Teodor oddał Ojca
chrzestnego razem z dwiema innymi książkami dopiero w następnym tygodniu.
Hermiona obiecała, że przyniesie mu kolejne pozycje, jak tylko wybierze te
najbardziej odpowiednie.
– Po co wciąż dajesz mi nowe? – spytał Teodor, patrząc na
nią uważnie.
Bo nie mam z kim o
nich rozmawiać.
– Mówiłam, muszę zadbać o twoją czytelniczą edukację –
wyjaśniła dziarsko Hermiona.
A ja nie mam kiedy
delektować się ich lekturą.
To była prawda i nieprawda, bo wszystko, co pożyczała
Teodorowi, sama przeczytała. Tyle że nie pamiętała już, kiedy ostatnio miała czas
przed snem przykuć wzrok do czegoś innego od ministerialnej dokumentacji, o
poranku z książką nie wspominając. Chętnie wróciłaby do kilku klasyków
literatury angielskiej, ale po prostu nie miała na to siły, bo nawet jeśli
miała wolną chwilę, nie była w stanie skupić się na chociażby rozwikłaniu
tajemnicy, nim zrobi to Hercules Poirot.
I tak samo – z jednej strony przeszkadzało jej to, z drugiej
wręcz przeciwnie. Będąc w ciągłym ruchu, czuła się potrzebna, a absorbowana
przez kolejne obowiązki wynikające ze swojego stanowiska, wcale nie odczuwała
palącej potrzeby przerwy. Kochała swoją pracę, zwłaszcza dzięki dumie, jaka ją
rozpierała, bo przecież w tak krótkim czasie osiągnęła tak wiele.
Tyle że zdarzało jej się zasypiać koło swojego chłopaka, w
tym samym czasie zdradzając go w towarzystwie aktów oskarżenia. Ron nie był
zachwycony, widziała to, jednak dawał jej tyle swobody, ile potrzebowała do
przeskoczenia każdej postawionej sobie poprzeczki.
Hermiona zatrzymała się przy Teodorze, by porozmawiać trochę
o Ojcu, gdy wtedy do poczekalni ktoś
wszedł. Ginny omiotła zdziwionym spojrzeniem Notta opartego nonszalancko o
biurko i mieszającego w kubku kawę.
– Cześć – rzuciła. Zwiewna bluzka maskowała jej zaokrąglony
brzuch. – Idziemy? Jestem strasznie głodna.
– Jasne, tylko wezmę torebkę.
Nie umknęło uwadze Hermiony prawie całkowite zignorowanie
obecności Teodora przez Ginny. Gdy przemierzały korytarze Departamentu
Przestrzegania Prawa, rudowłosa przyjaciółka od razu zaczęła:
– Nadal pożyczasz mu książki? Przecież połknął przynętę i
masz go w swoim biurze tak jak chciałaś.
– Tak jakoś – odparła wymijająco Hermiona. Odpowiedziała
skinieniem głowy na powitanie jednego ze swoich pracowników. – Dziękuję ci, że
przyszłaś, musiałam na chwilę wyrwać się z tego zaduchu. – Choć do ostatniej chwili liczyłam, że się nie zjawisz i będę mogła w
spokoju posiedzieć nad dokumentami. – Jak się czujesz?
– W porządku. – Ginny odgarnęła swoje długie włosy na prawe
ramię. Hermiona zawsze chciała mieć takie włosy, proste i lśniące, a nie
poskręcane i matowe. – Byłam wczoraj u magoginekologa, powiedział, że ciąża
rozwija się prawidłowo, nawet zalecił więcej aktywności fizycznej, byle nie
quidditch. – Wywróciła oczami. – I muszę jeść więcej żelaza.
– Nie martw się… – Hermiona w porę ugryzła się w język, by
nie powiedzieć: „Niedługo to wszystko nareszcie się skończy”. – Po ciąży szybko
wrócisz do formy. Ani się obejrzysz, a znów będziesz śmigać po boisku.
– Tak właściwie… to nie planuję wrócić do Harpii – wyznała
Ginny, spuszczając wzrok, tak jakby zrobiła coś wstydliwego.
– Jak to? Przecież od początku ciąży narzekasz, że brakuje
ci latania.
– Treningi zajmują mnóstwo czasu – wyjaśniła – w dodatku
gdyby nie daj Merlinie coś mi się stało… Chcę być bliżej rodziny, jakakolwiek
by ona nie była.
