1 września 2017

15.

Spotkanie na szczycie odbyło się w mugolskiej knajpce, dokładnie tej, w której Granger kiedyś nauczyła się pić kawę. Gdy Big Ben kończył wybijać melodię południa, w drzwiach stanęła dziewczyna wyglądająca Teodorowi na lesbijkę. Choć Teodor nie miał do lesbijek absolutnie nic, to trudno było mu sobie wyobrazić przyjaźń między kobiecą, elegancką Hermioną a Abigail, której wygląd stwarzał pozory bycia chłopczycą, brawurową i zbuntowaną przeciw ogólnoprzyjętym zasadom.
Kobiety uścisnęły się serdecznie na powitanie, po czym Granger przedstawiła Notta jako swojego asystenta. Abigail potrząsnęła jego dłonią jak facet.
– Hej, miło cię poznać – rzekła, uśmiechając się szeroko. Nie miała na twarzy grama makijażu, a jej krótkie, białe włosy sterczały do góry jak naelektryzowane.
Usiedli przy stoliku i złożyli zamówienie.
– Chciałam, żeby był z nami Teodor, ponieważ myślę, że może mieć wiele ciekawych pomysłów na rozwój stowarzyszenia – powiedziała Hermiona. Pierwsze słyszał, by mógł w jakikolwiek sposób pomóc wszy. Granger, widząc jego zmarszczone brwi, dodała: – Może opowiedz o Brudku.
Zdziwił się, ale postanowił nie pytać.
– To skrzat mojej rodziny. Ojciec zatrudnił go…
– Zniewolił – wtrąciła Abigail. Teodor spojrzał na nią pytająco. – Zniewolił. Czarodzieje nie zatrudniają skrzatów, bo im nie płacą. Oni je niewolą.
– Tak czy siak – kontynuował, teraz ostrożniej dobierając słowa – Brudek jest u nas, odkąd pamiętam. Gdy byłem mały, dostawałem od niego zabawki własnej roboty, szmaciane misie, miniaturowe, drewniane hipogryfy… Zawsze był dla mnie więcej niż służącym, więc też traktowałem go inaczej. Ojcu rzadko podpadał, ale jeśli już, to go broniłem. Wtedy obrywaliśmy obaj. – Uśmiechnął się gorzko. – Ojciec nie zabił Brudka tylko dlatego, że widział w nim lojalnego sługę. I bardzo dobrze gotował. Zanim wyjechałem z Anglii, uwolniłem go. Chciałem, żeby znalazł sobie nową rodzinę, bo nie wiedziałem kiedy i czy w ogóle wrócę. A gdy rzeczywiście po sześciu latach wróciłem, on wciąż tu był. Zapuścił dom i ogród, a sam leżał przed kominkiem z tą samą cholerną rękawiczką, pogrążony w rozpaczy… – Obraz tamtej sceny uderzył w Teodora w jednej sekundzie, przywracając ze sobą tamto niedowierzanie. – Gdy mnie zobaczył, wyglądał jak wtedy, kiedy otwierałem swój list z Hogwartu. W ciągu dwóch dni doprowadził wszystko do stanu używalności, mimo ciągłego powtarzania mu, że jest wolny. Do tej pory nie wiem, co nim kierowało. Jest ze mną aż do teraz, często nadgorliwy i robiący więcej niż poproszę.
– Cóż, skrzaty domowe uważają uwolnienie za dyshonor – stwierdziła uczenie Abigail. – Dlatego nie chciał opuścić domu.
– To nie do końca tak – odparła Hermiona, potrząsając głową. – Wydaje mi się, że Brudek traktuje Teodora bardziej jak przyjaciela. Czekał na niego, bo się niepokoił, a nie dlatego, że uważał siebie za złego skrzata. Gdy byłam u Teodora, cieszył się, że ktoś przyszedł, tak szczerze się cieszył, tak jakby uważał, że jego przyjacielowi brakuje towarzystwa. To znaczy – dodała zmieszana, spostrzegając uniesione brwi Notta – takie po prostu odniosłam wrażenie.
Kelnerka przyniosła ich zamówienia. Abigail wbiła zęby w burgera, przegryzając go frytkami, a Hermiona zaczęła grzebać w swojej sałatce z kurczakiem w poszukiwaniu pomidorka koktajlowego.
