15 marca 2015

3.

Podświadomie czuł, że od spotkania z Malfoyem w tamto deszczowe popołudnie wszystko się zmieni. Krótka wymiana zdań na ulicy pociągnęła za sobą kolację z nim i Blaise’em oraz późniejszy wypad do Chimery i choć dawni Ślizgoni jak na razie milczeli, to wszystko wskazywało na to, że czarodziejski świat znów próbował pochwycić Teodora.
W porze wtorkowego lunchu w drzwiach antykwariatu stanęła jasnowłosa Astoria Malfoy. Ubrana była w białą, zwiewną sukienkę i lekko chwiała się, próbując utrzymać równowagę w pantoflach na wysokim obcasie. Jej widok przywodził na myśl dopiero co ożywioną porcelanową laleczkę, która jeszcze niepewnie stawiała kroczki. Rozejrzała się po wnętrzu, aż dostrzegła Teodora schowanego za biurkiem z Sherlockiem Holmesem. Uśmiechnęła się delikatnie.
– Cześć – wymamrotała i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk. Teodorowi zaschło w ustach. Za czasów Hogwartu nie rozmawiali częściej, niż było to konieczne, ale to jej list, długi na ponad stopę, był ostatnim, który otrzymał tuż przed wyjazdem. Miała zaledwie piętnaście lat, a dojrzałością przewyższała nie tylko swoją starszą siostrę. – Przepraszam, że wpadłam tak bez zapowiedzi… Draco mówił, że wróciłeś i pomyślałam… – Postąpiła krok do przodu. Była bardzo szczupła, wręcz chuda, a dzięki obcasom wyższa i jakby smuklejsza. Przypominała anioła, z czego Nott zdał sobie sprawę nie bez zdziwienia. – Chciałbyś może zjeść ze mną lunch?
Wylądowali więc w najbliższej restauracyjce, w której skromnym menu można było znaleźć  dziesięć sposobów podania kurczaka oraz pomidorowe wariacje. Astoria z jakąś dziwną elegancją sączyła kawę z filiżanki, co rozbiło Teodora i nie pozwalało mu dokończyć posiłku.
– To miłe, że dałeś znać o swoim powrocie – powiedziała cicho. W jej głosie nie było gniewu, lecz coś w rodzaju żalu, wyrzutu. – Wiesz, początkowo nie mogłam uwierzyć, że rzeczywiście to zrobiłeś. Ty, czarodziej czystej krwi, wybierasz życie wśród mugoli? A potem nagle zrozumiałam. To była jedyna słuszna decyzja w obliczu tego wszystkiego, co się stało. Wojna, twój ojciec, twoje nazwisko… no i Matt…
Teodor pokręcił głową.
– Nie o to chodziło, Astorio – zaprzeczył powoli. – Przewartościowałem niektóre sprawy, mój światopogląd bardzo się zmienił. Na pewne rzeczy patrzę zupełnie inaczej niż sześć lat temu. Słuchaj – dodał, obserwując uważnie jej reakcję – jeśli to Draco cię przysłał, żebyś jeszcze raz wyperswadowała mi, jak wielkie głupstwo popełniłem…
– Ależ nie! – zapewniła gorąco. Jej błękitne oczy zalśniły. – N-nie, nie przyszłam na przeszpiegi. Zawsze cię lubiłam, Teodorze, nawet jeśli się nie przyjaźniliśmy, i po prostu trochę się martwię, czy na pewno jesteś szczęśliwy. – Spłonęła rumieńcem. – Zresztą, Draco zawsze dobrze o tobie mówił, a cóż, uważam cię za lepszego przyjaciela dla niego niż na przykład Blaise Zabini.
Dziwnie było tak siedzieć z Astorią w mugolskiej knajpce, pijąc tanią kawę i obgadując Zabiniego, a później omawiając najważniejsze wydarzenia z ostatnich sześciu lat. Astoria miała bardzo delikatną, eteryczną urodę, przez co Teodor z trudem mógł skupić się na jej słowach. Mówiła inteligentnie i rzeczowo, czego nie spodziewałby się po kimś tak kruchym. Zaczynał żałować, że w Hogwarcie często ją zbywał, unikając rozmowy.
Restaurację opuścił z zaproszeniem na obiad w najbliższą niedzielę.