Hermiona zacisnęła usta, słysząc ostatnie zdanie.
– Harry to też twoja rodzina – zauważyła.
– Rodzina to coś więcej niż więzy krwi albo obrączka na
palcu. – Zamilkła, kiedy weszły do windy, w której było już kilka osób.
Odezwała się ponownie dopiero, gdy przechodziły przez atrium. – Wczoraj się o
to pokłóciliśmy, tyle że to nie była zwykła sprzeczka, a awantura z latającymi
talerzami i pękającymi żarówkami.
Hermiona skrzywiła się, wyobrażając sobie czerwoną ze złości
przyjaciółkę rzucającą naczyniami oraz jej męża, którego magia już kiedyś
doprowadziła do nadmuchania ciotki.
Był piękny dzień. Słońce wisiało wysoko nad Londynem, a na
niebie nie zagubiła się ani jedna chmurka. Hermiona i Ginny poszły do
pobliskiej knajpki, którą bardzo lubiły nawet mimo tłoku w porze lunchu. Była
jasna, z minimalistycznym wystrojem, ale mimo to wciąż przytulna ze swoimi
drewnianymi stolikami, metalowymi krzesłami i czarno-białymi zdjęciami na
ścianach.
– Wczoraj specjalnie na niego czekałam, aż wróci z tego
cholernego wypadu na zwiad – powiedziała Ginny, kiedy zajęły miejsca przy
ogromnym oknie wychodzącym na ulicę. – Wyplułam z siebie wszystko, co leżało mi
na sercu. Że nie przejmuje się mną, że nie przejmuje się dzieckiem, że powoli
zapominam, jak wygląda, że ma za nic nasze małżeństwo – wyliczała na palcach. –
Aha, i że jest dupkiem, bo ożenił się ze mną chyba tylko dlatego, żeby miał mu
kto prać skarpetki.
– Ginny! – sapnęła Hermiona. – Naprawdę tak mu powiedziałaś?
– Tak – odparła wojowniczo ruda, wpatrując się zmrużonymi
oczyma w przechodniów śpieszących chodnikiem. – I tak stwierdził, że to absurdalne wymysły, a on tylko chce,
żeby potem było nam dobrze, jak już będziemy w trójkę.
Podeszła do nich kelnerka i z promiennym uśmiechem spytała,
co podać.
– Tylko nie bierze pod uwagę tego – dodała Ginny, gdy znów zostały
same – że jak tak dalej pójdzie, to tak czy siak będziemy we dwójkę, bo on
dalej będzie sobie aurorował poza domem.
– I naprawdę nic do niego nie dotarło? – zdziwiła się
Hermiona. Dobrze pamiętała Harry’ego z czasów Hogwartu, kiedy dopiero zaczynał
chodzić z Ginny, potem miesiące po wojnie, gdy starał się nadrobić stracony
przez Voldemorta czas, i później, kiedy wreszcie uklęknął przed swoją
wieloletnią dziewczyną, czyniąc ją najszczęśliwszą kobietą na świecie. Przez te
wszystkie lata dobrze im się układało, mimo straty w rodzinie Weasleyów i mimo
wydarzeń, które odcisnęły trwałe piętno na Chłopcu, Który Przeżył. Dopiero
kiedy skończył kurs aurorski, dostał licencję i zaczął prawdziwą pracę w
Ministerstwie Magii, pojawiły się pierwsze zgrzyty. Branie papierów do domu,
chętne przyjmowanie nadgodzin, zgłaszanie się do patroli i wart. Kiedy Ginny
dowiedziała się o ciąży, miała nadzieję, że wrócą lepsze czasy. Liczyła, że
przejdzie przez nią ze wsparciem męża, a tymczasem on, choć bez wątpienia
zachwycony i podekscytowany wizją ojcostwa, jeszcze bardziej skupił się na
pracy, by zapewnić rodzinie dobrobyt oraz by niczego im nie zabrakło.
Hermiona zbyt dobrze znała
Harry’ego, by nie wiedzieć, że za jego zachowaniem kryje się coś jeszcze.