– Masz trochę racji, Granger – rzekł Teodor, przełknąwszy pierwszy kęs steka. – Za każdym razem gdy przychodzą Malfoy i Zabini, Brudek skacze wokół nich jak wokół mnie, a po ich wyjściu jeszcze długo papla, jak to miło widzieć tylu ludzi w tym domu po tak długim czasie.
– To bardzo ciekawe – stwierdziła Abigail. – Jeszcze nie spotkałam skrzata, który byłby przywiązany do czarodzieja jak do swojego.
– I właśnie trafiłaś w sedno – odezwała się Hermiona. Otarła usta serwetką i kontynuowała: – Myślę, że gdyby skrzaty zrozumiały, że między nimi a czarodziejami powinna istnieć taka relacja, szybciej dotarłoby do nich, że nie ma w niej miejsca na kary za nieposłuszeństwo, a brak wynagrodzenia to wyzysk. Uważam też, że gdyby otworzyły się na rozmowę z wtedy już pracodawcami, czarodzieje musieliby otworzyć się na nich i zacząć żyć w symbiozie.
Teodor przestał na chwilę jeść.
– A nie uważasz, że między służbą a pracodawcą mimo wszystko powinien zostać zachowany dystans? – spytał. – Nie każdy człowiek jest skłonny do zaprzyjaźniania się z kimkolwiek, tak samo jak nie każdy skrzat zapała sympatią do swojego pana, to kwestia charakteru.
Wiedział, że podcina jej skrzydła. Granger zawsze mówiła o skrzatach zupełnie inaczej niż o departamencie, na którego czele stała. Wobec nich snuła plany i marzenia, by między dwoma gatunkami zapanowało coś więcej niż pokój. Teodor musiał uświadomić jej jednak, że czasem nawet najlepiej obmyślony i najszczytniejszy cel nigdy nie zostanie osiągnięty.
Hermiona zacisnęła usta.
– Chodzi o pokazanie, że relacja może stać się zupełnie różna od tej złożonej z rozkazów i kar. A jeśli czarodziejom się spodoba się rozmowa, to niech w ogóle zrezygnują ze skrzatów domowych.
– Tylko wtedy co z nimi? Co mają robić? Do czego innego są stworzone? Zresztą, wiele rodów nie przyjmuje skrzatów, które zostały zwolnione.
– Och, wierz mi, te same rody nie mogą sobie palcem do oka trafić bez ich pomocy – odpowiedziała mu Abigail. – To, co mówisz, ma sens, Hermiono. Myślę, że Brad też tak stwierdzi, zawsze powtarzał, że psychologia skrzatów domowych jest bardziej plastyczna, niż nam się wydaje.
Może i tak, ale Teodor wciąż podchodził do tego pomysłu bardzo sceptycznie.
– Granger, jak chcesz przestawić myślenie wszystkich angielskich skrzatów domowych? – spytał znów, starając się, by nie zabrzmiało to jak atak. Dziewczyna i tak spojrzała na niego wzrokiem mówiącym: „I ty, Brutusie…?”. – To wam zajmie mnóstwo czasu, o ile w ogóle się uda.
– Nic nie jest… – zaczęła Abigail, ale Hermiona jej przerwała.
– Bazując na przykładzie, Nott. Poproszę o pomoc Brudka.
Teodor wytrzeszczył oczy, zaś Abigail aż klasnęła w dłonie.
– Że też od razu na to nie wpadłam!
Teodor już miał powiedzieć, że absolutnie się nie zgadza, by jego skrzata mieszano w takie sprawy, ale szybko ugryzł się w język. Przecież Brudek już do niego nie należał.
– Nie chcę go w to wciągać – rzekł zamiast tego. – Stowarzyszenie jest drzazgą w oku konserwatywnych rodów. Nie chcę wystawiać Brudka na ostrzał czarodziejów i innych skrzatów, które na pewno nie od razu podzielą jego zdanie… o ile w ogóle je podzielą.
Po minie Hermiony już wiedział, że nie ma tu wiele do gadania.
– Nic mu się nie stanie, możesz być spokojny. Stowarzyszenie zorganizuje spotkania i zadba o wszystko, on tylko będzie musiał się zjawić, najlepiej z tobą, i coś powiedzieć.