Dzień później do antykwariatu zawitała kolejna osoba, której kompletnie się nie spodziewał, a której obecność tylko potwierdziła jego przeczucia. Teodor nie umiał oderwać od niej wzroku, odkąd tylko weszła do środka; już gdzieś widział te ciemne, kręcone włosy, teraz okiełznane paroma spinkami, oraz lekko zadarty, drobny nosek. Z konsternacją patrzył, jak poprawia torebkę na ramieniu, podchodząc do niego.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie. – Szukam jakiegoś ładnego biurka, choć jeśli znajdę tutaj sekretarzyk, to też z chęcią obejrzę. – Popatrzyła na Teodora oceniająco i spytała niepewnie: – Czy my się skądś nie znamy?
Czyli ona również odniosła takie wrażenie.
Chłopak jeszcze raz jej się przyjrzał i nagle spłynęło na niego zrozumienie, niespodziewane i zimne, jakby bez ostrzeżenia wrzucono go do lodowatej wody.
Psia twoja mać, JESZCZE JEDNA?
Pokręcił głową.
– Nie, raczej nie – odparł, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo chce, by ta dziewczyna wyszła. – Może pokażę pani biurka?
Przeszli do sąsiedniego pomieszczenia. Czuł na plecach jej wzrok. Nadal nie mogła sobie przypomnieć, skąd zna tę twarz. Oczywiście, przecież w Hogwarcie widziała ją codziennie, ale oni nigdy nie zwracali na siebie większej uwagi… Czasem tylko patrzył na nią, gdy był pewny, że nie zostanie na tym przyłapany: jak uważnie studiuje książki, z jakim skupieniem ćwiczy zaklęcia, z jakim spokojem warzy eliksiry….
– Oto i on. – Teodor zatrzymał się przy sekretarzyku z ciemnego drewna, stojącym na zwykłych, prostych nóżkach. – Jeśli się nie mylę, to początek XX wieku. Jak widać, ma tutaj kilka przegródek na listy czy papeterię, szufladki, schowki…
Dziewczyna z ociąganiem spojrzała na mebel i zaczęła go dokładnie oglądać. Teodor dyskretnie zerknął na zegarek. Jęknął w duchu. Pan Robinson miał przyjść dopiero za piętnaście minut albo później, jeśli trafiła mu się okazja zdobycia nowego cacka do kolekcji. Oby ta Szczotka nie siedziała tu tak długo.
Odwróciła się do niego.
– A biurka?
Bez słowa poprowadził ją do kolejnego pomieszczenia. Zatrzymał się przed masywnym, rzeźbionym biurkiem ze lśniącym blatem.
– Idealne do gabinetu prezesa – skomentował beznamiętnie. – Dwie skrytki, szuflada… Dość niskie, jak na biurko, ale za to po bokach ma ciekawe motywy roślinne i zwierzęce.
Dziewczyna pochyliła się, by obejrzeć je z bliska. Znów rzucił okiem na zegarek.
– Węże… – usłyszał szept i zamarł. Ona za to powoli się wyprostowała. – Teodor, prawda? Teodor Nott?
Nie.
– Tak, Granger – westchnął, bo udawanie i tak nie miało sensu. – Jak ci się podoba biurko?
– No… jest ładne – przyznała. Uśmiechnęła się przyjaźnie. – Co za niespodziewane…
– To pokażę jeszcze jedno.
Nie czekając na nią, przeszedł z powrotem do głównego pomieszczenia. Musiał jakoś ją stąd wyrzucić albo chociaż zająć, tak by nie miała szansy nawiązać do przeszłości, do wojny, do magii lub do czegokolwiek związanego ze światem, z którego zwiał tak szybko, jak tylko mógł. Stanął przy mniej okazałym, ale równie ładnym biurku z szufladą i szafką zamykanymi na klucz. Hermiona zabębniła paznokciami o blat.
– Długo tu pracujesz? – spytała, oglądając mebel.
Powstrzymał zniecierpliwione prychnięcie.
– Jakiś czas – odparł wymijająco.
– Jest bardzo ładne – wymamrotała i podniosła oczy na Teodora. Miały ładny, ciemnobrązowy kolor. – Widzisz, chodzi o prezent urodzinowy dla mojego taty. Zawsze marzył o jakimś porządnym biurku, przy którym mógłby w spokoju odpisywać na listy, przeglądać prasę i tak dalej… – Spojrzała w stronę sekretarzyka, zaciskając usta. – Tamten sekretarzyk… Właściwie sama nie wiem…
– W tej dzielnicy są jeszcze dwa antykwariaty, mogę podać adresy – zaoferował się natychmiast Teodor.
Hermiona założyła ręce na piersiach.
– Wyrzucasz mnie – stwierdziła oskarżycielsko.
Ależ skąd.
– Ależ skąd – powiedział na głos prawie nieironicznie. – Po prostu jeśli nie znalazłaś niczego interesującego…
Idź, nie wracaj, zapomnij.
– …to może chciałabyś sprawdzić też w innych sklepach.
– Nie wychodzi ci udawanie miłego – prychnęła. Teodor zmrużył oczy. – Masz jeszcze jakieś biurka?
– Nie, to wszystko – wycedził.
Nagle wzrok Hermiony padł na coś za jego plecami – znaczy na półki wypchane książkami. Niczym w transie podeszła do regałów, wyminąwszy Notta. Patrzył, jak unosi dłoń i delikatnie muska opuszkami palców grzbiety starych tomów.
– To one tak pachną – powiedziała cichutko. – Jak biblioteka w Hogwarcie.
Coś ścisnęło mu się w piersi na to jedno słowo. Zobaczył siebie, spędzającego w czytelni całe wieczory, piszącego eseje dla Snape’a, Sprout, McGonagall, szukającego informacji na temat animagii czy jakiejkolwiek innej dziedziny magii, szydzącego z Mattem z rzekomego romansu pani Pince z Filchem…
– To tylko mugolska literatura – bąknął, bo jedynie to przyszło mu na myśl po tym nieoczekiwanym potoku wspomnień. Do jego uszu dotarł stłumiony chichot.
– Nie spodziewałam się niczego więcej po tym miejscu. – Wzięła do ręki jedną z książek i wydała z siebie długie westchnięcie. – Przeminęło z wiatrem… Jak ja dawno tego nie czytałam.
Zaczęła kartkować ją powoli, ale Teodor niemal natychmiast do niej doskoczył i przytrzymał jej dłonie.
– Ostrożnie – syknął. – O ile pamiętam, akurat tej grozi rychłe rozpadnięcie.
Hermiona ze strachem odłożyła książkę na miejsce. Przebiegła wzrokiem po tytułach, przechylając lekko głowę.
– Przeczytałeś je? Chociaż kilka?
Pokiwał głową.
– Pan Robinson, właściciel sklepu, czasem nawet pożycza mi je do domu – odpowiedział. – Ale rzadko to robię, wiele z nich jest gotowych wyzionąć ducha na twoich rękach. Wolę nie ryzykować.
– Lubisz mugolską literaturę?
Wzruszył ramionami.
– I tak, i nie. Niektóre książki to straszne gnioty. Na szczęście pan Robinson doradza mi, które powinienem przeczytać, a których nie warto w ogóle ruszać, więc mój delikatny zmysł estetyczny nie został jeszcze zbytnio zachwiany.
Hermiona popatrzyła na niego z roześmianymi oczyma.
– To dobrze – ściszyła nieco głos. – Niewielu czarodziejów zniża się do sięgnięcia po mugolskie dzieła.
Teodor momentalnie się spiął, co ona chyba dostrzegła, bo na jej twarzy nagle odbiła się troska.
– Słyszałam o tobie – dodała cicho, nieśmiało. – O tym, że odrzuciłeś magię i postanowiłeś żyć wśród mugoli.
Odruchowo prawie się cofnął.
– I co z tego? – spytał z pozornym spokojem.
– Nie wiem… – Cały czas się wahała. – Nie wiem, jak…
Teodor uśmiechnął się kpiąco.
– Ty? Hermiona Granger czegoś nie wie?
Spłonęła rumieńcem.
– Nie musisz być niemiły. – Złośliwość ze strony Teodora chyba dodała jej sił, bo w końcu wyrzuciła z siebie: – Jak to jest? Zrezygnować z czegoś, co przepełniało każdą cząstkę twojego życia?
Nie spodziewał się takiego pytania. Wszyscy dociekali, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej, i czy na pewno nie myśli o powrocie do magii. Nikt nie pytał, jak on sam się z tym czuje.
Kiełkująca w nim irytacja szybko wyparowała.
– Nie potrafisz sobie tego wyobrazić, Granger?
Jakby bezwiednie przejechała dłonią po blacie ciężkiego kredensu.
– Nie – przyznała, nie patrząc na Teodora. – Powinnam doskonale wyobrażać sobie życie bez magii, bo przecież przez jedenaście lat w ogóle nie wiedziałam o jej istnieniu, ale teraz, po tym wszystkim, co się wydarzyło, po Hogwarcie, po Voldemorcie… – Choć nie słyszał tego nazwiska tak długo, że powinno stracić swoją moc, to mimowolnie przeszedł go dreszcz. – Chyba nie umiałabym tak funkcjonować. Czułabym się… czułabym się tak, jakby ktoś ograniczył mi dopływ tlenu. Dlatego właśnie nie mam pojęcia, jak tobie się to udaje.
Teodor dał sobie parę sekund na przemyślenie odpowiedzi.
– Po sześciu latach człowiek przestaje po prostu o tym myśleć – oświadczył. – Te sześć lat spędziłem z dala od domu, w ogóle poza Anglią, więc automatycznie nic nie przypominało mi o przeszłości. Zacząłem żyć zupełnie inaczej, musiałem zacząć żyć inaczej. Całkowicie się odciąłem. Dopiero kiedy wróciłem, wróciły też wspomnienia. – I zacząłem śnić o czarach. O smokach, latających miotłach, trytonach, pojedynkach…  ale to Teodor zachował dla siebie. Zamiast tego dodał bardziej oschle: – Ale jak widać, mam je gdzieś. Różdżkę złamałem z konkretnego powodu, a nie przez chwilowe widzimisię.
Hermiona zaczerpnęła gwałtownie tchu, słysząc ostatnie zdanie. Jej prawa dłoń zwinęła się w piąstkę jakby w poszukiwaniu… czegoś.
– Merlinie… ­– wydukała dziewczyna. – Złamałeś różdżkę? Merlinie… złamałeś…
– Coś ci się stało? – warknął na nią Teodor, zirytowany już tym zaskoczeniem. – Przegrzałaś trybiki z mózgu?
Hermiona założyła ręce na piersiach.
– Boże, jaki ty jesteś impertynencki.
Zamrugał szybko. A niedawno to jego zbesztano za używanie przestarzałych słów.
– Ja?
– No tak, przy tobie nawet Burke jest jedynie troszkę grubiański. Ty jesteś po prosty bezczelny, niegrzeczny, arogancki i… i…
– Znowu się zacięłaś?
Prychnęła tak głośno, że chyba słyszeli ją przechodnie na ulicy.
– Pragnę ci przypomnieć, Nott, że jestem twoją klientką – powiedziała wyniośle. – Proszę pokazać mi swoją ofertę biurek.
Teodor wzruszył ramionami.
– Już ci pokazałem.
Uniosła brwi.
– To wszystko?
– Tak. Możesz jeszcze sobie pooglądać książki, może nawet pozwolę ci parę z nich powąchać
Wtedy do sklepu wkroczył właściciel i choć Hermiona wbijała wściekły wzrok w Teodora, to przez gabaryty Robinsona ciężko było nie zwrócić na niego uwagi. Szybko się uspokoiła, odchrząknęła, po czym burknęła:
– Dziękuję, zastanowię się jeszcze nad tym biurkiem. Do widzenia panom.
I wypadła na zewnątrz. Pan Robinson położył na najbliższym blacie niewielkie pudełko owinięte w brązowy papier, które dzierżył wcześniej w dłoniach. Popatrzył na Teodora z przyganą.
– Co żeś jej powiedział? – spytał. – Wyglądała jak kot, któremu ktoś nadepnął na ogon.
Chyba jak lwica.
– To stara znajoma, powspominaliśmy dawne czasy – wyjaśnił, podchodząc do pana Robinsona. Wskazał na pakunek. – A tak właściwie, co to jest?
Pan Robinson uśmiechnął się z dumą.
– Błyskotki, ale tym razem nie byle jakie.
Rozerwał papier i zaprezentował zaintrygowanemu Teodorowi swoją najnowszą zdobycz. W pudełku wyściełanym czarnym aksamitem spoczywała para ametystowych kolczyków oraz naszyjnik wykonany z tego samego kamienia. Nieco zanieczyszczone, połyskiwały w ciepłym świetle dnia. Nie były bardzo ozdobne, a delikatne, subtelne, przyciągające oczy jak magnes.
– Są… niebrzydkie. Naprawdę niebrzydkie – skomentował Teodor całkiem szczerze.
Pan Robinson zamknął pudełko.
– Wiem. I tanio ich nie oddam.

Granger nie zamierzała odpuścić. Następnego dnia to Teodor miał otworzyć podwoje antykwariatu, więc gdy za piętnaście dziewiąta zjawił się na miejscu, nachmurzył się, zauważając także Hermionę. Ubrana była w dopasowaną grafitową garsonkę, a włosy zaczesała w schludnego koka. Najwyraźniej postanowiła zajrzeć tu jeszcze przed pracą. Na widok Notta uśmiechnęła się pogodnie.
– Dzień dobry, Teodorze. Miałam nadzieję, że cię zastanę.
– W to nie wątpię – mruknął. Wyjął z kieszeni klucze i zaczął majstrować przy całej masie zamków blokujących drzwi. – Ale jeszcze zamknięte, Granger.
– Nie szkodzi – odparła dziarskim tonem. Rozglądnęła się szybko, po czym zanurzyła dłoń w torebce. Aż po pachę. – Właściwie przyniosłam coś dla ciebie.
Teodor nie odczuwał takiego zachwytu jak ona, sądząc po wyrazie jej twarzy. Szybko wszedł do antykwariatu i choć miał ochotę w ogóle nie wpuścić dziewczyny, to z zaciętą miną przytrzymał jej drzwi. Wmaszerowała do środka z naręczem książek i nagle Teodor ujrzał nie dorosłą Granger kroczącą przez życie na wysokich obcasach, a przemierzającą bibliotekę Gryfonkę, zgarbioną pod ciężarem opasłych tomiszczy. Jej teraźniejsza wersja położyła wszystko obok kasy fiskalnej i odwróciła się do Notta z wesoło błyszczącymi oczami. Ten posłał jej pytające spojrzenie.
– Jeśli chcesz to sprzedać, to jeszcze zamknięte – powtórzył chłodno.
– Nie chcę tego sprzedać, a pożyczyć – wytłumaczyła spokojnie. – Tobie.
– Granger…
– To klasyka – przerwała mu szybko, czując, że zaraz znów wywiąże się między nimi zgryźliwy dialog. – Agatha Christie. Wszystko, co znalazłam na swojej półce. Nie jest tego zbyt dużo… Nie wiedziałam, czy tutaj coś znajdziesz, a wolałam mieć pewność, że jednak po to sięgniesz. Och, nie patrz tak na mnie – zganiła go, kiedy z założonymi rękami zerkał to na nią, to na stosik powieści. – To klasyka i na pewno nie żaden gniot, więc nie bój się o swój zmysł estetyczny. Pomyślałam, że z tym również powinieneś się zapoznać. Jeśli lubisz poezję, następnym razem przyniosę ci trochę Szekspira, jego mam o wiele więcej…
– Zaraz, zaraz, nie rozpędzaj się. – Teodora zaczynała drażnić ta niekończąca się paplanina. – Kto powiedział, że w ogóle zamierzam to przeczytać?
O dziwo, zachichotała.
– Wierz mi, sięgniesz po jedną z nich i nawet nie obejrzysz się, gdy przeczytasz wszystkie – oświadczyła z przekonaniem.
Zmrużył oczy.
– Granger, chyba się nie zrozumieliśmy – oznajmił lodowatym tonem. Z satysfakcją zarejestrował cień niepokoju przebiegający przez jej twarz. – Żadnej Christie, żadnego Szekspira, żadnej Granger w tym sklepie. Chyba że chcesz coś kupić, ewentualnie sprzedać, ale najwyraźniej nie przyszłaś z niczym takim, więc… ­– Wykonał nieokreślony ruch ręką. – Sio.
– Sio? – powtórzyła z niedowierzaniem. Po sekundzie zaśmiała się. ­– Sio?
Wywrócił oczami.
– Lubisz być upierdliwa, co? – burknął. Zdjął z siebie kurtkę i odwiesił ją na wieszaku, nie zwróciwszy więcej uwagi na dziewczynę. Liczył na to, że z braku atencji z jego strony zabierze manatki i opuści antykwariat, ale znów się przeliczył. Poszedł w głąb sklepu, kiedy nagle usłyszał jej pełen napięcia głos:
– Skąd to macie?
Wrócił.
– Co znowu? – spytał, przeciągając samogłoski.
Granger wpatrywała się szeroko rozszerzonymi oczyma w ametystowy komplet biżuterii, leżący teraz w zamykanej na klucz gablotce. Jeszcze nie został oczyszczony, nie miał też wyceny.
Teodor zmarszczył brwi; zaniepokoił go strach na twarzy dziewczyny.
– Właściciel wczoraj to przyniósł – odpowiedział. – Nie powiedział, skąd to ma, ale ponoć w grę wszedł „szczęśliwy zbieg okoliczności”, to znaczy „facet kupił od faceta, który kupił to od faceta, który…”.
Hermiona potrząsnęła głową.
– Nie, Teodorze – jej głos lekko drżał. – Nie wiem, skąd to się tu wzięło, ale… Merlinie, nie widzisz tych plamek na srebrze naszyjnika? Tych, które wyglądają na zwykły brud?
Teodor przyjrzał im się uważniej, jeszcze bardziej marszcząc brwi. Nie wyglądały na coś, co mogło wywołać taką reakcję u Granger. Ale… zaraz… Poczuł, że jego żołądek robi fikołka i nagle zaczął obawiać się o aktualne miejsce pobytu jajek na bekonie.
– Srebro Aleksandra – wymamrotał. – Boże, dlaczego tego nie zauważyłem?
– Po sześciu latach nietrudno przeoczyć taki szczegół – odparła łagodnie Hermiona.
Teodor przeczesał dłonią czarne włosy.
– Ale… w takim razie jakim cudem Robinson jeszcze żyje? Dotykał ich, przecierał szmatką, układał na półce…
– Cóż, niektórzy są wystarczającymi ignorantami, by łączyć Srebro Aleksandra z ametystami. Gdyby zamiast nich wprawiono rubiny albo szmaragdy… Cóż, twój właściciel nie miałby już rąk.
Teodor błyskawicznie na nią spojrzał. Czuł się trochę tak, jakby błądził we mgle, szedł po omacku, dotykał różnych materiałów, nie będąc pewnym, czy to te, których właśnie szukał. Zaryzykował.
– Szmaragdy? – powtórzył. – A od kiedy to Srebro Aleksandra nadaje szmaragdom tak toksyczne właściwości? Poparzenia – owszem. Nie przesadzajmy jednak z rozczłonkowywaniem.
Hermiona założyła ręce na piersiach.
– W alchemii lubi się podmieniać rubiny na szmaragdy i na odwrót przez ich podobne własności magiczne. – Brzmiała jak Hermiona Granger na transmutacji, eliksirach, zielarstwie… Niemożliwe, by w tej jednej kwestii w ogóle się nie zmieniła. – Ametysty natomiast nie reagują prawie z niczym. Co prawda – dodała po chwili wahania – od paru miesięcy w Chilijskim Centrum Uzdrowicielstwa prowadzone są badania na temat tego, jak sproszkowany ametyst wpływa na Wywar Tojadowy.
Teodorowi prawie wyrwała się z gardła fala pytań na temat owych badań, ale w porę ugryzł się w język. W zamian za to spojrzał z obrzydzeniem na biżuterię.
– Weź stąd to ścierwo, powinnaś wiedzieć, komu je oddać. I, Granger… czy ty nie pracujesz?
Tak się zestresowała bliskim spóźnieniem, że paroma szybkimi ruchami różdżki (Teodor ostentacyjnie odwrócił wzrok) zabezpieczyła niebezpieczne obiekty, po czym wypadła z antykwariatu, nie zabrawszy ze sobą książek. Nott podszedł do nich dopiero po godzinie, gdy od dziesięciu minut nie przychodził żaden klient. Obejrzał ponure okładki, z wyższością przebiegł oczami po tytułach, aż w końcu, dość niechętnie, wybrał Morderstwo w Orient Expressie. Nim pogrążył się w lekturze, do jego wyobraźni napłynął obraz lśniącej, czerwonej lokomotywy, stojącej na peronie zasnutym parą…
_______________
Po czterech tygodniach wolnego od szkoły wracam do szarej rzeczywistości. Chce mi się płakać.
Jeśli znajdę chwilę wolnego, to czwóreczka powinna pojawić się za tydzień, także stała czujność, moi mili!

Empatia

15 komentarzy:

  1. klepie miejsce na komentarz. c;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, więc nadszedł czas na mój komentarz, z którym zwlekałam, bo leń mnie dopadł, znaczy miałam dużo nauki.
      Bardzo się cieszę, że jest Astoria! Ja sama, jak już wiesz, bardzo lubię tę postac i z przyjemnością będzie mi się o niej czytać. Bardzo jestem tez zadowolona, że nie jest tutaj taką „lans-pudrą”. Wiesz o czym mówie? O takiej Astorii, która tylko za facetami, makijażem i nowymi ubraniami. Takie wyobrażenie mocno mnie denerwuje, więc się cieszę, że u Ciebie jest taka, jaka jest.
      No w końcu Hermiona! Niecierpliwie wyczekiwałam jej. Teoś lubi literaturę, a Hermiona od razu zasypuje go propozycjami – to było nieziemskie. Jedna z lepszych scen całego rozdziału. Sytuacje z tym, jak ona się pojawia czytało mi się bardzo szybko i lekko.
      Właśnie dlatego uwielbiam czytac coś twojego, a zarazem nie znoszę tego. Czyta się za szybko, bo masz lekkie pióro, nie zadręczasz czytelników opisami, a zwinnie je przemycasz.
      Komentarz trochę bez wyrazu, ale tak to jest, jak go pisze tyle po przeczytaniu. Nigdy wiecej tak nie zrobie.
      Pozdrawiam gorąco,
      Kaja.
      + nowy szablon! i omatko, ale cudowny Max <333

      Usuń
  2. Rozdział całkiem przyjemny, nie spotkałam się jeszcze z wersją miłej Astorii! No i oczywiście Hermiona, naturalnie z wizją zbawienia Teodora.
    Dobra, nie wiem co jeszcze napisać. Nie potrafię się dziś wysłowić.
    Znalazłam literówkę!
    "Są… niebrzydkie. Naprawdę niebrzdkie" - niebrzydkie.
    Czekam na 4.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem pod wrażeniem tego rozdziału. Wprowadziłaś Herme i już ja lubię. Zawsze pierwsze spotkanie z Hermiona w opowiadaniu zaważą na tym czy ja polubię czy nie.
    Ciekawi mnie watek z Astorią i szczerze mówiąc sama mam ochotę sięgnąć po jakąś książkę Agaty Christie vo nie czytałam jej.
    Rozkręcasz sie, a ja mam wrażenie ze ten rozdział był bardzo krótki. To dobre znaki :)
    Weny życzę i zniecierpliwiona czekam na jakiś rozwój sytuacji.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah, jak ja kocham Granger w Twoim wydaniu!
    Serio, Teoś tutaj wyszedł znowu, jak prawdziwy Ślizgon, a ona niczym lwica, zawzięcie walcząca o coś. Domyślam się, że skoro ma tak dużą wiedzę o wywarach i tego typu rzeczach, to może być uzdrowicielką, choć pewna nie jestem.
    Czekam na czwórkę, bo coraz bardziej podoba mi się Szczyt.
    Buziaki ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. diectionerka11215 marca 2015 19:36

    Boski rozdział i w końcu spotkanie Hermiony i Teosia ; )) . Nie wiem co mam jeszcze napisać więc życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przydałaby mi się taka Hermiona do polecania książek. :D
    Rozdział jest dobry, szybko się go czyta, tylko szkoda, że taki krótki. Czekam na nowy!
    DarkLight :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest świetny, a błędów raczej nie ma. :)
    Podoba mi się Hermiona, która jest taka... hermionowata. Książki, rozwichrzone włosy. A Teodor to prawdziwy Ślizgon i choć chciałby to z siebie wyplenić, to wątpię, aby mu się udało. I Astoria. Przedstawiasz ją jak mądrą i ładnie wysławiającą się kobietę, która jest miłą odskocznią od uwieszającej się na ramieniu Malfoya, dosyć głupiej i wyzywająco się ubierającej dziewczyny, którą można spotkać w innych fanficach.