Minęło sześć lat, odkąd ciało Czarnego Pana upadło z głuchym huknięciem na
pokrytą bitewnym pyłem podłogę Wielkiej Sali, lecz czarodziejski świat nawet
nie myślał zapomnieć o tamtym wydarzeniu. Do Harry’ego wciąż zgłaszali się
ludzie z różnorakimi propozycjami: napisania biografii, pomocy w napisaniu autobiografii,
przeprowadzenia wywiadu, zapraszano go na gale, pokazy, występy. Wszyscy
spotykali się z odmową, często podpartą prawdziwymi powodami, którymi zazwyczaj
były obowiązki w pracy. Jednak Hermiona znała jego myśli, podobne zresztą do
tych krążących po jej głowie.
Harry chciał jak najszybciej wspiąć się na sam szczyt
ministerialnej drabiny, żeby udowodnić, że nie dokonał tego wszystkiego przez
przypadek, a dzięki własnym umiejętnościom. W magicznym świecie prócz jego
miłośników wciąż znajdowali się tacy, którzy twierdzili, że klęska Lorda
Voldemorta była tylko i wyłącznie dziełem wyjątkowego zbiegu okoliczności albo
działania osób trzecich, takich jak Albus Dumbledore czy Remus i Nimfadora
Lupinowie. Dlatego Harry chciał pokazać – wszystkim: ministerstwu,
przyjaciołom, całej czarodziejskiej społeczności – że nie jest tylko Wybrańcem,
o którym mówiła przepowiednia, a utalentowanym, silnym człowiekiem, jedynym,
który zdołał obalić potęgę Voldemorta bynajmniej nie dzięki działaniu
przypadku.
Hermiona rozumiała go doskonale. Jej samej już rok po wojnie
zaczęło przeszkadzać, że znają ją jako „przyjaciółkę Wybrańca”, co nawet
umieszczono na jej karcie z czekoladowych żab. Dlatego zrobiła wszystko, by na
owutemach zgarnąć same Wybitne, by na szkoleniu w Ministerstwie Magii być
najlepszą, by świat naukowy poznał jej poglądy na tematy z różnych dziedzin
magii i wreszcie – by udowodnić, że ona, czarownica mugolskiego pochodzenia,
jest zdolna do równie wielkich rzeczy, jak pomoc w pokonaniu największego
czarnoksiężnika wszechczasów.
Dlatego ciężko było rozmawiać z Ginny o kłótni z Harrym,
którego w stu procentach rozumiała, ale który jednocześnie ranił jej
przyjaciółkę, a zamiast wysłuchać i spróbować zrozumieć, negował każde
wytknięcie problemu.
– Nie powinnaś stawiać sprawy na ostrzu noża – stwierdziła
między kęsami sałatki z kurczakiem. – Zwłaszcza teraz. Wiesz, że nie powinnaś się denerwować.
– Och, przestań, nic mi się nie dzieje – fuknęła na nią
Ginny. Hermiona skorzystała z tego, że jej przyjaciółka ma policzki wypchane
makaronem ze szpinakiem.
– Krzyki i rzucanie talerzami nie dadzą pożądanego efektu,
powinniście na spokojnie porozmawiać.
– Tego też już próbowałam. – Ginny wzięła łyk soku
pomarańczowego. – Ugh, pracoholizm jest do kitu.
Hermiona zgodziła się z nią, w myślach uparcie powtarzając,
jak to dobrze, że jej ten problem nie dotknął.
Dwadzieścia minut później była z powrotem w ministerstwie.
Na biurku Teodora czekały na nią trzy samolociki, a sam Teodor posłał jej
ironiczny uśmieszek.
– Niech zgadnę: problemy u Potterów?
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Skąd wiesz?
– Bo Astoria wyglądała tak samo, kiedy tu ostatnio przyszła.
Nie rób za poradnię małżeńską, Granger, praca czeka.
Prychnęła, lecz gdy tylko zamknęły się za nią drzwi
gabinetu, uśmiechnęła się pod nosem.
Do końca pracy zostało piętnaście minut, kiedy Hermiona
postanowiła przejść się do Biura Aurorów pod pretekstem wzięcia raportów z
ostatniego miesiąca. Teodor zdziwił się, że to nie jego oddelegowała do tego
zadania, ale skapitulował, kiedy posłała mu spojrzenie wyraźnie mówiące, kto tu
wydaje polecenia.
Biuro powoli pustoszało, jednak czarna, rozwichrzona czupryna
wciąż była pochylona nad stosem papierków.
– Nie zbierasz się do domu? – zagadnęła Hermiona, a Harry
podniósł na nią oczy i od razu uśmiechnął się szeroko.
