12 kwietnia 2015

5.

Z nią nie było tak jak z innymi absolwentami Hogwartu, którzy trzymając w dłoni swoje wyniki owutemów, nadal nie mieli pojęcia, co chcą robić w życiu. Ona wiedziała to od paru lat. Jeszcze przed wyprawą na poszukiwanie horkruksów ułożyła sobie plany, które miała nadzieję zrealizować, jeśli tylko pozwoli na to rozwój wypadków. Pogoń za ściśle określonymi celami zaprowadziła ją do Ministerstwa Magii.
Dwa dni po ukończeniu szkoły Hermiona Granger zjawiła się w imponującym, potężnym atrium, a już dwadzieścia minut później siedziała w gabinecie ówczesnego szefa Departamentu Przestrzegania Prawa. Nie spodziewała się, że rozmowę wstępną odbędzie właśnie z nim, co zestresowało ją jeszcze bardziej, ale koniec końców z sytuacji wyszła obronną ręką. Na początku następnego tygodnia rozpoczęła półroczne, niezwykle wymagające szkolenie. Z dziewięćdziesięciu kandydatów ukończyła je zaledwie siódemka. Po nim Hermiona dostała swoje biurko i stertę papierkowej roboty. Kolejne sześć miesięcy później, niemal jako prezent pod choinkę, otrzymała pierwszy awans. W rok dwa tysiące drugi wkroczyła z własnym gabinetem, na którego drzwiach wywieszono tabliczkę informującą o zmianie wiceszefa Departamentu Przestrzegania Prawa. Kiedy ze swojego urzędu zrezygnował sam szef, tę posadę zaproponowano Hermionie.
A ona bez wahania ją przyjęła, czyniąc z siebie najmłodszą w historii Brytyjskiego Ministerstwa Magii kobietę na tym stanowisku.
Niektórzy pracownicy odebrali jej osobę z entuzjazmem – świeża krew zawsze się przyda, zresztą, ktoś skory do ciężkiej pracy, z dobrym podejściem do ludzi, o takim umyśle i ambicji na pewno da sobie radę. Takie głosy rzadko jednak słyszano w Ministerstwie. Znacznie częściej odzywały się te przepowiadające rychły upadek młodziutkiej szefowej. Najgłośniej wypowiadał się na ten temat Otto Burke.
– Czy słyszał pan, panie Baker, co panna Granger ostatnio wyprawia? Chyba zgodzi się pan ze mną, że los skrzatów domowych nie jest tak ważny jak inne sprawy wymagające natychmiastowego rozpatrzena…
…których Hermiona wcale nie zaniedbywała. Burke uwielbiał jednak jątrzyć i robił to z niebywałą rozkoszą.
Hermiona nie poddawała się. Pierwsze tygodnie były ciężkie: Burke wytykał każde jej potknięcie, odsłaniał każdą słabość, obmawiał ze plecami, doskonale wiedząc, że prędzej czy później to do niej dojdzie. Czasem nie wytrzymywała i płakała po nocach, upokorzona i wściekła. Z bólem przypominała sobie czasy Hogwartu, kiedy rolę Ottona odgrywał Draco Malfoy, którego też zresztą widywała w Ministerstwie. Myślała, że wraz z opuszczeniem murów szkoły ten koszmar się skończy. Nadzieja matką głupich.
Tak jak lata wcześniej, i tym razem postanowiła przestać robić sobie cokolwiek z uderzających w nią przytyków. Wzięła się w garść i zaczęła ignorować wszelkie przejawy antypatii, pogardliwe spojrzenia, niepochlebne plotki. Otto Burke stał się dla niej jedynie kimś, z kim musiała pracować, bo nie miała innego wyjścia. Dzięki zmianie podejścia praca na nowo stała się przyjemnością. Podróżowała po świecie, poznawała multum nowych, ciekawych ludzi, czuła się ważna i potrzebna. Choć niektórzy, zwłaszcza ci najstarsi stażem pracownicy Ministerstwa, patrzyli na nią z wyższością, inni jej słuchali. Powoli zjednywała sobie ludzi, a i uśmiechała się częściej.
Hermiona zyskała opinię szefowej surowej, acz zarazem bardzo ludzkiej. Swoich podwładnych traktowała godnie, z szacunkiem, wynagradzała ich za dobre wykonywanie obowiązków i rugała za niesubordynację. Nie patrzyła na pochodzenie ani na status krwi, co większości bardzo imponowało, choć oczywiście znalazły się jednostki uważające to za niegodne takiej instytucji jak Brytyjskie Ministerstwo Magii.
Praca była męczące, lecz dawała też satysfakcję, dzięki czemu ani myślała o zrezygnowaniu z niej. Często słyszała, że traci najlepsze lata swojego życia – ona jednak czuła się spełniona. Wiedziała, że robi coś dobrego dla magicznego świata. Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Wyzwolonych, które założyła na czwartym roku Hogwartu, rozwinęło się dokładnie tak, jak to zaplanowała. Wcześniej ona stała na jego czele, gdy została szefową departamentu, kierownictwo przekazała przyjaciółce z pracy, Abigail May. Poznały się na szkoleniu, później pracowały biurko w biurko, co zapoczątkowało bliższą znajomość, a później współpracę. Abigail miała naprawdę dobre pomysły, które pomogły osiągnąć pożądany progres.
Wszystko układało się tak, jak zawsze o tym marzyła. Aż do roku dwa tysiące czwartego. Rok ten przyniósł niespodziewaną stratę. Wraz z początkiem czerwca Hermiona musiała się pożegnać ze swoją asystentką, Christiną Lawrence, inteligentną, lojalną i obowiązkową dziewczyną, bez której nie wyobrażała sobie dalszego działania. Christina była drobnej budowy blondyneczką, której wątłe zdrowie nie pozwalało dłużej biegać po biurze za szefową albo z polecenia szefowej. Tak jej przynajmniej zalecił magoginekolog, kiedy weszła w drugi trymestr ciąży. Granger patrzyła na lekko wypukły brzuch dziewczyny, uśmiechając się ciepło. Miała ochotę powiedzieć: „Zdrowiej!”, ale ugryzła się w język i tylko powiększyła uśmiech.
– Będę na ciebie czekać, Chris! – zawołała wesoło. Uścisnęła lekko swoją, już byłą, asystentkę. – Dbaj o siebie i o maleństwo, i wyślij mi sowę, kiedy nadejdzie ta wspaniała chwila!
Później Hermiona wróciła do swoich obowiązków z wyjątkowo ponurym nastrojem. Ten tydzień nie zapowiadał się dobrze.

