Pamiętała, że
pierwsze oznaki wiosny powitała z niewysłowioną ulgą. Nigdy nie przepadała za
zimą, stroniła od wszystkiego, co zimne i mokre. Deszcz kojarzył się jej ze
smutkiem i samotnością, a lód ze skrytością. W dodatku zawsze była zmarzluchem
– dlatego każdego roku z niecierpliwością wyczekiwała lata.
Do jego
rozpoczęcia pozostało jeszcze trochę czasu, ale słońce już zachodziło coraz
później, wydłużając dni, i do tego znacząco podnosiło temperaturę powietrza. Dzięki
temu Hermiona wybrała się z Ronem do pobliskiego parku, gdzie mogli w spokoju
napawać się piękną pogodą.
– To był ten
Nott, tak? – rzucił Weasley, kiedy wkraczali na drewniany most rozpostarty nad
zwężeniem niewielkiego jeziorka. Hermiona od razu wyłapała tę podejrzliwą nutę
w głosie swojego chłopaka, która pojawiała się zawsze wtedy, gdy rozmawiali o
jej męskich współpracownikach. Teraz musiała ostrożnie dobierać słowa
– Tak, Teodor
Nott – potwierdziła. Zatrzymali się w najwyższym punkcie mostku. Hermiona
puściła dłoń Rona i oparła się o balustradę. – Radzi sobie całkiem nieźle jak
na kogoś, kto w życiu nie pracował w urzędzie.
Bardzo dobrze,
nie nieźle, poprawiła się w myślach, ale nie zamierzała mówić tego głośno przy
Ronie. Chciała jeszcze coś dodać, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język.
Im mniej, tym lepiej, chyba że zapyta.
– Ja bym mu na
twoim miejscu nie ufał – oświadczył z przekąsem. – To Ślizgon.
– Były Ślizgon
– przypomniała mu Hermiona.
– Kto stał się
Ślizgonem, ten mendą pozostanie.
– Nikt nie
powiedział, że mu ufam. Pracuje dla mnie, ale trzymam go na dystans. Nie
wtajemniczę go w najważniejsze dla departamentu sprawy wcześniej niż za kilka tygodni.
– Wiesz, co o
nim mówili. Rzucił magię, zniknął z kraju, a teraz wrócił i to prosto do
ministerstwa. To strasznie dziwne, no nie?
– Ron, nie
zaczynaj znowu…
– Po prostu
się martwię, Hermiono – powiedział, patrząc jej w oczy. – Nie chcę, żeby jakiś
pajac cię oszukał i zrobił ci krzywdę.
Pocałowała go
w usta.
– Nie tylko ty
potrafisz się obronić. – Wykorzystując jego chwilową uległość, dodała: –
Idziemy na zakupy, w domu nie ma nic do jedzenia.
Ron skrzywił
się, ale bez słowa sprzeciwu podążył za nią, kiedy skierowała się do
najbliższego marketu.
– Jak to jest,
że mieszkamy we dwójkę, a zakupy robimy jak dla wszystkich Weasleyów razem
wziętych? – mruknął pół godziny później, poprawiając sobie uchwyt największego
pakunku.
– Pomyśl, jak
wyglądały tygodniowe zakupy twojej mamy. Nie, nie tędy – zatrzymała go
Hermiona, gdy zobaczyła, że idzie w stronę ich stałego miejsca do teleportacji
w pobliże Dziurawego Kotła. – Przejdźmy się.
– Ale
Hermiono… – jęknął Ron, wskazując siatki. Uśmiechnęła się najpiękniej, jak
potrafiła. To zawsze działało. – No dobra.
Ruszyli więc
pieszo do domu, a Hermiona delektowała się łagodnym powiewem wiatru chłodzącym
skórę. Nie przeszkadzał jej ani szum samochodów, ani duszący odór spalin, ani
konieczność zbaczania co jakiś czas z kursu, by ominąć ludzi śpieszących
chodnikiem w przeciwnym kierunku. Uwielbiała przebywać na zewnątrz, poza
zamkniętymi pomieszczeniami. Kiedy zaczynała pracę w Ministerstwie Magii, nie
wzięła pod uwagę czasu spędzonego w biurze, co początkowo z trudem znosiła,
jednak z czasem przyzwyczaiła się i do tego. Mimo to korzystała z każdej
możliwości przebywania na otwartej przestrzeni, nawet jeśli oznaczało to
wędrowanie zatłoczonymi ulicami Londynu.
– Widziałaś
się dzisiaj z Harrym? – głos Rona wyrwał ją z zamyślenia. Potrząsnęła przecząco
głową.
– Nie, ostatni
raz spotkałam go we wtorek na spotkaniu Biura Aurorów – odparła powoli, ze zdumieniem
uświadomiwszy sobie, jak dawno to było. – Dlaczego pytasz?
– Ginny wpadła
dzisiaj do nas. Harry zachowuje się jak dupek.
– Tak powiedziała?
– zdziwiła się Hermiona.
– No… nie
dosłownie, ale wywnioskowałem to z jej słów. – Skręcili w boczną uliczkę. –
Harry traktuje dom jak hotel, w którym tylko nocuje i czasem coś zje. W soboty
siedzi nad papierkową robotą, a niedziele zazwyczaj przesypia, bo jest taki
zmęczony ściganiem przestępców.
– Których nie
ma aż tak wielu.
– Dokładnie!
Nie wiem, gdzie on wynajduje tych czarnoksiężników, zresztą, myślałem, że
śledztwami zajmuje się twój departament.
– To zależy od
szczegółów spraw. Niektóre rzeczywiście nadają się tylko dla aurorów, ale… –
Urwała i zacisnęła usta. – Coraz mniej mi się to podoba.
