– To nie
wygląda dobrze.
– Co ty nie
powiesz.
– Nie bądź dla
mnie taki niemiły, Draco, bo powiem Astorii, że w Hogwarcie rwałeś Dafne jak
świeże wiśnie i dopiero dzięki mojej sugestii zwróciłeś uwagę na jej siostrę.
Malfoy w
odpowiedzi prychnął i wyrwał Teodorowi dokument.
– Co robimy z
tym gównem? – mruknął, chowając kartkę pod stertę papierów.
– Nie mam
pojęcia.
– Nie po to ci
to pokazałem, żebyś wzruszył ramionami i powiedział, że cię to nie obchodzi.
– Nic takiego
nie powiedziałem, Malfoy – zaprzeczył stanowczo Teodor. Oparł się o biurko i
wcisnął ręce do kieszeni. – Powiedziałem tylko, że nie wiem, jak pomóc Zabiniemu.
To nie moja wina, że ma na pieńku z Granger.
Draco wywrócił
oczami.
– Naprawdę każesz
mi to sobie wytłumaczyć?
– Nie krępuj
się.
Teodor czerpał
dziką satysfakcję z oglądania zdenerwowania swojego przyjaciela. Patrzył na
niego wyczekująco.
– To twoja
szefowa, na pewno możesz z nią… pogadać.
Roześmiał się
głośno.
– O tak – rzucił
ironicznie. – „Słuchaj, Granger, wiem, że chcesz oskarżyć mojego kumpla o
wywieranie negatywnego wpływu na środowisko czarodziejów, ale byłoby miło,
gdybyś jednak tego nie zrobiła. Dlaczego? Och, to proste. On wcale nie gorszy
małoletnich czarodziejów!”
– Przecież
tego nie robi! – zawołał Malfoy, wyrzucając ręce w górę.
– Wiem, że nie
robi, ale do Granger nie przemówisz – wyjaśnił cierpliwie Teodor. – Pamiętaj,
że ona stoi na straży prawa, sprawiedliwości, moralności…
– Jasne, a
ciekawe kto woli ratować skrzaty od biednych sierot tkwiących w mugolskich
sierocińcach.
– Naprawdę ona
ma takie priorytety?
Teodor jakoś
nie mógł w to uwierzyć. Wiedział już o zaangażowaniu Granger w sprawy
zniewolonych magicznych istot, zwłaszcza skrzatów domowych, jednak nie wydawało
mu się, by stawiała je ponad cierpienie młodych czarodziejów niemających nawet
pojęcia o swoim pochodzeniu. Ona też przez jedenaście lat nie zdawała sobie
sprawy, do którego świata przynależy. Zbyt wiele łączyło ją z tymi sierotami,
by zostawiła je same.
– Tak mówią –
mruknął Draco.
– No proszę.
Czy powinienem wiedzieć co jeszcze na jej temat, zanim oznajmię, że jestem tu
legalnie?
Malfoy uniósł
brew.
– Co?
– Dzisiaj rano
dostałem wyniki owutemów.
– Zdałeś i mi
nie powiedziałeś? – spytał z wyrzutem. Teodor znów wzruszył ramionami.
– Właśnie to
zrobiłem.
– Nott, trzeba
to oblać.
– Czy ty
zawsze umiesz znaleźć okazję do tego, żeby się urżnąć?
– Ja się nie
urzynam. Ja przedobrzam.
Przerwali, gdy
do gabinetu wkroczyła Charlie. Obdarzyła Teodora zniewalającym uśmiechem,
któremu towarzyszyło przeciągłe spojrzenie zielonych oczu.
– Cześć, Teo.
– Cześć. – Odepchnął
się od jej biurka i zerknął na Malfoya bacznie przypatrującego się całej
scenie. – Jak leci?
– Ciężko. Mamy
aferę w dziale komunikacji naziemnej, jakiś podróżny „przez przypadek” wsadził
do jednego z naszych pociągów mugola. Chyba przekażemy tę sprawę waszym.
– Chyba na
pewno. To podpina się pod paragraf czterdziesty piąty artykułu drugiego
Kodeksu… Czy ty się ze mnie śmiejesz? – syknął, kiedy chrząknęła znacząco.
– Jak możesz
pracować dla Granger zamiast z Granger?
– Patrzyła mu prosto w oczy tak głęboko, że aż poczuł się nieswojo. – Jest
różnica między byciem jej asystentem a sędzią, urzędnikiem, aurorem…
– Myślę, że
nie należy porównywać tych stanowisk – stwierdził Teodor, wzruszywszy
ramionami, choć tak naprawdę ta uwaga nieco go dotknęła. – Każda z tych osób
zajmuje się czymś zupełnie innym, papierki, rozprawy, praca w terenie… Zresztą,
jakby nie patrzeć, jestem bliżej niej niż jakikolwiek inny… O Morgano,
jesteście beznadziejni – orzekł z niesmakiem, gdy Charlie i Draco zgodnie
parsknęli śmiechem. – Wracam do pracy.
– Stewart,
wybierzesz się dzisiaj z nami do Chimery? – zaproponował Malfoy. – Nott ma
ochotę się urżnąć.
– Mam ochotę
strzelić ci w pysk.
– Jasne, czemu
nie? – Mówiąc to, Charlie patrzyła na Teodora. – O której?