 Po pracy fiuknęła się prosto do Doliny Godryka, gdzie osiadło młode małżeństwo państwa Potterów. Wbrew przewidywaniom znajomych oraz prasy, Harry nie odbudował domu, w którym zginęli jego rodzice, ale za to kupił mniejszy, całkiem ładny niedaleko niego. Tamtego wieczora Hermiona zastała w nim tylko Ginewrę.
– Harry nadal w Biurze? – spytała, kiedy gospodyni wzięła się za robienie herbaty. Ginny spojrzała na nią spode łba.
– Przez ten awans spędza w pracy coraz więcej czasu – burknęła, krzątając się koło szafek. ­– Chcesz w dużym kubku?
– Poproszę. Harry ostatnio rzeczywiście wygląda na zmęczonego… Nie widuję go zbyt często, ale chyba dużo czasu spędza w Ministerstwie, prawda?
– Nie jemy już razem śniadań – Ginny usiadła przy stole naprzeciwko Hermiony – bo wychodzi bardzo wcześnie, zanim zdążę otworzyć jedno oko. Potem wraca późno wieczorem. Wiem, że chce, by żyło nam się dobrze, zwłaszcza teraz, ale nie wiem, czy gra jest warta świeczki.
– Rozmawiałaś z nim w ogóle na ten temat? Może po prostu Robards go wykorzystuje, jako swojego zastępcę.
– Przecież sama ostatnio mówiłaś, że Robards nie ma w zwyczaju zamęczać swoich aurorów, chyba że sytuacja robi się naprawdę kryzysowa. Od przynajmniej trzech lat nie mamy żadnego kryzysu. – Ginny odgarnęła z czoła pasmo płomiennorudych włosów, które zdołało wyślizgnąć się z kucyka na czubku głowy. Zmarszczyła brwi. – Myślę, że Harry robi to specjalnie.
– Specjalnie chce spędzać w domu jak najmniej czasu? – zdziwiła się Hermiona. – Myślisz, że to przez…
– Nie, nie! – zaprzeczyła szybko Ginny. Wyprostowała się. – No wiesz, Harry jest zastępcą szefa, więc chce się wykazać, ale… Och, myślę, że po prostu za bardzo wkręcił się w aurorowanie. Chyba chce wyłapać wszystkich przestępców w Anglii. Nawet Ron stwierdził, że to nie jest normalne.
– Harry zawsze miał skłonności lekko masochistyczne – zgodziła się Hermiona, podkuliwszy pod siebie nogi, co w ołówkowej spódnicy stanowiło prawdziwy wyczyn – ale nie wydaje mi się, żeby to zabrnęło aż tak daleko. Nie będzie się zamęczał, przecież wie, że trzeba zachować umiar. Dla niego najważniejsza jesteś ty, nie praca. – Ginny milczała, bawiąc się sznureczkiem od herbaty. Hermiona chwyciła ją przez stół za wolną dłoń i dodała łagodnie: – Musisz przemówić mu do rozsądku. Przemówić, znaczy tupnąć nogą i przedstawić sprawę jasno: albo on zacznie więcej czasu spędzać w domu, albo ty nazwiesz waszego syna Severus.
Nareszcie twarz Ginny rozświetlił uśmiech, kiedy zachichotała i mimowolnie chwyciła się za lekko zaokrąglony brzuch.
– Chyba by tego nie przeżył. Nie, nie mogę mu tego zrobić, ani sobie, młode wdowy mają w życiu ciężko. – Hermiona parsknęła w swój kubek. – Zresztą, nie wiemy, czy to będzie chłopiec. Nawet nie chcę tego wiedzieć. Już je kocham, bez względu na płeć.
Coś w piersi Hermiony ścisnęło się, tak że na moment zabrakło jej tchu. Na szczęście Ginny postanowiła zmienić temat.
– A co u ciebie? Jak w pracy? – spytała.
Hermionie w mgnieniu oka wrócił zły humor. Oparła głowę na łokciu i przymknęła oczy.
– Wcześniej mieliśmy Voldemorta, teraz mamy Burke’a – stwierdziła grobowym głosem. – Wprawdzie dzisiaj ten terrorysta połowę dnia spędził na sali rozpraw, ale i tak zdążył zakwestionować moją decyzję w sprawie ułaskawienia Tuckmana.
Ginny skrzywiła się, jakby poczuła nieprzyjemny zapach.
– Żmija – skomentowała.
– W dodatku dzisiaj pożegnałam się z Christiną – dodała z goryczą Hermiona. – Jutro rano mam spotkać się z paroma kandydatami na jej miejsce. Kwalifikacje dwóch z nich są obiecujące, ale nie wiem, czy zdołają zastąpić Chris. Że też musiała teraz się w to wpakować! To znaczy – spłonęła rumieńcem – ciąża to cudowny czas… i w ogóle…
Ginny gruchnęła śmiechem.
– Myślę, że to dla niej też trudne, jeśli rzeczywiście tak lubiła swoją pracę, jak opowiadałaś – powiedziała. – Kiedy ja musiałam zrezygnować z quidditcha, prawie szlag mnie trafił. Teraz jeszcze nie mam na co narzekać, ale jak dalej będę tak puchnąć, to całkiem znieruchomieję.
– Chris pewnie już zaległa.
– Nie denerwuj mnie nawet.
Przez kolejne pół godziny obgadywały wszystkie plusy i minusy stanu błogosławionego, aż w końcu rozmowa dziwnym sposobem zeszła na temat pewnego szarookiego jegomościa.
– No więc mamy się niedługo zobaczyć… – rzekła powoli Hermiona, na co Ginny uniosła brew.
– Tak?
– Ma moje książki.
– To po co mu je dałaś?
– Żeby je przeczytał?
– A co, wzięłaś się za jego wychowanie?
– Och, przestań, Ginny – fuknęła Hermiona. – Sama wiesz, jakie opowieści po nim chodziły. Że zamordował kogoś w czasie bitwy i uciekł z Anglii, że porwali go śmierciożercy za walkę po przeciwnej stronie, że odbiło mu i postanowił rzucić magię…
– A ty postanowiłaś odkryć, jaka jest prawda, skoro sam ci się nawinął – wpadła jej w słowo przyjaciółka.
– Powiedzmy, że tak. Oczywiście ostatnia wersja okazała się prawdą. Teodor złamał różdżkę i wyjechał.
– CO zrobił?
– Złamał różdżkę – powtórzyła spokojnie Hermiona. Na niej nie robiło to już takiego wrażenia, choć musiała przyznać, że nawet dla niej, dla mugolaczki, było to niewyobrażalne. – Nie wiem, co robił za granicą. Wiem tylko, że chyba coś w nim pęka, bo niedawno poprosił mnie o pewne artykuły na temat likantropii. Sam robi sobie krzywdę tym uciekaniem.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie.
– A ty zamierzasz uratować tę niewinną duszyczkę od samozagłady. I przy okazji go rozszyfrować.
– Hm… Ładnie powiedziane. To właśnie zamierzam zrobić.