– Ginny też
nie wyglądała na zachwyconą – burknął Ron. Ich oczom ukazało się wejście do
Dziurawego Kotła. – Dlaczego nie zrobiła z nim porządku? Przecież to Ginny!
– Może
dlatego, że nie ma kiedy, skoro prawie się nie widują – westchnęła Hermiona, po
czym weszli do pubu.
Jak zawsze w
piątki, było tam tłoczno, ale dzięki w miarę wczesnej porze nie narazili się na
wysłuchiwanie pijackich piosenek ani przymus unikania przecinających powietrze
butelek z alkoholem. Szybko przeszli przez lokal i po chwili znaleźli się na
Pokątnej. Ruch powoli ustawał, większość sklepów już zamykano. Hermiona
obrzuciła pogardliwym spojrzeniem kolejkę wijącą się przed wejściem do
Szkarłatnej Chimery. Tam nigdy nie brakowało klienteli.
– Ruszyło coś
w jego sprawie? – spytał cicho Ron, również patrząc na ludzi tłoczących się
przed szklanymi drzwiami.
– Jeszcze nie.
Ich kamienica
stała w połowie Pokątnej. Jako jeden z najstarszych budynków miała prawo się
sypać, co też się działo: z zewnątrz odpadał tynk, schody skrzypiały jakby
zaraz miały się zapaść, a okna wciąż się rozszczelniały, dziwnie odporne na
działanie czarów. Hermiona odnosiła bolesne wrażenie, że niedługo to wszystko
runie, a oni skończą pod gruzami.
Często
słyszała od znajomych pytanie: Dlaczego
się nie przeprowadzicie? Oprowadzała ich po mieszkaniu i odpowiadała: Dlatego.
Razem z Ronem
zajmowali lokal na najwyższym, piątym piętrze. Wdrapywanie się po schodach było
istną katorgą, zwłaszcza po całym dniu w pracy, kiedy jedyne, czego się
pragnie, to znalezienie się we własnym łóżku. Gdy jednak już weszło się do środka, okazywało się, że warto było
się męczyć.
Fasada kamienicy
odstraszała, a mieszkania zachwycały.
To wynajmowane przez Hermionę i Rona na początku dwudziestego wieku zajmowała
jakaś francuska dama, która dokonała kilku przeróbek. W dużym, jasnym salonie
dołożyła kominek, w łazience zainstalowała ogromną wannę, a jeśli otworzyło się
wąskie drzwi w sypialni, miało się dostęp do garderoby z wnękami na wieszaki i
półkami. Najważniejszy był jednak atut, który posiadało mieszkanie jeszcze
przed wejściem do niego tamtej Francuzki. Jego okna wychodziły na dwie strony:
jedna na ulicę Pokątną, a jako że kamienica górowała nad innymi budynkami,
dzięki drugiej można było spoglądać na mugolską część Londynu.
Mieszkanie
długo stało puste przez jego niekorzystne usytuowanie oraz niezbyt zachęcający
stan budynku, więc właściciel, przyzwyczajony do najwyżej kilkumiesięcznych
lokatorów, spuścił nieco z ceny za wynajem, co nie zmieniało faktu, że atuty
kosztowały swoje. Hermiona nie wahała się jednak ani chwili. Cztery miesiące
trwało doprowadzenie wnętrza do stanu używalności, ale gdy tylko się tam
wprowadzili, natychmiast poczuła się jak w domu.
Kiedy teraz
Ron wpuścił ich do środka, odetchnęła. Była u siebie, w swoim własnym azylu,
idealnym nawet mimo panującej w nim duchoty. W niewielkim przedpokoju zrzuciła
szpilki, po czym podreptała na bosaka do kuchni. Odłożyła siatki na jeden z
blatów i sięgnęła do lodówki po sok pomarańczowy.
– Hermiono? –
zagadnął Ron rozpakowujący zakupy. – Mogłabyś pogadać z Harrym?
Dziewczyna
przez chwilę obserwowała go, jak układał w szafkach paczki z makaronem i
płatkami owsianymi.
– Dlaczego sam
tego nie zrobisz? – spytała z czystą ciekawością.
– Przyjaźnisz
się z Ginny.
– A ty jesteś
jej bratem.
– Ale ty
przedstawisz jej uczucia z bardziej dziewczyńskiego punktu widzenia.
– Jakiego? –
spytała z rozbawieniem, na co Ron wywrócił oczami. Też nalał sobie soku do
szklanki.
– Jak facet
mówi drugiemu facetowi, że zachowuje się nie fair wobec kobiety, to źle to
wygląda, zwłaszcza jeśli tą kobietą jest żona tego drugiego – wyjaśnił zawile.
Zazwyczaj używał takiego tonu, kiedy objaśniał Hermionie jakieś skomplikowane
zagadnienie w kwestii quidditcha, przez co jeszcze bardziej chciało jej się
śmiać. – Jeśli ty z nim pogadasz, zobaczy, że robi się z niego dupek i się zmieni.
Hermiona
uśmiechnęła się.
– Pogadam z
nim – zgodziła się. – Może zajrzę do nich w niedzielę, o ile wyrobię się z
papierkami.
– To dobrze.
Mam nadzieję, że coś do niego dotrze, bo George już zaczął coś na niego
szykować… A, właśnie. – Zerknął na zegarek na nadgarstku. – Muszę iść do sklepu
odebrać dostawę. George ma spotkanie z klientem, chodzi o jakiś większy zakup,
i jestem z tym sam. Nie gniewaj się – dodał, widząc zawiedzioną minę Hermiony.
– Będę za maksymalnie godzinę.