– Powiedzmy: o
osiemnastej trzydzieści. – Draco popatrzył po kolei na obecnych. – Wszyscy
powinniśmy się wyrobić z robotą.
– Brzmi
nieźle. – Charlie uśmiechnęła się subtelnie. – Do zobaczenia, Teo.
Nott dopiero
po wyjściu z ich biura przypomniał sobie, że picie z Draconem i Zabinim raczej
nie może dobrze się skończyć.
A, niech się
dzieje, co chce.
Hermiony nie
było w Ministerstwie od rana, załatwiała na mieście jakieś ważne dla Departamentu
sprawy, więc Teodor nie miał kiedy przekazać jej teczki z wynikami owutemów. A
że zdał je, wiedział właściwie już od zakończenia egzaminacyjnego maratonu. Bez
większego problemu wypełnił wszystkie polecenia pisemne, testy praktyczne
również poszły mu nieźle, w dodatku czuł, po prostu miał przeczucie, że wyniki
go zadowolą. Był z siebie naprawdę dumny – w końcu trzy Wybitne i dwa Powyżej
Oczekiwań to naprawdę coś – i wiedział, że Granger również to doceni.
Zostawił
teczkę na jej biurku. W gabinecie jak zwykle panował nienaganny porządek, a
świeże kwiaty w wazonach roztaczały przyjemną woń. Przez okno wpadały do środka
promienie słońca, chociaż tak naprawdę tego dnia londyńskie niebo płakało nad
miastem. Na blacie leżały równo poukładane pliki dokumentów, pieczątka
ministerstwa, takie same czarne długopisy i pióra z niebieskim atramentem.
Kalendarza nie było, pewnie wzięła go ze sobą. Teodor coraz bardziej utwierdzał
się w przekonaniu, że Christina nie przesadzała, pisząc, że to coś, z czym
szefowa nigdy się nie rozstaje. Zaczął układać w głowie plan sprawdzenia
ostatnio opracowanej hipotezy: czy straci dłoń, jeśli dotknie Kalendarza?
Odpowiedź na to pytanie coraz bardziej go ciekawiła.
Hermiona
zostawiła mu listę tego, co ma zrobić podczas jej nieobecności. Najgorszy punkt
– rozmowę z Carterem na temat postępów w sprawie prowadzonej przez Burke’a –
odbębnił z samego rana, kiedy zbawienna dawka kofeiny przyjmowana przed pracą
pozwoliła mu nie zdenerwować się, gdy tylko zobaczył te zrośnięte nad nosem
brwi. Załatwił to, co miał załatwić z ramienia szefowej departamentu, i jak
najszybciej się oddalił. Wiedział, że Carter mógł mu teraz naskoczyć: nie dość,
że Minister Magii o wszystkim wiedział, to jeszcze spełnił jedyne postawione
przed nim wymaganie, czyli zdanie owutemów na wysokim poziomie. Tamtego dnia
nie chciał jednak się denerwować, miał zbyt dobry nastrój, by go marnować.
Polecenia
Granger nie były nie do zrobienia, lecz ich ilość przytłaczała. Niektóre, jak
spotkanie z Carterem, wymagały od Notta więcej wysiłku, załatwienie innych
spraw trwało pięć minut. Wycieczkę do archiwów odłożył na sam koniec, zwłaszcza
że Hermiona w sumie nie określiła, kiedy chce dostać wymienione dokumenty… a
jemu do podziemi ministerstwa było wyjątkowo nie po drodze.
Przez cały dzień
czuł się dziwnie. Dziwnie… osamotniony. Od początku pracy tutaj zawsze
towarzyszyła mu świadomość, że za ścianą ktoś jest, ona – teraz przepełniał go dziwny niepokój i niepewność. Jakby cały
czas stąpał po kruchym lodzie, jakby wykonywał swoje zadania nie tak, jak
powinien, jakby zaraz miało się zdarzyć coś, na co nie jest przygotowany. Z
ulgą opuszczał biuro, to idąc na lunch, to w celu odhaczenia kolejnej pozycji z
listy. Gdy wieczorem zjawił się u niego Draco, zwarty i gotowy do wyjścia,
Teodor został wystawiony na potężną próbę.
– Nie ma jej?
– Malfoy zagwizdał cicho. – Co ty tu jeszcze robisz?
– W jakim
sensie?
– Nie kusi
cię, żeby pokrążyć trochę po jej gabinecie?
Nott doprowadzający
do ładu swoje biurko popatrzył na niego z politowaniem.
– Nie przyszło
ci do głowy, że jestem tu od tego, by podczas jej nieobecności nikt się tam nie
kręcił?
– No właśnie:
masz nikogo nie wpuszczać, co nie znaczy, że sam nie możesz tam wchodzić. – Pokrętna
logika. Nie zdążył powiedzieć tego na głos, ponieważ Draco nachylił się do
niego i dodał konspiracyjnie: – Może mógłbyś dowiedzieć się, co jeszcze planuje
względem Chimery. Albo kto jest głównym oskarżycielem z Wizengamotu.
Dłonie
porządkujące dokumenty zamarły w powietrzu.
– Nie, Malfoy,
to nie w porządku. – Teodor schował akta do odpowiedniej szuflady i zasunął ją
z hukiem. – Zresztą, na pewno ma zabezpieczenia przed nieproszonymi gośćmi.