– Cześć. – Okulary błysnęły w świetle zapalonej lampki. –
Nie, jeszcze trochę posiedzę, chcę to dzisiaj skończyć. Słuchaj, raporty…
– Mam je tutaj – przerwała mu Granger, potrząsając teczką w
swojej dłoni. – Chodź, napijemy się kawy.
Poszli do pomieszczenia kuchennego, gdzie stanęli przy
zlewie z parującymi kubkami w dłoniach, tak jak często robili to w Norze.
Hermiona zwalczyła przemożną ochotę zrzucenia szpilek albo chociaż
przycupnięcia na krawędzi blatu.
Oczy Harry’ego, tak samo zielone jak wtedy, gdy ujrzała je
po raz pierwszy w ekspresie do Hogwartu przed pierwszym rokiem, lśniły ze
zmęczenia, ale jego twarz pozostawała pogodna. Policzki i szczękę pokrywał
kilkudniowy zarost, dodając mu lat, a okulary prawie-prawie zsunęły się na
czubek nosa. Hermiona pamiętała jedenastoletniego chłopca, z którym skryła się
pod peleryną-niewidką i ruszyła na spotkanie z trójgłowym psem…
– Jak Robards? – rzuciła. – Nie dorzuca ci za dużo?
Wyglądasz na przemęczonego.
Harry wzruszył ramionami i poprawił okulary.
– Każdemu daje tyle samo obowiązków. Różnych, ale tyle samo,
ja siedzę dużo nad dokumentacją, chociaż mam nadzieję, że niedługo się to
zmieni i…
Hermiona wysłuchała, jak z entuzjazmem opowiadał o swoich
nadziejach związanych z awansowaniem w Biurze i rychłą zmianą przydziału zadań.
Bardzo chciał zostać odesłany do pracy w terenie, a nie ciągle siedzieć nad
sprawozdaniami i aktami przestępców. Pragnął czuć więcej adrenaliny, pragnął
walczyć…
– Nie tak szybko, Harry – ostudziła jego zapał Hermiona. –
Zostaw coś z siebie dla Ginny, a nie tylko dla czarnoksiężników.
Dostrzegła cień, który przebiegł przez twarz przyjaciela.
– Myślę, że Ginny zrozumie, że… – Urwał i nachmurzył się. –
Była u ciebie.
Hermiona westchnęła.
– Nie wie, że z tobą rozmawiam. Byłyśmy dzisiaj razem na
lunchu i wspomniała o waszej wczorajszej kłótni.
– Wy, kobiety, macie wyjątkowo szybki system przepływu
informacji.
– Harry, przecież wiem, że od dawna źle się między wami
dzieje. Warto spróbować to naprawić teraz, zanim będzie za późno, zwłaszcza że
za parę miesięcy zostaniecie rodzicami.
– To nie jest takie proste. – Harry mimowolnie zmierzwił
sobie włosy; zawsze tak robił, gdy był zmieszany. – Ginny nie potrafi
zrozumieć, że staram się zrobić wszystko, by zabezpieczyć nam przyszłość. Nie
wyobrażam sobie przez całe życie jechać na złotym blasku Złotego Chłopca, czego
zresztą szczerze się brzydzę. W dodatku Robards powiedział, że jestem dobrym
aurorem i jeśli się przyłożę, dużo osiągnę…
– A powiedział ci też o cenie, jaką trzeba zapłacić? – spytała
Hermiona. Nagle zobaczyła w Harrym kogoś zupełnie innego od tego chudego
chłopca, któremu ledwo udawało się zaliczać testy na transmutacji, który nie
patrzył na zaszczyty po Turnieju Trójmagicznym, a tylko chciał przeżyć, dla
którego nic nie zdawało się być tak ważnym jak teraz praca. – Ginny prawie cię
nie widuje. Bardzo za tobą tęskni, potrzebuje cię teraz, a niedługo będzie potrzebować
cię jeszcze bardziej. Nie tylko ona.
Harry potrząsnął głową.
– Hermiono, tu nawet nie chodzi o to, bo może faktycznie
rzadko jestem w domu. Ale Ginny nie rozumie, że nie robię tego dla siebie, tylko dla nas. Wiesz, co powiedziała? Zarzuciła mi, że chcę ci dorównać!
Granger zacisnęła usta, bo ta myśl również przemknęła jej
przez głowę.