Pocałował ją w
policzek i wyszedł. Hermiona dokończyła sok, odstawiła szklankę do zlewu, po
czym udała się do salonu. Stanowił on centrum mieszkania i był najbardziej
okazałym pomieszczeniem. Wciąż słyszało się w nim echo dawnych lat – wysoki
sufit, drewniane okna, rzeźbiony kominek. W jego wystroju natomiast szybko
dostrzegało się rękę Hermiony: jasne, beżowe ściany tworzyły ładny kontrast z
drewnianym parkietem, na którym leżał puchaty dywan dodający przytulności.
Meble były proste, ale dzięki temu nie sprawiały wrażenia ciężkich i topornych.
Na szklanym stoliku stał wazon z kwiatami, taki sam jak na parapetach dwóch
okien oraz na szafce koło drzwi do sypialni. Panował tutaj niezwykły porządek
za sprawą minimalizmu w kwestii ozdób – im mniej drobiazgów, tym mniej trzeba
się męczyć ze sprzątaniem. Dumą napawała Hermionę pokaźna biblioteczka,
składająca się z regałów zajmujących połowę miejsca pod ścianami. Jedną czwartą
zajmował kominek; z półki nad nim uśmiechali się przyjaciele i rodzina, zatrzymani
w czasie na fotografiach.
Dziewczyna
opadła na kanapę i przeciągnęła się. Przymknęła oczy, rozważając
przetransportowanie się do sypialni i założenie czegoś wygodniejszego. Uznała,
że to bezsensowny pomysł.
Ogarnęła ją
senność, która jednak rozpierzchła się na dźwięk buchających w kominku
płomieni. Ktoś się do niej wybierał. Skoczyła na równe nogi, poprawiła włosy,
przygładziła spódnicę. Miała gołe stopy, ale nie było już czasu pędzić do
przedpokoju po buty.
Spodziewała
się każdego – Harry’ego, Ginny, Christiny, nawet Burke’a – ale nie samego
Ministra Magii.
Wszyscy,
którzy brali czynny udział w drugiej wojnie czarodziejskiej, mieli świadomość,
że po upadku Voldemorta wcale nie nastanie spokój, jakby się mogło wydawać.
Spodziewano się anarchii i dezorganizacji – co zrobić? Gdzie jest bezpiecznie?
Co z Ministerstwem Magii? Co ze śmierciożercami, którym udało się uciec? Co z
mugolakami, którym odebrano różdżki? Nim jednak ktokolwiek zdążył sobie zadać
którekolwiek z tych pytań, do akcji wkroczył świetny w swoim fachu, wieloletni
auror, członek Zakonu Feniksa Kinsgley Shacklebolt. W bitwie o Hogwart nie
odniósł poważnych ran, zachował sprawność fizyczną i umysłową, zebrał więc
wiernych Wybrańcowi aurorów i ruszył do ministerstwa, by oczyścić je z brudu
zalegającego tam przez ostatnie kilka miesięcy. On jako pierwszy wkroczył do
gabinetu ministra, w którym zobaczył Piusa Thicknesse’a kulącego się w kącie i
płaczącego z goryczy i wstydu. Uwolniony spod klątwy Imperius Pius rzucił się
Kinglseyowi do nóg, błagając o litość. Tak zastali ich pozostali aurorzy;
dziesięć minut później Kingsley został ogłoszony tymczasowym Ministrem Magii, a
pierwszą oczyszczoną ze wszystkich zarzutów osobą był Thicknesse.
Nikt nawet nie
zauważył, kiedy to się stało, że zwykły – świetny, ale jednak jeden z wielu
świetnych – auror przemienił się w najważniejszą osobą w czarodziejskiej
społeczności. Mógł pochwalić się doskonałą znajomością prawa, był empatyczny i
sprawiedliwy, nieugięty w stawianiu na swoim oraz charyzmatyczny. Hermiona
uważała, że to właśnie ta ostatnia cecha pomogła mu w objęciu stanowiska
oficjalnego ministra. Jak żaden ze swoich poprzedników potrafił przemawiać do
tłumów, jego słowa docierały do każdego – do czystokrwistych, do mugolaków, do
biednych i do bogatych, do urzędników, sportowców, handlowców. Uwagę
przyciągała masywna postura oraz przeszywające spojrzenie, a zaufanie wzbudzał
głęboki głos. Ludzie automatycznie czuli przed nim respekt, ale nie zabarwiony
przestrachem.
Po plecach
Hermiony przeszedł jednak dreszcz niepokoju, kiedy z kominka wynurzył się
wysoki, ciemnoskóry, ubrany w dobrze skrojony garnitur Kingsley. Prawie
wszystkie sprawy służbowe załatwiali w ministerstwie, na prywatne spotkania
zawsze umawiali się z wyprzedzeniem i tylko raz zdarzyło się, by Shacklebolt
wpadł bez zapowiedzi – gdy na prośbę Harry’ego chciał odwieść Rona od decyzji
porzucenia aurorstwa. Takie odwiedziny raczej nie zwiastowały niczego dobrego.
Kingsley
uśmiechnął się ciepło na widok gospodyni.
– Dobry
wieczór, Hermiono. – Jak zawsze kulturalny. Dziewczyna trochę się rozluźniła na
dźwięk jego łagodnego głosu. – Przepraszam za to niespodziewane najście, w
dodatku w piątek wieczorem, nie chcę wam przeszkadzać…
– Nic się nie
stało, Kingsley – zapewniła natychmiast. – Ron i tak musiał pójść jeszcze do
sklepu, więc… – wzruszyła ramionami.
– Nie
nachodziłbym cię, gdyby nie chodziło o coś ważnego – powiedział Kinglsey,
potrząsając teczką, którą Hermiona dopiero teraz zauważyła w jego ręku. – Może
usiądziemy?
