22 sierpnia 2017

14.

Teodorze,
Przyjdź do mnie za pół godziny. Mam to, czego chciałeś.
Charlie

Teodor zgniótł liścik i wrzucił go do kosza na śmieci, co wcale nie oznaczało, że nie zamierzał zjawić się na szóstym piętrze w Departamencie Transportu Magicznego. Zerknął na drzwi gabinetu Granger i po raz pierwszy tamtego dnia ucieszył się, że jego szefowej nie ma od rana i zjawi się dopiero późnym popołudniem. Wcześniej czuł się dziwnie, świadomy jej nieobecności za ścianą, ale teraz czuł ulgę, że nie musi tłumaczyć się z wycieczki po ministerstwie, której zresztą cel na pewno nie spodobałby się Hermionie.
Idąc korytarzami, wciąż myślał o niej. Była na spotkaniu z szefami innych departamentów oraz samym Ministrem Magii i przedstawiała sprawozdanie z ostatniego miesiąca działalności departamentu. Na takim zebraniu poruszano problemy zaistniałe w magicznej społeczności, którymi miały się zająć poszczególne części ministerstwa. O niektórych dowiadywał się tylko Shacklebolt, jak na przykład sprawa mugoli, o którą spytał Teodor. Wciąż co jakiś czas dochodziły do Granger informacje o przekroczeniu granicy między światami i na pewno nie były to same niefortunne przypadki. Musiała w końcu powiedzieć ministrowi o problemie, bo nawet nie chciała myśleć, co by było, gdyby zamiast od niej, dowiedział się tego z gazet.
Tamtego dnia wyglądała wyjątkowo ładnie, ubrana w ołówkową spódnicę i jedwabną bluzkę. Teodor przyłapał się na tym, że nie mógł oderwać od niej wzroku, kiedy wychodziła z poczekalni pewnym krokiem mimo obcasów na nogach, z wysoko uniesioną głową i ze zdecydowaniem w oczach. Pomyślał wtedy, że gdyby musnęła usta czerwoną pomadką, efekt byłby jeszcze lepszy.
Zganił się za takie obrazy podsuwane przez umysł. W windzie kontemplował włosy kobiety stojącej przed nim, kręcone i krótkie do ramion, i omal nie prychnął, kiedy zaczął wyobrażać sobie Granger w podobnej fryzurze.
U Charlie zjawił się punktualnie. Zastał ją samą w biurze, co nie byłoby czymś aż tak dziwnym, gdyby nie to, że biurko Dracona wyglądało na nieruszone.
– Nie ma Malfoya? – spytał, zamykając za sobą drzwi.
Charlie nie podniosła głowy znad przeglądanych dokumentów. Jej tycjanowskie włosy opadały łagodnymi falami na plecy.
– Wziął urlop na żądanie – odparła obojętnie. Oczy okolone długimi rzęsami odwróciły się na Teodora. – Nie stój tak, usiądź.
Nott zajął miejsce naprzeciwko jej biurka tylko po to, by nie tracić czasu na bezsensowną wymianę zdań.
– Więc? Czego się dowiedziałaś?
Charlie złożyła dłonie na blacie i wyprostowała się, nieświadomie (albo i bardzo świadomie) eksponując zawartość głębokiego dekoltu swojej zwiewnej, zielonej sukienki.
– Żeby zdobyć informacje, musiałam pójść na drinka z największymi plotkarami w ministerstwie – rzekła tonem wyraźnie wskazującym, jak wielkie to poświęcenie. – I przy okazji chyba najbardziej pustymi, nie tylko w ministerstwie. Wisisz mi za to pięć galeonów.
– Poszłaś na drinka, ale przypadkowo zamówiłaś trzy butelki i jeszcze wzięłaś na wynos, co? – syknął Teodor, zastanawiając się, czy na pewno było warto prosić ją o pomoc.
– Ta kobieta nazywa się Gemma Ashton – rzekła Charlie, ignorując zaczepkę. – Jest w ministerstwie od ponad roku, pracuje w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Nie wiem, co dokładnie robi, ale nie wychyla się.
Teodor miał ochotę wziąć kartkę papieru oraz długopis i zacząć notować.