Jest zbyt ważna, by to bagatelizowała.
– Nie wiesz
tego – zauważył triumfalnie Draco.
– Ale
podejrzewam.
– Co ci
szkodzi? – drążył. Na chwilę na jego twarz powrócił ten charakterystyczny,
iście ślizgoński wyraz.
– Malfoy, czy
do ciebie nie dociera, że tak się po prostu nie
robi? – warknął ze złością Teodor, raz na zawsze odrzucając od siebie
wyobrażenia odkrycia wszystkich sekretów Hermiony Granger i, być może,
uratowania Chimery, w której z każdym kolejnym wieczorem w niej spędzonym czuł
się coraz lepiej. – To niemoralne, nieuczciwe i nielojalne.
– Wobec kogo? –
rzucił wyzywająco Draco. – Wobec szlamy?
Nie spodziewał się, że te słowa
tak w niego uderzą. Wpatrywał się w Dracona z niedowierzaniem, czując rosnący w
nim gniew oraz pogardę. Z jednej strony usprawiedliwiał byłego Ślizgona latami
ideologii wpajanej mu przez rodziców, która nie mogła tak po prostu zniknąć z
umysłu i serca; usprawiedliwiał go poglądami takimi samymi, jakie jemu
przekazywał Anthony Nott. Z drugiej jednak strony – Teodor już na pierwszym
roku Hogwartu zrozumiał, że to wszystko jest jednym wielkim odrażającym głupstwem.
Razem z nim do Slytherinu
trafiła niejaka Bonnie Hadson. Była wyjątkowo mała nawet jak na swój wiek,
okropnie blada i miała to nieszczęście urodzić się w zwykłej, mugolskiej
rodzinie. Gdy tylko prawda wyszła na jaw, oprócz ogólnego zdziwienia – bo
przecież Ślizgonami byli sami czystokrwiści czarodzieje – jej osoba zaczęła
wywoływać również wstręt oraz wściekłość u bardziej wyczulonych na tym punkcie Węży.
Nie musiano długo czekać na ukąszenie.
W ostatnim tygodniu września
Bonnie została pobita do nieprzytomności. Nieważne, że była zaledwie jedenastoletnią
dziewczynką, że w gruncie rzeczy ona niczemu nie zawiniła, że przecież nikt nie
ma wpływu na swoje pochodzenie. To tylko zwykła mugolka, brudna szlama. Dwóch
starszych od niej chłopaków zaczaiło się w lochach, zaciągnęło do pustego
pomieszczenia i tam torturowało. Trochę magicznie, trochę przy użyciu pięści.
To Teodor ją znalazł.
Nigdy nie udało mu się wyrzucić
z umysłu tamtego obrazu. Bonnie leżała na podłodze, na jej niewinnej buzi
rozlewały się siniaki, złote włosy rozsypały się wokół jej głowy niczym
aureola, aureola zabrudzona czymś ciemnym: jej krwią.
A ta krew była czerwona. Nie
szlamowata, nie czarna, nie brudna, tylko czerwona tak jak Teodora. Szkarłatna,
na Boga, rubinowa i lśniąca!
Początkowo nie mógł tego przyjąć
do wiadomości, później jednak przyszło zrozumienie, a z nim całkowita zmiana
poglądów. I nienawiść do chorego ojca.
– Boże, ty
nadal jesteś uprzedzony – powiedział teraz do Dracona, przelewając w to całe
swe rozgoryczenie. – I to z jakiego powodu? Z powodu jej pochodzenia? Ona go sobie
nie wybrała. W dodatku nic mi nie
zrobiła, nie mam po co…
– Chce
zniszczyć Chimerę, chce zniszczyć jedyną miłość Blaise’a. To właśnie robi.
Teodor
westchnął. Ruchem różdżki zgasił wszystkie lampy, drugim zamknął drzwi do
gabinetu Granger. Spojrzał twardo na Dracona.
– Nie będę
szpiegiem, Malfoy. Wybij to sobie z głowy – rzekł dobitnie. – Idziemy, Stewart
pewnie się niecierpliwi.
Chimera nie
była pełna jak w weekendy, ale zdecydowanie nie brakowało w niej gości.
Zabiniego znaleźli przy barze osobiście nadzorującego pracę kelnerek i
barmanów. Gdy zobaczył przyjaciół, natychmiast się ożywił. Ożywił się jeszcze
bardziej, kiedy zwrócił uwagę na głęboki fiolet sukienki Charlie.
– Mademoiselle – kurtuazyjnie ucałował
wierzch dłoni dziewczyny. – Witam w Chimerze. Ciebie chyba jeszcze u nas nie
było? Od razu bym cię zauważył…
Charlie
zabrała dłoń.
– Bywam tu co
dwa tygodnie – ucięła. Draco później śmiał się z przyjaciela, że to pierwsza
dziewczyna, która jednym zdaniem sprowadziła go do parteru.