I od razu
zajął miejsce na kanapie. Hermiona zrezygnowała z zaproszenia go do gabinetu –
jej ulubionego pokoju w całym mieszkaniu. Sama zajęła się przerobieniem jadalni
na w stu procentach swoje miejsce, należące tylko do niej, gdzie nikt inny nie
miał prawa wstępu. Namówiła na to Rona po otrzymaniu awansu na stanowisko szefa
departamentu. I tak rzadko korzystali z jadalni, bo posiłki najczęściej jedli
przy drewnianym stole w kuchni. Ron po namyśle uległ, ale widziała, że nie był
zbytnio przekonany.
– Napijesz się
czegoś? – zaproponowała. – Herbaty, soku, mleka?
Kingsley
uśmiechnął się przyjaźnie.
– Nie,
dziękuję, Hermiono, nie zajmę ci dużo czasu. – Poczekał, aż usiądzie obok
niego. – Doszły mnie słuchy, że masz nowego asystenta.
Całe odprężenie
prysło niczym bańka mydlana. Hermiona kiwnęła głową, starając się nie
pokazywać, jak duży zamęt wprowadziło do jej umysłu to jedno zdanie.
– Jaką drogą
dotarło to do ciebie? – Prychnęła w odpowiedzi na wymowne spojrzenie ministra.
– Nie musiałam pytać, przecież to
oczywiste. Chcę wiedzieć, co ci nagadał czy to poniżej mojej godności?
– Tym razem
nie posunął się do oczerniania któregoś z twoich podwładnych.
– A to dziwne.
– Tym razem
wystarczyło mi samo nazwisko.
Hermiona
milczała. Wiedziała – Merlinie, wiedziała to od początku, podświadomie była
pewna, że do tego dojdzie – co za chwilę powie Kingsley. Nigdy nie owijał w
bawełnę.
– Nie
niepokoiłbym cię teraz, gdyby to nazwisko nie należało do śmierciożercy.
– Teodor to
nie Anthony.
– Skąd wiesz?
Bo wiem,
chciała odpowiedzieć, ale tylko by się tym ośmieszyła. Nie mogła przyznać się
do tego, że Teodor po prostu zaintrygował ją do tego stopnia, że zaproponowała
mu posadę, bez wcześniejszego upewnienia się co do jego poglądów. Zachowała się
nieodpowiedzialnie i nijak dało się to usprawiedliwić.
– Tak się
składa – kontynuował Kingsley – że ja wiem. Godzinę temu dostałem wszystkie
informacje na jego temat. Moi zaufani ludzie sprawdzili go, prześledzili cały
jego życiorys odkąd tylko pojawił się na tym świecie, łącznie z czasem
spędzonym za granicą.
Zrobił ruch,
jakby chciał otworzyć teczkę, ale Hermiona go powstrzymała.
– Nie chcę
tego wiedzieć – powiedziała cicho. Poddała się oceniającemu spojrzeniu
Kignsleya i westchnęła. – Wiem tyle, ile potrzebuję, by mu zaufać. Jestem
pewna, że nigdy nie służył Voldemortowi. Jest czysty… prawda?
– Czysty –
potwierdził Shacklebolt. – W Hogwarcie opierał się Carrowom i ich sposobom na
karanie uczniów za pomocą ich kolegów, za co wielokrotnie sam dostawał cięgi.
Nie miał też żadnych kontaktów ze śmierciożercami poza krajem.
– Wystarczy – powiedziała
stanowczo, acz nie wrogo. – Nie chcę wiedzieć wszystkiego, to niesprawiedliwe
wobec niego.
Wyraz twarzy
Shacklebolta uległ zmianie, stał się bardziej srogi i zwiastował tylko jedno.
– A czy
sprawiedliwe wobec innych pracowników jest zatrudnianie go bez owutemów?
– A czy ty tak
samo sprawdzałeś innych członków rodzin śmierciożerców pracujących w
ministerstwie? Albo Malfoya, który nigdy nie pozbędzie się Mrocznego Znaku?
– Oczywiście –
odparł Kinglsey tak łagodnie, że Hermiona zaczęła żałować wcześniejszej
zawziętości. – Może tego nie wiesz, ale zanim pozwoliłem na zatrudnienie
Dracona Malfoya, sam odbyłem z nim długie rozmowy.
Hermiona
uniosła brwi; istotnie nie miała o tym pojęcia.
– O czym
rozmawialiście?
– Pozwól, że
to zachowam dla siebie. – Jakby w ramach przeprosin, Kingsley uśmiechnął się. –
Ale uwierzyłem w jego intencje i wierzę w nie do tej pory. Draco ożenił się z
Astorią Greengrass, dziewczyną czystej krwi, która – z tego, co mi wiadomo –
wykazuje niezwykłe zainteresowanie różnymi aspektami mugolskiego życia, w
pozytywnym sensie oczywiście. Myślę, że gdyby Draco dalej w takim stopniu nie
tolerował mugoli i mugolaków, nigdy nie związałby się z kimś takim. Ale nie
przyszedłem tutaj, żeby mówić o Malfoyu – dodał, nim Hermiona zdążyła uformować
jakąś odpowiedź. – Powiedz mi, co spowodowało, że postanowiłaś złamać zasady?
– Tylko je
nagięłam, Kingsley. – Czuła się jak w szkole, kiedy tłumaczyła się, dlaczego wpuściła
do szkoły trolla, choć wcale tego nie zrobiła. – Teodor zdaje owutemuy pod
koniec miesiąca, wtedy nie będzie mowy o żadnym naruszaniu zasad.
– Spytałem cię
o coś innego, Hermiono. Chcę znać twoje motywy, co zrobił, że potraktowałaś go
inaczej.
