28 maja 2020

17.

Ból głowy zaatakował ją, zanim jeszcze zdążyła otworzyć oczy.
Skrzywiła się i rozchyliła ciężkie powieki. Ujrzała kremową pościel, brzeg łóżka oraz rzeźbiony fotel stojący nieopodal. Z trudem uniosła się na łokciu i bardzo, bardzo powoli rozglądnęła. Pomieszczenie było duże, przestronne, a przez promienie słońca wpadające przez wysokie okna bardzo jasne. Zauważyła stos książek na biurku pod ścianą, nad nim natomiast wisiał portret jakiejś ładnej, ciemnowłosej kobiety.
Zamarła, gapiąc się tępo w nieokreślony punkt. Wspomnienia minionej nocy, wcześniej mgliście napływające do świadomości Hermiony, teraz uderzyły w nią z całą swoją mocą.
Butelka wódki, Montague, wirowanie w głowie, Irish Pub, pociąg… Skąd tam się wziął jakiś pociąg? Nieważne; ważne było to, gdzie teraz się znajdowała, bo na pewno nie w swoim mieszkaniu na Pokątnej.
Nott. Musiała być u niego w domu, tylko dlaczego, na miłość boską, ją tutaj zaciągnął?
– Boże… – wychrypiała.
Myślenie przyćmiewał okropny ból głowy, w dodatku znalazła się już na skraju pamięci i nie potrafiła przypomnieć sobie, co wydarzyło się po wejściu do tamtego pociągu. Metro… to musiało być metro. Do Notta jechało się metrem, a potem szło długą aleją aż do podwójnej bramy. Jednak ani tego, ani reszty drogi nie pamiętała.
Ostrożnie wygramoliła się z łóżka i od razu potknęła się o swoje buty, co prawie zakończyło się upadkiem. Kiedy odzyskała równowagę, odnalazła wiszący na krześle żakiet oraz torebkę; najważniejsze, czyli portfel i różdżka, były na swoim miejscu (gratulacje, Hermiono). Odetchnęła głęboko, starając się skupić. Słońce za oknem wisiało już całkiem wysoko, lecz bała się sprawdzić, która godzina.
Najwyższy czas się ewakuować.
Wyszła na palcach z pokoju i rozejrzała się po korytarzu, jakby robiła coś nielegalnego. Piętro było rozbudowane, znajdowało się tu kilka par drzwi, a bordowy dywan, którym wyłożono podłogę, znikał w dwóch kierunkach na rozwidleniu, prowadząc do innych części domu. Przestrzenie na ścianach niezajęte przez strzeliste okna przeznaczono na obrazy w pozłacanych ramach; ku zdziwieniu Hermiony nie wszystkie postacie na nich się poruszały. Na stolikach stały wazony ze świeżymi kwiatami, na jednym z nich lśniła wypolerowana waza wyglądająca na bardzo starą i bardzo drogą.
Hermiona oszołomiona tym nowym otoczeniem na chybił trafił wybrała pierwsze drzwi po lewej i na swoje szczęście trafiła tam, gdzie zakładała, czyli do łazienki. W olbrzymim lustrze ujrzała blade, z podkrążonymi oczami, niedomytym makijażem i potarganymi włosami, oblicze niedoszłej alkoholiczki.
Pochyliła się nad umywalką, usiłując zmyć ze swojej twarzy cały wstyd i hańbę, którą się okryła.
Czym prędzej wróciła do pokoju, wzięła stamtąd swoje rzeczy, po czym znów najciszej jak mogła ruszyła w stronę schodów. Z jednej strony miała nadzieję spotkać Teodora, przeprosić go, poprosić o dyskrecję, być może go zwolnić – albo zwolnić siebie – dowiedzieć się, jak to się stało, że tutaj wylądowała, a z drugiej obleciał ją strach nieporównywalnie większy do tego, który czuła chociażby podczas walki ze śmierciożercami w Departamencie Tajemnic. Bała się zobaczyć Notta, bała się tego, co powie, a najbardziej bała się tego, jak długo spała i czy w drodze do domu nie zwymiotuje, bo odkąd wstała, jej żołądek wykonywał przedziwne rewolucje.
Odnalezienie schodów zajęło więcej czasu, niż planowała, a w dodatku otaczający ją przepych powodował w niej dziwne onieśmielenie. Wiedziała, że Teodor pochodzi z zamożnej rodziny tak jak Draco Malfoy, jednak na co dzień nie było po nim tego widać – w przeciwieństwie do samego Malfoya, który przez całą szkołę epatował bogactwem przy każdej możliwej okazji. Teraz czuła się bardzo dziwnie, błądząc po korytarzach, których sam wystrój był warty prawdopodobnie więcej niż całe jej mieszkanie wraz z umeblowaniem.