– Nie piję kawy.
– To jak ty funkcjonujesz?
– Kawa wypłukuje magnez.
– O tak, mała czarna skrzywdzi cię i pozostawi na tobie trwały ślad.
– Na miłość boską, Nott, po prostu nie lubię kawy!
– To polubisz.
Hermiona się poddała. Z rozdrażnieniem uniosła wysoką szklankę wypełnioną po brzegi jasnobrązowym napojem i w jej nozdrza uderzył mocny, przyjemny aromat. Skrzywiła się.
– Nie powinnam tego posłodzić?
– To latte, ona sama w sobie jest dość słodka. Najpierw spróbuj.
Z wahaniem wykonała polecenie. Zacmokała cicho i pociągnęła jeszcze jeden łyk. Teodor przyglądał jej się z rozbawieniem znad krawędzi swojej filiżanki.
– Masz piankę na górnej wardze – rzucił.
Hermiona otarła usta niedbałym ruchem.
– To. Jest. Pyszne! – Patrzyła ze zdumieniem to na szklankę, to na Teodora. – Dlaczego wcześniej tego nie odkryłam?
– Bo pewnie kiedyś spróbowałaś lury i odechciało ci się kawy na wieki wieków.
Była pora lunchu i knajpkę, do której poszli, wypełniał tłum gości. Im udało się jednak zająć dobre miejsca przy oknie. Hermiona wpatrzyła się w odległy, górujący nad innymi budynkami Big Ben. Nagle przed nią pojawił się stos książek.
– Zwracam.
Uśmiechnęła się lekko do Teodora, który jednak nie odpowiedział tym samym. Już zdążyła zauważyć, że rzadko się uśmiechał.
– I jak? – spytała, chowając ukradkiem powieści do torebki, bardzo małej torebki, po czym zaczęła w niej zawzięcie grzebać. ­– Która spodobała ci się najbardziej?
Morderstwo to nic trudnego – odparł, a ona parsknęła śmiechem. Mogła się tego spodziewać. – Ta Honoria od początku wydawała się podejrzana, może przez głupie imię. Granger, co to jest?
Hermiona ustawiła przed nim kolejną porcję tomiszczy.
– Wymiana – odpowiedziała pogodnie. Upiła łyk kawy i dodała: – Mówiłam ci, że zajmę się twoją literacką edukacją.
– Widzę, że ci smakuje – mruknął z przekąsem Teodor. Obejrzał tytuły i prychnął. – Szekspir.
– Tak, poezja – przytaknęła. – Musisz odkrywać różne rodzaje literatury.
– Nic nie muszę, Granger. Zresztą, kto powiedział, że chcę odkrywać poezję?
– Ja. Każdy Anglik powinien to znać, czarodziej czy nie – dodała ciszej. Teodor nadal nie wyglądał na zachwyconego.
– Tak właściwie, podobno mam w sobie trochę norweskiej krwi – zaznaczył i nagle zamilkł, jakby uderzyła go jakaś niespodziewana myśl. Dopiero po chwili dokończył na wydechu: – Po praprapradziadku.
– To rzeczywiście sporo masz tej krwi. Nie marudź, bierz. – Popatrzył na nią z niesmakiem, ale posłusznie schował książki do torby. – Jak podobały ci się materiały, które ci wysłałam?
Uważnie obserwowała reakcję Teodora, lecz jego twarz nie zdradziła ni zaskoczenia, ni zirytowania.
– Bardzo… interesujące.
Uniosła brwi.
– Odniosłam wrażenie, że bardziej cię zaciekawiły – zauważyła, przez co została obdarzona chłodnym spojrzeniem.
– Prace nad ulepszeniem Wywaru Tojadowego wyglądają na naprawdę obiecujące – powiedział powoli, jakby ważąc słowa. – Ale i tak nie zmieniłem zdania. Bycie czarodziejem ssie.
– CO?
– Magia jest do dupy – wzruszył ramionami.
Hermiona wytrzeszczyła oczy.
– Naprawdę? – spytała z niedowierzeniem. – Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć na temat magii?
Westchnął z irytacją.
– Już ci to tłumaczyłem, Granger, i nie zamierzam się powtarzać. Człowiek doświadcza skutków wojny nawet po jej zakończeniu.