Blaise
osobiście odprowadził ich do stolika i odszedł z powrotem do baru, obiecując
niedługo wrócić. Rozmowa jakoś się toczyła. Widać było, że Charlie oraz Draco
dobrze się rozumieją, co tylko dopełniał fakt ich wspólnej miłości do soku
pomidorowego. Teodor szybko się rozluźnił, odpalił papierosa, pociągnął łyk
ognistej whisky i zaczął świętować swój mały sukces. Z rozbawieniem obserwował
próby Zabiniego, by zająć Stewart swoją osobą, ale ta nie sprawiała wrażenia
zachwyconej nowym adoratorem. Mniej więcej po godzinie poszła do toalety, gdzie
na dłuższy czas ukryła się przed natrętem. Teodor podejrzewał, że próbowała po
prostu uciec oknem albo wentylacją.
– Więc jaka to
okazja? – spytał Blaise podczas jej nieobecności. – Jakoś nie wydaje mi się,
żeby panowie urzędnicy mogli sobie pozwolić na picie w poniedziałek.
– Zdałem
owutemy – odpowiedział zadowolony z siebie Nott. Dzięki whisky wyraźnie się
rozluźnił. – Transmutacja, zaklęcia i obrona na W, eliksiry i astronomia na P.
– Inteligent –
prychnął Blaise, na co Draco parsknął śmiechem w swoją krwawą Mary. – Granger
pewnie zachwycona?
– Jeszcze nie
wie. Albo wie, o ile była już w biurze.
Przez umysł
Teodora przeszła niewyraźna myśl, że o czymś zapomniał, ale zniknęła ona
szybciej, niż się pojawiła. Nie poświęcił jej wiele uwagi.
– Ta Charlie
jest niezła – stwierdził Blaise i zaciągnął się cygarem.
– I ma cię
gdzieś.
– Gdzieś to ja
ci wsadzę zaraz tego papierosa, Nott.
– Tak się nie
traktuje klientów.
– Myślę, że Stewart
cię spławia, bo ma inny cel – wtrącił Draco. Zabini, który już miał odwarknął
Teodorowi, spojrzał na niego z zainteresowaniem. – Ten cel siedzi obok ciebie.
Obaj
popatrzyli na bruneta gaszącego papierosa w popielniczce.
– Raczej
wątpię – powiedział Teodor. – Nie jestem tarczą, żeby do niej celować, zresztą,
chyba widzi, że nie jestem zainteresowany.
– Stewart doskonale
widziała moją obrączkę – odparł Draco – a jednak dopóki nie powiedziałem jej
prosto w oczy, żeby poszła się gonić, cały czas do mnie uderzała. Nie
zniechęciły jej sugestie, aluzje, nawet przy Astorii próbowała ze mną
flirtować. Z tego, co zauważyłem, nie byłem jedyny, podejrzewam też, że nie
pierwszy. Stewart to modliszka, taka… żeńska wersja ciebie, Zabini.
Blaise nie
wyglądał na rozgniewanego – sam zdawał sobie sprawę, jak traktuje kobiety i że
nie powinien tak robić.
– Przestaliśmy
się do siebie odzywać, znalazła sobie jakiegoś faceta z Departamentu Gier, więc
automatycznie przeszliśmy nad tym do porządku dziennego – kontynuował Draco. –
Nie możemy się nienawidzić, skoro pracujemy w jednym pokoju. Teraz najwyraźniej
wybrała sobie Notta.
– I raczej nie
widzi tego, że jej wdzięczenie się nie robi na mnie wrażenia?
– Przykro mi,
Nott.
Zamknęli
dyskusję, bo do stolika wróciła Charlie. Usiadła obok Teodora i uśmiechnęła się
do niego olśniewająco. Owszem, była piękną kobietą, musiał to przyznać. Mogła
zmienić kolor włosów – nie przepadał za rudym. Ale jednak była też modliszką,
jak to ujął Malfoy. Musiał jak najszybciej przesunąć się z linii strzału.
Natomiast
Blaise sprawiał wrażenie, jakby był bardzo chętny do podłożenia się łowczyni do
upolowania. Nie zaprzestał uwodzenia, jednak teraz robił to bardziej w
wyrafinowany sposób. Draco i Teodor popatrzyli na siebie znacząco: obaj
wiedzieli, że przyjaciel nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
– Poczekajcie,
przyniosę z dołu butelkę naprawdę dobrego wina, najnowszy nabytek…
I wtedy na
Teodora spadło olśnienie. Przyniosę z
dołu… Przez jego myśli przeszedł impuls, łącząc je w logiczną całość. Już
wiedział, czego zapomniał.
Nie poszedł do
archiwów po dokumenty dla Granger. Odkładał to i odkładał, i się wreszcie doigrał.
Boże.
Ona go zabije,
rozszarpie na strzępy.
Zerwał się z
miejsca, rzucił na stół kilka galeonów za whisky, przeprosił wszystkich i
wyleciał z klubu, jakby ścigało go stado diabłów.
Atrium było
nienaturalnie ciche i puste. W dyżurce siedział strażnik czytający gazetę,
który na widok Teodora zrobił się czujny, a ręka zniknęła gdzieś w okolicach
kieszeni spodni. Teodor przywitał się grzecznie i sam podał mu swoją różdżkę.
– Po coś pan
przyszedł tu tak późno? – spytał oschle strażnik, upewniwszy się co do
tożsamości nocnego przybysza.
– Zapomniałem
czegoś z archiwów. Przepraszam za późną porę, ale jeśli nie oddam tego
szefowej, prawdopodobnie widzę się z panem ostatni raz.