– Raz czy dwa wpadł do niej mąż, ale nie była zachwycona tymi odwiedzinami.
– Przyszedł z jakąś sprawą czy tak po prostu?
– Nie wiem, jednak szybko zmotywowała go do wyjścia.
Teodor zmarszczył brwi.
– Czego jeszcze się dowiedziałaś? – spytał.
– Niewiele – przyznała niechętnie. – Tylko tyle, że raczej nie ma dzieci, bo nawet o nich nie wspomniała, i że sporo pali.
Nott zapisał w pamięci zwłaszcza tę ostatnią informację.
– Dzięki – powiedział, wstając. Wyciągnął z kieszeni kilka galeonów i podsunął Charlie. – Tak podejrzewałem, że akurat ty będziesz wiedzieć, kogo spytać.
Kobieta uśmiechnęła się i podniosła z biurka jedną monetę.
– Będziesz mógł je zatrzymać, jeśli weźmiesz mnie na drinka.
Teodor miał ochotę rzucić: „Reszty nie trzeba” i wrócić do swojego departamentu. Widok Charlie spoglądającej na niego spod długich wachlarzy rzęs, uśmiechającej się zalotnie, ubranej w tę szmaragdową sukienkę przywodził na myśl modliszkę, której każde spotkanie z mężczyzną kończy się jego klęską.
– Nie jestem do nich aż tak przywiązany – odparł. Charlie spochmurniała na chwilę, lecz szybko odzyskała twarz.
– Rozumiem, że mam nikomu nie mówić o twoim zainteresowaniu Ashton?
– Byłoby miło.
– Po co właściwie były ci te informacje, co, Teo? – spytała z ciekawością, opierając się o blat, na który niemal dosłownie wylał się jej biust. – Przyszedł czas na inwigilację pracowników innych departamentów?
Nott parsknął śmiechem.
– Znając Granger, rozciągnęłaby swoją dobę do trzydziestu godzin i zajęłaby się tym sama.
Już w drodze na swoje piętro, zaczął zastanawiać się nad tym, co przekazała mu Charlie. Jeśli Ashton pracowała tutaj tak krótko, to jakim cudem miała styczność z kimś na takim wysokim stanowisku jak Burke? W dodatku ewidentnie nie było między nimi czystoprofesjonalnej relacji, lecz coś bliższego. Mogli znać się wcześniej, może nawet byli przyjaciółmi. Tylko sposób, w jaki patrzyli na siebie, zdystansowany, a czasem i wrogi, wcale o tym nie świadczył…
Pracowała w Departamencie Współpracy, więc w grę wchodziły również kontakty z Departamentem Przestrzegania Prawa. Teodor rozważył możliwość dojścia między nimi do nieporozumienia na tle zawodowym, jednak gdyby istotnie tak było, raczej po prostu omijaliby się szerokim łukiem, zamiast spluwać sobie pod nogi. Zresztą, to zazwyczaj Gemma ciskała z oczu gromy, nie Otto.
A może… a może mieli romans? Tak, to pasowało! Dlatego Ashton z niechęcią spotykała się z mężem na terenie biura, czyli „miejsca zbrodni”. Nawiązała romans, bo on nie chciał dać jej dzieci. Ile ona mogła mieć lat? Trzydzieści trzy? Wiele osób uważa, że to ostatni dzwonek dla kobiety. Związek okazał się tylko przelotną znajomością dla Burke’a, który ani myślał o zakładaniu rodziny, ale ona nie odpuściła. To jednak nie wyjaśniało, dlaczego Teodor tak często widywał ich razem. Może Burke też miał żonę, a Ashton zagroziła, że jeśli z nią nie będzie, ona wszystkiego się dowie? Wtedy rozwaliłaby również swoje małżeństwo… Tyle że ono najwyraźniej już wiele dla niej nie znaczyło…
– …Departament Przestrzegania Prawa – z zamyślenia wyrwał go kobiecy głos. Wyszedł z windy, a za nim podążyło pokaźne stadko samolocików. Idąc korytarzem, modlił się, by nie skręciły w ostatnie drzwi po prawej. Proszę, w lewo, w lewo, proszę.
Gdy zniknęły dokładnie tam, gdzie najmniej teraz tego pragnął, zaklął pod nosem. Zrozumiał, co miała na myśli Granger, mówiąc poniedziałkowego ranka, że ten tydzień będzie odrażająco męczący.

Sama szefowa zjawiła się w swoim biurze po południu, wyglądając tak samo schludnie jak rano, z tą różnicą, że w kącikach jej ust zostały maleńkie ślady po kawie.
– Upaprałaś się – rzekł Teodor na powitanie. W oczach Hermiony błysnęło przerażenia i odruchowo zerknęła na jasną bluzkę. – Nie, tutaj.
– Musisz zostać dzisiaj dłużej, Teodorze – powiedziała, gdy pozbyła się już brązowych plamek z twarzy. – Mam sporo dokumentów, które musimy przeanalizować razem. Chciałabym, żebyś jeszcze bardziej wdrożył się w pracę departamentu jako mój asystent, bo od przyszłego miesiąca będziesz to wszystko robił sam. – Zerknęła na zegarek na nadgarstku. – Piętnasta…
– Za pół godziny rozprawa – przypomniał jej Nott.
– Wiem, wiem. – Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk. – Co się działo, gdy mnie nie było?
Teodor szybko pochwycił z biurka sporządzoną listę, by niczego nie zapomnieć.
– W gabinecie masz pięć przesyłek wewnętrznych, przyszły też sowy z Francuskiego i Szwedzkiego Ministerstwa Magii, od tamtejszych szefów aurorów. O siedemnastej przyjdzie tu Robards, ale nie wiem z czym. Ci z Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami przekazali nam dwie sprawy o znęcanie się nad młodymi hipogryfami. Zastanawiałem się, czy nie dać od razu sprawy do zbadania Wizengamotowi, ale raczej powinnaś na to zerknąć, parę rzeczy mi się tu nie podoba.
Hermiona wypuściła głośno powietrze z ust.
– W porządku, zajmę się tym. Masz akta na rozprawę? – Teodor podał jej opasłą teczkę. – Świetnie. Za dwadzieścia minut się tutaj spotkamy.
Zniknęła w gabinecie.

Nie zanosiło się, by zbyt szybko opuścili ministerstwo. Przed Teodorem leżały wykresy, tabelki, całe strony od góry do dołu zapełnione tekstem. Owszem, Christina przekazała mu, że będzie odpowiedzialny za zsumowanie miesięcznej pracy departamentu i złożenie do kupy sprawozdań wszystkich biur, tak by Granger miała jasny obraz działalności urzędu, jednak nie przypuszczał, że będzie to aż tak zawiłe i skomplikowane. Jak jego poprzedniczka się w tym odnajdywała? Jak GRANGER nie gubiła się, przedstawiając te dane na spotkaniu z innymi szefami oraz Shackleboltem? Teodora po raz pierwszy dopadło zwątpienie, jedno z tych wywołujących chęć ucieczki i rzucenia tego wszystkiego w diabły.
Siedział przy biurku naprzeciwko Granger.
– …każdy sędzia ma osobne statystki – tłumaczyła, lecz urwała, widząc, że jej asystent odchylił się na krześle i ukrył twarz w dłoniach. – Coś się stało? Mam powtórzyć?
– Muszę zapalić – rzucił Teodor, który czuł się jak słaby uczeń na korepetycjach.
– Nie możesz – fuknęła Hermiona, gdy wyjął z kieszeni paczę papierosów i zapalniczkę.
– Niby dlaczego? To i tak moje nadgodziny.
– Zanim wyjdziesz przed budynek, zapalisz i wrócisz, minie dużo czasu, a chcę się z tym uwinąć jak najszybciej.
Teodor westchnął.
– Mogę zapalić tutaj? – spytał. Granger zrobiła taką minę, jakby co najmniej proponował jej coś niemoralnego, ale w końcu odparła ze zrezygnowaniem:
– No, możesz.
Podała mu zaklęcie, dzięki któremu jego różdżka wciągała dym jak odkurzacz, nim ten zdążył się rozprzestrzenić po całym gabinecie. Teodor zaciągnął się mocno, a jego usta wykrzywiły się w błogim uśmiechu. Zauważył, że Hermiona przygląda mu się badawczo.
– Chcesz? – Podsunął w jej stronę żarzącego się papierosa.
– Nie! – prychnęła. – To niezdrowe.
– Jak uważasz. – Przez chwilę było słychać tylko głęboki oddech Teodora i szelest dokumentów. – Mam dwa pytania, Granger, ale chciałbym, żebyś odpowiedziała na nie szczerze.
Przez jej twarz przebiegło zaskoczenie, lecz milczenie oznaczało zachętę do kontynuowania.
– Wiedziałaś, że na twojego asystenta spadną takie obowiązki, więc dlaczego nie zatrudniłaś kogoś po szkoleniu, tylko akurat mnie?
– Już ci to tłumaczyłam – odparła pogodnie. – Nie raz w dodatku. Przypomnij sobie, co powiedziałam, a otrzymasz odpowiedź.
Teodor pamiętał – według niej był poukładany, zdolny i bardzo inteligentny, co objawiało się już w Hogwarcie i nie minęło z wiekiem… Ale on wciąż nie wiedział, co ma piernik do wiatraka. Musiał istnieć jakiś inny powód albo nawet kilka.
– Zresztą – dodała, jakby słysząc jego myśli – tego nie uczą na szkoleniu. Przygotowują do ogólnej pracy w naszym departamencie, przekazują wiedzę, którą potem należy wykorzystywać w praktyce, ale niekoniecznie na stanowisku asystenta szefa.
– I stąd właśnie moje drugie pytanie. Dlaczego poświęcasz mi tyle czasu na ogarnięcie czegoś, co właściwie powinno być moim problemem?
Tym razem na ułamek sekundy się zawahała, ale on to zauważył.
– Jeśli odpowiednio cię wprowadzę, usprawni to później twoją samodzielną pracę.
– Czy nie powinienem sam o to zadbać, bazując na notatkach Christiny?
Hermiona od razu wyłapała zaczepną nutę w głosie Teodora, na którą zmrużyła oczy.
– Jak chcesz, to możesz bazować na tych notatkach, a ja cię z tym teraz zostawię i…
– Ja tylko pytałem. – Zerknął na prawie dopalonego papierosa. – Ostatnia szansa, Granger, kończysz go?
– Nie. – Hermiona popatrzyła na niego z powątpiewaniem. – No dobrze, daj.
Obserwując byłą Gryfoneczkę niezdarnie biorącą od niego kiepa, pomyślał, że jej silna wola jest strasznie słaba.
Zmarszczyła śmiesznie nos, po czym chwyciła filtr wargami i wciągnęła dym.
– Trzymaj – rozkazał Teodor. Hermiona zamarła z ustami złożonymi w dzióbek. – I odetchnij nim, tak jakbyś normalnie oddychała.
Ledwo wykonała polecenie, zaczęła się krztusić, kaszleć, rozpaczliwie pragnąc zaczerpnięcia tchu. Teodor nie mógł się powstrzymać: roześmiał się, podczas gdy jego szefowa desperacko walczyła o życie.
– Początki zawsze są trudne – rzucił z rozbawieniem, gasząc niedopałek w kubku po kawie.
– To jest okropne! – wysapała dziewczyna. – Niesmaczne!
– Przyzwyczaisz się.
– Na pewno nie – zaperzyła się. Wyprostowała się na krześle. – Wracajmy do pracy. Szybka powtórka: ilu jest sędziów Wizengamotu?...

Kiedy korepetycje Teodora wreszcie się skończyły, zegarek na jego nadgarstku wskazywał za piętnaście dziesiątą. Za oknem w gabinecie, choć zaczarowanym, i tak czaiła się noc. Hermiona zaczęła zbierać dokumenty i układać je pieczołowicie w teczce, jednocześnie gromiąc chłopaka wzrokiem za odpalenie kolejnego papierosa.
– Jutro mam spotkanie z Abigail. Wiem, nie mówiłam ci o tym – dodała, widząc uniesione brwi. – Opowiadałam ci o niej, poznałyśmy się na szkoleniu, teraz jest prezesem Stowarzyszenia W.E.S.Z., ale wciąż często omawiamy kwestie z nim związane, no i szukam dla niej darczyńców. To miało być prywatne spotkanie, ale chciałabym, żebyś ze mną poszedł.
– W porządku – wzruszył ramionami. – O której?
– W południe. Wiem, że jutro chciał się ze mną widzieć Otto, ale gdyby Carter próbował nas umówić na wcześniej niż trzynastą trzydzieści, nie mów mu, co robię. Nie wiem… powiedz, że… Och, wymyślisz coś.
– Burke może mieć pretensje?
– Burke będzie miał pretensje. Uważa, że zajmując się skrzatami domowymi, zaniedbuję inne obowiązki. Bzdura – mruknęła Hermiona, potrząsając głową znad uporządkowanej teczki. Teodor dostrzegł swoją szansę.
– Dlaczego właściwie macie na pieńku? – spytał, choć przecież Draco zdążył już mu trochę nakreślić sytuację. Jednakże chciał dowiedzieć się czegoś więcej.
Hermiona westchnęła i klapnęła na fotel. Teodor mógłby przysiąc, że te dwa stuknięcia oznaczały zrzucenie szpilek z obolałych nóg.
– Oficjalna wersja jest taka, że wcale nie mamy – odpowiedziała – ale według niego, doświadczonego urzędnika, nie jestem wystarczająco odpowiednia na to stanowisko. Widzisz, Otto przez kilka lat był Niewymownym, lecz to wymagająca psychicznie praca. Dlatego postarał się o przeniesienie do nas. Kiedy już tu osiadł, jego celem stało się zajęcie stołka po Barnettcie. Tyle że zamiast niego zrobiłam to ja, kobieta młodsza o kilkanaście lat, z małym stażem w ministerstwie, w dodatku mugolaczka, a z tego, co wiem, Burke to nazwisko tak nieskazitelne jak Malfoy. – Znów westchnęła. – Teoretycznie nic do mnie nie ma, a w praktyce ma wszystko.
Teodor odnotował w pamięci lata spędzone przez Burke’a w Departamencie Tajemnic, prawdopodobną przyczynę jego ostatniej tam wycieczki, po czym spytał:
– Wybacz, Granger, ale właściwie dlaczego wybrano ciebie, a nie jego? Patrząc wyłącznie na doświadczenie…
– Sama zadawałam sobie to pytanie – przerwała mu z gorzkim uśmiechem. – Na początku myślałam, że może właściwie nie patrzyli wyłącznie na doświadczenie… – Zaskakujące, Granger wciąż rumieni się, jakby bała się przyznać, ile zrobiła, podczas gdy wszyscy głównie za to patrzą na nią z uznaniem. – …ale potem uświadomiłam sobie, że może Shacklebolt obawiał się powierzyć to stanowisko komuś, kto przez tyle lat był Niewymownym. Wiesz, Teodorze, ta praca zmienia. Opuszczając Departament Tajemnic, nie jest się już tym samym człowiekiem.
By ostatnie zdanie nie zawisło nad nim jak proroctwo, odparł:
– Twój gabinet też. Czuję się wyprany jak po lekcji u McGonagall.
Hermiona uśmiechnęła się na to wspomnienie.
– Nawet raz siedzieliśmy u niej razem, pamiętasz?
O tak, pamiętał.
– No, może – odparł wymijająco. Hermiona ziewnęła. – Chyba powinnaś wrócić na chwilę do tamtego trybu i zrobić sobie dłuższe wakacje.
Potrząsnęła głową i zwróciła na niego półprzytomne spojrzenie.
– Nie mogę, nie mam na to czasu.
Nott przewrócił oczami.
– Jesteś szefową całego departamentu! – Widział, jak zacisnęła usta. – To ostatnia szansa, żeby skorzystać ze słońca.
– Nie potrzebuję tego.
– Każdy musi się zresetować, nawet ty. Może teraz tego nie czujesz, ale w końcu zaczniesz wariować. Kiedy byłaś na wakacjach?
– Jakoś… hm…
– No właśnie, sama nie pamiętasz!
– Nott, nie jesteś tu od tego, by mnie pouczać – syknęła Hermiona. – Chyba ja wiem lepiej, czego mi trzeba.
Teodor westchnął. Kijem rzeki nie zawróci. Zebrał swoje rzeczy i wstał.
– Dzięki za pomoc, w przyszłym miesiącu sam się tym zajmę.
– Za to ci płacę, Nott.
Powiedziała to poważnym tonem, ale oczy jej się śmiały.

W domu oprócz Brudka narzekającego, że kolacja dawno wystygła, czekała na niego sowa, w której rozpoznał tę należącą do Zabiniego.
– Nie pójdę na żadne chlańsko – mruknął pod nosem, otwierając przesyłkę. – Mamy środek tygodnia, do cholery.
Tyle że treść listu bynajmniej nie dotyczyła kolejnego pijaństwa.

Astoria poroniła. Będę później u Malfoyów.

B.Z.

Teodor zaklął szpetnie pod nosem.
– Paniczu, już gorące… – rozległ się piskliwy głos Brudka.
– Nie teraz – warknął chłopak na skrzata. Zreflektował się, widząc struchlałe spojrzenie wielkich, jasnozielonych oczu. – Przepraszam. Kiedy przyszła ta wiadomość?
– Jakieś dwie godziny temu, sir.
Czyli Blaise prawdopodobnie był u Dracona albo nawet już od niego wyszedł.
Nie zastanawiał się więcej. Minutę później nie było go w salonie, a w kominku dogasały zielone płomienie.

Salon Malfoyów był pogrążony w mroku, ale z kuchni wylewała się smuga światła. Tak jak Teodor się domyślał, przy jednym z blatów stało dwóch mężczyzn, a między nimi opróżniona do połowy butelka bursztynowego napoju.
– Dziesięć minut temu wyszedłem z pracy – powiedział Nott na usprawiedliwienie swego późnego przybycia, mimo że w żadnym ze spojrzeń nie dostrzegł irytacji. – Gdzie Astoria?
To nie Draco mu odpowiedział.
– Śpi na górze – odrzekł Blaise, wyjmując z szafki czystą szklankę. – Dostała chyba z pół litra eliksiru na uspokojenie.
Teodor patrzył na blondyna. Gdy Astoria zjawiła się u niego po wcześniejszych odwiedzinach u bruneta, szybko się pogodzili. Smutny wyraz twarzy żony podziałał jak zimny prysznic. Choć wtedy wciąż jeszcze nie był przekonany co do wizji siebie jako ojca, to kilka dni później przedstawił Astorii plan pokoiku dla dziecka, a potem już niewiele brakowało mu do całkowitego puszczenia wodzy wyobraźni.
Wiedząc to wszystko, Teodor nie mógł pogodzić się z myślą, że jego kumpel dopiero co wstydził się mówić do wciąż płaskiego brzucha Astorii, a już mu to odebrano. Twarz Dracona nie wyrażała żadnych emocji, tak jak wtedy, gdy ostatni raz szedł do Pokoju Życzeń… I tak jak wtedy tylko jego oczy emanowały bólem.
– Ale coś się stało? – dociekał Teodor. – Upadła?
– Nie, po prostu poroniła. – Głos Malfoya był matowy i suchy. – Rano robiła nam kawę, rozbolał ją brzuch, zaczęła krwawić… Od razu wziąłem ją do Munga.
Teodor łyknął porządnie whisky.
– Zrobili jej pięć tysięcy badań i powiedzieli, że jest za słaba na utrzymanie ciąży.
W kuchni zapadła cisza. Draco wpatrywał się w sufit. Odetchnął i rzekł o wiele ciszej:
– Najgorsze jest to, że ona i tak chce próbować.

Pięć minut później stali we dwóch na tarasie, a nad ich głowami kłębił się szary dym. Malfoy poszedł sprawdzić, co z Astorią. Zabini zaklął.
– Ale to posrane!
Gdzieś w trawie odezwał się świerszcz.
– Wiem – wymamrotał Nott. – Dla Astorii każda kolejna ciąża może oznaczać samobójstwo.
Cisza.
– Nie mówiłem tego Malfoyowi, bo nie chciałem go dobijać, ale z Chimerą też nie jest dobrze – mruknął Blaise takim tonem, jakby również mówił o swojej żonie. – Jakaś dziewica orleańska obsmarowała ją w „Proroku…” jako najgorsze i najpaskudniejsze miejsce na świecie, poczytaj, a zobaczysz, jakie głupoty tam wypisuje. W dodatku ujawniła nazwiska naszych bardziej znanych klientów i pewnie przez to przestaną do nas zaglądać! – Znów zaklął. – Chyba to jakaś zasada, że dzieci śmierciożerców muszą mieć w życiu przesrane.
Teodor zastanawiał się nad tym, dopóki nie wrócił Draco. Coś było w tym, co powiedział Zabini, jednak teraz nie chciał dłużej roztrząsać tej myśli. Zwłaszcza kiedy po jego umyśle wciąż krążyła inna, o wiele bardziej niepokojąca.
Dwie najważniejsze dla jego przyjaciół kobiety były zagrożone. A on nie miał pomysłu, jak je uratować.
______________
Szybko, bo Wena się zjawiła i póki jest, chcę ją wykorzystać w stu procentach. Wiecie, jak to jest w życiu: gdy coś się wali, nagle coś innego znacznie się poprawia. Następny rozdział w przyszłym tygodniu, nie wiem, czy akurat we wtorek, to się dopiero zobaczy.
Uczniom życzę miłej końcówki wakacji, do studentów uśmiecham się znacząco.
Buziaki!

7 komentarzy:

  1. Powiem Ci, że wolałam, kiedy rozdziały były dłuższe :) Ale to ja ;).
    Dobrze mi się czytało, nawet nie zorientowałam się, że zbliżam się do końca.
    humf. Szkoda dziecka. I Draco, skoro zmądrzał. Ładnie rozwijasz relację Hermiony i Teodora, jestem szczerze zaciekawiona, co będzie dalej :)
    Aa, skleroza nie boli. Już poprzednio miałam napisać, że chcę u siebie na komputerku PDF JJW :) ruda.dusza@gmail.com :) Będzie mi wygodniej przy magisterce ;)
    Pozdrawiam,
    Farfocel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS - znowu jestem pierwsza? :O

      Usuń
    2. O, zmiana szaty graficznej :D Ładna! Jakaś taka bardziej pozytywna :)

      Usuń
  2. directionerka11223 sierpnia 2017 00:22

    Biedna Astoria, mam nadzieję, że za drugim razem się uda i będzie mały Scorpius, chodź chyba powinni trochę poczekać bo przecież Scorpius był w wieku Albusa, a tu się jeszcze James nie pojawił. Nie trawię tej całej Charlie, no po prostu nie trawię tej rudej małpy. Mimo to pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Teodor coraz bardziej fantazjuje p Hermionie i chyba juz nie przestanie. Ciekawe, czy ma racje w tym swoim małym śledztwie. Biedna Astoria...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej!
    Kurcze, prawie się popłakałam jak czytałam o wątku z dzieckiem Astorii i Draco. Cóż, było do przewidzenia , że poroni, trzymasz się kanonu więc nie było opcji by w tej chwil Scorp się narodził, ale mimo wsystko było mi przykro.

    Hermiona/Teo! <3 Boszzz jak ja kocham ten pairing w twoim wykonaniu! Te gesty, niby nic nieznaczące słowa, które później przypominają sobie, nieświadomie nakrywając się na tym, że wzajemnie o sobie myślą <3

    Twój blog i styl pisania jest jak miód dla mojej strapionej duszy! Nawet ta cala Charlie mi nie przeszkadza. Serio! Wprowadza nieco pikanterii w całość, co daje świetny efekt! Widać, że wiesz czego chcesz i to realizujesz!

    Dużo weny życzę i pozdrawiam
    Dorothy

    PS. Też uwielbiam Ojca Chrzestnego :)

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.