysłu, jak je uratować.
______________
Szybko, bo Wena się zjawiła i póki jest, chcę ją wykorzystać
w stu procentach. Wiecie, jak to jest w życiu: gdy coś się wali, nagle coś
innego znacznie się poprawia. Następny rozdział w przyszłym tygodniu, nie wiem,
czy akurat we wtorek, to się dopiero zobaczy.
Uczniom życzę miłej końcówki wakacji, do studentów uśmiecham
się znacząco.
Buziaki!
Powiem Ci, że wolałam, kiedy rozdziały były dłuższe :) Ale to ja ;).
OdpowiedzUsuńDobrze mi się czytało, nawet nie zorientowałam się, że zbliżam się do końca.
humf. Szkoda dziecka. I Draco, skoro zmądrzał. Ładnie rozwijasz relację Hermiony i Teodora, jestem szczerze zaciekawiona, co będzie dalej :)
Aa, skleroza nie boli. Już poprzednio miałam napisać, że chcę u siebie na komputerku PDF JJW :) ruda.dusza@gmail.com :) Będzie mi wygodniej przy magisterce ;)
Pozdrawiam,
Farfocel.
PS - znowu jestem pierwsza? :O
UsuńO, zmiana szaty graficznej :D Ładna! Jakaś taka bardziej pozytywna :)
UsuńBiedna Astoria, mam nadzieję, że za drugim razem się uda i będzie mały Scorpius, chodź chyba powinni trochę poczekać bo przecież Scorpius był w wieku Albusa, a tu się jeszcze James nie pojawił. Nie trawię tej całej Charlie, no po prostu nie trawię tej rudej małpy. Mimo to pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńTeodor coraz bardziej fantazjuje p Hermionie i chyba juz nie przestanie. Ciekawe, czy ma racje w tym swoim małym śledztwie. Biedna Astoria...
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńHej!
OdpowiedzUsuńKurcze, prawie się popłakałam jak czytałam o wątku z dzieckiem Astorii i Draco. Cóż, było do przewidzenia , że poroni, trzymasz się kanonu więc nie było opcji by w tej chwil Scorp się narodził, ale mimo wsystko było mi przykro.
Hermiona/Teo! <3 Boszzz jak ja kocham ten pairing w twoim wykonaniu! Te gesty, niby nic nieznaczące słowa, które później przypominają sobie, nieświadomie nakrywając się na tym, że wzajemnie o sobie myślą <3
Twój blog i styl pisania jest jak miód dla mojej strapionej duszy! Nawet ta cala Charlie mi nie przeszkadza. Serio! Wprowadza nieco pikanterii w całość, co daje świetny efekt! Widać, że wiesz czego chcesz i to realizujesz!
Dużo weny życzę i pozdrawiam
Dorothy
PS. Też uwielbiam Ojca Chrzestnego :)