Hermiona wyraźnie wyczuła, że weszła na bardzo niepewny grunt. Choć chwilami Teodor działał na jej system nerwowy, nie chciała go złościć, w dodatku miło było tak sobie siedzieć z nim w mugolskiej knajpce, pić kawę i przez krótki czas nie myśleć o pracy. Zamiast więc posłać kolejną zaczepkę w jego stronę, spytała:
– Co robiłeś po wojnie? Wtedy, gdy wyjechałeś?
Znowu wzruszył ramionami, wlepiając wzrok w okno.
– Podróżowałem.
Nie spodziewała się, że w ogóle jej odpowie, więc nawet to jedno słowo było dużym sukcesem.
– Gdzie? Gdzie byłeś? – zaciekawiła się.
Znów na nią popatrzył, tym razem jakby zaskoczony. Odchrząknął.
– Najpierw byłem we Francji – zaczął. – Francuzi to tchórze. Cieszyli się, że Czarny Pan przegrał, w Paryżu przez parę tygodni noce rozświetlały pokazy tresury feniksów, a mugolom wmawiano, że to fajerwerki. Nie przypominam sobie jednak, żeby francuskie Ministerstwo Magii kiwnęło palcem przez całą wojnę. Później pojechałem do Włoch, gdzie ponoć planowano scentralizowany atak na Siły Ciemności, ale Potter za szybko zwyciężył. – Teodor zaśmiał się gardłowo. – Wszyscy chcieli coś zrobić, tylko jakoś nikomu to nie wyszło.
Hermiona słuchała go jak urzeczona. Nie potrafiła wyjaśnić, co tak bardzo przyciąga ją do niego – sposób mówienia, gestykulacja dużymi, bladymi dłońmi czy może oczy, szare i tak niesamowicie bezdenne. Opowiadał o czymś, co od małego uwielbiała: o podróżach. No i miała nareszcie okazję, by lepiej go poznać, czego pragnęła praktycznie od chwili, w której rozpoznała w nim tego chudego, chorowitego, milczącego chłopca ze Slytherinu.
– We Włoszech spędziłem prawie rok, ale później zachciało mi się Cypru – kontynuował Teodor. – Tamtejsi czarodzieje byli jakby oderwani od rzeczywistości. W ogóle nie słyszeli o kimś takim jak Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, może kiedyś, jednak już dawno o nim zapomnieli. Nie mieli pojęcia, co się u nas dzieje. Właściwie czas spędzony na Cyprze zaliczyłbym do tego najmilej spędzonego. Cisza, spokój, zero magii… – Odchrząknął. – Na Bałkanach zastałem kocioł – rząd nie potrafił zapanować nad rebeliantami. Najbiedniejsi w końcu zaczęli mieć dość złego traktowania i wszczęli bunt. W kilku krajach doszło do zamieszek i było sporo problemów, zwłaszcza z utrzymaniem wszystkiego w tajemnicy. Mimo że wcale nie szukałem kontaktów z czarodziejami, stąd się dowiedziałem; oni sami się nie kryli. Nie wiem, jak sytuacja wygląda teraz. Ewakuowałem się stamtąd jak najszybciej i tak znalazłem się w Norwegii. Senny kraj, ale doprawdy… – chwilę myślał nad doborem odpowiedniego określenia – …przyjazny.
– Przecież strasznie tam zimno – wtrąciła Hermiona. – Nie odstraszyło cię to?
– Niskie temperatury są wynagradzane przez wiele innych, przyjemniejszych aspektów. W Norwegii zostałem najdłużej, prawie trzy lata. Tam wreszcie podjąłem się pracy wymagającej trochę więcej umiejętności niż stanie za kasą, osiągnąłem w niej całkiem sporo, ale w końcu odezwała się tęsknota za krajem. Wiedziałem, że prędzej czy później zechcę wrócić, więc jakoś specjalnie się nie opierałem. Granicę przekroczyłem trzydziestego listopada i… raczej już nigdzie się nie wybieram – zakończył.
Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko.
– Patriota?
Kąciki jego ust również delikatnie się uniosły.
– Każdy w pewnym momencie do tego dojrzewa.