Pokonała ledwie kilka stopni, kiedy usłyszała z dołu głos gospodarza.
– Nie drzyj się tak, Zabini, łeb mi pęka.
Zamarła z prawą stopą niżej od lewej. Jeszcze tego chama tu brakowało.
– Martwiliśmy się o ciebie – odpowiedział z przejęciem Zabini. – Miałeś zniknąć na pół godziny, a w ogóle się nie pojawiłeś.
– Martwiliście się tak bardzo, że zjawiasz się tutaj już o dziesiątej? Rzeczywiście wzruszające.
Dziesiątej?!
Hermiona osunęła się bezwładnie na stopień, na którym przed chwilą stała.
– No wiesz, Nott, nie tylko ty miałeś wymagającą noc. Zaraz jak wyszedłeś, wpadła do nas ta Charlie z biura Dracona.
– O?
Zaprzyjaźniliśmy się.
– Gratulacje.
– Dziękuję. No, przyznaj się, Nott, a ty z kim zabalowałeś?
Wstrzymała oddech, co okazało się bardzo złym pomysłem, bo zrobiło jej się bardziej niedobrze.
– W Dziurawym Kotle spotkałem Montague’a. Zagadał mnie, poszliśmy do CoCo, a tam trafiłem na znajomego, którego poznałem w Norwegii. Poszliśmy na piwo, potem na jeszcze jedno i jakoś tak czas zleciał.
Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom. Nie wygadał się? Była pewna, że przy pierwszej okazji pochwali się Malfoyowi i Zabiniemu, jak to jego szefowa, Pierwsza Szlama, Kujonka Nadzwyczajna, Królewna Gryffindoru się upiła.
– I nic nie wyrwałeś?
– Nie, Zabini, ja w przeciwieństwie do ciebie umiem utrzymać na wodzy to, co mam w spodniach.
Normalnie uśmiechnęłaby się na taką docinkę w stronę tego buraka, ale tym razem nie było jej do śmiechu.
Pogawędka mężczyzn przeniosła się gdzie indziej. Hermiona oparła głowę o ścianę, starając się uspokoić skołatane myśli i oddychać spokojnie i głęboko.
Nie wróciła na noc do domu, zamiast tego znajdowała się u swojego asystenta, przeklętego Teodora Notta, Ron pewnie się zamartwiał, co najgorsze – nie pamiętała wszystkiego, a to, co pamiętała, było niewyraźne i kompletnie ze sobą niepołączone. Przecież nie mogła zrobić nic głupiego! W stanie pełnej świadomości zachowywała się tak jak powinna zachowywać się osoba stojąca na czele całego departamentu, więc nie mogła przestać kontrolować się ot tak. Alkohol to tylko marna używka, ona była ponad to. Nie przejął kontroli nad jej ciałem, nad dobrze wyuczonymi ruchami i słowami, które przecież nie miały prawa uciec spomiędzy jej warg.
A jeśli…?
Boże.
Boże!
Ledwo powstrzymała jęk rozpaczy. Nie mogła się dłużej okłamywać: najpierw utraciła część kontroli, zgadzając się na propozycję Notta, potem kiedy przyjęła od niego kieliszek wódki i pozwoliła sobie na kolejny, i jeszcze jeden, i… Była w domu obcego mężczyzny. Prawdopodobnie spała w jego łóżku, biorąc pod uwagę znane książki na biurku. Jak mogła pozwolić na coś takiego? Poszła na miasto z Teodorem Nottem, upiła się z Teodorem Nottem i jeszcze spała u Teodora Notta!
Boże.
Dawno nie czuła takiego niesmaku do samej siebie.
Do tego wszystkiego jej żołądek chciał wywrócić się na drugą stronę, miała niemożliwie wręcz sucho w ustach i w dodatku drżała na całym ciele, choć wcale nie czuła chłodu. Czy mogło być gorzej?
Mogło.
Głosy znów się zbliżyły, tak bardzo, że przestraszyła się, że ktoś odkryje jej obecność. Nie miała jednak siły przełączyć się w stan gotowości, więc koniec końców nie poruszyła się ani o milimetr.
– Widzimy się jutro?
– Zobaczę, mam trochę roboty. Dam ci znać.
Głosy oddaliły się, a potem rozległ się dźwięk przypominający szum ognia w kominku.
– Brudku! – Tupot bosych stóp. – Co z Granger?