Zawahała się.
– Pamiętam go
z Hogwartu, pamiętam jego żądzę wiedzy, talent, umysł. I skromność, bo nigdy
nie liczył na pochwały. – W przeciwieństwie do mnie, ale za bardzo było jej
wstyd, by powiedzieć to na głos. – Na pewno wiesz, że pracował w mugolskim
antykwariacie. Wpadłam tam na niego i zobaczyłam na półce biżuterię ze Srebrem
Aleksandra. Rozpoznał je, zanim zdążyłam o tym powiedzieć! Po sześciu latach
bez magii. Kazałam mu zapoznać się z naszym prawodawstwem, a potem dałam mu
test, który napisał na dziewięćdziesiąt osiem procent. – Pokręciła głową. – Naprawdę
miałam mu zamknąć drogę tylko dlatego, że nie zdołał podejść do egzaminów
końcowych?
Kingsley
wysłuchał jej ze spokojem, a gdy skończyła, przez dłuższą chwilę milczał.
– Mam
nadzieję, że wiesz, co robisz, Hermiono. Nie zwolnię go, choć powinienem. Oby
to nie były tylko ładne słówka i rzeczywiście ten chłopak ma coś w głowie. I w
sercu. – Położył teczkę na stoliku. – Zostawiam, gdybyś jednak chciała się
czegoś o nim dowiedzieć.
Potrząsnęła
głową.
– Nie, zabierz
to. I tak nie będzie mi potrzebne.
Shacklebolt
popatrzył na nią tak, jak zazwyczaj patrzył na swoich pracowników, co do
decyzji których nie zawsze miał pewność: z nadzieją. Gdy piętnaście minut
później wrócił Ron, nie było ani jego, ani teczki.
***
– Wychodzisz?
Dostrzegła w
lustrze chłodne spojrzenie Rona i jęknęła w duchu.
– Na kolację –
przytaknęła.
– Z kim?
Westchnęła.
– Mówiłam ci
trzy razy. – Trzy razy, żeby nie dopuścić do obecnej sytuacji: żeby nie miał do
niej żadnych pretensji. – Z Josephem Banksem, potencjalnym sponsorem naszego
stowarzyszenia.
– Kolejnym? –
drążył Ron.
– Im więcej,
tym lepiej. Jeśli uda mi się go dzisiaj przekonać, dużo zyskamy.
A powinno się
udać. Oprócz przygotowania merytorycznego, Hermiona zadbała też o wygląd – w
długiej do ziemi czarnej sukni prezentowała się olśniewająco.
Ron stał
oparty o framugę drzwi i przez dłuższą chwilę milczał, patrząc, jak jego
dziewczyna upina włosy w zgrabnego koka.
– Nie lubię,
kiedy tak się dla nich stroisz – powiedział w końcu, dużo łagodniej niż
przedtem.
– Dla nich?
– Dla innych
facetów – wymamrotał w końcu, a Hermiona ujrzała w nim nagle szesnastolatka,
który z taką zawiścią patrzył na zwykłego Cormaca McLaggena, chłopca tak
pustego, że nie miała pojęcia, jak Ron w ogóle mógł dojrzeć w nim jakąkolwiek
konkurencję.
Z drugiej
strony była już zmęczona tymi ciągłymi podejrzeniami i oschłym tonem. Między
nią a Ronem nigdy nie dochodziło z tego powodu do większych kłótni, jednak
doskonale wyczuwała pojawiające się co jakiś czas napięcie. To prawda, że
odrobina zazdrości podsyca żar w związku, ale odrobina to nie cała garść.
Kiedyś spytała
go, czy jej nie ufa. Zaprzeczył, lecz gdy drążyła, nie odpowiedział. Dopiero
później to zrozumiała – Rona nadal dręczyło stanie w czyimś cieniu. Odszedł z
Biura Aurorów, ponieważ nie zniósłby dłużej bycia znanym jako przyjaciel
sławnego Wybrańca. Teraz prowadził sklep Magicznych Dowcipów Weasleyów razem z
George’em, ale okropne uczucie pozostało. Hermiona wzniosła się na szczyt,
czego teoretycznie nie powinien odczuwać, nie stanowiąc już części
ministerialnej drabiny. Mieszkali ze sobą i to wystarczyło. Hermiona miała swój
gabinet, masę czasu spędzała na załatwianiu najrozmaitszych spraw, często
wychodziła na spotkania, kolacje, bankiety, na które czasem zabierała Rona.
Niekiedy zdarzały się sytuacje tak jak ta, kiedy do akcji musiała wkroczyć
sama. Wtedy Ron robił się zazdrosny – nie tylko dlatego, że jego dziewczyna
była naprawdę atrakcyjna, ale też dlatego, że wtedy jak nigdy odczuwał swoją
maleńkość.
Nigdy nie wierzył
w siebie i w swoją wartość.
Mawiał, że
Hermiona traci najlepsze lata swojego życia na bieganiu po brytyjskim
ministerstwie oraz między innymi ministerstwami. Wtedy to ona miała ochotę mu
dopiec: zaśmiać się drwiąco i pokazać, gdzie on pracuje, ale koniec końców
uśmiechała się łagodnie i rzucała, że po prostu lubi tę pracę.
Teraz zdobyła
się na kolejne westchnięcie, choć tak naprawdę wolałaby puścić słowa Rona mimo
uszu, dokończyć przygotowania i bez słowa wyjść z mieszkania.
– Joseph
mógłby być moim ojcem – odpowiedziała zmęczonym głosem. – I w dodatku ma żonę!
– Byłaś
dzisiaj u Ginny? – spytał Ron, zmieniając temat. Dziwnie szybko odpuścił.