Pół godziny później Hermiona oznajmiła, że musi wracać do pracy.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś, że pracujesz w Ministerstwie? – spytał niespodziewanie Teodor. Mrużył przy tym oczy, jakby ganił niegrzeczne dziecko. Hermionę zaintrygowało, skąd w ogóle o tym wiedział. To pytanie było dowodem na to, że nie tylko z nią rozmawiał o magicznym świecie.
– Nie pytałeś – odparła z prostotą, nie dając się zbić z pantałyku.
– W dodatku jesteś szefową całego departamentu – dodał oskarżycielsko Teodor.
Przekrzywiła głowę.
– I co z tego?
– Powinnaś była mi powiedzieć – syknął chłopak, na co jeszcze bardziej przekrzywiła głowę.
– Bo? – Nie odpowiedział. – No właśnie, Nott. Skoro ty nie mówisz mi wszystkiego, to i ja nie muszę.
Bezpieczniejszym wyjściem dla Teodora było milczenie i tę opcję wybrał. Posprzeczali się o to, kto ma zapłacić. Okazało się, że w tej kwestii Hermiona jako kobieta nie ma dużo do gadania – a już całkowicie odebrało jej mowę, kiedy ujrzała końcówkę drewnianego patyka wystająca z kieszeni dżinsów.
– Co to jest? – spytała głucho.
Jedyną reakcją Teodora było zaciśnięcie ust. Zostawił na stoliku pieniądze, schował portfel i ruszył w kierunku wyjścia. Za nim szybkim krokiem podążyła Hermiona. Zatrzymali się przed wejściem.
– To miałam na myśli w związku z niemówieniem mi wszystkiego – rzuciła, zakładając ręce na piersi. – Co to jest, Nott?
– Różdżka?
– Przecież widzę, że nie komórka. Kiedy to zrobiłeś?
W odpowiedzi wywrócił oczyma i zaczął iść przed siebie. Hermiona szybko go dogoniła.
– Nott!
– Granger, nie dramatyzuj…
– Jak to było? Magia jest be i fuj, tak? Hipokryta – prychnęła tak głośno, że parę ludzi się na nią obejrzało.
Teodor znów wywrócił oczyma.
– Po pierwsze, nie tak głośno – syknął. – A po drugie, co, zamierzasz mnie zlinczować, bo kupiłem sobie różdżkę?
– Nie, bo jesteś hi…
– Powtarzasz się. Nie powinnaś mieszać się w to, co robię ze swoim życiem.
– Wcale się nie mie…
– Owszem, robisz to – ponownie jej przerwał, a ona ujrzała na jego twarzy gniew. – Zamiast wściekać się na mnie, powinnaś czuć satysfakcję, ponieważ w ten sposób przyznałem ci rację. Magia aż tak bardzo nie upośledza, chociaż nadal uważam, że człowiek staje się przez nią większą gnidą, niż jest z natury. Magia poszerza horyzonty, otwiera drzwi wcześniej przez cały czas zamknięte, ale jednak… Robi z nas potworów i trzeba bardzo uważać, żeby przez nią nie zgubić samego siebie.
Hermiona nie miała zbyt dużo czasu na przeanalizowanie tych słów, ponieważ znaleźli się w tłumie ludzi schodzących do podziemi.
– Dlaczego zaprowadziłeś mnie do metra? – spytała ze złością.
– Ja cię nigdzie nie prowadziłem, sama za mną polazłaś.
Znów prychnęła, po czym spytała go:
– Więc co teraz zamierzasz robić?
– Nie wiem – odparł. – Przyzwyczaiłem się do mugolskiego życia i nie potrafię z niego zrezygnować. Na pewno nie w stu procentach. Chciałbym… chciałbym poczytać, odświeżyć pewne wiadomości. No i chyba powinienem w końcu zdać owutemy. – Nie patrzył już na Hermionę, a ona zgadła, że się zawstydził. – Potem może jakieś studia, może praca. Zobaczymy.
Hermionie zaświeciły się oczy. Poszła za Teodorem, kiedy zbliżył się  do bramek. Uniósł brwi.
– A ty gdzie?
– Jadę z tobą.
– Po co? Zamierzasz pilnować, czy przypadkiem nie tonę w swojej hipokryzji? – zironizował.
O dziwo, Hermiona uśmiechnęła się pogodnie.
– Tak właściwie… to chcę ci przedstawić pewną propozycję.
_______________
Dialog o kawie z życia wzięty – dokładnie taki sposób nauczyłam się ją pić i od tamtej pory jest moją najlepszą przyjaciółką.