– Harry… ja wiem, na czym ci zależy – odparła cicho. – Mnie
zależy na tym samym. Na odcięciu się od przeszłości i udowodnieniu wszystkim,
że nie jesteśmy tu gdzie jesteśmy tylko dzięki temu, co działo się sześć lat
temu. Ale nie możesz – nie możemy,
przemknęło jej przez głowę – wciąż mieć klapek na oczach. Twoja przyszłość to
Ginny, ona i dziecko. Za kilkadziesiąt lat będziecie mieć tylko siebie.
– Nie rozumiesz…
– Rozumiem więcej, niż ci się wydaje, Harry. Trochę za długo
cię znam. – Uśmiechnęła się lekko, a wyraz twarzy Pottera złagodniał. – Zawsze
marzyłeś o rodzinie i już ją masz. Pomyśl, wszyscy Weasleyowie! A za chwilę
jeszcze bardziej się powiększy. Nie chcę, żebyś stracił ich przez głupie
raporty. – Nie patrzył na nią, więc odstawiła ich kubki do zlewu i mocno się do
niego przytuliła. Harry po sekundzie odwzajemnił gest; zdążył już zapomnieć,
jak szybko uścisk Hermiony dodawał mu sił. Wypuścił ją z objęć, ale ona wciąż
trzymała go za ramiona i patrząc mu głęboko w oczy, powiedziała: – Ginny kocha
cię do szaleństwa i po prostu boi się, że ty bardziej kochasz swoją pracę.
Oboje wiemy, że tak nie jest, więc udowodnij jej to.
Przez chwilę milczeli, a potem Harry wziął przyciągnął
Hermionę pod łokieć i drugą ręką poczochrał ją po włosach. Zaśmiał się, kiedy
pisnęła i wyrwała mu się.
– Chyba masz rację – rzekł, obserwując, jak dziewczyna
przygładza fryzurę. – Przemyślę to. Dzięki.
Ruszyli ku wyjściu.
– Ale ty też jesteś moją rodziną – dodał. Hermiona
uśmiechnęła się ciepło, po czym rozeszli się w dwie różne strony.
W poczekalni przed swoim gabinetem ujrzała Teodora, który
wyglądał na bardziej zmiętego niż po prostu zmęczonego. Że też nie zauważyła
tego wcześniej. Porządkował właśnie swoje miejsce pracy, kiedy dostrzegł szefową.
– Załatwiłaś wszystko? – spytał, wyrównując stosik czystych
kartek.
– Tak – westchnęła. – Ale jeszcze tutaj trochę posiedzę,
muszę uzupełnić kilka dokumentów.
– Zostawiłem ci na biurku list od Burke’a.
Skrzywiła się.
– Pięknie.
– Idziemy na wódkę?
– Co?
Hermiona myślała, że się przesłyszała, więc zamrugała
szybko. Teodor wpatrywał się w nią z zarysem łobuzerskiego uśmiechu na ustach i
przez chwilę poczuła się jak w czwartej klasie, kiedy bliźniacy Weasley chcieli
zaciągnąć ją na nocną przechadzkę po Hogwarcie, bo przecież ona jest kujonką, a
każdy musi się czasem rozerwać.
– Pracuję tu już miesiąc – wyjaśnił Nott. – To chyba dobra
okazja, nie?
– Nie.
– Granger, nikt nie odejmie Gryffindorowi punktów. – Znów
ten kpiący ton. Jak on ją denerwował. – Nie możesz siedzieć tu cały dzień,
załatwiając sprawy, z małą przerwą na załatwianie kolejnych spraw.
Hermiona odruchowo wycofała się w stronę swojego gabinetu.
– Nie, Nott, nie mogę – rzekła stanowczo. – Muszę to dzisiaj
zrobić, bo inaczej…
– Bo co? Nie wypełnisz planu z Kalendarza? – zakpił, a
Hermiona przypomniała sobie, dlaczego pojawiły się u niej opory przed
przyjęciem go do pracy. – Nic się nie stanie, jeśli raz zrobisz coś dla siebie
i się wyluzujesz, zamiast biegać po ministerstwie.
– A kto powiedział, że w ogóle chcę iść na wódkę? – odbiła
piłeczkę, zakładając ręce na piersiach. – W dodatku z tobą? Zresztą, to
nieprofesjonalne.
– Bo?
– Bo jesteś moim podwładnym.
– O Morgano, Granger. – Teodor wzniósł oczy do nieba. – Nie
próbuję cię poderwać, zresztą na randce nie zaproponowałbym ci wódki. Rozluźnisz
się trochę, będziesz lepiej spać, a jutro lepiej pracować.