    I coraz więcej dowiadujemy się o Matcie. Uczył się w Hogwarcie - raz. Był Ślizgonem - dwa. Pozostali Ślizgoni znali relacje jego i Teodora - trzy. No i umarł - to cztery. Jak na razie to nie dużo, ale w końcu sprawa się wyjaśni, nie? Pozostaje tylko czekać. ;)
    Ell

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że Astoria wpadnie odwiedzić Teodora, a tym bardziej, że pójdą razem zjeść lunch i umówią sie na obiad! Zapowiada się ciekawie, nie powiem.
    Po opisie wiedziałam, że to Hermiona, po prostu byłam pewna, a kiedy Teo wypowiedział jej nazwisko - mimo wolnie się uśmiechnęłam.
    Jak widać nasza gryfonka aż tak się nie zmieniła, jej popęd do wiedzy chyba nigdy nie zmaleje, ale to dobrze, dzięki temu jest bardziej sobą, jest bardziej taką, jaką znał Teodor. A te książki, które mu przyniosła, naprawdę w tej kwestii nie zmieniła się nic, a nic.
    Sprawa biżuterii mnie zaciekawiła, a znając Hermione, nie zostawi tak tego, dlatego będzie częstym gościem w antykwariacie. ( nie możemy oczywiście pominąć faktu, że zostawiła u niego swoje książki, ale to już inna sprawa)
    Do następnego
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach, najbarczierj się cieszę ze spotklania Granger i Notta.;) podobało mi się,że miało to miejsce w antykwariacie. Dla Hermiony musiała być to prawdziwa niespodzianka, czarodziej czystej krwi, który zniknął z Anglii na tyle lat pracujący w mugolskim antykwariacie. Nie dziwię się,że przyniosła mu książki, nawet jesli nie był najmilszy. NAwet nie najmilszy jakiś urok ma, choć był trochę zbyt gburowaty, muszę przyznać. Ciekawe, czy slodobają mu się ksiązki zaproponowne przez Hermionę. Interesuje mnie tez , jak potoczy się spotkanie u Malfoy'ów, mam nadzieję,że Teodor nie da się za bardzo przekabacić,aczkolwiek myślę, że mógłby sobie sprawić kolejną różdżkę i już jej nie łamać. myślę, ze najepiej by było, jakby połaczył ze sobą dwa światy jak hermiona. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com, zaczyna, właśnie opowiadanie o młodym pokoleniu:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Strasznie podoba mi się twoje opowiadanie. Udało ci sie uchwycić główne cechy bohaterów tak, że Gryfoni zachowują się jak Gryfoni, Slizgoni jak Ślizgoni - co wbrew pozorom bywa trudne. Miałaś świetny pomysł z tym antykwariatem, książkami i spotkaniem. Czekam na następny rozdział :)
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. Myślałam, że po JJW będzie znacznie dłuższa przerwa, a ty robisz nam taką miłą niespodziankę. Wiem, że już parę tygodni temu zaczęłaś pisać tego bloga, ale ja trafiam tu dopiero teraz.
    Pomysł bardzo mi się podoba, bo po pierwsze preferuję opowiadania, gdzie wszyscy bohaterowie są dorośli, a po drugie pisanie z perspektywy Teodora wydaje mi się bardzo ciekawe.
    Jestem bardzo mile zaskoczona, bo myślałam, że panna Granger pojawi się o wiele później. Cieszę się, że nie zmieniłaś jej i dalej jest (teraz już byłą) Gryfonką z nosem w książkach.
    I Astoria... Nigdy jej nie lubiłam, ale może przez twoje opowiadanie się to zmieni. Jest zupełnie inna niż w innych ff. Nie ugania się za Malfoyem, nie jest natrętną, pustą i wymalowaną lalą.
    Ale najbardziej intryguje mnie osoba Notta. Może i uciekł od magicznego świata, ale prawdziwym Ślizgonem pozostanie na zawsze.
    Czekam na nowy i pozdrawiam :D
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. świetny blog! <3
    http://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam na moje nowe ff z Justinem Bieberem:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Super! Naprawdę, bo zamiast się uczyć albo trenować, siedzę i czytam Twojego bloga, coraz bardziej wciągnięta w Twoja historię...
    Miałam skomentować, gdy dobrnę do ostatniego opublikowanego rozdziału, ale... nie wytrzymałam :P
    A teraz szybko, lecę czytać dalej, zanim dotrze do mnie, że powinnam wracać do historii :P

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.