Empatia

20 komentarzy:

  1. tak. nowy rozdział.
    czekałam.
    p.s. tu Klaudia. znów zmieniłam nick.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okej, teraz mogę skomentować normalnie, że tak to ujmę.

      Rozdział jak zwykle świetny, ale i mi trochę zawadza ta scena z różdżką, że za szybko może... Aczkolwiek wierzę, że nas tu jeszcze ładnie zaskoczysz, bo nie należysz do osób, które lecą z akcją, co można wywnioskować po przygodzie z Wyjątkiem.
      Bardzo lubię twojego Teodora, o wiele bardziej niż Hermionę, przynajmniej tu. Ona jest niby dobra, pozytywna, ale chwilami taka upierdliwa, że mam jej dość. Sprawa z asystentką zgrabnie opisana. W zasadzie rozdział przeważają opisy, które wrecz kocham zawsze.

      Teraz mam poważne rozważania... Czy zrobisz z niego asystenta i jakby to było takie wynikające, bo było przejście do tego czy może na odwrót, żeby nie wyszło za prosto. Osobiście wolałabym to drugie.

      Cóż, i tak czytac będę.
      Lubię tę historię, a dopiero pięć rozdziałów.
      I w sumie cieszę się, że mogę z nią być na bieżąco.
      Pozdrawiam,
      Euforia.

      Usuń
    2. No no ciekawy rozdział. to ma już różdzke i powoli wraca do magii :) Osobiście myślę że Teo będzie asystentem Hermiony :)
      No i po komentarzach zauważyłam że nie tylko ja wpadłam na nick Euforia dlatego od teraz będę się podpisywać. Euforiatheone.
      No to tyle
      Pozdrówka, Euforiatheone

      Usuń
  2. Na początku postanowiłam zachwycić się szablonem. Baaaaardzo mi się podoba. Lubię prostotę.
    Podczas czytania rozdziału w mojej głowie pojawiła się myśl, którą końcówka tak jakby potwierdziła, ale zobaczymy.
    Miło było czytać o Hermionie, która osiągała taki sukces tylko dzięki swojej ciężkiej pracy a nie znajomościom. W sumie czego innego można się było po niej spodziewać.
    Może też powinnam tak spróbować z kawą... Nie mam zbyt miłych wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
  3. Weszłam sobie, żeby sprawdzić czy jest coś nowego, a tu takie zaskoczenie. :) oczywiście miłe. Podobał mi się ten rozdział bo był taki lekki i przyjemny. Zastanawia mnie dziwna postawa Harrego. Chyba wiem jaki pomysł ma Hermiona. Czyżby chciała zatrudnić Teo jako swojego asystenta? Dowiemy się zapewne w kolejnym rozdziale. Podoba mi się sposób w jaki piszesz, ciesze się, że ten rozdział jest z punktu widzenia Hermiony, bo poznajemy jej życie. Spełniona zawodowo, ale są rysy na tym obrazku.
    Każdy kolejny rozdział podoba mi si coraz bardziej.
    Czekam na szóstkę, a tymczasem życzę mnóstwa weny :)
    Pozdrawiam
    nothing.
    [miedzy-palcami]