– Ze mną? Na to na pewno się nie zgadzam!
– To jeszcze przemyślimy – wtrąciła pospiesznie Abigail. – Może obecność Teodora nie będzie konieczna. Potrzebujemy tylko twojej zgody, by ktoś od nas przyszedł do ciebie i przedstawił sprawę Brudkowi.
Teodor czarno to widział. W głębi duszy chwianie takim porządkiem rzeczy wydawało mu się nie tylko niemożliwe, co najzwyczajniej w świecie niepotrzebne, ale oczami wyobraźni widział też opuchnięte palce Brudka, w ramach kary przytrzaśnięte drzwiami. W sumie czemu bronić im działać? A nuż się uda. Nie podejrzewał ich o powodzenie, ale jego to nic nie kosztowało. Jeśli jednak coś miałoby stać się Brudkowi…
Westchnął, nie kończąc myśli.
– Niech wam będzie.
Kobiety uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. Abigail uniosła do toastu szklankę z colą.
– Za Brudka!
Tamtego dnia chyba po raz pierwszy wzniesiono toast za skrzata domowego. Teodor z jakiegoś powodu wiedział, że Hermiona myśli o tym samym i do tego ma niezachwianą pewność, że nie po raz ostatni.

Tydzień później w posiadłości Nottów zjawiła się Abigail. Teodor posadził ją i zaskoczonego Brudka w salonie, a sam poszedł zrobić herbatę. Zajęło mu to całe wieki i gdy stanął wreszcie w drzwiach z tacą w rękach, ujrzał zachwyconego skrzata ocierającego ryjek chusteczką oraz panią prezes zbierającą się do wyjścia.
– Panicz o wszystkim wiedział? – chlipnął Brudek. – Podobno panicz bardzo chwalił Brudka… Brudek nie wiedział… Brudek jest taki szczęśliwy…
A potem zeskoczył z fotela i z całej siły przytulił się do nóg Teodora. Abigail roześmiała się głośno, obiecała rychły kontakt i wyszła.
Wszystko zapowiadało się dobrze, zupełnie wbrew czarnym myślom Teodora. Ustalono termin pierwszego spotkania skrzatów domowych z Brudkiem, na którym jego przyjaciel również miał się zjawić, ale tylko w roli widza. Jednak dwa tygodnie po wizycie Abigail przed powodzeniem całego przedsięwzięcia wyrosła ściana.
– Co za dupek!
Teodor, który jeszcze nie słyszał z ust Hermiony takiego słownictwa, aż wstał z miejsca, by sprawdzić, co doprowadziło ją do takiego stanu. Drzwi do gabinetu szefowej stały otworem, więc wszedł bez pukania. Granger stała oparta o biurko, wpatrując się płonącymi oczyma w list przed sobą.
– Co jest?
– Robards nie da rady przydzielić nam aurorów na poniedziałek – wyjaśniła ze złością. – Obiecał mi to w zeszłym tygodniu, ale najwyraźniej Otto maczał w tym palce, ugh!
Zaczęła chodzić w tę i z powrotem. Przypominała wściekłego kota drepczącego z podniesionym ogonem przed kryjówką swojej zdobyczy, która czmychnęła mu tuż przed nosem.
– Jakoś to uzasadnił? – spytał Teodor, co jeszcze bardziej rozsierdziło Hermionę.
– Tak, jakimiś powodami, które chyba spadły na niego z Kosmosu! Wiem, że Robards nie uważa spraw skrzatów za te najwyższej wagi podobnie jak Burke, ale to jest już zwykły bojkot!
Chodziła tak, wyrzucając ręce w górę, aż w końcu zatrzymała się i odetchnęła głęboko. Popatrzyła na Teodora z determinacją.
– Dobrze, skoro tak stawiają sprawę… – Usiadła przy biurku i zaczęła skrobać szybko na czystej kartce papieru. Piórem, jak zawsze, bo uważała to za najbardziej odpowiednie narzędzie do wszelkiej korespondencji. Gdy skończyła, złożyła list na pół i włożyła go do koperty, którą podała Teodorowi wraz z jeszcze jedną przesyłką. – Wyślij to od razu, zanim się rozmyślę.
– Co, zwyzywałaś go?
Idź.