Hermiona, po słowach Teodora zaczerwieniona po cebulki
włosów, miała ochotę tupnąć nogą i zamknąć się w gabinecie. Nie dość, że ją
nieprawdopodobnie kusił, to jeszcze zawstydzał!
– Jeśli wytrzymam cię kolejny miesiąc, to się zastanowię –
odpowiedziała dyplomatycznie. – Idź już, Ministerstwo Magii za dużo płaci za
twoje nadgodziny.
Teodor zaśmiał się gardłowo (po plecach Hermiony przeszedł
dziwny dreszcz), po czym skierował się w stronę wyjścia.
– Jeśli ja wytrzymam ciebie – sprostował. – Do jutra.
– Do jutra – odpowiedziała pustej poczekalni.
Do domu fiuknęła się dopiero koło ósmej, tak jak obstawiała.
Odbębniła całą papierkową robotę, którą sobie wyznaczyła na ten wieczór, a w
swoim gabinecie zostawiła nienaganny porządek. Kiedy wylądowała w salonie,
niemal natychmiast opadła na kanapę.
– Jestem już! – zawołała, zrzucając szpilki.
Rozległ się odgłos bosych stóp na drewnianej podłodze i w
drzwiach stanął Ron. Miał na sobie tylko zielone spodnie od piżamy, ale
wyglądał na rozbudzonego. Hermiona posłała mu zmęczony uśmiech.
– Jesteś przystojny.
Ron nie miał wyrzeźbionego brzucha, ale też w żadnym wypadku
nie był gruby. Nie tak chudy jak za czasów szkoły, miał umięśnione ramiona od
dźwigania paczek na zapleczu sklepu i szerokie barki, które Hermiona uwielbiała
całować. Dla niej jednak był przystojny jak żaden inny mężczyzna.
Prawie.
Ron uśmiechnął się na tę zaczepkę. Przeszedł przez salon,
pocałował Hermionę i usiadł obok niej.
– Jak w pracy? – spytał, obejmując ją.
– Szybko – uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Naprawdę, nawet
nie zorientowałam się, kiedy zleciał cały dzień. A i tak nie zrobiłam
wszystkiego, co chciałam… – Wtuliła się w bark Rona i musnęła ustami jego
szyję. – Idę zrobić sobie herbatę.
Oprócz kubka parującego naparu zrobiła sobie też kilka
kanapek, które zjadła, słuchając, jak minął dzień Ronowi. Trochę nie mogła
skupić się na jego słowach, widząc rudy kosmyk opadający na jego błękitne oczy,
ale obiecała sobie, że nie będzie mu przerywać pocałunkiem, bo to niegrzeczne.
Okazało się, że George robił testy nowych słodyczy i od paru godzin zmaga się z
trzecią ręką, która wyrosła mu pod prawą pachą.
– Ale chyba zgłosił się do Munga? – zaniepokoiła się
Hermiona.
– Tak, dali mu jakiś eliksir i powiedzieli, że w ciągu trzech
dni ręka powinna wyschnąć i sama odpaść. George nie chce się za bardzo z nią
rozstawać, już dostrzegł wiele jej zalet. Na przykład…
Siedzieli tak prawie do dziesiątej, aż w końcu Hermiona
podniosła się i odstawiła naczynia do zlewu. I wtedy padło pytanie, o którym
liczyła, że Ron zapomniał.
– I co, kiedy bierzesz urlop?
Miała ochotę udać, że nie słyszy, ale znajdowali się w tym
samym pokoju, a Ron miał donośny głos, więc nie było szansy na taki manewr.
– Nie mogę wziąć urlopu – powiedziała tak cicho i szybko, że
ledwo sama siebie zrozumiała, po czym odkręciła wodę i zaczęła myć talerze.
Ale Ron wszystko dobrze zrozumiał. Nie odezwał się, dopóki
szum wody nie ucichł, a Hermiona nie zaczęła wycierać dłoni o ścierkę.
– Jak to: nie możesz? – spytał zmienionym głosem. – Przecież
jakby nie patrzeć jesteś swoją własną szefową.
Hermiona nie miała wyjścia – musiała odwrócić się do niego i
spojrzeć w te błękitne oczy, teraz pełne zawodu.