Normalnie Hermiona poczułaby ulgę, ale Weasley poruszył inną drażliwą dla niej
kwestię.
– Nie – krótka
odpowiedź. Nie i już. Jemu to nie wystarczyło.
– Dlaczego?
– Musiałam
pracować.
Kątem oka
zobaczyła zdziwienie na jego twarzy, które potem zmieniło się w zawód. Nie
skomentowała tego, zwłaszcza że już skończyła bawić się z włosami i była gotowa
do wyjścia. Obróciła się wokół własnej osi i rzuciła z delikatnym uśmiechem:
– Jak
wyglądam?
Widziała, że
się zastanawia: sprzeczać się czy dać spokój? Podszedł do niej i objął ją w
talii.
–
Niesamowicie.
***
Hermiona nigdy
nie darzyła poniedziałku szczególną niechęcią. Ot, dzień jak każdy inny. Zawsze
starała się go rozpocząć z dozą optymizmu, by nie udzieliła jej się antypatia
ludzi z otoczenia. Tamten poniedziałek powitał ją słońcem i chłodnym,
przyjemnym wiatrem. Rano wypiła słabą kawę – dla amatorki kofeiny płaska
łyżeczka na kubek w zupełności wystarczyła – i za kwadrans ósma fiuknęła się
prosto do ministerstwa. Miała dobry nastrój. Spotkanie z Banksem przeszło
dokładnie tak jak planowała, a nawet lepiej, bo uzyskała od niego parę cennych
informacji oraz obietnicę. W niedzielę udało jej się dokończyć kilka ważnych
projektów, dzięki czemu popołudniu mogła wybrać się z Ronem na lody na Pokątną;
znów poczuła się jak nastolatka.
Jednak już w
windzie spotkała ją przykra niespodzianka w postaci Ottona. Zawsze gdy widziała
ten orli nos i niebieskie oczy o ostrym spojrzeniu miała ochotę odwrócić się na
pięcie i czmychnąć. Tym razem poczuła dziwnie bojowe nastawienie, więc
korzystając z tego, że chwilowo byli sami, rzuciła oschle:
– Dziękuję, że
się tak o mnie martwisz.
Otto uniósł
brwi.
– Obawiam się,
że nie rozumiem? – odparł oschłym tonem.
– Jak mniemam,
twoje zainteresowanie Nottem było spowodowane niezwykłą troską o mnie, a nie
chorobliwym pragnieniem znalezienie mojego słabego punktu, o które przecież nie
śmiałabym cię posądzić.
Burke nie
sprawiał wrażenia poruszonego. Ba, popatrzył na Hermionę z wyrazem dzikiej
satysfkacji.
– Cieszę się,
że doceniasz moje intencje.
– O tak, budzą
niezwykły podziw. – Winda zatrzymała się, byli na miejscu. Hermiona posłała
Ottonowi jadowite spojrzenie. – Nott jest czysty, a ty możesz przestać starać
się wybielić przed Kingsleyem, bo tutaj każdy widzi, jakim jesteś gadem.
I ruszyła
korytarzem w stronę swojego gabinetu.
Chociaż była
to jedynie krótka wymiana zdań, tyle wystarczyło, by Hermiona czuła krew
buzującą jej w żyłach razem z adrenaliną. Oddychała głęboko, starając się
uspokoić na tyle, by móc bez skrępowania wkroczyć do poczekalni. Przed drzwiami
przystanęła, aż w końcu weszła do środka. I otrzymała kolejny prztyczek w nos,
którego kompletnie się nie spodziewała. Inaczej: nie spodziewała się, że coś
takiego może zapiec.
Przy biurku
Teodora stała wysoka, smukła, rudowłosa dziewczyna, ubrana w dopasowaną czarną
sukienkę. Uśmiechała się zalotnie do chłopaka, który nie wydawał się być
skrępowany czy zniesmaczony, a całkowicie wyluzowany. Kiedy dostrzegł szefową,
ten wyraz zniknął z jego twarzy.
– Dzień dobry
– przywitał się kulturalnie. – Gabinet jest gotowy.
– Dzień dobry,
panno Granger – dodała szybko dziewczyna. Hermiona zerknęła na jej piękną twarz
i idealny makijaż, i coś ścisnęło ją w żołądku.
– Dziękuję,
Nott – powiedziała, ignorując przybysza. – Jak już skończysz pogawędki, przyjdź
do mnie na chwilę.
Nie zamierzała
powiedzieć tego tak ostro, ale nie mogła się powstrzymać. Weszła do gabinetu,
nie zaszczycając pozostałej dwójki nawet jednym spojrzeniem.
Miała nie
więcej niż minutę na zebranie rozbieganych myśli, bo po tym czasie w drzwiach
stanął Teodor. Patrzył na nią z dystansem, choć w jego oczach dostrzegła
zainteresowanie.
– Chciałaś
mnie widzieć.
– Minister o
wszystkim wie – poinformowała go bez ogródek. Zamarł. – Nie jest
zachwycony twoim zatrudnieniem, ale
broniłam cię na tyle, na ile mogłam. Nie musisz się pakować. – Widziała, że
uszło z niego powietrze, więc szybko dodała: – Jeszcze. Jeśli nie zdasz
egzaminów na odpowiednim poziomie, wywali cię szybciej, niż zdążysz powiedzieć
„owutemy”.
Shacklebolt
niczego takiego nie powiedział, ale Hermiona uznała, że Teodorowi także przyda
się prztyczek.
– Masz zdać je
najlepiej jak potrafisz.
Zrobił urażoną
minę.
– Taki właśnie
miałem zamiar.
Hermiona
zmierzyła go spojrzeniem.
– Możesz iść.