Teodor już ruszył ku wyjściu, ale wtedy w oczy rzucił mu się adresat drugiego listu. Odwrócił się powoli i spytał niby obojętnie:
– Znowu jakieś problemy z Chimerą?
– Tak, upomnienie, wczoraj dotarło zgłoszenie o burdzie przed lokalem – mruknęła z roztargnieniem Hermiona, nawet na niego nie patrząc. – Podobno prawie się pozabijali, a byli pijani jak śliwka wrzucona do spirytusu.
– Ale to przecież nie jest wina Zabiniego – zaoponował Teodor. – To nie on się lał.
Hermiona wreszcie na niego spojrzała, ale tak zirytowana, że przez chwilę pożałował, że w ogóle się odezwał.
– Ale lali się przed jego klubem – syknęła. – Mógł bardziej przypilnować swojej klienteli.
– On im do gardła nic nie wlewał. Zresztą, jeśli tylko oni ucierpieli, to naprawdę…
– Nott, nie kwestionuj moich decyzji, bo nie jesteś tu od tego – warknęła. Jej oczy ciskały gromy, tak jakby przed nią stał Burke, któremu dopiero co udało się pokrzyżować jej plany. – Idź wykonywać swoje obowiązki.
Teodor nie mógł jednak dać za wygraną, nie w przypadku tak jawnej niesprawiedliwości.
– Granger, dlaczego tak bardzo chcesz odebrać mu Chimerę? Wciąż wszystko utrudniasz, a tak naprawdę nawet nie wiesz, co jest w środku. Zabini nie grozi nikomu różdżką, by wszedł do jego klubu, oni sami do niego lgną!
– Och, już przestań – prychnęła. – Myślisz, że nie wiem, po co chciałeś u mnie pracować? Właśnie po to, żeby zmienić moje nastawienie do tego cholernego klubu, co ci się NIE uda. Co, nie konsultowałeś się z Zabinim, zanim do mnie przyszedłeś? Nie rozśmieszaj mnie! Inaczej nigdy nie zmieniłbyś zdania.
Mierzyli się spojrzeniem bez słowa przez kilka długich sekund.
No przecież nie powiem jej, że przez jej biuro mam bliżej do Departamentu Tajemnic.
– Skoro jesteś taka mądra – ostry głos Teodora przerwał ciszę – to dlaczego jeszcze mnie tu trzymasz? Skoro rozgryzłaś mnie i wiesz już, że to tylko podstępne zagranie?
Nie odpowiedziała. Nie odzywała się tak długo, że postanowił nie marnować na nią czasu. Wyśle list do Zabiniego, tak jak tego chce. Wyszedł z jej gabinetu bez zbędnego komentarza. Granger nie była tego warta.

***

Teodor z zaskoczeniem stwierdził, że ze środowego poranka zrobiło się nagle piątkowe południe. Ten tydzień był chyba najintensywniejszy, odkąd rozpoczęła się jego praca w departamencie, i nawet on często musiał zostawać po godzinach, by zamknąć wszystkie rozpoczęte w ciągu dnia sprawy. Z ulgą udał się na lunch, podczas którego spotkał Malfoya wyglądającego na równie zmęczonego.
– Wy też macie taki młyn? – Teodor tylko kiwnął głową, bo usta miał pełne pieczonych ziemniaków. – Przyjdź o siódmej do Chimery, Zabini już zarezerwował nam salon.
Nie odezwali się więcej do siebie, wiedząc, że wszystkie problematyczne kwestie zostaną poruszone wieczorem.
To stało się ich rytuałem – cotygodniowe spotkania u Blaise’a z whisky, krwawą Mary i pudełkiem cygar. W piątek lub sobotę, tak by nie musieli przejmować się upływającym czasem. Wtedy rozmawiali o pracy Teodora, kolejnej długonogiej przygodzie Zabiniego i żonie Malfoya oraz o wszystkich innych mniej lub bardziej ważnych sprawach. Czasem właściciel szedł na łowy, z których wracał po w towarzystwie nowej piękności, a później opuszczał z nią klub. Wielokrotnie proponował przyjaciołom zapoznanie się z innymi gośćmi płci żeńskiej, jednak Draco uważał również flirt za zdradę Astorii, natomiast Teodora nie interesowały znajomości na jedną noc. Blaise rzadko kiedy nie wykazywał zainteresowania, więc byłych Ślizgonów przestało już cokolwiek dziwić.