– Właśnie dlatego nie mogę – wyjaśniła. – Mamy straszny
kocioł, w dodatku mówiłam ci, że ostatnio jest coraz więcej doniesień o
obecności niepożądanych obiektów magicznych wśród mugoli. Muszę mieć na to oko,
dopóki sprawa się nie rozwiąże.
Ron złożył ręce na blacie i popatrzył na nią ze złością.
– Ostatni raz pojechaliśmy na wakacje na dłużej niż na
weekend, gdy jeszcze byłaś na szkoleniu – zaprotestował. – Mówiłaś, że
postarasz się załatwić sobie chociaż tydzień. Chyba od tego masz Burke’a, żeby
zastępował cię w takich sytuacjach.
– Starałam się –
podkreśliła. Usiadła naprzeciwko niego i chwyciła go za ręce. Były przyjemnie
ciepłe. – Proszę, kochanie, zrozum mnie. Wiesz, że wakacje to ciężki okres, bo
wtedy ludziom wpadają do głowy głupie pomysły, a my musimy po nich sprzątać.
Ale obiecuję, że cały jeden weekend zarezerwuję tylko dla nas…
– W zeszłym miesiącu też tak mówiłaś. – Ron wyrwał dłonie z
jej uścisku i wstał. – I w poprzednim również. Nie widzisz, w jaką stronę to
zmierza? To się robi chore!
– Ron…
– Coraz później wracasz. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
wróciłaś o szóstej, czyli tak jak powinnaś kończyć rzeczywiście pracę. Masz pod
sobą tylu ludzi, a naprawdę codziennie spada na ciebie tyle obowiązków? Inni
też tyle siedzą w pracy?
Nie.
– Nie wiem – odparła z rezygnacją.
– Już wiem, o czym mówiła Ginny, bo z Harrym zachowujecie
się tak samo – stwierdził ze złością Ron, wyrzucając ręce w górę.
– Dzisiaj z nim rozmawiałam. – Hermiona mimowolnie ucieszyła
się, że chociaż tej jednej rzeczy nie zawaliła. – Chyba przemówiłam mu do
rozsądku, żeby zajął się rodziną…
– Skoro jemu przemówiłaś, to dlaczego do ciebie tak ciężko
dotrzeć? – spytał rudzielec z wyrzutem. Przejechał dłonią po twarzy. – Czyli w
tym roku też nici z wyjazdu?
Hermiona miała ochotę spuścić głowę jak niegrzeczna
uczennica, ale nie zrobiła tego.
– Przepraszam, pewnymi sprawami chcę się zająć sama.
– Sprawami zabójstw mugolaków też? Tak, wiem, nad czym
pracujesz, skoro potem budzę się ze zdjęciami z miejsc zbrodni – dodał, widząc
jej zdziwione spojrzenie. – To jest obrzydliwe!
– Przepraszam – powtórzyła Hermiona, marząc tylko o tym, by
znaleźć się daleko od wzroku budzącego w niej palące poczucie winy. – Czasem
jestem tak zmęczona, że nawet nie zdołam odłożyć ich na stolik, a już zasypiam.
– I naprawdę nie masz komu innemu tego zlecić?
– Mam, ale chcę pokazać swoim pracownikom, że traktuję ich
na równi ze sobą i wykonuję wiele takich samych obowiązków jak oni.
To chyba przekroczyło granice pojmowania rzeczywistości
przez Rona. Przeczesał dłonią włosy i westchnął ze zrezygnowaniem.
– Idę się położyć, jutro rano muszę odebrać dostawę. – Zanim
wszedł do sypialni, odwrócił się. – Jeśli chcesz jeszcze pracować, to nie w
łóżku. Chcę spać ze swoją dziewczyną, a nie chodzącą pracą.
Zamknął za sobą delikatnie drzwi.
Hermiona wciąż stała tam, gdzie wcześniej, zmęczona kolejną
sprzeczką z Ronem, kolejną sprzeczką o to samo. Już miewali kłótnie o jej
stanowisko, o czas, jaki spędzała w biurze, o dokumenty zajmujące każdy
centymetr kwadratowy powierzchni płaskich w salonie, o delegacje, w które
wyjeżdżała, a których nie mogła zamienić na choćby i krótkie wakacje we dwoje. Nie robiła tego wszystkiego specjalnie –
naprawdę starała się być w domu jak najczęściej. Jednak wciąż pojawiały się
sprawy, które wymagały dopilnowania przez nią samą, którymi chciała się zająć. Była taka szczęśliwa,
mogąc odhaczyć kolejne punkty na swojej liście „Do zrobienia” na dany dzień;
nic innego nie sprawiało jej takiej satysfakcji, jak realizacja założonego
planu.