    OdpowiedzUsuń
  4. directionerka11212 kwietnia 2015 18:08

    Bardzo ciekawy rozdział i też uważam że Hermiona chce zatrudnić Teodora jako swojego asystenta, albo się mylę. Podoba mi się szablon jest prosty bez żadnych udziwnień. Czekam na kolejny rozdział a tym czasem dużo weny ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział to kolejna perełka w Twoim wykonaniu. Cieszy mnie postawa Hermiony, która mimo wszystko nie traci optymizmu, a wręcz przeciwnie tryska energią. Bardzo dobrze wyglądają w tej części opisy, które tak naprawdę są jedną z Twoich najmocniejszych stron. Urzekła mnie scenka z kawiarni i ten cytat, który ponownie powalił mnie..
    Bardzo, ale to bardzo fajny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Hermiona rzuciła tekstem z komórką. Użyłaś narracji trzecioosobowej, miła odmiana. :) Czekam na szóstkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale że niby wcześniej była pierwszoosobowa? Czyżby coś mi umknęło?

      Niemniej dzięki za opinię c:

      Usuń
  7. Rozdział bardzo przyjemny, no co ja więcej mogę powiedzieć. Było tylko kilka niedopatrzeń, są niżej:
    "(...) inne sprawy wymagające natychmiastowego rozpatrzena…" - literówka.
    "Każdy Anglik powinien to znać, czarodziej czy nie – dodała ciszeh" - ditto.
    "Praca była męczące (...)" - męcząca.
    "–A co u ciebie? Jak w pracy?" - brak spacji po myślniku.
    "Wszyscy chcieli ciś zrobić, tylko jakoś nikomu to nie wyszło" - coś.
    Bardzo dobrze opisujesz Hermionę! Ona też po palnięciu, w jej mniemaniu, głupstwa, zaczerwieniłaby się i nieśmiało usprawiedliwiała.
    Fu, fu, fu, kawa ble. Ja nie próbowałam żadnej lury, kawa mi po prostu nie smakuje i, co jest gorsze, kiedy przydałaby mi się kofeina we krwi, jest mi po niej niedobrze. No, słabo.
    Ale zapach ma ładny.
    Ooo ja, Teo asystentem Hermiony? To byłoby super! Tylko że podejrzewam, że trudno go będzie przekonać. Choć dla Granger nie ma rzeczy niemożliwych!
    Magia jest do dupy? MAGIA jest do dupy? Zmieniam zdanie. Wolę Hermionę.
    (Choć wydaje mi się, że Teodor powiedział tak tylko dlatego, żeby nie stracić twarzy, czy jak to się tam mówi).
    Dodam jeszcze, że śliczny szablon, chwalmy minimalizm na blogspocie, którego jest co najmniej... minimalnie, niestety.
    Pozdrawiam, weny życzę i czekam na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, skąd tego tyle? Jestem ślepa czy co? Dziękuję bardzo za wyłapanie tych wszystkich okropności i już się biorę za poprawianie :<
      Czy ja wiem, czy Teodor chciał zachować twarz. Myślę, że akurat w tamtej chwili wypowiedział na głos swoje myśli.

      Dziękuję za opinię i pozdrawiam cieplutko! :)