Dzięki tym spotkaniom Teodor czuł się lepiej. To nieprawda, że mężczyźni nie potrzebują rozmawiać. Jeśli mają do tego odpowiednich towarzyszy i odrobinę alkoholu, język sam się rozwiązuje. Tak było z ich trójką. W Hogwarcie nigdy nie trzymali się razem, każdy wolał dbać o swój własny interes, zwłaszcza tuż przed ostatnią bitwą, gdy niebezpiecznie było ufać komukolwiek prócz siebie. Teraz jednak, kiedy Czarny Pan zniknął, a oni już dawno zamknęli rozdział szkolnej rzeczywistości, okazało się, że dogadują się wcale nieźle, ba! Mogą na siebie liczyć.
Malfoy dokończył lunch i wrócił do biura. Teodor rzucił okiem na otoczenie i wtedy zauważył, że przy stoliku niedaleko siedzi Burke. Czytał poranną gazetę, popijając powoli kawę. Nieopodal niego siedziała Ashton, pozornie nie zwracając uwagi na nic poza własnym talerzem. Jak zwykle.
W czasie kilku ostatnich tygodni nie miał szansy dowiedzieć się czegoś więcej o tej dwójce. Inna sprawa, że fizycznie nie dał rady, ponieważ praca absorbowała go całkowicie. Jednak mimo że wciąż czasem widywał ich razem, to ani o krok nie zbliżył się do rozwiązania zagadki. Nadal podtrzymywał swoją teorię o romansie, ale co z tego, skoro nie miał żadnych dowodów? A gdyby miał w garści Burke’a, może ten wreszcie przestałby rzucać kłody pod nogi Granger.
Właśnie. Granger.
Od czasu ich sprzeczki o Chimerę odzywali się do siebie tylko tyle, ile wymagała ich współpraca. Teodor przestał ją zaczepiać, gdy niemal wbiegała do gabinetu, zaaferowana kolejnymi sprawami niecierpiącymi zwłoki, a ona nie pożyczała mu już książek. Uważała, że zna prawdziwe powody przyjęcia przez niego propozycji pracy, a jednak ani słowem nie wspomniała o zmianie asystenta. Choć Notta irytowała to gwałtowne ochłodzenie między nimi, nie łagodził sytuacji. Nie on powinien to zrobić.
Ledwo zorientował się, że stoliki obok zieją pustką. Zerknął w kierunku drzwi. Burke i Ashton zmierzali do wyjścia, a on, niewiele myśląc, zerwał się i poszedł za nimi.
Rozmawiali tak cicho, że nie mógł tego dosłyszeć. W końcu zatrzymali się w atrium, niedaleko wielkiej tablicy ogłoszeń, dzięki czemu Teodor mógł udawać, że jakaś notka szczególnie go zainteresowała. Obserwował ich, zastanawiając się, czy zauważą go, jeśli podejdzie ciut bliżej. Zrobił krok, potem jeszcze jeden…
– Czy ty się skradasz?
Stłumił w sobie odruch zaatakowania potencjalnego napastnika. Za jego plecami stała Granger, wpatrując się w niego podejrzliwie.
– Nie – odparł tylko z pozornym spokojem, bo jego serce waliło jak szalone.
– Jasne. – Hermiona zerknęła w miejsce, w które wcześniej wpatrywał się Teodor. – Burke? Czego od niego chcesz?
Wywrócił oczami. Dlaczego ona ciągle zadawała pytania, na które nijak miał jak odpowiedzieć?
– Obserwuję go – mruknął w końcu niechętnie. – Wciąż widzę go z tą Ashton. Tam gdzie on, tam i ona…
– Śledzisz go?! – oburzyła się Hermiona.
– Jezus, cicho – warknął Teodor i odszedł trochę dalej. Granger założyła ręce na piersiach. – Sama mówiłaś, że Burke ma na ciebie oko. Więc ja mam oko na niego. Trzeba jak najlepiej poznać wroga, żeby potem rozbić jego obronę.
– Nott, to nie jest wojna, na której bawisz się w stratega – syknęła. – Nie możesz go śledzić. A co, jeśli on zdaje sobie z tego sprawę? Najpierw ty będziesz mieć nieprzyjemności, a potem w prostej linii ja.