Ron tego nie rozumiał. Zrezygnował z bycia aurorem, bo miał
dość życia w cieniu wielkiego Pottera i pędzenia w rzekomym wyścigu szczurów,
rezygnując jednocześnie z większych celów niż prowadzenie sklepu z magicznymi
gadżetami. Hermiona nie odmawiała mu zaangażowania, jednak uważała, że praca w
Ministerstwie Magii pozwoliłaby mu bardziej się rozwinąć i jeszcze lepiej
wykorzystać jego talent oraz możliwości. A tak… przez to nie wiedział, jak
ważna czuje się Hermiona, stojąc na czele całego departamentu i wciąż wykonując
kolejne postawione sobie zadania. Kochała swoją pracę, tak jak kiedyś kochała
uczyć się na kolejne lekcje, znać odpowiedź na każde pytanie nauczycieli,
zgarniać najwyższe oceny z testów…
Tyle że zdawała sobie sprawę, że Ron ma rację.
Już wiem, o czym
mówiła Ginny, bo z Harrym zachowujecie się tak samo.
I zdawała sobie sprawę też z tego, że nie potrafi inaczej.
Znów opadła na kanapę i przymknęła oczy ze znużenia.
Przez jej głowę przemknęła myśl, że mogła iść z Nottem na
wódkę i miałaby święty spokój.
_______________
Lepiej późno niż wcale, czyż nie?
Po trzech latach wreszcie powstała wersja pdf Jednego
Jedynego Wyjątku. Zainteresowanych proszę o podanie maila.
Pozdrawiam!
Cieszę się, że ostatecznie wróciłaś do pisania tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale moim zdaniem niewiele się działo, ale jednak był interesujący, głównie dzięki przemyśleniom Hermiony. Myślę, że był potrzebny, żeby ta postać pozostała żywym stworzeniem, a nie szkicem w Twojej głowie.
Czytało się jak zawsze przyjemnie.
Pozdrawiam,
Farfocel.
Poproszę o pdf Wyjątku :P
OdpowiedzUsuńBartek669@gmail.cpm
Poszło!
UsuńO kurcze robi sie co raz ciekawiej. Hmmm Panna perfekcyjna Granger i Nott razem na wódce chcialabym to przeczytać.Prosze o pdf jjw innadlawszystkich@onet.pl
OdpowiedzUsuńPoszło!
Usuńdoczekalam się! świetny rozdział, chociaż naprawdę miałam nadzieję na wspólne wyjście teo i hermiony. czekam na kolejny, jestem w tym absolutnie zakochana
OdpowiedzUsuńa wyjątek poproszę na: alinosz.g3s@gmail.com
Poszło!
UsuńBiedna Hermiona, jeszcze nie wie; dlaczego tak bardzo zalezy jej na tym; by Teodor czytał jej książki i dzielił sie z nią opiniami. Współczuję Ronowi, nie zasługuje na taki los.
OdpowiedzUsuńA Harry powinien posłuchać przyjaciółki, oj tak
Hej, kolejne super opowiadanie i robi się coraz bardziej interesująco :D
OdpowiedzUsuńBaaaardzo będę wdzięczna, jeśli mi też wyślesz pdfa JJW - mój mail vis3598@gmail.com
Pozdrawiam bardzo gorąco :*
Poszło!
UsuńDZIĘKUJĘ! :*
UsuńCzekałam na Ciebie Empatio bardzo, bardzo cierpliwie i się doczekałam. Mam nadzieję że matura poszła Ci śpiewająco i wybierasz się na medycynę tak jak chciałaś:)
OdpowiedzUsuńP.S Modlę się od dzisiaj żeby "Na szczycie życia" nie brało przykładu z "Jednego jedynego wyjątku" i skończyło się tym razem szczęśliwym zakończeniem.
Rozdział prześliczny jak zawsze, podobała mi się rozmowa Hermiony i Harry'ego. A jakże, że jestem zainteresowana wersją pdf mojego pierszego teomione a oto mój e-mail paulina-071@wp.pl. Pozdrawiam, i życzę weny.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle na poziomie :)
OdpowiedzUsuńjkolodziejczyk96@gmail.com