16 sierpnia 2015

10.

Pamiętała, że pierwsze oznaki wiosny powitała z niewysłowioną ulgą. Nigdy nie przepadała za zimą, stroniła od wszystkiego, co zimne i mokre. Deszcz kojarzył się jej ze smutkiem i samotnością, a lód ze skrytością. W dodatku zawsze była zmarzluchem – dlatego każdego roku z niecierpliwością wyczekiwała lata.
Do jego rozpoczęcia pozostało jeszcze trochę czasu, ale słońce już zachodziło coraz później, wydłużając dni, i do tego znacząco podnosiło temperaturę powietrza. Dzięki temu Hermiona wybrała się z Ronem do pobliskiego parku, gdzie mogli w spokoju napawać się piękną pogodą.
– To był ten Nott, tak? – rzucił Weasley, kiedy wkraczali na drewniany most rozpostarty nad zwężeniem niewielkiego jeziorka. Hermiona od razu wyłapała tę podejrzliwą nutę w głosie swojego chłopaka, która pojawiała się zawsze wtedy, gdy rozmawiali o jej męskich współpracownikach. Teraz musiała ostrożnie dobierać słowa
– Tak, Teodor Nott – potwierdziła. Zatrzymali się w najwyższym punkcie mostku. Hermiona puściła dłoń Rona i oparła się o balustradę. – Radzi sobie całkiem nieźle jak na kogoś, kto w życiu nie pracował w urzędzie.
Bardzo dobrze, nie nieźle, poprawiła się w myślach, ale nie zamierzała mówić tego głośno przy Ronie. Chciała jeszcze coś dodać, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język. Im mniej, tym lepiej, chyba że zapyta.
– Ja bym mu na twoim miejscu nie ufał – oświadczył z przekąsem. – To Ślizgon.
– Były Ślizgon – przypomniała mu Hermiona.
– Kto stał się Ślizgonem, ten mendą pozostanie.
– Nikt nie powiedział, że mu ufam. Pracuje dla mnie, ale trzymam go na dystans. Nie wtajemniczę go w najważniejsze dla departamentu sprawy wcześniej niż za kilka tygodni.
– Wiesz, co o nim mówili. Rzucił magię, zniknął z kraju, a teraz wrócił i to prosto do ministerstwa. To strasznie dziwne, no nie?
– Ron, nie zaczynaj znowu…
– Po prostu się martwię, Hermiono – powiedział, patrząc jej w oczy. – Nie chcę, żeby jakiś pajac cię oszukał i zrobił ci krzywdę.
Pocałowała go w usta.
– Nie tylko ty potrafisz się obronić. – Wykorzystując jego chwilową uległość, dodała: – Idziemy na zakupy, w domu nie ma nic do jedzenia.
Ron skrzywił się, ale bez słowa sprzeciwu podążył za nią, kiedy skierowała się do najbliższego marketu.

– Jak to jest, że mieszkamy we dwójkę, a zakupy robimy jak dla wszystkich Weasleyów razem wziętych? – mruknął pół godziny później, poprawiając sobie uchwyt największego pakunku.
– Pomyśl, jak wyglądały tygodniowe zakupy twojej mamy. Nie, nie tędy – zatrzymała go Hermiona, gdy zobaczyła, że idzie w stronę ich stałego miejsca do teleportacji w pobliże Dziurawego Kotła. – Przejdźmy się.
– Ale Hermiono… – jęknął Ron, wskazując siatki. Uśmiechnęła się najpiękniej, jak potrafiła. To zawsze działało. – No dobra.
Ruszyli więc pieszo do domu, a Hermiona delektowała się łagodnym powiewem wiatru chłodzącym skórę. Nie przeszkadzał jej ani szum samochodów, ani duszący odór spalin, ani konieczność zbaczania co jakiś czas z kursu, by ominąć ludzi śpieszących chodnikiem w przeciwnym kierunku. Uwielbiała przebywać na zewnątrz, poza zamkniętymi pomieszczeniami. Kiedy zaczynała pracę w Ministerstwie Magii, nie wzięła pod uwagę czasu spędzonego w biurze, co początkowo z trudem znosiła, jednak z czasem przyzwyczaiła się i do tego. Mimo to korzystała z każdej możliwości przebywania na otwartej przestrzeni, nawet jeśli oznaczało to wędrowanie zatłoczonymi ulicami Londynu.
– Widziałaś się dzisiaj z Harrym? – głos Rona wyrwał ją z zamyślenia. Potrząsnęła przecząco głową.
– Nie, ostatni raz spotkałam go we wtorek na spotkaniu Biura Aurorów – odparła powoli, ze zdumieniem uświadomiwszy sobie, jak dawno to było. – Dlaczego pytasz?
– Ginny wpadła dzisiaj do nas. Harry zachowuje się jak dupek.
– Tak powiedziała? – zdziwiła się Hermiona.
– No… nie dosłownie, ale wywnioskowałem to z jej słów. – Skręcili w boczną uliczkę. – Harry traktuje dom jak hotel, w którym tylko nocuje i czasem coś zje. W soboty siedzi nad papierkową robotą, a niedziele zazwyczaj przesypia, bo jest taki zmęczony ściganiem przestępców.
– Których nie ma aż tak wielu.
– Dokładnie! Nie wiem, gdzie on wynajduje tych czarnoksiężników, zresztą, myślałem, że śledztwami zajmuje się twój departament.
– To zależy od szczegółów spraw. Niektóre rzeczywiście nadają się tylko dla aurorów, ale… – Urwała i zacisnęła usta. – Coraz mniej mi się to podoba.
– Ginny też nie wyglądała na zachwyconą – burknął Ron. Ich oczom ukazało się wejście do Dziurawego Kotła. – Dlaczego nie zrobiła z nim porządku? Przecież to Ginny!
– Może dlatego, że nie ma kiedy, skoro prawie się nie widują – westchnęła Hermiona, po czym weszli do pubu.
Jak zawsze w piątki, było tam tłoczno, ale dzięki w miarę wczesnej porze nie narazili się na wysłuchiwanie pijackich piosenek ani przymus unikania przecinających powietrze butelek z alkoholem. Szybko przeszli przez lokal i po chwili znaleźli się na Pokątnej. Ruch powoli ustawał, większość sklepów już zamykano. Hermiona obrzuciła pogardliwym spojrzeniem kolejkę wijącą się przed wejściem do Szkarłatnej Chimery. Tam nigdy nie brakowało klienteli.
– Ruszyło coś w jego sprawie? – spytał cicho Ron, również patrząc na ludzi tłoczących się przed szklanymi drzwiami.
Jeszcze nie.
Ich kamienica stała w połowie Pokątnej. Jako jeden z najstarszych budynków miała prawo się sypać, co też się działo: z zewnątrz odpadał tynk, schody skrzypiały jakby zaraz miały się zapaść, a okna wciąż się rozszczelniały, dziwnie odporne na działanie czarów. Hermiona odnosiła bolesne wrażenie, że niedługo to wszystko runie, a oni skończą pod gruzami.
Często słyszała od znajomych pytanie: Dlaczego się nie przeprowadzicie? Oprowadzała ich po mieszkaniu i odpowiadała: Dlatego.
Razem z Ronem zajmowali lokal na najwyższym, piątym piętrze. Wdrapywanie się po schodach było istną katorgą, zwłaszcza po całym dniu w pracy, kiedy jedyne, czego się pragnie, to znalezienie się we własnym łóżku. Gdy jednak już weszło się do środka, okazywało się, że warto było się męczyć.
Fasada kamienicy odstraszała, a mieszkania zachwycały. To wynajmowane przez Hermionę i Rona na początku dwudziestego wieku zajmowała jakaś francuska dama, która dokonała kilku przeróbek. W dużym, jasnym salonie dołożyła kominek, w łazience zainstalowała ogromną wannę, a jeśli otworzyło się wąskie drzwi w sypialni, miało się dostęp do garderoby z wnękami na wieszaki i półkami. Najważniejszy był jednak atut, który posiadało mieszkanie jeszcze przed wejściem do niego tamtej Francuzki. Jego okna wychodziły na dwie strony: jedna na ulicę Pokątną, a jako że kamienica górowała nad innymi budynkami, dzięki drugiej można było spoglądać na mugolską część Londynu.
Mieszkanie długo stało puste przez jego niekorzystne usytuowanie oraz niezbyt zachęcający stan budynku, więc właściciel, przyzwyczajony do najwyżej kilkumiesięcznych lokatorów, spuścił nieco z ceny za wynajem, co nie zmieniało faktu, że atuty kosztowały swoje. Hermiona nie wahała się jednak ani chwili. Cztery miesiące trwało doprowadzenie wnętrza do stanu używalności, ale gdy tylko się tam wprowadzili, natychmiast poczuła się jak w domu.
Kiedy teraz Ron wpuścił ich do środka, odetchnęła. Była u siebie, w swoim własnym azylu, idealnym nawet mimo panującej w nim duchoty. W niewielkim przedpokoju zrzuciła szpilki, po czym podreptała na bosaka do kuchni. Odłożyła siatki na jeden z blatów i sięgnęła do lodówki po sok pomarańczowy.
– Hermiono? – zagadnął Ron rozpakowujący zakupy. – Mogłabyś pogadać z Harrym?
Dziewczyna przez chwilę obserwowała go, jak układał w szafkach paczki z makaronem i płatkami owsianymi.
– Dlaczego sam tego nie zrobisz? – spytała z czystą ciekawością.
– Przyjaźnisz się z Ginny.
– A ty jesteś jej bratem.
– Ale ty przedstawisz jej uczucia z bardziej dziewczyńskiego punktu widzenia.
– Jakiego? – spytała z rozbawieniem, na co Ron wywrócił oczami. Też nalał sobie soku do szklanki.
– Jak facet mówi drugiemu facetowi, że zachowuje się nie fair wobec kobiety, to źle to wygląda, zwłaszcza jeśli tą kobietą jest żona tego drugiego – wyjaśnił zawile. Zazwyczaj używał takiego tonu, kiedy objaśniał Hermionie jakieś skomplikowane zagadnienie w kwestii quidditcha, przez co jeszcze bardziej chciało jej się śmiać. – Jeśli ty z nim pogadasz, zobaczy, że robi się z niego dupek i się zmieni.
Hermiona uśmiechnęła się.
– Pogadam z nim – zgodziła się. – Może zajrzę do nich w niedzielę, o ile wyrobię się z papierkami.
– To dobrze. Mam nadzieję, że coś do niego dotrze, bo George już zaczął coś na niego szykować… A, właśnie. – Zerknął na zegarek na nadgarstku. – Muszę iść do sklepu odebrać dostawę. George ma spotkanie z klientem, chodzi o jakiś większy zakup, i jestem z tym sam. Nie gniewaj się – dodał, widząc zawiedzioną minę Hermiony. – Będę za maksymalnie godzinę.
Pocałował ją w policzek i wyszedł. Hermiona dokończyła sok, odstawiła szklankę do zlewu, po czym udała się do salonu. Stanowił on centrum mieszkania i był najbardziej okazałym pomieszczeniem. Wciąż słyszało się w nim echo dawnych lat – wysoki sufit, drewniane okna, rzeźbiony kominek. W jego wystroju natomiast szybko dostrzegało się rękę Hermiony: jasne, beżowe ściany tworzyły ładny kontrast z drewnianym parkietem, na którym leżał puchaty dywan dodający przytulności. Meble były proste, ale dzięki temu nie sprawiały wrażenia ciężkich i topornych. Na szklanym stoliku stał wazon z kwiatami, taki sam jak na parapetach dwóch okien oraz na szafce koło drzwi do sypialni. Panował tutaj niezwykły porządek za sprawą minimalizmu w kwestii ozdób – im mniej drobiazgów, tym mniej trzeba się męczyć ze sprzątaniem. Dumą napawała Hermionę pokaźna biblioteczka, składająca się z regałów zajmujących połowę miejsca pod ścianami. Jedną czwartą zajmował kominek; z półki nad nim uśmiechali się przyjaciele i rodzina, zatrzymani w czasie na fotografiach.
Dziewczyna opadła na kanapę i przeciągnęła się. Przymknęła oczy, rozważając przetransportowanie się do sypialni i założenie czegoś wygodniejszego. Uznała, że to bezsensowny pomysł.
Ogarnęła ją senność, która jednak rozpierzchła się na dźwięk buchających w kominku płomieni. Ktoś się do niej wybierał. Skoczyła na równe nogi, poprawiła włosy, przygładziła spódnicę. Miała gołe stopy, ale nie było już czasu pędzić do przedpokoju po buty.
Spodziewała się każdego – Harry’ego, Ginny, Christiny, nawet Burke’a – ale nie samego Ministra Magii.
Wszyscy, którzy brali czynny udział w drugiej wojnie czarodziejskiej, mieli świadomość, że po upadku Voldemorta wcale nie nastanie spokój, jakby się mogło wydawać. Spodziewano się anarchii i dezorganizacji – co zrobić? Gdzie jest bezpiecznie? Co z Ministerstwem Magii? Co ze śmierciożercami, którym udało się uciec? Co z mugolakami, którym odebrano różdżki? Nim jednak ktokolwiek zdążył sobie zadać którekolwiek z tych pytań, do akcji wkroczył świetny w swoim fachu, wieloletni auror, członek Zakonu Feniksa Kinsgley Shacklebolt. W bitwie o Hogwart nie odniósł poważnych ran, zachował sprawność fizyczną i umysłową, zebrał więc wiernych Wybrańcowi aurorów i ruszył do ministerstwa, by oczyścić je z brudu zalegającego tam przez ostatnie kilka miesięcy. On jako pierwszy wkroczył do gabinetu ministra, w którym zobaczył Piusa Thicknesse’a kulącego się w kącie i płaczącego z goryczy i wstydu. Uwolniony spod klątwy Imperius Pius rzucił się Kinglseyowi do nóg, błagając o litość. Tak zastali ich pozostali aurorzy; dziesięć minut później Kingsley został ogłoszony tymczasowym Ministrem Magii, a pierwszą oczyszczoną ze wszystkich zarzutów osobą był Thicknesse.
Nikt nawet nie zauważył, kiedy to się stało, że zwykły – świetny, ale jednak jeden z wielu świetnych – auror przemienił się w najważniejszą osobą w czarodziejskiej społeczności. Mógł pochwalić się doskonałą znajomością prawa, był empatyczny i sprawiedliwy, nieugięty w stawianiu na swoim oraz charyzmatyczny. Hermiona uważała, że to właśnie ta ostatnia cecha pomogła mu w objęciu stanowiska oficjalnego ministra. Jak żaden ze swoich poprzedników potrafił przemawiać do tłumów, jego słowa docierały do każdego – do czystokrwistych, do mugolaków, do biednych i do bogatych, do urzędników, sportowców, handlowców. Uwagę przyciągała masywna postura oraz przeszywające spojrzenie, a zaufanie wzbudzał głęboki głos. Ludzie automatycznie czuli przed nim respekt, ale nie zabarwiony przestrachem.
Po plecach Hermiony przeszedł jednak dreszcz niepokoju, kiedy z kominka wynurzył się wysoki, ciemnoskóry, ubrany w dobrze skrojony garnitur Kingsley. Prawie wszystkie sprawy służbowe załatwiali w ministerstwie, na prywatne spotkania zawsze umawiali się z wyprzedzeniem i tylko raz zdarzyło się, by Shacklebolt wpadł bez zapowiedzi – gdy na prośbę Harry’ego chciał odwieść Rona od decyzji porzucenia aurorstwa. Takie odwiedziny raczej nie zwiastowały niczego dobrego.
Kingsley uśmiechnął się ciepło na widok gospodyni.
– Dobry wieczór, Hermiono. – Jak zawsze kulturalny. Dziewczyna trochę się rozluźniła na dźwięk jego łagodnego głosu. – Przepraszam za to niespodziewane najście, w dodatku w piątek wieczorem, nie chcę wam przeszkadzać…
– Nic się nie stało, Kingsley – zapewniła natychmiast. – Ron i tak musiał pójść jeszcze do sklepu, więc… – wzruszyła ramionami.
– Nie nachodziłbym cię, gdyby nie chodziło o coś ważnego – powiedział Kinglsey, potrząsając teczką, którą Hermiona dopiero teraz zauważyła w jego ręku. – Może usiądziemy?
I od razu zajął miejsce na kanapie. Hermiona zrezygnowała z zaproszenia go do gabinetu – jej ulubionego pokoju w całym mieszkaniu. Sama zajęła się przerobieniem jadalni na w stu procentach swoje miejsce, należące tylko do niej, gdzie nikt inny nie miał prawa wstępu. Namówiła na to Rona po otrzymaniu awansu na stanowisko szefa departamentu. I tak rzadko korzystali z jadalni, bo posiłki najczęściej jedli przy drewnianym stole w kuchni. Ron po namyśle uległ, ale widziała, że nie był zbytnio przekonany.
– Napijesz się czegoś? – zaproponowała. – Herbaty, soku, mleka?
Kingsley uśmiechnął się przyjaźnie.
– Nie, dziękuję, Hermiono, nie zajmę ci dużo czasu. – Poczekał, aż usiądzie obok niego. – Doszły mnie słuchy, że masz nowego asystenta.
Całe odprężenie prysło niczym bańka mydlana. Hermiona kiwnęła głową, starając się nie pokazywać, jak duży zamęt wprowadziło do jej umysłu to jedno zdanie.
– Jaką drogą dotarło to do ciebie? – Prychnęła w odpowiedzi na wymowne spojrzenie ministra. –  Nie musiałam pytać, przecież to oczywiste. Chcę wiedzieć, co ci nagadał czy to poniżej mojej godności?
– Tym razem nie posunął się do oczerniania któregoś z twoich podwładnych.
– A to dziwne.
– Tym razem wystarczyło mi samo nazwisko.
Hermiona milczała. Wiedziała – Merlinie, wiedziała to od początku, podświadomie była pewna, że do tego dojdzie – co za chwilę powie Kingsley. Nigdy nie owijał w bawełnę.
– Nie niepokoiłbym cię teraz, gdyby to nazwisko nie należało do śmierciożercy.
– Teodor to nie Anthony.
– Skąd wiesz?
Bo wiem, chciała odpowiedzieć, ale tylko by się tym ośmieszyła. Nie mogła przyznać się do tego, że Teodor po prostu zaintrygował ją do tego stopnia, że zaproponowała mu posadę, bez wcześniejszego upewnienia się co do jego poglądów. Zachowała się nieodpowiedzialnie i nijak dało się to usprawiedliwić.
– Tak się składa – kontynuował Kingsley – że ja wiem. Godzinę temu dostałem wszystkie informacje na jego temat. Moi zaufani ludzie sprawdzili go, prześledzili cały jego życiorys odkąd tylko pojawił się na tym świecie, łącznie z czasem spędzonym za granicą.
Zrobił ruch, jakby chciał otworzyć teczkę, ale Hermiona go powstrzymała.
– Nie chcę tego wiedzieć – powiedziała cicho. Poddała się oceniającemu spojrzeniu Kignsleya i westchnęła. – Wiem tyle, ile potrzebuję, by mu zaufać. Jestem pewna, że nigdy nie służył Voldemortowi. Jest czysty… prawda?
– Czysty – potwierdził Shacklebolt. – W Hogwarcie opierał się Carrowom i ich sposobom na karanie uczniów za pomocą ich kolegów, za co wielokrotnie sam dostawał cięgi. Nie miał też żadnych kontaktów ze śmierciożercami poza krajem.
– Wystarczy – powiedziała stanowczo, acz nie wrogo. – Nie chcę wiedzieć wszystkiego, to niesprawiedliwe wobec niego.
Wyraz twarzy Shacklebolta uległ zmianie, stał się bardziej srogi i zwiastował tylko jedno.
– A czy sprawiedliwe wobec innych pracowników jest zatrudnianie go bez owutemów?
– A czy ty tak samo sprawdzałeś innych członków rodzin śmierciożerców pracujących w ministerstwie? Albo Malfoya, który nigdy nie pozbędzie się Mrocznego Znaku?
– Oczywiście – odparł Kinglsey tak łagodnie, że Hermiona zaczęła żałować wcześniejszej zawziętości. – Może tego nie wiesz, ale zanim pozwoliłem na zatrudnienie Dracona Malfoya, sam odbyłem z nim długie rozmowy.
Hermiona uniosła brwi; istotnie nie miała o tym pojęcia.
– O czym rozmawialiście?
– Pozwól, że to zachowam dla siebie. – Jakby w ramach przeprosin, Kingsley uśmiechnął się. – Ale uwierzyłem w jego intencje i wierzę w nie do tej pory. Draco ożenił się z Astorią Greengrass, dziewczyną czystej krwi, która – z tego, co mi wiadomo – wykazuje niezwykłe zainteresowanie różnymi aspektami mugolskiego życia, w pozytywnym sensie oczywiście. Myślę, że gdyby Draco dalej w takim stopniu nie tolerował mugoli i mugolaków, nigdy nie związałby się z kimś takim. Ale nie przyszedłem tutaj, żeby mówić o Malfoyu – dodał, nim Hermiona zdążyła uformować jakąś odpowiedź. – Powiedz mi, co spowodowało, że postanowiłaś złamać zasady?
– Tylko je nagięłam, Kingsley. – Czuła się jak w szkole, kiedy tłumaczyła się, dlaczego wpuściła do szkoły trolla, choć wcale tego nie zrobiła. – Teodor zdaje owutemuy pod koniec miesiąca, wtedy nie będzie mowy o żadnym naruszaniu zasad.
– Spytałem cię o coś innego, Hermiono. Chcę znać twoje motywy, co zrobił, że potraktowałaś go inaczej.
Zawahała się.
– Pamiętam go z Hogwartu, pamiętam jego żądzę wiedzy, talent, umysł. I skromność, bo nigdy nie liczył na pochwały. – W przeciwieństwie do mnie, ale za bardzo było jej wstyd, by powiedzieć to na głos. – Na pewno wiesz, że pracował w mugolskim antykwariacie. Wpadłam tam na niego i zobaczyłam na półce biżuterię ze Srebrem Aleksandra. Rozpoznał je, zanim zdążyłam o tym powiedzieć! Po sześciu latach bez magii. Kazałam mu zapoznać się z naszym prawodawstwem, a potem dałam mu test, który napisał na dziewięćdziesiąt osiem procent. – Pokręciła głową. – Naprawdę miałam mu zamknąć drogę tylko dlatego, że nie zdołał podejść do egzaminów końcowych?
Kingsley wysłuchał jej ze spokojem, a gdy skończyła, przez dłuższą chwilę milczał.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Hermiono. Nie zwolnię go, choć powinienem. Oby to nie były tylko ładne słówka i rzeczywiście ten chłopak ma coś w głowie. I w sercu. – Położył teczkę na stoliku. – Zostawiam, gdybyś jednak chciała się czegoś o nim dowiedzieć.
Potrząsnęła głową.
– Nie, zabierz to. I tak nie będzie mi potrzebne.
Shacklebolt popatrzył na nią tak, jak zazwyczaj patrzył na swoich pracowników, co do decyzji których nie zawsze miał pewność: z nadzieją. Gdy piętnaście minut później wrócił Ron, nie było ani jego, ani teczki.

***

– Wychodzisz?
Dostrzegła w lustrze chłodne spojrzenie Rona i jęknęła w duchu.
– Na kolację – przytaknęła.
– Z kim?
Westchnęła.
– Mówiłam ci trzy razy. – Trzy razy, żeby nie dopuścić do obecnej sytuacji: żeby nie miał do niej żadnych pretensji. – Z Josephem Banksem, potencjalnym sponsorem naszego stowarzyszenia.
– Kolejnym? – drążył Ron.
– Im więcej, tym lepiej. Jeśli uda mi się go dzisiaj przekonać, dużo zyskamy.
A powinno się udać. Oprócz przygotowania merytorycznego, Hermiona zadbała też o wygląd – w długiej do ziemi czarnej sukni prezentowała się olśniewająco.
Ron stał oparty o framugę drzwi i przez dłuższą chwilę milczał, patrząc, jak jego dziewczyna upina włosy w zgrabnego koka.
– Nie lubię, kiedy tak się dla nich stroisz – powiedział w końcu, dużo łagodniej niż przedtem.
– Dla nich?
– Dla innych facetów – wymamrotał w końcu, a Hermiona ujrzała w nim nagle szesnastolatka, który z taką zawiścią patrzył na zwykłego Cormaca McLaggena, chłopca tak pustego, że nie miała pojęcia, jak Ron w ogóle mógł dojrzeć w nim jakąkolwiek konkurencję.
Z drugiej strony była już zmęczona tymi ciągłymi podejrzeniami i oschłym tonem. Między nią a Ronem nigdy nie dochodziło z tego powodu do większych kłótni, jednak doskonale wyczuwała pojawiające się co jakiś czas napięcie. To prawda, że odrobina zazdrości podsyca żar w związku, ale odrobina to nie cała garść.
Kiedyś spytała go, czy jej nie ufa. Zaprzeczył, lecz gdy drążyła, nie odpowiedział. Dopiero później to zrozumiała – Rona nadal dręczyło stanie w czyimś cieniu. Odszedł z Biura Aurorów, ponieważ nie zniósłby dłużej bycia znanym jako przyjaciel sławnego Wybrańca. Teraz prowadził sklep Magicznych Dowcipów Weasleyów razem z George’em, ale okropne uczucie pozostało. Hermiona wzniosła się na szczyt, czego teoretycznie nie powinien odczuwać, nie stanowiąc już części ministerialnej drabiny. Mieszkali ze sobą i to wystarczyło. Hermiona miała swój gabinet, masę czasu spędzała na załatwianiu najrozmaitszych spraw, często wychodziła na spotkania, kolacje, bankiety, na które czasem zabierała Rona. Niekiedy zdarzały się sytuacje tak jak ta, kiedy do akcji musiała wkroczyć sama. Wtedy Ron robił się zazdrosny – nie tylko dlatego, że jego dziewczyna była naprawdę atrakcyjna, ale też dlatego, że wtedy jak nigdy odczuwał swoją maleńkość.
Nigdy nie wierzył w siebie i w swoją wartość.
Mawiał, że Hermiona traci najlepsze lata swojego życia na bieganiu po brytyjskim ministerstwie oraz między innymi ministerstwami. Wtedy to ona miała ochotę mu dopiec: zaśmiać się drwiąco i pokazać, gdzie on pracuje, ale koniec końców uśmiechała się łagodnie i rzucała, że po prostu lubi tę pracę.
Teraz zdobyła się na kolejne westchnięcie, choć tak naprawdę wolałaby puścić słowa Rona mimo uszu, dokończyć przygotowania i bez słowa wyjść z mieszkania.
– Joseph mógłby być moim ojcem – odpowiedziała zmęczonym głosem. – I w dodatku ma żonę!
– Byłaś dzisiaj u Ginny? – spytał Ron, zmieniając temat. Dziwnie szybko odpuścił. Normalnie Hermiona poczułaby ulgę, ale Weasley poruszył inną drażliwą dla niej kwestię.
– Nie – krótka odpowiedź. Nie i już. Jemu to nie wystarczyło.
– Dlaczego?
– Musiałam pracować.
Kątem oka zobaczyła zdziwienie na jego twarzy, które potem zmieniło się w zawód. Nie skomentowała tego, zwłaszcza że już skończyła bawić się z włosami i była gotowa do wyjścia. Obróciła się wokół własnej osi i rzuciła z delikatnym uśmiechem:
– Jak wyglądam?
Widziała, że się zastanawia: sprzeczać się czy dać spokój? Podszedł do niej i objął ją w talii.
– Niesamowicie.

***

Hermiona nigdy nie darzyła poniedziałku szczególną niechęcią. Ot, dzień jak każdy inny. Zawsze starała się go rozpocząć z dozą optymizmu, by nie udzieliła jej się antypatia ludzi z otoczenia. Tamten poniedziałek powitał ją słońcem i chłodnym, przyjemnym wiatrem. Rano wypiła słabą kawę – dla amatorki kofeiny płaska łyżeczka na kubek w zupełności wystarczyła – i za kwadrans ósma fiuknęła się prosto do ministerstwa. Miała dobry nastrój. Spotkanie z Banksem przeszło dokładnie tak jak planowała, a nawet lepiej, bo uzyskała od niego parę cennych informacji oraz obietnicę. W niedzielę udało jej się dokończyć kilka ważnych projektów, dzięki czemu popołudniu mogła wybrać się z Ronem na lody na Pokątną; znów poczuła się jak nastolatka.
Jednak już w windzie spotkała ją przykra niespodzianka w postaci Ottona. Zawsze gdy widziała ten orli nos i niebieskie oczy o ostrym spojrzeniu miała ochotę odwrócić się na pięcie i czmychnąć. Tym razem poczuła dziwnie bojowe nastawienie, więc korzystając z tego, że chwilowo byli sami, rzuciła oschle:
– Dziękuję, że się tak o mnie martwisz.
Otto uniósł brwi.
– Obawiam się, że nie rozumiem? – odparł oschłym tonem.
– Jak mniemam, twoje zainteresowanie Nottem było spowodowane niezwykłą troską o mnie, a nie chorobliwym pragnieniem znalezienie mojego słabego punktu, o które przecież nie śmiałabym cię posądzić.
Burke nie sprawiał wrażenia poruszonego. Ba, popatrzył na Hermionę z wyrazem dzikiej satysfkacji.
– Cieszę się, że doceniasz moje intencje.
– O tak, budzą niezwykły podziw. – Winda zatrzymała się, byli na miejscu. Hermiona posłała Ottonowi jadowite spojrzenie. – Nott jest czysty, a ty możesz przestać starać się wybielić przed Kingsleyem, bo tutaj każdy widzi, jakim jesteś gadem.
I ruszyła korytarzem w stronę swojego gabinetu.
Chociaż była to jedynie krótka wymiana zdań, tyle wystarczyło, by Hermiona czuła krew buzującą jej w żyłach razem z adrenaliną. Oddychała głęboko, starając się uspokoić na tyle, by móc bez skrępowania wkroczyć do poczekalni. Przed drzwiami przystanęła, aż w końcu weszła do środka. I otrzymała kolejny prztyczek w nos, którego kompletnie się nie spodziewała. Inaczej: nie spodziewała się, że coś takiego może zapiec.
Przy biurku Teodora stała wysoka, smukła, rudowłosa dziewczyna, ubrana w dopasowaną czarną sukienkę. Uśmiechała się zalotnie do chłopaka, który nie wydawał się być skrępowany czy zniesmaczony, a całkowicie wyluzowany. Kiedy dostrzegł szefową, ten wyraz zniknął z jego twarzy.
– Dzień dobry – przywitał się kulturalnie. – Gabinet jest gotowy.
– Dzień dobry, panno Granger – dodała szybko dziewczyna. Hermiona zerknęła na jej piękną twarz i idealny makijaż, i coś ścisnęło ją w żołądku.
– Dziękuję, Nott – powiedziała, ignorując przybysza. – Jak już skończysz pogawędki, przyjdź do mnie na chwilę.
Nie zamierzała powiedzieć tego tak ostro, ale nie mogła się powstrzymać. Weszła do gabinetu, nie zaszczycając pozostałej dwójki nawet jednym spojrzeniem.
Miała nie więcej niż minutę na zebranie rozbieganych myśli, bo po tym czasie w drzwiach stanął Teodor. Patrzył na nią z dystansem, choć w jego oczach dostrzegła zainteresowanie.
– Chciałaś mnie widzieć.
– Minister o wszystkim wie – poinformowała go bez ogródek. Zamarł. – Nie jest zachwycony  twoim zatrudnieniem, ale broniłam cię na tyle, na ile mogłam. Nie musisz się pakować. – Widziała, że uszło z niego powietrze, więc szybko dodała: – Jeszcze. Jeśli nie zdasz egzaminów na odpowiednim poziomie, wywali cię szybciej, niż zdążysz powiedzieć „owutemy”.
Shacklebolt niczego takiego nie powiedział, ale Hermiona uznała, że Teodorowi także przyda się prztyczek.
– Masz zdać je najlepiej jak potrafisz.
Zrobił urażoną minę.
– Taki właśnie miałem zamiar.
Hermiona zmierzyła go spojrzeniem.
– Możesz iść.
Odprowadziła go spojrzeniem. Włosy jak zwykle miał w nieładzie, ubranie natomiast starannie odprasowane. Granatowa koszula była włożona do ciemnych spodni; pod nią rysowały się szerokie barki. Pamiętała piętnastoletniego Teodora, wątłego, jeszcze chudszego niż Harry chłopca, który miał szczęście i nieszczęście w jednym widzieć testrale. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że wyrośnie on na kogoś takiego…
 Hermiona podeszła do okna i spojrzała na roztaczający się za nim górski krajobraz. W oddali majaczyły zielone zbocza, a w dolinie iskrzyła się tafla jeziora. Hermiona oparła się czołem o szybę. Chyba właśnie znienawidziła poniedziałki.
_______________
Z duuużym opóźnieniem, bo w ostatnim tygodniu lipca moje życie zostało ogarnięte przez Festiwal Cracovia Danza (warsztaty taneczne potrafią wyzuć człowieka z każdych pokładów energii), a 03.08 pojechałam sobie na wakacje i wróciłam dopiero w piątek wieczorem. Ogólnie rzecz biorąc, doszłam do punktu, w którym nie mogę dłużej lecieć na spontana i muszę zbudować sobie w głowie konkretną fabułę. A że jeszcze nie posiadam choćby zarysu niektórych wątków, jestem troszeczkę w lesie. Ale mam nadzieję, że do końca sierpnia coś się pojawi.
Jak sobie pomyślę, że za dwa tygodnie szkoła, to chce mi się płakać.
Carpe wakacjem.

Empatia

18 komentarzy:

  1. Witaj w klubie, mnie też się chce płakać jak o tym pomyślę. I o egzaminach. Bleh.
    E tam, na dobre opko zawsze się poczeka :)
    Co do rozdziału, to cieszę się, że opisałaś życie Rona z Hermioną. Dobrze, że Ron jest kanoniczny – zazdrosny, ale w dalszym ciągu kochający Hermionę (nie to, co dziewczęta tworzą na ffkach – że niby Ron gwałciciel i damski bokser?!). Urocze mają mieszkanko. Też bym chciała kiedyś coś takiego przygarnąć.
    Trochę mi smutno, jak pomyślę, że Ron i Hermiona się rozstaną, bo ich lubię. Merlinie, po Wyjątku to po prostu boję się ciebie i tego, jaki cios dla nas przygotujesz!
    Ja też na razie lecę na spontana. Nie potrafię wymyślić czegoś na dłuższą metę, ale nie umiem też nie publikować przez dłuższy czas, so...
    No co z Harrym? Czekam na jego rozmowę z Granger. Może być ciekawie.
    Pozdrawiam, życzę weny i pomysłu na ciekawą fabułę!
    Carpe wakacjem! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim pierwszym opowiadaniu - Dramione notabene - Ron zlał Hermionę, uszkodził Harry'ego w niej zakochanego, a Ginny zrzuciła ją ze schodów. To wszystko w czwartym rozdziale! XD
      Dzięki za opinię!

      Usuń
    2. Moje pierwsze ff potterowskie to też było Dramione XDDD
      A mój pierwszy blog w ogóle był o Belli i Edwardzie. Tak więc... można upaść niżej :'))))

      Usuń
  2. I to jest ten moment, w którym studenci mają pełne prawo powiedzieć: haha, a wykłady od października! XD
    Lubię Twoje klamry kompozycyjne. W sensie, mam na myśli na przykład to z poniedziałkami w tym rozdziale, albo pętlę samobójcy (trochę większa klamerka) w Wyjątku.
    Również, jak koleżanka wyżej, boję się, jaki zaraz wyrafinowany coś wystosujesz wobec czytelników, ale nie wątpię, że będzie fajnie.
    Moje subiektywne odczucie - pierwszy fragment z opisem mieszkania i tak dalej, trochę bardziej dla spowolnienia akcji, prawda? Ale dobrze zrobiony, płynnie się czytało.
    Błędów nie przyuważyłam.
    Pozdrawiam,
    Farfocel

    OdpowiedzUsuń
  3. directionerka11217 sierpnia 2015 21:17

    Super rozdział naprawdę mi się podobał tylko Ron trochę mnie wkurzał z tą zazdrością. Czekam też na rozmowę Hermiony z Harrym. Do następnego dużo weny i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  4. To pierwszy rozdział z perspektywyHermiony i muszę orzyznac, ze az żałuje, ze juz wczesniej nie pojawiło się cos z jej prospektywy. Świetni przedstawiłaś jej zycie. Nie wyczuwam, szcźerze mowiac, wielkiej milosci miedzy nia a ronem, wydaje mi sie, ze wpadli w pewnego rodzaju stagnacje, ale taka...w dobra tego słowa znaczeniu. Jednak to ukłucie na widok Teodora z atrakcyjna dziewczyna było dosc interesujace. Mysle, ze Ron niestety zawsze nie doceniał samego siebie, a ja np.w sadze lubie go najbardziej z całej świętej trójcy, bi jest najbardzej naturalny, zabawny; prawdziwy przyjaciel, odwZny. I zawsze denerwowało mie, ze ma niskie poczucie własnej wartości. Chciałaby, troche, aby nie musiał sie przejmować wiernością hermiony, ale obawiam sie, ze ta moze zakochać sie w Teodorze...choc przecie Notta uwielbiam, wiec wlascie... Ech, ciężka sprawa. Jestem bardzo ciekawa, jaki jest Twoj Harry i czy Ginny faktycznie ma się o co martwić. Pewnie tak, bl czuje, ze Potter za bardzo zajmuje sie dwoją praca... Ale mysle, ze lewnie kocha weasley. Mam nadzieje, ze niedługo pojawia sie tutaj bezpisrednio. Swiwtnie opisalas zarówno mieszkanie hermiony, jak i jej rozmowę z nowym ministrem, podobała mi sie tez klamra kompozycyjna z poniedziałkiem w ostatnim fragmencie. Z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy xD zapraszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy rozdział.Też się ciesze się że Ron w tym opowiadaniu jest kanoniczny.No i w ogóle dobrze że Theodor okazał się ''czysty'' :D.Czekam na kolejny rozdział :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ogromnie się cieszę, że Ron jest u Ciebie normalny! Jest taki jak u Rowling, a nie stał się nagle idiotą! ;) Aż żal mi było na myśl, że będzie musiał rozejść się z Hermioną, żeby ona była z Teo... Apropo tych dwojga, czyżby Hermiona poczuła zazdrość? ;> Jestem bardzo ciekawa jak z ich zwyczajnej, spokojnej relacji, uda Ci się zrobić coś więcej? :D Podobało mi się, że pokazałaś nam zwyczajne życie Hermiony Granger i Rona Weasleya, taka trochę rodzinna sielanka. ;)
    Czyżby Harry zdradzał Ginny? ;o A może zapracowuje się na śmierć?

    Pozdrawiam cieplutko i nie mogę doczekać się nowego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć
    Rozdział fajny, nie powiem. W sumie to nawet nie wiem co mam napisać wiec po prostu...
    Życzę weny
    Pozdrówka, Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyli Hermiona jest zazdrosna? Podoba mi się, jak operujesz akcją całego opowiadania. Nie mogę tylko pozbyć się myśli… co będzie ze Szkarłatną Chimerą albo tą rudowłosą sekretarką Malfoya; no i Teodorem? Mam nadzieję, że coś się między nimi wydarzy, a Hermiona będzie się zadręczać z zazdrości. Ich dialogi będą wtedy jeszcze ciekawsze, jak np. w tym rozdziale.
    Cieszę się, że to Kingsleya wzięłaś na Ministra Magii. Lubię go na tym stanowisku i również tę funkcję mu przydzieliłam w swoim opowiadaniu.
    Bardzo też cieszę się, że znalazłam twojego bloga, bo mimo że dalej to jest fanfiction, po prostu ma klasę. Wystarczy spojrzeć na twojego Rona! To jest jeden wątek, po którym można ocenić całe opowiadanie. Zwykły Ron czy Ron gwałciciel? Którego by tu wybrać...
    Szkoła! Jestem z tych, co się ekscytują pierwszą klasą. Wiem, że ta ekscytacja szybko pryśnie, ale jednak są chęci i niepewność. Ale trzymam za Ciebie kciuki, żeby jednak nie było tak źle!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja i mój wspaniały zapłon. Nie zapomniałam o Szczycie, ale mam wspaniałą manię polegającą na problemach z blogspotem. I jak wchodziłam tu codziennie od 15 sierpnia, to nie zauważyłam tego. :')
    Rozdział lekki, nazwałabym go zapchajdziurą. xD Dlatego w sumie nie wiem, co napisać.
    Kanonicznym Romione mnie powaliłaś, uwielbiam tę parę. Według mnie ich związek jest przedstawiony w idealny sposób. Mniej więcej tak sobie go wyobrażałam (mniej więcej, ponieważ nie mam dokładnej wyobraźni).
    Ron jest dobrą postacią. Jego charakter dobrze przedstawiony.
    Gofer poczytaj słownik, może znajdziesz jakieś synonimy do słowa "dobry", bo ostatnio używasz go zdecydowanie za dużo.
    Dopiero czytając komentarze i Twoją wypowiedź zauważyłam, że rozdział jest napisany z perspektywy Hermiony, haha. Jaka ze mnie ciapa. XD
    Układaj tę fabułę, ale nie popędzaj się, bo wyjdzie tandetna (wie z doświadczenia). Życzę porządnego pomysłu i wspaniałego (ha, nie napisałam "dobrego"! XD) wykonania. C:
    ~Gofer

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj!

    Z tej strony administratorki Katalogu Granger. Pewnie właśnie w tej chwili zastanawiasz się po co piszemy, otóż sprawa jest prosta – Wasza aktywność na katalogu, który prowadzimy. Nie oczekujemy wiele, pragniemy tylko, aby nasza praca, jaką wkładamy w rozwój katalogu, oraz czas, jaki poświęcamy, był szanowany, ponieważ inaczej, jeśli sprawa będzie dalej tak wyglądała, będziemy zmuszone zawiesić działalność katalogu. Oczywiście zanim do tego dojdzie, będziemy walczyć – waleczne z nas kobietki, więc nie poddamy się tak łatwo. Po prostu potrzebujemy właśnie Twojej pomocy, inaczej nie damy rady. Do działania katalogu potrzebne są dwie strony; my – administratorki, oraz wy – nasi katalogowicze. Bez Was to wszystko nie ma sensu. Mamy nadzieję, że ta wiadomość wzbudzi w Was choć odrobinę zainteresowania.

    PS. Kiedy obchodzisz urodziny? Zachęcamy do zapisywania się w zakładce „Urodziny” – dzięki temu już nikt z katalogu nie zapomni o Twoich urodzinach!

    Zapraszamy także do korzystania ze wszystkich zakładek na katalogu. Uczestniczcie w życiu katalogu! Nie zawiedźcie nas.

    Pozdrawiamy,

    Załoga Katalogu Granger.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham Twoje opowiadania, kiedy zobaczyłam Twoje nowe cudo cieszyłam się jak głupia. Uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.