– On jakoś może grać nieczysto!
– To nie jest gra, Nott! – Zorientowała się, że mówi trochę za głośno. Rozejrzała się pospiesznie i kontynuowała: – Masz przestać. Nie walczymy o to, kto lepiej rozłoży pionki na planszy, tylko o to, by czarodziejom żyło się jak najlepiej. Burke to żmija, przyznaję, ale nie zachowuj się tak, bo pomyślę, że mogłabym zatrudnić Cartera i na to samo by wyszło.
Teodor zrobił oburzoną minę, gdy przypomniał sobie te zrośnięte nad nosem brwi.
– No wiesz.
– Nie wiem i nie chcę wiedzieć! Ogarnij się i… i do mojego gabinetu, mamy mnóstwo pracy!
Patrzył, jak odchodzi w stronę wind, całkowicie wyprowadzona z równowagi. W Hogwarcie wyglądała tak po lekcjach eliksirów, na których Snape odbierał Gryffindorowi punkty za zbyt głośne oddychanie. Ruszył za nią, myśląc, że mogłaby potknąć się w tych swoich szpilkach i taki wstyd skutecznie utarłby jej nosa.

W pracy nie spędził ani minuty dłużej, niż powinien. W domu był o osiemnastej dziesięć, kolację skończył o wpół do siódmej, a kolejne piętnaście minut później jego weekend oficjalnie się rozpoczął. Fiukając się na Pokątną, walczył z poczuciem, że o czymś zapomniał. Wytłumaczył sobie to tym, że specjalnie zostawił akta poniedziałkowych rozpraw na wierzchu, tak by Granger wzięła je przy wyjściu z biura, nie upewniając się jednak, czy na pewno ona sama o nich wie. Ale co go to obchodziło? Miał weekend. Upragniony, wyczekany, zasłużony.
Przed Szkarłatną Chimerą stał jedynie ochroniarz, który bez słowa wpuścił Teodora do środka. Przy barze od razu dostrzegł Zabiniego obserwującego uważnie jedną z kelnerek.
– Jest nowa – wyjaśnił, kiedy Nott go o to spytał. – Nieźle sobie radzi, ale brakuje jej jeszcze pewności siebie. Może nabierze z czasem, chociaż… jakoś wątpię.
Teodora zawsze zastanawiało, jak to możliwe, że Blaise zatrudniał same ślicznotki i nigdy żadnej nie tknął, kontakty z nimi utrzymując na najbardziej profesjonalnej jak tylko się dało stopie, a ledwo dostrzegł na ulicy kusą spódniczkę, zamieniał się w diabła.
Punktualnie o dziewiętnastej zjawił się Malfoy, jak zwykle odstrzelony, wypachniony i z włosami na żelu. Zabini już nie raz śmiał się, że jeśli nie stroi się tak, żeby podrywać kobiety, to albo jest pedałem, albo jest pedałem. Draco jednak nic sobie z tego nie robił i życzył sobie krwawą Mary na dobry początek wieczoru.
Przeszli do salonu, tego co zwykle, gdzie właściwie każdy z nich czuł się jak u siebie w domu.
– Szlama przysłała mi upomnienie – rzucił jakby mimochodem Blaise. – Wiedziałeś?
– Sam wybierałem sowę.
– Twój gust jest niezawodny.
– Dziękuję. Które to już upomnienie?
– Od niej? Pierwsze. Ogólnie to chyba czwarte.
– Jakim cudem jeszcze cię nie zamknęli? – spytał Draco znad zestawu małego chemika do przyrządzania idealnej krwawej Mary.
– Bo to wciąż pierdoły. – Blaise rozwalił się na kanapie i odpalił cygaro. – Ostatnio dali sobie po mordzie i nikomu poza nimi nic się nie stało. Sąsiadka z kamienicy obok zawsze wyolbrzymia, jakby nie wiadomo co się działo. Stara pudernica.
Teodor wziął kilka haustów ognistej whisky i od razu zaczęło mu się lepiej myśleć.
– Dzisiaj pokłóciłem się o ciebie z Granger – powiedział, dolewając sobie bursztynowego napoju. Zabini zatrzepotał powiekami.
– Naprawdę? To słodkie.