Odprowadziła
go spojrzeniem. Włosy jak zwykle miał w nieładzie, ubranie natomiast starannie
odprasowane. Granatowa koszula była włożona do ciemnych spodni; pod nią
rysowały się szerokie barki. Pamiętała piętnastoletniego Teodora, wątłego,
jeszcze chudszego niż Harry chłopca, który miał szczęście i nieszczęście w
jednym widzieć testrale. Gdyby ktoś jej wtedy powiedział, że wyrośnie on na
kogoś takiego…
Hermiona podeszła do okna i spojrzała na
roztaczający się za nim górski krajobraz. W oddali majaczyły zielone zbocza, a
w dolinie iskrzyła się tafla jeziora. Hermiona oparła się czołem o szybę. Chyba
właśnie znienawidziła poniedziałki.
_______________
Z duuużym opóźnieniem,
bo w ostatnim tygodniu lipca moje życie zostało ogarnięte przez Festiwal
Cracovia Danza (warsztaty taneczne potrafią wyzuć człowieka z każdych pokładów
energii), a 03.08 pojechałam sobie na wakacje i wróciłam dopiero w piątek wieczorem.
Ogólnie rzecz biorąc, doszłam do punktu, w którym nie mogę dłużej lecieć na
spontana i muszę zbudować sobie w głowie konkretną fabułę. A że jeszcze nie
posiadam choćby zarysu niektórych wątków, jestem troszeczkę w lesie. Ale mam
nadzieję, że do końca sierpnia coś się pojawi.
Jak sobie
pomyślę, że za dwa tygodnie szkoła, to chce mi się płakać.
Carpe
wakacjem.
Empatia
Witaj w klubie, mnie też się chce płakać jak o tym pomyślę. I o egzaminach. Bleh.
OdpowiedzUsuńE tam, na dobre opko zawsze się poczeka :)
Co do rozdziału, to cieszę się, że opisałaś życie Rona z Hermioną. Dobrze, że Ron jest kanoniczny – zazdrosny, ale w dalszym ciągu kochający Hermionę (nie to, co dziewczęta tworzą na ffkach – że niby Ron gwałciciel i damski bokser?!). Urocze mają mieszkanko. Też bym chciała kiedyś coś takiego przygarnąć.
Trochę mi smutno, jak pomyślę, że Ron i Hermiona się rozstaną, bo ich lubię. Merlinie, po Wyjątku to po prostu boję się ciebie i tego, jaki cios dla nas przygotujesz!
Ja też na razie lecę na spontana. Nie potrafię wymyślić czegoś na dłuższą metę, ale nie umiem też nie publikować przez dłuższy czas, so...
No co z Harrym? Czekam na jego rozmowę z Granger. Może być ciekawie.
Pozdrawiam, życzę weny i pomysłu na ciekawą fabułę!
Carpe wakacjem! XD
W moim pierwszym opowiadaniu - Dramione notabene - Ron zlał Hermionę, uszkodził Harry'ego w niej zakochanego, a Ginny zrzuciła ją ze schodów. To wszystko w czwartym rozdziale! XD
UsuńDzięki za opinię!
Moje pierwsze ff potterowskie to też było Dramione XDDD
UsuńA mój pierwszy blog w ogóle był o Belli i Edwardzie. Tak więc... można upaść niżej :'))))
I to jest ten moment, w którym studenci mają pełne prawo powiedzieć: haha, a wykłady od października! XD
OdpowiedzUsuńLubię Twoje klamry kompozycyjne. W sensie, mam na myśli na przykład to z poniedziałkami w tym rozdziale, albo pętlę samobójcy (trochę większa klamerka) w Wyjątku.
Również, jak koleżanka wyżej, boję się, jaki zaraz wyrafinowany coś wystosujesz wobec czytelników, ale nie wątpię, że będzie fajnie.
Moje subiektywne odczucie - pierwszy fragment z opisem mieszkania i tak dalej, trochę bardziej dla spowolnienia akcji, prawda? Ale dobrze zrobiony, płynnie się czytało.
Błędów nie przyuważyłam.
Pozdrawiam,
Farfocel
Cios* Kochany telefon. <3
UsuńSzablon *,*
UsuńSuper rozdział naprawdę mi się podobał tylko Ron trochę mnie wkurzał z tą zazdrością. Czekam też na rozmowę Hermiony z Harrym. Do następnego dużo weny i w ogóle.
OdpowiedzUsuńTo pierwszy rozdział z perspektywyHermiony i muszę orzyznac, ze az żałuje, ze juz wczesniej nie pojawiło się cos z jej prospektywy. Świetni przedstawiłaś jej zycie. Nie wyczuwam, szcźerze mowiac, wielkiej milosci miedzy nia a ronem, wydaje mi sie, ze wpadli w pewnego rodzaju stagnacje, ale taka...w dobra tego słowa znaczeniu. Jednak to ukłucie na widok Teodora z atrakcyjna dziewczyna było dosc interesujace. Mysle, ze Ron niestety zawsze nie doceniał samego siebie, a ja np.w sadze lubie go najbardziej z całej świętej trójcy, bi jest najbardzej naturalny, zabawny; prawdziwy przyjaciel, odwZny. I zawsze denerwowało mie, ze ma niskie poczucie własnej wartości. Chciałaby, troche, aby nie musiał sie przejmować wiernością hermiony, ale obawiam sie, ze ta moze zakochać sie w Teodorze...choc przecie Notta uwielbiam, wiec wlascie... Ech, ciężka sprawa. Jestem bardzo ciekawa, jaki jest Twoj Harry i czy Ginny faktycznie ma się o co martwić. Pewnie tak, bl czuje, ze Potter za bardzo zajmuje sie dwoją praca... Ale mysle, ze lewnie kocha weasley. Mam nadzieje, ze niedługo pojawia sie tutaj bezpisrednio. Swiwtnie opisalas zarówno mieszkanie hermiony, jak i jej rozmowę z nowym ministrem, podobała mi sie tez klamra kompozycyjna z poniedziałkiem w ostatnim fragmencie. Z niecierpliwoscia czekam na ciąg dalszy xD zapraszam na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział.Też się ciesze się że Ron w tym opowiadaniu jest kanoniczny.No i w ogóle dobrze że Theodor okazał się ''czysty'' :D.Czekam na kolejny rozdział :D.