– Pół godziny temu jeszcze spała, sir – pisnął skrzat. – Czy mam sprawdzić?
– Nie, sam to zrobię.
Przez opóźniony czas reakcji Hermiona zdążyła jedynie zaczerpnąć głębokiego oddechu. Tup-tup i w jej polu widzenia pojawił się Teodor. Miał rozwichrzone włosy, ale spojrzenie jasne i bystre. Uniósł brwi na widok zdecydowanie rozbudzonej szefowej, skulonej żałośnie przy ścianie.
– Dzień dobry – rzekł z drwiącym uśmiechem na ustach. – Jak się spało?
Hermiona, już wystarczająco zażenowana, spłonęła rumieńcem.
– Nie kpij sobie – syknęła, zrywając się ze stopnia. Nie dała po sobie poznać, jak bardzo zakręciło jej się w głowie. – Upiłeś mnie, Nott.
– Ja? Przecież nie wlewałem ci wódki do gardła.
– Przestań. Dobrze wiesz, że gdyby nie twoje namowy, nie doszłoby do takiej sytuacji, ja bym nie… przedobrzyła, a ty… Jak w ogóle śmiałeś zaciągnąć mnie TUTAJ, zamiast odprowadzić do domu?
– Chciałem – odparł beznamiętnie Teodor, wkładając ręce do kieszeni dżinsów – ale ty wręcz przeciwnie, żeby Weasley się nie wkurzył.
– Co? – A więc to ona go namówiła? W duchu miała cichutką, jakże złudną nadzieję, że chociaż to zrzuci na niego. – Niemożliwe, na pewno nie…
– Po co miałbym kłamać?
– Nie wiem! Nie wiem, może chciałeś…
– Chciałem co? – spytał, gdy nie dokończyła. Zmrużył gniewnie oczy. – Wykorzystać cię? Zgwałcić? Ledwo trzymałaś się na nogach, a mnie nie kręci nekrofilia.
Hermiona czuła, że zaraz albo zemdleje, albo na niego zwymiotuje.
– Nie o to mi chodziło – mruknęła, gubiąc wzrok w stopniu, na którym trzymał stopę Teodor. – Nie wierzę, że mogłabym pozwolić na coś takiego, nawet pod wpływem alkoholu. Jestem w twoim domu, Nott.
– Wierz mi, nie uśmiechało mi się ciągnięcie tutaj ciebie pijanej przez całe miasto – odrzekł chłodno chłopak. – Masz o sobie za wysokie mniemanie, jeśli myślisz, że zrobiłem to z radością. Uparłaś się, żeby nie wracać do domu, bo Weasley się wścieknie, a ja nie chciałem dodatkowo komplikować sytuacji, więc zrobiłem, co kazałaś. W końcu jesteś moją szefową. – Ostatnie zdanie wypowiedział z tak kpiącym uśmiechem, że Hermiona zaczęła się zastanawiać, czy nie nadepnąć mu na tę stopę, w którą przed chwilą wpatrywała się z zażenowaniem. Żałowała, że nie założyła wcześniej swoich szpilek. – Pamiętasz w ogóle, co się działo?
– Mniej więcej – przyznała cicho. – Jakieś mgliste przebłyski. Ostatni to chyba wejście do metra…
– To i tak nieźle, zważywszy na to, w jakim stanie byłaś. Może nawet lepiej, że nie pamiętasz reszty. – Dostrzegł jej przerażone spojrzenie i znów się uśmiechnął, lecz nie drwiąco jak poprzednio; z rozbawieniem, jakby opowiadał o największej przygodzie życia. – Spokojnie, oprócz tego, że po drodze wylądowałaś na tyłku i musiałem trzymać ci włosy nad toaletą, to byłaś grzecznym Gryfiątkiem.
Hermiona jęknęła głośno.
– O nie…
Teodor tylko wzruszył ramionami.
– Nie przejmuj się, każdy musi przejść taki chrzest. Ja zaliczyłem swój w wieku piętnastu lat, więc nie jest z tobą najgorzej. Choć w sumie zależy, z której strony spojrzeć. – Dziewczyna nie odezwała się. Zastanawiała się, czy można bardziej się upokorzyć, ale natychmiast odpowiedziała sobie, że pobiła wszelkie rekordy. – Chodź, napijesz się czegoś.
– Nienienienie, już i tak za długo tutaj jestem – spanikowała. Nie chciała spędzić tu ani minuty dłużej, ani w tym domu, ani w obecności Teodora. Przytrzymała się balustrady i założyła szpilki na obolałe stopy. – Jest późno, a ja nie dałam nikomu znać, co się ze mną dzieje. – Chciała powiedzieć coś o dyskrecji, poprosić, by wszystkie wydarzenia zeszłej nocy zostały między nimi, ale spojrzenie szarych oczu było tak przeszywające, a co najgorsze przepełnione niepokojem, że zdołała wydusić z siebie tylko: – Do poniedziałku.
– Granger, poczekaj… – ale ona już go wyminęła i chwiejąc się lekko na nogach, niemal zbiegła po schodach. Na dole spotkała Brudka. Miał roześmiane oczy, zachwycony możliwością goszczenia kogoś w tej wielkiej, ponurej posiadłości.
– Panienka już wychodzi? – spytał, miętosząc w łapkach niebieski fartuszek, którym był obwiązany w pasie. – Na śniadanie są naleśniki!
– Przepraszam, ale bardzo się spieszę, Brudku, do widzenia – wykrztusiła i wyszła.
Prawie biegła żwirowaną dróżką, mimo że wysokie buty oraz pozostałe we krwi promile skutecznie utrudniały jej poruszanie się. Dopiero gdy znalazła się za żelazną bramą, zatrzymała się i ukryła twarz w dłoniach.
Porażka. Hermiona „Porażka” Granger.
Gdyby tylko nie zgodziła się na ten niedorzeczny pomysł pójścia na wódkę, gdyby tylko stanowczo odmówiła Teodorowi, zamiast grać w jego grę, gdyby tylko wybrała pracę jak za każdym razem od sześciu lat... Gdyby tylko nie spodobała jej się jego beztroska, gdyby tylko zdusiła w sobie chęć zasmakowania czegoś więcej, tego zakazanego dla niej owocu, który wyciągnięto w jej stronę. Gdyby tylko nie ujął jej jego sposób bycia i to, jak odbierał życie.
Gdyby tylko wciąż patrzyła na niego tak jak dwa miesiące wcześniej.
Przełknęła ślinę i zwalczyła przemożną chęć dania sobie po twarzy.
Upewniła się, że wokół nie ma żadnej żywej istoty oprócz ćwierkających wesoło ptaszków i błagając swój żołądek, by na moment się opanował, teleportowała się w swoje stałe miejsce aportacji nieopodal Dziurawego Kotła. W zaułku jednak nie wytrzymała i oparłszy się o ścianę, wyrzuciła z siebie resztki poprzedniej nocy. Otarła łzy rękawem żakietu.
– Jestem tragiczna – chlipnęła do siebie.
W pubie zastała tylko barmana oraz miotłę zmywającą podłogę. Przemknęła się na tyły lokalu i wziąwszy głęboki oddech, przeszła na Pokątną.
Tak jak się spodziewała, przed południem na ulicy panował gwar. Tłumy przepychały się przed witrynami sklepów, dzieci objadały się lodami, a nad głowami pohukiwały sowy. Szkarłatna Chimera zasnęła; bez swoich świateł nie przyciągała wzroku tak bardzo jak o zmierzchu.
Może i Hermiona poczułaby gniew, spoglądając w stronę klubu, ale była za bardzo zażenowana i zestresowana własnymi problemami, by zaprzątać sobie głowę kimś tak obrzydliwym jak Blaise Zabini (który nie potrafi utrzymać na wodzy tego, co ma w spodniach).
W stronę domu szła ze spuszczoną głową, czerwona jak piwonia, przeklinając w myślach swoje szpilki stukające głośno o chodnik. Miała nadzieję, że w wieczornym wydaniu "Proroka Codziennego" nie znajdą się żadne nowinki z zabawowego życia panny Granger – to byłoby ostatecznym ciosem, po którym na pewno by się nie pozbierała i prawdopodobnie musiałaby opuścić kraj.
W bramie kamienicy zatrzymała się na chwilę, by pomyśleć. Oparła się o ścianę koło drzwi do mieszkania dozorczyni.
– Co ja mam mu powiedzieć? – szepnęła do siebie z rozpaczą. Przecież jej tego nie wybaczy. Nigdy nie zdarzyło jej się nie wrócić na noc, a już na pewno nie w takim stanie. W potarganych włosach, niedomytym makijażu, śmierdząca alkoholem.
Powstrzymała się przed ponownym ukryciem twarzy w dłoniach.
Jak mogłam tak bardzo się poniżyć…
W końcu zebrała się na odwagę i zaczęła wspinać po schodach, w głowie układając, co powie Ronowi. Czuła się jak w pierwszej klasie, kiedy wcisnęła nauczycielom bajeczkę o trollu, by ratować chłopaków.
Tyle że teraz miała kłamać nie w szczytnym celu, bo owszem, ratowała, ale siebie.