Mężczyzna
wywrócił paciorkowatymi oczami.
– Idź pan i
nie zabłądź w tych ciemnościach – machnął na niego ręką, po czym wrócił do
czytania gazety.
Teodor
natychmiast ruszył w stronę wind. Jego kroki odbijały się echem po hallu. Teraz
patrzył na to miejsce zupełnie inaczej niż w ciągu dnia. Wydawało się o wiele
większe, wręcz monstrualne niczym hala mugolskiego lotniska. Światła były
przygaszone, panował tu jedynie lekki półmrok, tak by nie wpadło się do
Fontanny Magicznego Braterstwa i mogło się odnaleźć drogę do innych części
ministerstwa. Głos rozlegający się w złotej windzie brzmiał o wiele głośniej
niż zwykle, w dodatku wydawał się ostry i wręcz przenikał Notta do kości. Kiedy
chłopak zjeżdżał na dół, przeszedł go dreszcz niepokoju. Za czasów Hogwartu
wielokrotnie chodził nocą po pustych korytarzach zamku, później często zdarzało
mu się spacerować poza domem w porze, w czasie której normalny człowiek od
dawna leży w łóżku, jednak teraz nagle dotarła do niego świadomość bycia
całkowicie – no, poza strażnikiem – samym w wielkim gmachu Ministerstwa Magii. Kto
wie, co czai się w mroku wiekowego budynku…
– Departament
Tajemnic.
Teodor
przełknął z trudem ślinę i wyszedł z windy. Natychmiast wstrząsnął nim dreszcz
– im głębiej, tym zimnej. Stanął na wprost drzwi majaczących na końcu nikle
oświetlonego korytarza. Nawet tutaj dostrzegał połysk złotej klamki. Wyobrażał
sobie, co za nimi znajdzie, widział obrazy tak wyraźnie, że jego nogi prawie
same skierowały się w tamtą stronę… Ostatecznie skręcił jednak w prawo.
Wiedział, że nie wszyscy pracownicy byli uprawnieni do przebywania w sercu
Departamentu Tajemnic, właściwie w ogóle niewielu z nich takie uprawnienia
posiadało. Nie planował robienia sobie problemów. Jeszcze.
Nim korytarz
całkiem zakręcił, ostatni raz zerknął na windę. Nadal tam była, otwarta,
czekająca na niego. Wziął głęboki wdech i skarcił się w myślach. Nie zachowuj
się jak dziesięciolatek bojący się ciemności.
W archiwach,
podobnie jak w pozostałych częściach budynku, panował półmrok. Teodor wyjął z
kieszeni listę tego, co powinien przekazać Granger. Akta dawnych spraw, dwa
życiorysy… Bardzo szybko znalazł pierwszy regał, do którego ktoś przypiął
kartkę spisaną czerwonym flamastrem.
Sama sobie wzięłam. Pogadamy jutro.
Gratuluję owutemów.
H.
Teodor zaklął
szpetnie. Zerwał wiadomość, zmiął ją, po czym razem z listą wepchnął do
kieszeni. Wiedział, że nie powinien był tego zostawiać na ostatnią chwilę. Mógł
iść do tego cholernego archiwum w czasie przerwy na lunch, kiedykolwiek. Nie
sądził, by Granger szybko mu to darowała.
Kiedy znalazł
się z powrotem na korytarzu, znów dopadło go to okropne poczucie bycia
obserwowanym. Wiedział, że jeśli się odwróci, zobaczy… no właśnie, co zobaczy?
Bał się spojrzeć.
Mogłem nie
pić, prychnął w myślach. To wszystko przez alkohol.
Dotarł do
rozwidlenia dróg i stanął jak wryty.
Windy nie było.
Nie czekała na
niego. Miał nadzieję w trybie natychmiastowym opuścić mroczne podziemia, a
jednak zmuszono go do spędzenia w nich kolejnych minut. Przeszły go dreszcze.
Nie przypominał sobie, by windy same odjeżdżały… ktoś musiał się nią już
przemieścić, kiedy on był w archiwum…
Guzik „0”
nacisnął tak mocno, że aż coś strzyknęło mu w palcu wskazującym. Drzwi zasuwały
się niemożliwie wolno, do ostatniej chwili miał przeczucie, że coś wpadnie do
windy albo że wejście do Departamentu Tajemnicy rozchyli się, a w środku ujrzy…
Nic nie
ujrzysz, Nott, powiedział sobie. Nic tam nie ma, nikogo i nic!
Przez atrium
szedł tak szybko, jak tylko pozwalała mu na to praca mięśni. Po dwudziestej
pierwszej nie można było korzystać z kominków i jedyna droga na zewnątrz
prowadziła przez główne wejście. To dodatkowo rozdrażniło Teodora. Zastanawiał
się, co jeszcze może mu popsuć humor tego dnia, dnia, który rozpoczął się tak
dobrą wiadomością o zdanych owutemach…
Przy dyżurce
strażnika ktoś stał. Poczuł ulgę na widok człowieka, kogoś z krwi i kości, nie
z wyobraźni i złudzenia. Gdy Nott zbliżył się do niego, ze zdziwieniem odkrył,
że to Otto Burke.