      Usuń
  8. Nie ogarniam Teodora, to co, z jednej strony nadal chciał isc w zaparte i mowić, ze magia jest do dupy, a z drugiej przyłapany na gorącym uczynku, tzn. Na obecności różdżki, jakos b. Się nie przejął i uznał, ze moze jednak wróci do swiata magii... Trudno go zrozumieć do konca xD jak rowniez fakt, ze kłamie na ten temat. Tochę wkurza mnie to jego kłamanie, bo b.nie lubię jak ktoś oszukuje w taki sposob. Ale mysle, ze Nott est zagubiony we własnych odczuciach, więc moze mu jeszcze wybaczę. Ma plus ża to, ze poszedł z hermioną do kawiarni, ze czyta propońowane przez nią ksiazki i ze dzieki niemu granger (bi chyba nie weasley albo cos, prawda?xd) polubiła kawę. Fajnie tez, ze lrzedstawilas, choc pokrótce, ścieżkę kariery hermiony, wlasciwie mozna by sie spodziewać wlasnie czegos takiego, świetnej, szybkiej kariery i ludzi, ktorzy są zawistni wobec czyjegoś sukcesu. Z niecieprliwoscia czekam na cd i zalraszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  9. Blogger mnie kocha... piszę ten komentarz trzeci raz...
    Oo. Ktoś mnie uprzedził w wypisywaniu małych potknięć :O
    Romans w pracy źle się kończy, pamiętaj o tym...
    Zastanów się, Empatio. Moim zdaniem ( i jest to tylko moje zdanie, możesz je równie dobrze zignorować jak i chwilę się nad nim zastanowić) Teodor za szybko zaczął z powrotem nosić różdżkę. W tym momencie kłóci nam się to, co dobitnie wykłada, klarownie przedstawia jeśli chodzi o jego poglądy, a to, co naprawdę robi. Biorą pod uwagę, że śmierć przyjaciela była dla niego tak traumatyczna, że nagle postanowił zerwać ze światem czarodziejów, zostawia w sobie trwały ślad i skoro wtedy bał się, że magia może zrobić z niego gnidę, to po latach bez różdżki tym bardziej taki strach powinien go blokować. Ta postać ma dwie osobowości i niestety w tym przypadku nie działa to na jej korzyść - spotykamy się z obrazem Notta-czarodzieja i prawie zupełnie inną postać Notta-udającego-mugola, a ogólne wrażenie nie jest takie,że to zabieg zaplanowany, tylko że sama nie bardzo wiesz, co z nim zrobić. Jeśli jeszcze teraz Nott zostanie asystentem Hermiony, a zakładam, że to właśnie planujesz, możesz stracić postać, którą starasz się wykreować. Stąpasz po cienkiej krawędzi, Empatio, uważaj,bo albo znów wyjdzie z tego naprawdę dobra historia, albo zepsujesz ją jednym źle napisanym rozdziałem.
    Tyle mojego prywatnego zdania,
    Farfadeta
    PS Jakoś klarowniej przedstawiłam, o co mi chodzi w poprzednich komentarzach,których blogger nie uznał za wartościowe i postanowił nie publikować. W razie głębszych pytań, jestem do dyspozycji przez pocztę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No okej, za szybko, tylko tak jakby już za późno na zmiany, bo rozpoczęcie szóstki od zdania "Teodor nagle obudził się gwałtownie; jak dobrze, że to był tylko sen i tak naprawdę nie kupił sobie różdżki" byłoby złym pomysłem. Niemniej, dziękuję za uwagę. Nie zapominajmy jednak o sześciu latach postu, o naturze czystokrwistego czarodzieja, która - jestem pewna - w końcu dała o sobie znać i o samym charakterze Teodora - jestem twardy, jestem nieugięty, ja będę lepszy od innych. Nott to postać skomplikowana sama w sobie, więc każdy odbiera ją inaczej. No, zobaczymy, jak to wszystko uda mi się rozwiązać.

      Baaardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Jasne, ale obie wiemy, że jesteś dobra w te klocki, jeśli chodzi o delikatnie przeciągnięcie akcji. :P Chociaż oczywiście scena obudzenia się zdecydowanie nie fajna :P,
      Rozumiem Twoje argumenty i dlatego z ciekawością będę czekać, jak to rozwiniesz :).
      Pozdrawiam serdecznie,
      Farfadeta

      Usuń
  10. świetny rozdział! gratuluję!
    masz talent :)
    czekam na kolejny i zapraszam do siebie:)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że relacja Hermiony i Teodora tak szybko się rozwinie. Myślałam, że potrwa to dłużej, patrząc jak wyglądało to w JJW.
    Swoją drogą wydaje mi się, że będzie dobrym kandydatem na asystenta, ale coś czuję, że nie zgodzi się na to tak łatwo. :/
    Część z perspektywy Hermiony bardzo mi się podobała, bo wreszcie mogłam się o niej dowiedzieć czegoś więcej.
    Rozdział, jak zawsze, ciekawy :)
    Pozdrawiam
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam ogromną nadzieje że to przeczytasz
    Zaczęłam czytać bloga ten jeden jedyny wyjątek 3 kwietnia tego roku i no nmg wgl pochwalić tego co tam wypisywałaś. A tu na szczęście mogę. Tamten blog to po prostu zęby z ziemi muszę zbierać. Wspaniale napisany. Ta kreatywność! Wymiata. Czytałam go dniami i nocami. Mam screeny momentu gdy wbił jej nóż w serce bo poprostu nw ale wydaje mi sie to takie piękne. I to że Ivy okazała się zła! No i oczywiście śmierć Rogera :'( . Naprawde tamten blog był wspaniały i to niesamowite zakończenie!!!

    A co do tego
    Zapowiada się wspaniale! Oczywiście Teomione no w sensie jest tu i Hermiona i Teodor. Super opisane życie po wojnie. Z przyjemnością będe go czytać. Mam nadzieję, że wytrwam do końca. Życze aby kolejne roz były tak samo niesamowite jak do tej pory!

    OdpowiedzUsuń
  13. A może Herm i Nott będą razem? :)
    Jestem na tak. Nie znam jeszcze tego paringu. I - w odniesieniu do poprzednich rozdziałów - bardzo podoba mi się pomysł inteligentnej, w pewien sposób przebojowej Astorii. Młoda i silna podoba mi się zdecydowanie bardziej niż zakochana w ubraniach i katalogach mody pusta blondyna, która kocha wydawać pieniądze męża :)
    Liczę na to, że nie straci tego charakterku, szkoda by mi było :)
    Na pewno tu wrócę
    Pozdrawiam,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  14. Omonomnom Rozdział świetny *u* Czekam na następny ~ Twoja nowa czytelniczka ;*

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.