W torebce znalazła klucze i ze strachem wślizgnęła się do mieszkania. Miała jeszcze nadzieję, że Ron jest w sklepie, jako że salon okazał się pusty, ale na dźwięk otwieranych drzwi wejściowych z sypialni wypadł rudzielec. Na widok dziewczyny wyraźnie odetchnął z ulgą.
– Merlinie, tak się martwiłem – jęknął i wziął ją w ramiona. – Myślałem, że przez tę naszą sprzeczkę jesteś w biurze, żeby nie znosić roboty do domu, ale kiedy rano cię nie było... Boże, jak ty śmierdzisz alkoholem! – Ron odsunął się na odległość wyciągniętych ramion, krzywiąc się. – I papierosami! Hermiono, gdzieś ty była?
Spuściła głowę, znów czując na twarzy uderzenie gorąca.
– No... nie w biurze – wymamrotała niemal szeptem.
– Byłaś na imprezie.
– Nie! To znaczy... nie do końca...
O dziwo, zamiast zezłościć się, zwymyślać ją i torturować słownie przez następny tydzień, jak ona na pewno by zrobiła w odwrotnej sytuacji, Ron wybuchł śmiechem.
– Niech zgadnę. – Jego niebieskie oczy błyszczały rozbawieniem. – Abigail?
Hermiona zamrugała szybko i w jednej sekundzie podjęła decyzję.
– Skąd wiesz?
Ron nie przestał się uśmiechać.
– Wiedziałem, że w końcu sprowadzi cię na złą drogę – powiedział. – Nie rozumiałem, jakim cudem zaprzyjaźniłyście się na szkoleniu, bo jesteście kompletnie różne, i w życiu bym nie pomyślał, że to ona zaciągnie cię na alkohol, a nie ty ją do poradni leczenia uzależnień!
Hermiona uśmiechnęła się niemrawo, ale Ron odebrał to chyba jako efekt przeżycia hojnie zakrapianej nocy, nie skąpej umiejętności kłamania.
– Przepraszam – bąknęła. – Mogłam cię uprzedzić.
– Mogłaś, ale najważniejsze, że dobrze się bawiłaś. – Pocałował ją w czubek głowy. – Pewnie spałaś u niej?
Pokiwała głową.
– Wiesz, aż wstyd się przyznać, ale, no, przedobrzyłam z alkoholem... i...
Teraz już Ron wyglądał, jakby miał się posikać ze śmiechu.
– Upiłaś się.
– Wcale nie! No, nie do końca… To znaczy… Przestań, Ron! Gdybym policzyła wszystkie razy, kiedy ty wróciłeś do domu, śmierdząc jak cała butelka ognistej whisky…
– Nie denerwuj się, Hermiono – przerwał jej tyradę, zanim na dobre się rozkręciła. – Każdemu się zdarza.
– Mnie się nie zdarza.
– No tak, to tylko jeden raz.
Zazwyczaj przekomarzania z Ronem bawiły ją i były dobrym pretekstem do dania mu soczystego buziaka w ramach „kary” za denerwowanie jej, ale tym razem sam widok ust rozciągniętych w uśmiechu oraz dźwięk ironii w głosie sprawiały, że miała ochotę wyjść, trzaskając drzwiami.
Nie możesz denerwować się na niego za to, że sama zawaliłaś, powiedziała sobie stanowczo.
Westchnęła ciężko, spuściwszy głowę. Ron przytulił ją mocno.
– Zjedz coś porządnego i idź spać, a ja wyślę sowę do Harry'ego, że jednak fałszywy alarm – powiedział w jej włosy.
– Byłeś u Harry'ego? – zdziwiła się.
– Taak, chciałem sprawdzić, czy może Ginny nie zaciągnęła cię na babskie pogaduszki. – Babskie pogaduszki? Hermiona lubiła wpadać do siostry Rona na kawę, ale ostatnio zdarzało się to coraz rzadziej, a prawdziwe babskie pogaduszki z kolorowymi drinkami oraz fajną muzyką w tle miały na wieczorze panieńskim Weasley kilka lat temu. Zdecydowała, że tego Ron nie musiał wiedzieć. – Kiedy okazało się, że jednak nie, od razu wróciłem do domu, gdybyś nagle się zjawiła.
Jej niespodziewana irytacja nagle zmalała. Objęła go ciaśniej za szyję i pocałowała z czułością.
Dopiero pod prysznicem, kiedy zmywała z siebie wspomnienia ostatnich godzin, uderzyło w nią, co tak naprawdę zrobiła. Dobił ją moment, w którym zbierała swoje rzeczy, by wrzucić je do kosza na pranie. Jej bluzka pachniała męskimi perfumami, zdecydowanie nienależącymi do Rona. Przez jej umysł przepłynął obraz Notta wirującego z nią w tańcu… a potem zniknął tak szybko jak się pojawił, pozostawiając po sobie jeszcze większą pogardę.