– Dobry
wieczór – powiedział głośno, może nawet trochę za głośno. Burke odwrócił się i błękitne
oczy przeszyły go na wskroś. Podobieństwo do Matta nie uderzyło go, już jakiś
czas temu doszedł do wniosku, że sam je sobie wymyślił.
– Co pan tu
robi? – spytał zimno Otto. – Nie przypominam sobie, by pańskie godziny pracy
przekraczały osiemnastą. Czy aby na pewno panna Granger pana nie wykorzystuje?
– Proszę się o
to nie martwić – odrzekł Teodor, mrużąc lekko oczy. – Chcę też zauważyć, że pan
również dopiero wychodzi.
Teodor czuł
coraz większą niechęć do tego człowieka.
– Jestem
wiceszefem departamentu, ignorancie. To stanowisko wymaga więcej niż praca asystenta – ostatnie słowo Burke niemal
z siebie wypluł. Zerknął ostatni raz na strażnika. – Do widzenia.
– Do widzenia,
do widzenia. A ty co? Zamierzasz kwitnąć tutaj do rana?
Nott posłał
ochroniarzowi wciąż wściekłe spojrzenie i wyszedł za mężczyzną. W jego głowie
trwała bitwa myśli. Był prawie w stu procentach pewny, że to Burke przed nim
opuścił podziemia. Nie wiedział tylko, w jakim celu się tam znalazł. Istniały
trzy opcje. Pierwsza zakładała minięcie się z nim w archiwach, co jednak było
niemożliwe. Regał, do którego Granger przyczepiła kartkę, stał blisko wyjścia i
choć archiwa miały dwa poziomy, to tylko w jeden sposób dało się do nich
dotrzeć. Teodor zobaczyłby więc, gdyby ktoś wchodził lub wychodził.
Druga opcja
wiązała się z salami sądowymi, do których skręcało się w lewo po wyjściu z
wind, tak przynajmniej mówiła Hermiona. Tylko po co Burke miałby tam iść?
Raczej nie przeprowadza się rozpraw w okolicach dwudziestej trzeciej… W dodatku
były to sale już nieużywane, pozostałości po dawnych czasach ministerstwa.
Ostatnia opcja
była absurdalna; możliwa, lecz niewytłumaczalna. Otto nie poszedł ani w lewo,
ani w prawo. Poszedł prosto.
Poszedł do
Departamentu Tajemnic.
Teodor
początkowo zamierzał wrócić do Chimery, ale po dokonaniu poprzedniego odkrycia
szybko zrezygnował z tego pomysłu. Było grubo po północy, a on siedział w
kuchni przy kubku mocnej herbaty i wypalał papierosa za papierosem. Nie liczył
na przyjście snu tej nocy, choć następnego dnia – właściwie tego dnia – miał zjawić się w pracy
wczesnym rankiem. Jego rozmyślania przerwał łomot do drzwi, a sekundę później:
– Nott!
Wiemsztam jesteś!
Teodor zaklął.
A mógł się wyprowadzić z rodzinnej rezydencji. Głupi sentymentalizm.
Znowu łomot.
Chłopak poczłapał na bosaka do hallu, po schodach dreptał przestraszony Brudek;
jego wielkie oczy wydawały się jeszcze bardziej wyłupiaste niż normalnie.
– Proszę się
nie trudzić, paniczu, ja otworzę! – pisnął, ale Teodor pokręcił głową.
– Idź spać,
Brudku, ja się tym zajmę. – Poczekał, aż pod nieznoszącym sprzeciwu spojrzeniem
skrzat posłusznie wróci na górę do swojego maleńkiego pokoiku służącego mu za
sypialnię. Dopiero wtedy otworzył drzwi, a do środka dosłownie wleciał pijany
Draco. Rozpłaszczył się posadzce, rzucił stekiem przekleństw i dzięki
niewielkiej pomocy przyjaciela wygrzebał się do pozycji stojącej. – Czy każda
twoja popijawa z Zabinim właśnie tak się kończy?
Draco chwycił
go za ramiona, kręcąc głową.
– Stary…
stary…
– Merlinie,
Malfoy, uspokój się! Chodź, zrobię ci herbatę, pójdziesz spać, możesz sobie
nawet wymiotować, jeśli chcesz, tylko się zamknij.
– Stary…
– Nie szarp
mnie!
Draco ujął
jego twarz w dłonie i przez sekundę Teodor bał się, że zostanie porządnie
ucałowany.
– Stary!
– Co?
– Będę ojcem!
_______________
Ktoś tu
jeszcze zagląda? Mam nadzieję.
Nie lepi mi
się i nie mam tu na myśli tylko pisania. Nic mi się nie lepi. Ale walczę,
podobnie jak walczę ze Szczytem. Mam sporo pomysłów i chcę Wam je przekazać,
zwłaszcza że zaczęłam, rozkręciłam się i szkoda byłoby to olać.
Nie liczę na ciepłe przyjęcie, jednak Was pozdrawiam
gorąco.
Jaki świetny szablon! Ach, lecę czytać <3
OdpowiedzUsuńTak, szablon bardzo ładny, hurra minimalizm itd, ale źle mi się czytało białe literki na ciemnym tle :(
UsuńRozdział przyjemny, szkoda tylko, że nie było Hermiony - ja również czułam się bez niej dziwnie samotna. Niestety zjawili się za to moi ukochani Ślizgoni. Brr. Cieszę się, że Draco nadal jest uprzedzony - nie w tym sensie, że to dobrze, ale w tym, że to uwierzytelnia jego postać.
Biedny Nott, tak się ładnie spisał na owutemach, a tak mu się dzień nie udał.
Cóż, chyba tyle mam do napisania. Ciebie zawsze gorąco przyjmę. (Mimo zakończenia Wyjątku).
A, mam taką uwagę:
"(...) jego wielkie oczy wydawały się być jeszcze bardziej wyłupiaste niż normalnie" - powinno być "wydawały się jeszcze bardziej wyłupiaste". Wydawać się być to wstrętny błąd, którego się nawet nie zauważa. Ugh.
No to ten. Weny i powodzenia w życiu!
Empatia wróciła, jak miło. Cieszę się, że powróciłaś, brakowało mi twoich wpisów. Zaraz zabieram się za czytanie, a tymczasem pozdrawiam cieplutko i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńDługa była ta przerwa, ale ciesze sie, ze wróciłaś. Początkowo trochę widac, ze dialog miedzy Draco a Teodorem wyszedł ci nieco topornie, ale pozniej sie rozpisałaś o fragment z ministerstwa nocą wyszedł Ci swietnie, czuć było tę atmosferę grozy i strużkę potu spływająca po plecach ;) jestem prawie pewna, ze Burke w Departamencie Tajemnic, pytanie tylko czemu. Nie spodziewałam sie tez, ze Noty tak szybko zrozumiał, ze jego ojciec ma chore poglądy, ale to dobrze :) czekam na konfrontacje Hermiony i Notta, pewnie Granger mu tak łatwo nie odpuści :D zapraszam na nowosc na zapiski-Condawiramurs.blogspot.com Jestem ciekawa Twojeh opinii
OdpowiedzUsuńTa długa przerwa skutkowała tylko tym że rozdział czytałam z jeszcze większym zapałem niż zwykle. Bardzo cieszę się że do nas wróciłaś, a tym bardziej z takim genialnym tekstem. Czekam na więcej Twoich pomysłów i życzę weny.
OdpowiedzUsuńO kurczaki końcówka była niesamowicie zaskakująca. Mam nadzieję że Teo nie będzie miał dużych problemów i pogoni tą rudą Charlie na drzewo. Boskie Malfoy ojcem czyżby mały Scorpius? Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńW mordę jeża jeżozwierza.
OdpowiedzUsuńSCORPIUS ♥
BĘDZIE MAŁY SCORPIUS HYPERION MALFOY ♥
Czuję, że Charlie nie odpuści tak łatwo.
A Zabini jeszcze będzie miał duże kłopoty przez Chimerę i Granger oczywiście.
Naprawdę fajny jest ten rozdział.
I coś czuję, że Nott zainteresuje się tym, co takiego mógł robić w Departamencie Tajemnic Burke.
Zacznę standardowo:
OdpowiedzUsuń"Patrzył na niego wyczekującą." - wyczekująco
"A, niech się dzieje co chce." - przecineczek przed "co".
"kiedy zbawienna dawka kofeiny przyjmowana przed pracą pozwoliła mu nie zdenerwować się" tu też bym popracowała nad przecinkami
"Nie jestem tarczą, żeby do niej celować" mnie, nie niej.
"Kiedy chłopak zjeżdżał na dół, przeszedł go dreszcze niepokoju." przeszły/dreszcz
Co do samej treści, nie jest gorsza niż poprzednie rozdziały, akcja się rozwija, nie zbyt leniwie i nie zbyt szybko. Mnie pasuje.
Troszkę gubiące było tylko moim zdaniem podejście Malfoy'a, biorąc pod uwagę, że jest w związku z prospołeczną i promugolską Astorią. Ale w sumie nie trudno je zrozumieć.
Wydaje mi się, że do Sliterinu nie może trafić mugolak. Takie osoby trafiały raczej do Ravenclawu, bo charakterki podobne, ale nie wszyscy byli czystokrwiści. Ale w końcu to Twoje opowiadanie ;P
Czekam na kolejne części i życzę poukładania sobie wszystkiego i wygranej walki ;)
Do Slytherinu nie może trafić mugolak? Pierwsze słyszę. Każdy mógł tam trafić. To tylko stereotyp, że Ślizgonami stawały się osoby będące co najmniej czarodziejami półkrwi.
UsuńTak, jak napisałam, wydaje mi się (a co mi się wydaje, wcale nie musi być prawdą), że mugolaki i Dom Węża nie bardzo funkcjonowały w książkach Rowling. Z samej pieśni Tiary Przydziału i późniejszych wzmiankach o Salazarze Slytherinie wynikało, że chciał uczyć tylko czarodziejów szlachetnie urodzonych. Ale, tak jak mówiłam już wcześnie, wydaje mi się, że tak jest (i ponownie, wydaje mi się, a nie jest 100% prawdą).