– Pedał – prychnął Draco, uśmiechając się wrednie. Rozsiadł się w fotelu i z lubością pociągnął łyk swojego drinka. – W dodatku czarny.
– Oj, ty rasisto. No, Nottie, pewnie broniłeś mnie jak prawdziwy Gryfon?
Brunet bardzo dosadnie określił, gdzie Zabini i cały zastęp Gryfonów z Potterem na czele mogą go pocałować.
– Wszystko przez to, że Granger nie ma pojęcia, jak tu jest, dlatego tak cię atakuje. Kiedyś ją tu przyprowadzę, to zrozumie. – Blaise roześmiał się, że to będzie ostatni dzień jego życia, ale Teodor zastanowił się. – Właściwie…
– Nie uda ci się – orzekł Draco. – Ona jest świętsza niż sam papież. Nigdy nie przyjdzie do miejsca, gdzie może zgrzeszyć nie tylko uczynkiem, ale też myślą.
– Co ty taki katolicki się zrobiłeś, Malfoy? – zakpił Zabini.
Blondyn wywrócił oczami.
– Astoria stwierdziła, że chyba Bóg tak chciał i dlatego ma problemy z ciążą. Teraz codziennie się modli.
Teodor parsknął śmiechem.
– Tobie też każe?
– Jeszcze nie. Ale w tym miesiącu zrobiła już trzy testy i wszystkie wyszły negatywne, więc chyba niedługo będę musiał zacząć.
Teodor wiedział, że kolejna ciąża może oznaczać dla Astorii poważne komplikacje zdrowotne, i dziwił się, że Draco umie tak łatwo ukryć prawdziwe uczucia i strach o żonę. Już dawno powiedział, że wcale nie musi mieć potomka, byle jej nic się nie stało. W Chimerze bywał częściej niż raz w tygodniu, odreagowując stres o nią, ciążę, w którą teraz w ogóle nie mogła zajść, ewentualne dziecko i ich małżeństwo, które stawało się coraz bardziej kruche.
– Jakoś nie wyobrażam sobie ciebie chodzącego do kościoła – stwierdził Blaise.
– Tak jak ja nie wyobrażam sobie ciebie trzymającego na wodzy swojego…
Przerwało mu głośne pacnięcie się w czoło przez Teodora.
– Szlag, wiedziałem, że o czymś zapomniałem. – O teczce leżącej pod teczkami zostawionymi dla Granger. Spojrzał na swoją drugą whisky, której resztka została na dnie szklanki. – Muszę wrócić po papiery do ministerstwa.
Przyjaciele wyglądali na oburzonych.
– Chyba sobie żartujesz.
– Jest piątek.
– Dopiero zaczęliśmy.
– Skończyłeś pracę.
– Tak, ale jeśli nie przejrzę ich przez weekend, to skończyłem ją już na zawsze. – Teodor wstał i łyknął resztę whisky. – Będę z powrotem za pół godziny.
Już na zewnątrz dopadła go dzika myśl, że właściwie skoro już tam będzie, to może wziąć z biura coś jeszcze.

Tak jak się domyślał, akta leżały dokładnie tam, gdzie wcześniej. Potrząsnął głową.
– Głupia.
Czując w sobie dziwną odwagę i lekkość, zapukał energicznie do drzwi gabinetu, po czym od razu wszedł do środka. Granger pochylała się nad Kalendarzem, a Teodor prawie zachłysnął się własną śliną. Dziewczyna rozpuściła włosy i teraz długie loki okalały jej policzki, spływając na ramiona i plecy. One oraz światło lampki padające na twarz i podkreślające błyszczące ze zmęczenia oczy sprawiły, że Teodor zaczął zastanawiać się w duchu, czy w ogóle widział kiedykolwiek kogoś piękniejszego od niej.
– Nott? Co ty tu robisz? Myślałam, że wyszedłeś – powiedziała Hermiona, wyrywając go z chwilowego osłupienia.
– Bo wyszedłem – odparł Teodor. – Ale wróciłem. Zapomniałem dokumentów – dodał, dla potwierdzenia swych słów potrząsając teczką trzymaną w dłoni.
Hermiona nie wyglądała na przekonaną, lecz w końcu westchnęła.
– Dobrze, to idź już do domu – mruknęła. – Ja jeszcze muszę tu posiedzieć i…
– Nie, Granger – rzekł stanowczo. – Idziesz ze mną.
– Co? Gdzie?
– Na wódkę. Teraz.
Wytrzeszczyła oczy.
– Co?
– Nie „co?”, tylko „proszę?” – skarcił ją Teodor, świetnie się bawiąc. – Tak się składa, że jutro będą dwa miesiące, odkąd tu pracuję, a ty obiecałaś, że pójdziemy na wódkę.
Mógłby przysiąc, że się uśmiechnęła.
– Powiedziałam, że to przemyślę – sprostowała – a nie że pójdę. Zresztą, Nott, jestem zmęczona, a muszę to skończyć. I szczerze powiedziawszy, nie mam ochoty – dodała sucho.
– Dobra, Granger, pracuję dla ciebie tylko przez wzgląd na Zabiniego – powiedział Teodor ze znudzeniem. – Już? Zgoda? To zakładaj pantofelki i idziemy.
– Nie o to chodzi… zresztą… och, nigdzie nie idę! – zawołała w końcu. Poruszyła się na krześle z żałosną miną. Teodor mógłby się założyć, że znowu jest boso. – Nie wypada…
– Już mówiłem, że gdybym chciał cię poderwać, zaproponowałbym ci coś innego. Na wódkę idzie się z kumplem, więc pomyśl, że jestem takim twoim kumplem i dbam o ciebie, żebyś raz na jakiś czas chociaż spróbowała wytrząsnąć z główki Burke’a i Spółkę.
Widział, że się powstrzymywała, ale w końcu zaśmiała się. Przez chwilę patrzyła na niego z powątpiewaniem, aż w końcu zamknęła Kalendarz.
– No dobrze. – Wyglądała jak mała dziewczynka, która uczy się jeździć na rowerze, i jeszcze nie ufa tacie, że poradzi sobie bez dodatkowych kółek. – Ale to zostaje między nami.
– Oczywiście, Granger.
– I tylko jeden drink.
– Idziemy na czystą, Granger.
– Och.
Wywrócił oczyma. Podszedł do Granger, odsunął ją razem z krzesłem, spod biurka wyjął jej szpilki, a na ramię zarzucił sobie jej torebkę.
– Idziemy, zanim zdążysz się rozmyślić.
I wyszedł z gabinetu, nie czekając na odpowiedź.

A Hermiona pomyślała z przerażeniem, że to pierwsza oznaka utraty kontroli, i pobiegła za nim.
_______________
Z opóźnieniem, bo rozłożyła mnie choroba. Angina konkretnie. W sierpniu. To właśnie ja.
Zmieniłam szablon, bardziej jesienny, jako że jesień już czuć w powietrzu. Stara praca, dopiero zaczęłam na nowo oswajać się z Gimpem, ale nie wiem jeszcze, czy coś przyzwoitego z tego wyjdzie.
Szesnastka w przyszłym tygodniu.
Ściskam Was mocno-mocniutko!


PS Wiecie, co jest dzisiaj? Dziewiętnaście lat później.

5 komentarzy:

  1. Ciekawie się zapowiada, a tak w ogole to Witaj!
    Strasznie spodobała mi się końcówka ( od Zabiniego i Draco), a wcześniej normalnie.
    Masz bardzo fajny styl. Czekam na następny ( już 16!) rozdział.
    Pozdrawiam,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń
  2. Akcja ze skrzatami nie do konca mi odpowiada, podobnie jak Nott, uwazam, ze to nie przejdzie, a juz na pewno nie za szybko. chodzi mi o to, ze przyjaźni czy chociażby sympatii nie da sie narzucić.
    Podoba mi się sposob, w jaki przedstawiasz przyjaźni miedzy Nottem, Zabinim a Malfoyem. Szkoda, ze Twoja Hermiona nie ma takiej przyjaciółki, bo chyba nie mozna nazwać w ten sposob Ginny. Mam nadzieje; ze przedstawisz scene z wódka ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. directionerka1122 września 2017 17:27

    Fajny rozdział, a szablon już chyba był na tym blogu, o ile się nie pomyliłam? Hermiona idzie na picie z Teodorem?! Szok! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. A akcja ze skrzatami to niezły pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  4. czekam na kolejny rozdział, ech, zakończyć go w takim momencie!:(

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.