***

Kochana Abigail,
Muszę Cię o coś prosić…

***

Następnego dnia wybrali się na obiad do Potterów. Zaproszenie otrzymali już tydzień wcześniej, a Ron zgodził się za nich oboje, więc Hermiona nijak mogła się wymigać, by ukryć się w swoim gabinecie z aktami pani O’Connell.
Ty też jesteś moją rodziną, powiedział jej ostatnio Harry i tylko to sprawiało, że nie szła tam jak na ścięcie.
Całą sobotę przeleżała, bo i tak nie potrafiła się na niczym skupić, nie z takim bólem głowy. Dopiero wieczorem udało jej się rozłożyć na biurku dokumenty, którymi miała zająć się w piątek, ale ledwo cokolwiek zrobiła, z nóg ścięło ją zmęczenie i znów się położyła, tym razem na dobre. W niedzielny poranek obudziła się rześka oraz wypoczęta, i wprost nie mogła doczekać się, aż nadrobi wszystko, co powinna była zrobić wcześniej.
Ale potem zerknęła do Kalendarza i poczuła się zdradzona przez samą siebie.
Dlatego teraz siedziała, grzebiąc w potrawce z kurczaka i zastanawiając się jednocześnie, jak wiele zdąży zrobić, jeśli wyjdą stąd o osiemnastej.
– I jak ci smakuje?
O sekundę za długo zajęło jej zorientowanie się, że Ginny mówi do niej.
– Pyszne – zapewniła z uśmiechem Hermiona, na co Harry wydał z siebie jakiś dziwny odgłos.
– Nie przejmuj się, świetnie gotujesz, po prostu jeszcze ją trzyma – powiedział i razem z Ronem ryknęli śmiechem.
Hermiona spłonęła rumieńcem. Kątem oka dostrzegła, że Ginny uśmiechnęła się, ale uśmiech ten zniknął, gdy tylko zobaczyła zażenowaną minę przyjaciółki.
– Zamknijcie się – syknęła do chłopaków. – Mam policzyć, ile razy wy spaliście do południa bynajmniej nie z przepracowania?
To zamknęło im usta, choć wcale nie starło rozbawionych min.
Ginny naprawdę dobrze gotowała i Hermiona bardzo chciała jej to powiedzieć, ale przy tych głupkach wolała się nie odzywać, by nie sprowokować kolejnej okazji do natrząsania się z niej. Po obiedzie zaoferowała pomoc w sprzątaniu ze stołu. Kiedy wkładały do zlewu brudne naczynia, zatrzymała na moment przyjaciółkę.
– Jak jest między wami? Poprawiło się coś? – szepnęła.
Ginny odgarnęła za ucho niesforny kosmyk i uśmiechnęła się pogodnie.
– W piątek nie dość, że wrócił wcześniej niż zwykle, to jeszcze dostałam od niego kwiaty – odparła. Hermiona automatycznie zerknęła w kierunku jadalni, gdzie na stole pysznił się wielki bukiet czerwonych róż. – I w ogóle w tym tygodniu jest jakiś spokojniejszy. Mniej mówi o pracy, a więcej o nas. Chyba… chyba go odzyskujemy.
Hermiona odczuła ulgę. Bardzo nie chciała, by przez pracę w ministerstwie małżeństwo jej przyjaciół się popsuło, skoro jej własny związek pękał przy podstawach. Kiedyś by powiedziała, że cóż, najważniejszy jest samorozwój, a Ginny po prostu musi zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać, ale teraz…
– Naprawdę w piątek aż tak zabalowałaś? – spytała z uśmiechem Ginny. Hermiona tylko spuściła zawstydzona wzrok. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłyśmy na zwykłym drinku, a tutaj całonocna eskapada po Londynie. Prawie cię nie poznaję.
Hermiona przepchnęła się do zlewu.
– Ja zmywam, ty wycierasz.
– Daj spokój, później pozmywam…
– Nie. – Ton Hermiony był tak natarczywy, że Ginny aż uniosła brwi. – Przepraszam. Po prostu… nie mówmy już o tym, dobrze? Wystarczy, że chłopaki się ze mnie śmieją.
– I jeszcze długo będą – zapewniła ją Ginny. Świetnie. – Szkoda, że nie dałaś znać, może bym do was dołączyła.
– O tak, w twoim stanie.
– Przecież nie piłabym alkoholu. Przerwa od szarej codzienności jest zalecana nawet kobietom w ciąży. Nie przejmuj się tak – dodała, kiedy Hermiona tylko zacisnęła usta. – Tobie też się coś należy od życia, a nie ciągła harówka w ministerstwie.
Hermiona nie mogła już dłużej znieść tej rozmowy. Żałowała, że w ogóle tu przyszła. Ona uwielbiała tę harówkę w ministerstwie. Uwielbiała swój gabinet i spotkania z Ministrem Magii. Uwielbiała rozmawiać ze współpracownikami o kolejnych zadaniach. Uwielbiała, gdy jej słuchano. Uwielbiała czuć się potrzebna. Uwielbiała tę cholerną harówkę.
– Dobrze, że udało jej się namówić cię na wyjście – kontynuowała beztrosko Ginny. – Zwłaszcza teraz, kiedy wieczory są jeszcze ciepłe. Co tam u niej? Dalej jest z tym facetem?
– Nie wiem – wymamrotała Hermiona. Nie była w stanie dłużej brnąć w to kłamstwo, zamiast tego czuła coraz większą potrzebę ucieczki. I to jak najdalej.
– Jak to: nie wiesz? Przecież gdy ostatnio spotkałyśmy się we trójkę, Abigail przez pół godziny o nim nawijała. Nie wierzę, że nie powiedziała ani słówka na jego temat.
Hermiona podniosła na Ginny udręczone spojrzenie. A na nią spłynęło zrozumienie.
– Nie byłaś w piątek z Abigail.
– Nie.
– Więc z kim?
Nie mając już siły walczyć, odpowiedziała cicho, cichuteńko, jakby wypowiadała jakieś tabu:
– Z Nottem.
– Z Nottem?! – syknęła Ginny tak głośno, że aż rzuciła okiem w stronę salonu, gdzie siedzieli chłopcy. Odwróciła się znów do przyjaciółki. – Z Nottem? Hermiono, czyś ty oszalała?
– Namówił mnie na wódkę, a ja przedobrzyłam, to wszystko – usprawiedliwiła się szybko Granger, choć wiedziała, że to żadne usprawiedliwienie. Jak mogła wybrać szlajanie się z Nottem po nocy, zamiast szybkiego skończenia pracy i powrotu do domu? Do domu, w którym ktoś na nią czekał, ktoś, z kim przeżyła swoje największe wzloty i upadki, ktoś, kto ją kochał? Była beznadziejna. – Nic się nie wydarzyło, naprawdę. Urwał mi się film, podobno prosiłam go, żeby nie odprowadzał mnie, bo Ron się wkurzy.
– Bo wkurzyłby się. Jak cholera.
– Ginny, proszę – jęknęła błagalnie Hermiona. – Byłam pijana, byłam… Wiesz, że nigdy by do czegoś takiego nie doszło, gdyby nie alkohol. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, Nott zamówił butelkę wódki, potem poszliśmy jeszcze do pubu i tam zrobiło mi się słabo, nie wiedziałam, co się dzieje, nawet tego nie pamiętam. Boże, czuję się z tym okropnie, nie mam pojęcia, jak mogłam do tego dopuścić.
Plątała się w zeznaniach, więc urwała. Ginny przez cały czas obserwowała ją z uwagą. W końcu zapytała tylko:
– Nie zrobiłaś nic głupiego?
– Nie! – Nie licząc tego, że w ogóle opuściła ministerstwo w towarzystwie Notta. – Nie, skąd, ja nigdy… nigdy bym… nawet pijana. Nott to zresztą potwierdził, dając mi przy okazji jasno do zrozumienia, że też się mnie brzydzi.
Kolejne kłamstwo.
Ginny westchnęła.
– To trochę nie w porządku wobec Rona.
– Wiem. – Hermiona spuściła wzrok. Wiem.
Ginny popatrzyła na zmniejszającą się stertę naczyń.
– Dobra, resztę już dokończę. Chodź, wracamy do chłopaków.
Hermiona wytarła dłonie w ścierkę i podążyła za przyjaciółką, czując do siebie obrzydzenie tak wielkie, jakby rzeczywiście była nic niewartą szlamą.

***

– Zjadłbym coś – rzucił Ron, zaglądając do lodówki.
Hermiona akurat wyszła z gabinetu, żeby zrobić sobie kawę. Było zdecydowanie za późno na kofeinę, ale ona miała jeszcze masę robotę, a poniedziałek zapowiadał się naprawdę nieciekawie pod kątem nowych obowiązków. Obiecała sobie, że odeśpi to w następny weekend.
– Przecież przed chwilą jadłeś – zauważyła. U Potterów zostali jeszcze na kolacji. Ginny utrzymywała pozory, jakby nic się nie zmieniło po rozmowie w kuchni, ale Hermiona dostrzegała w jej spojrzeniu coś nowego: dezaprobatę.
Nie mogła patrzeć jej w oczy.
– No i co z tego? – Ron przygotował sobie kanapki, z którymi ruszył do sypialni. – Idziesz?
– Chcę jeszcze trochę posiedzieć – odparła przepraszająco.
Twarz Rona pociemniała.
– Jasne. Ale nie każ mi na siebie czekać.
Zniknął za drzwiami.
Hermiona oparła się o blat i ukryła twarz w dłoniach.
Musiała wziąć się w garść.
Wzięła głęboki wdech. Na liście rzeczy do zrobienia wciąż zostało kilka pozycji, a następnego dnia miało odbyć się wystąpienie Brudka. Popatrzyła w stronę sypialni.
Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Wróciła z kawą do gabinetu.
Zanim na dobre zanurzyła się z powrotem w pracy, przez jej głowę przeleciało wspomnienie z piątkowego wieczora. Starała się, naprawdę starała się przez cały dzień o nim nie myśleć, wyrzucić go daleko poza granice swojego umysłu. Wspomnienie było niepozorne, bo składające się z jednego wypowiedzianego przez Teodora zdania. I iskry w jego oczach.
Bądź tą marzycielką, która czytała Szekspira w bibliotece, podczas gdy podręcznik do eliksirów leżał zamknięty obok.
Rzeczywiście tak robiła. Podkulała nogi i siadała na wielkim parapecie w hogwarckiej bibliotece. Często ściągała buty, żeby było jej jak najwygodniej. Od okien zawsze wiało, nawet jeśli próbowała zaradzić jakoś na to zaklęciem. Początkowo starała się przykuć uwagę do receptur kolejnych mikstur, ale nie mogła walczyć sama ze sobą.
Więc otwierała Hamleta, Króla Leara, Tragedię Coriolanusa i zapominała o bożym świecie.
A Teodor o tym doskonale wiedział.
Bo ją obserwował.
Może zza regału? Może po prostu siadał nieopodal? A może wcale się jej nie przyglądał, tylko raz jeden przeszedł obok i to zauważył?
Może. Może…
Głos w jej sercu szeptał, że sama nie chciała, by to był przypadek, jednak kazała mu się jak najszybciej zamknąć.
_______________
Wszystkiego najlepszego dla mnie, a to jest mój prezent dla samej siebie.
Rozdział przechodził wiele poprawek, jego początek powstał w 2017 roku, i teraz bardzo się starałam, żeby jakoś wyszło, choć jeszcze miesiąc temu wkurzałam się do mojego chłopaka, że boże święty, chcę wystrugać laleczkę, a wychodzi kanciasta bryłka, JAK ŻYĆ.
Nie przejmować się i pisać. Tak żyć.
Buziaki.

8 komentarzy:

  1. Cuuuuuuuudo <3 jak ja za tym tęskniłam *u*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Chociaż gdyby nie grupa na Facebooku, to nie wiem czy spojrzałabym tutaj w najbliższym czasie. Jakiś czas temu straciłam nadzieję na kolajne rozdziały :(. Na szczęście jesteś! :D
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super. Opowiadanie znalazlam niedawno ale wciagnelo mnie mocno, widac ze warto czekac na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak cudownie znowu czytać Twoją pracę! Odnoszę wrażenie, że wypad Notta i Hermiony na wódkę może być pewnym przełomem (taką przynajmniej mam nadzieję). Niby ma swoje poukładane życie, ale widoczne gołym okiem są skazy, które coraz bardziej będą wychodzić na powierzchnie. Ron zapewne nie wytrzyma, no bo ile można znosić bycie po raz kolejny na drugim miejscu? Zasługuje jednak na kogoś dla kogo będzie na pierwszym miejscu i nie będzie musiał stawiać ultimatum albo on albo praca.
    Mam tylko naprawdę szczerą nadzieję, że Nott nie wywinie nic głupiego. Widać jego rozdarcie między przyjaciółmi a pracą (ehkm, Hermioną) i obawiam się, że sprawi to pewne komplikacje w przyszłości.
    Anyways, życzę weny, jak najwięcej weny i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam w mailu - o wiele cudowniej jest widzieć starych Czytelników Wyjątku! <3
      Dziękuję!

      Usuń
  5. No czeeeeść.
    Czekałam z komentarzem, bo odświeżałam sobie całą historię.
    Odświeżyłam.
    I zanim się zorientowałam, że 18 dopiero przed nami, to miałam takie: ALE CZEMU MI SIĘ TO NIE OTWIERA?
    Po rocznej przerwie (z ramienia magisterki przestałam czytać blogi) powiem Ci jedno.
    Twoje historie chyba nigdy mi się nie znudzą.
    Uwielbiam Twojego Notta w każdej postaci. I chociaż coś tam memłałam o tym, że za szybko - nie, naprawdę podoba mi się sposób prowadzenia tej historii.

    Standardowo, błędów nie przyuważyłam :)

    Ponownie: Cieszę się, że wróciłaś do tego opowiadania. Bardzo mi go brakowało :)

    Z serdecznymi pozdrowieniami i życzeniami Weny :)
    Farfocel ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No heeeej.
      Strasznie miło widzieć znajome nicki! Dziękuję za komentarz i miłe słowa, 18 pojawi się do wieczora, także stała czujność :D
      Buziaki!

      Usuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.