UsuńPozdrawiam,
Farfocel ;)
Świetny rozdział, nie mogę się doczekać następnej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Omg super ile ja czekałam :-) ciekawy rozdział a ten departament tajemnic ciekawe i to nawet bardzo... Życzę powodzenia w pisaniu i czekam na ciąg dalszy :-)
OdpowiedzUsuń♡♡♡
OdpowiedzUsuńHej! Ja w sprawie Twojego komentarza, który umieściłaś na naszym Katalogu. Zakładka pt "nowości na blogach", mogłabyś tam zajrzeć? :D Napisałam podkomentarz, gdyż nie jestem pewna, czy dobrą liczbę rozdziału dałaś. Jakbyś mogła rzucić linkiem w odpowiedzi, to byłabym wdzięczna. :) Więcej szczegółów w wyżej wymienionym miejscu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, A.
Nowy rozdział! <3
OdpowiedzUsuńTęskniłam za Szczytem :C
Rany aż ciarki mnie przeszły jak czytałam Twoją historie...
Szkoda mi Teodorka, tak mu się zawsze coś skomplikuje! :(
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam cieplutko ^^
Cieszę się,że wróciłaś, Empatio! Rozdział jak zwykle świetny i nie przeszkadza mi to, że nie ma Hermiony. Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńDobrze Cię widzieć po długiej nieobecności; ale rozdział Ci wyszedł, mówię Ci. Było w nim więcej akcji, niż normalnie, więc jestem zaciekawiona. No i Teodor, który wkupił się do mojej duszy. Świetnie mi się czytało. (I ta wstawka o Draco, że już zawsze przez wrytą mu do głowy ideologię, będzie uprzedzony. Można by powiedzieć to samo o Teodorze, ale dodałaś do jego życiorysu wątek Bonnie. Wszystko ma przyczyny i skutki).
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Dawno mnie tu nie było, ale to dlatego, że czas stał się towarem deficytowym...
OdpowiedzUsuńJak zawsze, cudownie. Uwielbiam kreację Twoich bohaterów, są tacy naturalni.
"Sama sobie wzięłam." To takie w stylu Hermiony, niby trzy słowa, ale nie znaczą nic dobrego.
Do zobaczenia :)
eMKa
Super rozdział, czekam na więcej i wiecej ��
OdpowiedzUsuńSwietny , tak bardzo kocham tą parę i cierpie na głód, praktycznie oprocz twoich blogow nie ma nic o nich , cieszę sie ze o nich piszesz , para idealna lepsza niz Dramione za ktorą nie przepadam . Czekamy niecierpliwie na nowy rozdzial , bylby cudny prezent na święta! Wesołych!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwww.misty-symphony.blogspot.com
Super.Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńDlugo będziemy czekac na kolejny ? ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że to pytanie sprawi, że będziesz miała ochotę mnie złapać, zakneblować i rzucić na pożarcie rekinom, ale MUSZE spytać:
OdpowiedzUsuńIle jeszcze muszę czekać na nową porcję Teosia?
Kiedy kolejny? Czekamy już 4 miesiące :(
OdpowiedzUsuńHaloo jesteś tu jeszcze?? :( kiedy będzie następny rozdział?? <3
OdpowiedzUsuń~Ja
Dołączam się do anonimowego na górze ;) tęstknię za Nottem i Granger.
OdpowiedzUsuńzapraszam na niezaleznosc-hp.blogspot.com
Tęsknimy za Teomione :(
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam! <3 Boże twoje opowiadanie H+T jest niesamowite! Już wieki nie czytałam tak dobrej i wciągającej opowieści jak ta!
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć że jestem pasjonatką tego parringu, jednak z przykrością muszę stwierdzić, że nie ma zbyt wielu blogów o tej tematyce. Dlatego też odnalezienie tego diamentu wśród tych wszystkich badziewi naprawdę mnie cieszy!
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i mam wielką nadzieję, że się pojawi :*
Pozdrawiam i życzę weny ~ Dorothy
wróć do nas!!!
OdpowiedzUsuńWitaj, z tej strony administratorki Katalogu Granger.
OdpowiedzUsuńWraz z nadejściem wakacji, na naszym katalogu nadeszły porządki. Z racji tego, że na Twoim blogu nie pojawił się żaden post od ponad pół roku, został on przeniesiony do zawieszonych. Gdy powrócisz do publikowania, poinformuj nas o tym w zakładce ZMIANY, a Twój blog powróci do aktualnych opowiadań.
Pozdrawiamy,
Administratorki Katalogu Granger
czekam
OdpowiedzUsuńNaiwna ja od 5 grudnia wchodzi tu prawie codzień ale przecież to nadzieja umiera ostatnia :D
OdpowiedzUsuńczekamy dalej Empatio
Rozdział jest świetny! Całe opowiadanie jest świetne, w ogóle WSZYSTKO jest świetne! Piszesz cudownie, dobrze i z sensem.
OdpowiedzUsuńUrzekłaś mnie swoim stylem wypowiadania się; zakochałam się najpierw w JJW, a teraz w NSZ. No i wspomnę jeszcze o tym, że zaczynając JJW miałaś 13-14 lat i już wtedy pisałaś tak, jak niejeden profesjonalista.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który, mam najdzieję, pojawi się niedługo.
WW
Dopiero co natknęłam się na twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jest wspaniałe. Bardzo podoba mi się twój styl pisania,przeczytałam wszystko w jeden dzień i czuje lekki niedosyt. Było by cudownie gdybyś kontynuowała swoją opowieść.
OdpowiedzUsuń