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę, że Ron jest u Ciebie normalny! Jest taki jak u Rowling, a nie stał się nagle idiotą! ;) Aż żal mi było na myśl, że będzie musiał rozejść się z Hermioną, żeby ona była z Teo... Apropo tych dwojga, czyżby Hermiona poczuła zazdrość? ;> Jestem bardzo ciekawa jak z ich zwyczajnej, spokojnej relacji, uda Ci się zrobić coś więcej? :D Podobało mi się, że pokazałaś nam zwyczajne życie Hermiony Granger i Rona Weasleya, taka trochę rodzinna sielanka. ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby Harry zdradzał Ginny? ;o A może zapracowuje się na śmierć?
Pozdrawiam cieplutko i nie mogę doczekać się nowego rozdziału! :D
Cześć
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, nie powiem. W sumie to nawet nie wiem co mam napisać wiec po prostu...
Życzę weny
Pozdrówka, Euforiatheone
Czyli Hermiona jest zazdrosna? Podoba mi się, jak operujesz akcją całego opowiadania. Nie mogę tylko pozbyć się myśli… co będzie ze Szkarłatną Chimerą albo tą rudowłosą sekretarką Malfoya; no i Teodorem? Mam nadzieję, że coś się między nimi wydarzy, a Hermiona będzie się zadręczać z zazdrości. Ich dialogi będą wtedy jeszcze ciekawsze, jak np. w tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to Kingsleya wzięłaś na Ministra Magii. Lubię go na tym stanowisku i również tę funkcję mu przydzieliłam w swoim opowiadaniu.
Bardzo też cieszę się, że znalazłam twojego bloga, bo mimo że dalej to jest fanfiction, po prostu ma klasę. Wystarczy spojrzeć na twojego Rona! To jest jeden wątek, po którym można ocenić całe opowiadanie. Zwykły Ron czy Ron gwałciciel? Którego by tu wybrać...
Szkoła! Jestem z tych, co się ekscytują pierwszą klasą. Wiem, że ta ekscytacja szybko pryśnie, ale jednak są chęci i niepewność. Ale trzymam za Ciebie kciuki, żeby jednak nie było tak źle!
Ja i mój wspaniały zapłon. Nie zapomniałam o Szczycie, ale mam wspaniałą manię polegającą na problemach z blogspotem. I jak wchodziłam tu codziennie od 15 sierpnia, to nie zauważyłam tego. :')
OdpowiedzUsuńRozdział lekki, nazwałabym go zapchajdziurą. xD Dlatego w sumie nie wiem, co napisać.
Kanonicznym Romione mnie powaliłaś, uwielbiam tę parę. Według mnie ich związek jest przedstawiony w idealny sposób. Mniej więcej tak sobie go wyobrażałam (mniej więcej, ponieważ nie mam dokładnej wyobraźni).
Ron jest dobrą postacią. Jego charakter dobrze przedstawiony.
Gofer poczytaj słownik, może znajdziesz jakieś synonimy do słowa "dobry", bo ostatnio używasz go zdecydowanie za dużo.
Dopiero czytając komentarze i Twoją wypowiedź zauważyłam, że rozdział jest napisany z perspektywy Hermiony, haha. Jaka ze mnie ciapa. XD
Układaj tę fabułę, ale nie popędzaj się, bo wyjdzie tandetna (wie z doświadczenia). Życzę porządnego pomysłu i wspaniałego (ha, nie napisałam "dobrego"! XD) wykonania. C:
~Gofer
Witaj!
OdpowiedzUsuńZ tej strony administratorki Katalogu Granger. Pewnie właśnie w tej chwili zastanawiasz się po co piszemy, otóż sprawa jest prosta – Wasza aktywność na katalogu, który prowadzimy. Nie oczekujemy wiele, pragniemy tylko, aby nasza praca, jaką wkładamy w rozwój katalogu, oraz czas, jaki poświęcamy, był szanowany, ponieważ inaczej, jeśli sprawa będzie dalej tak wyglądała, będziemy zmuszone zawiesić działalność katalogu. Oczywiście zanim do tego dojdzie, będziemy walczyć – waleczne z nas kobietki, więc nie poddamy się tak łatwo. Po prostu potrzebujemy właśnie Twojej pomocy, inaczej nie damy rady. Do działania katalogu potrzebne są dwie strony; my – administratorki, oraz wy – nasi katalogowicze. Bez Was to wszystko nie ma sensu. Mamy nadzieję, że ta wiadomość wzbudzi w Was choć odrobinę zainteresowania.
PS. Kiedy obchodzisz urodziny? Zachęcamy do zapisywania się w zakładce „Urodziny” – dzięki temu już nikt z katalogu nie zapomni o Twoich urodzinach!
Zapraszamy także do korzystania ze wszystkich zakładek na katalogu. Uczestniczcie w życiu katalogu! Nie zawiedźcie nas.
Pozdrawiamy,
Załoga Katalogu Granger.
Świetnie piszesz :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam twoje blogi xd
OdpowiedzUsuń♡♡♡
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadania, kiedy zobaczyłam Twoje nowe cudo cieszyłam się jak głupia. Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuń