Z nią nie było
tak jak z innymi absolwentami Hogwartu, którzy trzymając w dłoni swoje wyniki
owutemów, nadal nie mieli pojęcia, co chcą robić w życiu. Ona wiedziała to od
paru lat. Jeszcze przed wyprawą na poszukiwanie horkruksów ułożyła sobie plany,
które miała nadzieję zrealizować, jeśli tylko pozwoli na to rozwój wypadków.
Pogoń za ściśle określonymi celami zaprowadziła ją do Ministerstwa Magii.
Dwa dni po
ukończeniu szkoły Hermiona Granger zjawiła się w imponującym, potężnym atrium,
a już dwadzieścia minut później siedziała w gabinecie ówczesnego szefa
Departamentu Przestrzegania Prawa. Nie spodziewała się, że rozmowę wstępną
odbędzie właśnie z nim, co zestresowało ją jeszcze bardziej, ale koniec końców
z sytuacji wyszła obronną ręką. Na początku następnego tygodnia rozpoczęła
półroczne, niezwykle wymagające szkolenie. Z dziewięćdziesięciu kandydatów
ukończyła je zaledwie siódemka. Po nim Hermiona dostała swoje biurko i stertę
papierkowej roboty. Kolejne sześć miesięcy później, niemal jako prezent pod
choinkę, otrzymała pierwszy awans. W rok dwa tysiące drugi wkroczyła z własnym
gabinetem, na którego drzwiach wywieszono tabliczkę informującą o zmianie
wiceszefa Departamentu Przestrzegania Prawa. Kiedy ze swojego urzędu
zrezygnował sam szef, tę posadę zaproponowano Hermionie.
A ona bez
wahania ją przyjęła, czyniąc z siebie najmłodszą w historii Brytyjskiego
Ministerstwa Magii kobietę na tym stanowisku.
Niektórzy
pracownicy odebrali jej osobę z entuzjazmem – świeża krew zawsze się przyda,
zresztą, ktoś skory do ciężkiej pracy, z dobrym podejściem do ludzi, o takim umyśle i ambicji na pewno da sobie
radę. Takie głosy rzadko jednak słyszano w Ministerstwie. Znacznie częściej
odzywały się te przepowiadające rychły upadek młodziutkiej szefowej.
Najgłośniej wypowiadał się na ten temat Otto Burke.
– Czy słyszał
pan, panie Baker, co panna Granger ostatnio wyprawia? Chyba zgodzi się pan ze
mną, że los skrzatów domowych nie jest tak ważny jak inne sprawy wymagające natychmiastowego
rozpatrzena…
…których
Hermiona wcale nie zaniedbywała. Burke uwielbiał jednak jątrzyć i robił to z
niebywałą rozkoszą.
Hermiona nie
poddawała się. Pierwsze tygodnie były ciężkie: Burke wytykał każde jej
potknięcie, odsłaniał każdą słabość, obmawiał ze plecami, doskonale wiedząc, że
prędzej czy później to do niej dojdzie. Czasem nie wytrzymywała i płakała po
nocach, upokorzona i wściekła. Z bólem przypominała sobie czasy Hogwartu, kiedy
rolę Ottona odgrywał Draco Malfoy, którego też zresztą widywała w
Ministerstwie. Myślała, że wraz z opuszczeniem murów szkoły ten koszmar się
skończy. Nadzieja matką głupich.
Tak jak lata
wcześniej, i tym razem postanowiła przestać robić sobie cokolwiek z
uderzających w nią przytyków. Wzięła się w garść i zaczęła ignorować wszelkie
przejawy antypatii, pogardliwe spojrzenia, niepochlebne plotki. Otto Burke stał
się dla niej jedynie kimś, z kim musiała
pracować, bo nie miała innego wyjścia. Dzięki zmianie podejścia praca na nowo
stała się przyjemnością. Podróżowała po świecie, poznawała multum nowych,
ciekawych ludzi, czuła się ważna i potrzebna. Choć niektórzy, zwłaszcza ci
najstarsi stażem pracownicy Ministerstwa, patrzyli na nią z wyższością, inni
jej słuchali. Powoli zjednywała sobie ludzi, a i uśmiechała się częściej.
Hermiona
zyskała opinię szefowej surowej, acz zarazem bardzo ludzkiej. Swoich
podwładnych traktowała godnie, z szacunkiem, wynagradzała ich za dobre
wykonywanie obowiązków i rugała za niesubordynację. Nie patrzyła na pochodzenie
ani na status krwi, co większości bardzo imponowało, choć oczywiście znalazły
się jednostki uważające to za niegodne takiej instytucji jak Brytyjskie
Ministerstwo Magii.
Praca była
męczące, lecz dawała też satysfakcję, dzięki czemu ani myślała o zrezygnowaniu
z niej. Często słyszała, że traci najlepsze lata swojego życia – ona jednak
czuła się spełniona. Wiedziała, że robi coś dobrego dla magicznego świata.
Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Wyzwolonych, które założyła na
czwartym roku Hogwartu, rozwinęło się dokładnie tak, jak to zaplanowała.
Wcześniej ona stała na jego czele, gdy została szefową departamentu,
kierownictwo przekazała przyjaciółce z pracy, Abigail May. Poznały się na
szkoleniu, później pracowały biurko w biurko, co zapoczątkowało bliższą
znajomość, a później współpracę. Abigail miała naprawdę dobre pomysły, które
pomogły osiągnąć pożądany progres.
Wszystko
układało się tak, jak zawsze o tym marzyła. Aż do roku dwa tysiące czwartego.
Rok ten przyniósł niespodziewaną stratę. Wraz z początkiem czerwca Hermiona
musiała się pożegnać ze swoją asystentką, Christiną Lawrence, inteligentną,
lojalną i obowiązkową dziewczyną, bez której nie wyobrażała sobie dalszego
działania. Christina była drobnej budowy blondyneczką, której wątłe zdrowie nie
pozwalało dłużej biegać po biurze za szefową albo z polecenia szefowej. Tak jej
przynajmniej zalecił magoginekolog, kiedy weszła w drugi trymestr ciąży.
Granger patrzyła na lekko wypukły brzuch dziewczyny, uśmiechając się ciepło.
Miała ochotę powiedzieć: „Zdrowiej!”, ale ugryzła się w język i tylko
powiększyła uśmiech.
– Będę na
ciebie czekać, Chris! – zawołała wesoło. Uścisnęła lekko swoją, już byłą,
asystentkę. – Dbaj o siebie i o maleństwo, i wyślij mi sowę, kiedy nadejdzie ta
wspaniała chwila!
Później
Hermiona wróciła do swoich obowiązków z wyjątkowo ponurym nastrojem. Ten
tydzień nie zapowiadał się dobrze.
Po pracy fiuknęła się prosto do Doliny
Godryka, gdzie osiadło młode małżeństwo państwa Potterów. Wbrew przewidywaniom
znajomych oraz prasy, Harry nie odbudował domu, w którym zginęli jego rodzice,
ale za to kupił mniejszy, całkiem ładny niedaleko niego. Tamtego wieczora Hermiona
zastała w nim tylko Ginewrę.
– Harry nadal
w Biurze? – spytała, kiedy gospodyni wzięła się za robienie herbaty. Ginny
spojrzała na nią spode łba.
– Przez ten
awans spędza w pracy coraz więcej czasu – burknęła, krzątając się koło szafek. –
Chcesz w dużym kubku?
– Poproszę.
Harry ostatnio rzeczywiście wygląda na zmęczonego… Nie widuję go zbyt często,
ale chyba dużo czasu spędza w Ministerstwie, prawda?
– Nie jemy już
razem śniadań – Ginny usiadła przy stole naprzeciwko Hermiony – bo wychodzi
bardzo wcześnie, zanim zdążę otworzyć jedno oko. Potem wraca późno wieczorem.
Wiem, że chce, by żyło nam się dobrze, zwłaszcza teraz, ale nie wiem, czy gra jest warta świeczki.
– Rozmawiałaś
z nim w ogóle na ten temat? Może po prostu Robards go wykorzystuje, jako
swojego zastępcę.
– Przecież
sama ostatnio mówiłaś, że Robards nie ma w zwyczaju zamęczać swoich aurorów,
chyba że sytuacja robi się naprawdę kryzysowa. Od przynajmniej trzech lat nie
mamy żadnego kryzysu. – Ginny odgarnęła z czoła pasmo płomiennorudych włosów,
które zdołało wyślizgnąć się z kucyka na czubku głowy. Zmarszczyła brwi. – Myślę,
że Harry robi to specjalnie.
– Specjalnie
chce spędzać w domu jak najmniej czasu? – zdziwiła się Hermiona. – Myślisz, że
to przez…
– Nie, nie! –
zaprzeczyła szybko Ginny. Wyprostowała się. – No wiesz, Harry jest zastępcą
szefa, więc chce się wykazać, ale… Och, myślę, że po prostu za bardzo wkręcił się w aurorowanie. Chyba chce
wyłapać wszystkich przestępców w Anglii. Nawet Ron stwierdził, że to nie jest
normalne.
– Harry zawsze
miał skłonności lekko masochistyczne – zgodziła się Hermiona, podkuliwszy pod
siebie nogi, co w ołówkowej spódnicy stanowiło prawdziwy wyczyn – ale nie
wydaje mi się, żeby to zabrnęło aż tak daleko. Nie będzie się zamęczał,
przecież wie, że trzeba zachować umiar. Dla niego najważniejsza jesteś ty, nie
praca. – Ginny milczała, bawiąc się sznureczkiem od herbaty. Hermiona chwyciła
ją przez stół za wolną dłoń i dodała łagodnie: – Musisz przemówić mu do
rozsądku. Przemówić, znaczy tupnąć
nogą i przedstawić sprawę jasno: albo on zacznie więcej czasu spędzać w domu,
albo ty nazwiesz waszego syna Severus.
Nareszcie
twarz Ginny rozświetlił uśmiech, kiedy zachichotała i mimowolnie chwyciła się
za lekko zaokrąglony brzuch.
– Chyba by
tego nie przeżył. Nie, nie mogę mu tego zrobić, ani sobie, młode wdowy mają w
życiu ciężko. – Hermiona parsknęła w swój kubek. – Zresztą, nie wiemy, czy to
będzie chłopiec. Nawet nie chcę tego wiedzieć. Już je kocham, bez względu na
płeć.
Coś w piersi
Hermiony ścisnęło się, tak że na moment zabrakło jej tchu. Na szczęście Ginny
postanowiła zmienić temat.
– A co u
ciebie? Jak w pracy? – spytała.
Hermionie w
mgnieniu oka wrócił zły humor. Oparła głowę na łokciu i przymknęła oczy.
– Wcześniej
mieliśmy Voldemorta, teraz mamy Burke’a – stwierdziła grobowym głosem. –
Wprawdzie dzisiaj ten terrorysta połowę dnia spędził na sali rozpraw, ale i tak
zdążył zakwestionować moją decyzję w sprawie ułaskawienia Tuckmana.
Ginny
skrzywiła się, jakby poczuła nieprzyjemny zapach.
– Żmija –
skomentowała.
– W dodatku
dzisiaj pożegnałam się z Christiną – dodała z goryczą Hermiona. – Jutro rano
mam spotkać się z paroma kandydatami na jej miejsce. Kwalifikacje dwóch z nich
są obiecujące, ale nie wiem, czy zdołają zastąpić Chris. Że też musiała teraz się
w to wpakować! To znaczy – spłonęła rumieńcem – ciąża to cudowny czas… i w
ogóle…
Ginny
gruchnęła śmiechem.
– Myślę, że to
dla niej też trudne, jeśli rzeczywiście tak lubiła swoją pracę, jak opowiadałaś
– powiedziała. – Kiedy ja musiałam zrezygnować z quidditcha, prawie szlag mnie
trafił. Teraz jeszcze nie mam na co narzekać, ale jak
dalej będę tak puchnąć, to całkiem znieruchomieję.
– Chris pewnie
już zaległa.
– Nie denerwuj
mnie nawet.
Przez kolejne
pół godziny obgadywały wszystkie plusy i minusy stanu błogosławionego, aż w
końcu rozmowa dziwnym sposobem zeszła na temat pewnego szarookiego jegomościa.
– No więc mamy
się niedługo zobaczyć… – rzekła powoli Hermiona, na co Ginny uniosła brew.
– Tak?
– Ma moje
książki.
– To po co mu
je dałaś?
– Żeby je
przeczytał?
– A co,
wzięłaś się za jego wychowanie?
– Och,
przestań, Ginny – fuknęła Hermiona. – Sama wiesz, jakie opowieści po nim
chodziły. Że zamordował kogoś w czasie bitwy i uciekł z Anglii, że porwali go
śmierciożercy za walkę po przeciwnej stronie, że odbiło mu i postanowił rzucić
magię…
– A ty
postanowiłaś odkryć, jaka jest prawda, skoro sam ci się nawinął – wpadła jej w
słowo przyjaciółka.
– Powiedzmy,
że tak. Oczywiście ostatnia wersja okazała się prawdą. Teodor złamał różdżkę i
wyjechał.
– CO zrobił?
– Złamał
różdżkę – powtórzyła spokojnie Hermiona. Na niej nie robiło to już takiego
wrażenia, choć musiała przyznać, że nawet dla niej, dla mugolaczki, było to
niewyobrażalne. – Nie wiem, co robił za granicą. Wiem tylko, że chyba coś w nim
pęka, bo niedawno poprosił mnie o pewne artykuły na temat likantropii. Sam robi
sobie krzywdę tym uciekaniem.
Ginny
uśmiechnęła się złośliwie.
– A ty
zamierzasz uratować tę niewinną duszyczkę od samozagłady. I przy okazji go
rozszyfrować.
– Hm… Ładnie powiedziane.
To właśnie zamierzam zrobić.
– Nie piję
kawy.
– To jak ty
funkcjonujesz?
– Kawa
wypłukuje magnez.
– O tak, mała
czarna skrzywdzi cię i pozostawi na tobie trwały ślad.
– Na miłość
boską, Nott, po prostu nie lubię kawy!
– To polubisz.
Hermiona się
poddała. Z rozdrażnieniem uniosła wysoką szklankę wypełnioną po brzegi
jasnobrązowym napojem i w jej nozdrza uderzył mocny, przyjemny aromat.
Skrzywiła się.
– Nie powinnam
tego posłodzić?
– To latte,
ona sama w sobie jest dość słodka. Najpierw spróbuj.
Z wahaniem
wykonała polecenie. Zacmokała cicho i pociągnęła jeszcze jeden łyk. Teodor
przyglądał jej się z rozbawieniem znad krawędzi swojej filiżanki.
– Masz piankę
na górnej wardze – rzucił.
Hermiona
otarła usta niedbałym ruchem.
– To. Jest.
Pyszne! – Patrzyła ze zdumieniem to na szklankę, to na Teodora. – Dlaczego
wcześniej tego nie odkryłam?
– Bo pewnie
kiedyś spróbowałaś lury i odechciało ci się kawy na wieki wieków.
Była pora
lunchu i knajpkę, do której poszli, wypełniał tłum gości. Im udało się jednak
zająć dobre miejsca przy oknie. Hermiona wpatrzyła się w odległy, górujący nad
innymi budynkami Big Ben. Nagle przed nią pojawił się stos książek.
– Zwracam.
Uśmiechnęła
się lekko do Teodora, który jednak nie odpowiedział tym samym. Już zdążyła zauważyć,
że rzadko się uśmiechał.
– I jak? –
spytała, chowając ukradkiem powieści do torebki, bardzo małej torebki, po czym
zaczęła w niej zawzięcie grzebać. – Która spodobała ci się najbardziej?
– Morderstwo to nic trudnego – odparł, a
ona parsknęła śmiechem. Mogła się tego spodziewać. – Ta Honoria od początku
wydawała się podejrzana, może przez głupie imię. Granger, co to jest?
Hermiona
ustawiła przed nim kolejną porcję tomiszczy.
– Wymiana –
odpowiedziała pogodnie. Upiła łyk kawy i dodała: – Mówiłam ci, że zajmę się
twoją literacką edukacją.
– Widzę, że ci
smakuje – mruknął z przekąsem Teodor. Obejrzał tytuły i prychnął. – Szekspir.
– Tak, poezja
– przytaknęła. – Musisz odkrywać różne rodzaje literatury.
– Nic nie
muszę, Granger. Zresztą, kto powiedział, że chcę odkrywać poezję?
– Ja. Każdy
Anglik powinien to znać, czarodziej czy nie – dodała ciszej. Teodor nadal nie
wyglądał na zachwyconego.
– Tak
właściwie, podobno mam w sobie trochę norweskiej krwi – zaznaczył i nagle
zamilkł, jakby uderzyła go jakaś niespodziewana myśl. Dopiero po chwili
dokończył na wydechu: – Po praprapradziadku.
– To rzeczywiście
sporo masz tej krwi. Nie marudź, bierz. – Popatrzył na nią z niesmakiem, ale
posłusznie schował książki do torby. – Jak podobały ci się materiały, które ci
wysłałam?
Uważnie
obserwowała reakcję Teodora, lecz jego twarz nie zdradziła ni zaskoczenia, ni
zirytowania.
– Bardzo…
interesujące.
Uniosła brwi.
– Odniosłam
wrażenie, że bardziej cię zaciekawiły – zauważyła, przez co została obdarzona
chłodnym spojrzeniem.
– Prace nad
ulepszeniem Wywaru Tojadowego wyglądają na naprawdę obiecujące – powiedział
powoli, jakby ważąc słowa. – Ale i tak nie zmieniłem zdania. Bycie czarodziejem
ssie.
– CO?
– Magia jest
do dupy – wzruszył ramionami.
Hermiona
wytrzeszczyła oczy.
– Naprawdę? –
spytała z niedowierzeniem. – Tylko tyle jesteś w stanie powiedzieć na temat
magii?
Westchnął z
irytacją.
– Już ci to
tłumaczyłem, Granger, i nie zamierzam się powtarzać. Człowiek doświadcza skutków
wojny nawet po jej zakończeniu.
Hermiona
wyraźnie wyczuła, że weszła na bardzo niepewny grunt. Choć chwilami Teodor
działał na jej system nerwowy, nie chciała go złościć, w dodatku miło było tak
sobie siedzieć z nim w mugolskiej knajpce, pić kawę i przez krótki czas nie
myśleć o pracy. Zamiast więc posłać kolejną zaczepkę w jego stronę, spytała:
– Co robiłeś
po wojnie? Wtedy, gdy wyjechałeś?
Znowu wzruszył
ramionami, wlepiając wzrok w okno.
– Podróżowałem.
Nie spodziewała się, że w ogóle
jej odpowie, więc nawet to jedno słowo było dużym sukcesem.
– Gdzie? Gdzie byłeś? – zaciekawiła
się.
Znów na nią popatrzył, tym razem
jakby zaskoczony. Odchrząknął.
– Najpierw byłem we Francji –
zaczął. – Francuzi to tchórze. Cieszyli się, że Czarny Pan przegrał, w Paryżu
przez parę tygodni noce rozświetlały pokazy tresury feniksów, a mugolom wmawiano,
że to fajerwerki. Nie przypominam sobie jednak, żeby francuskie Ministerstwo
Magii kiwnęło palcem przez całą wojnę. Później pojechałem do Włoch, gdzie ponoć
planowano scentralizowany atak na Siły
Ciemności, ale Potter za szybko zwyciężył. – Teodor zaśmiał się gardłowo. –
Wszyscy chcieli coś zrobić, tylko jakoś nikomu to nie wyszło.
Hermiona słuchała go jak
urzeczona. Nie potrafiła wyjaśnić, co tak bardzo przyciąga ją do niego – sposób
mówienia, gestykulacja dużymi, bladymi dłońmi czy może oczy, szare i tak
niesamowicie bezdenne. Opowiadał o czymś, co od małego uwielbiała: o podróżach.
No i miała nareszcie okazję, by lepiej go poznać, czego pragnęła praktycznie od
chwili, w której rozpoznała w nim tego chudego, chorowitego, milczącego chłopca
ze Slytherinu.
– We Włoszech spędziłem prawie
rok, ale później zachciało mi się Cypru – kontynuował Teodor. – Tamtejsi
czarodzieje byli jakby oderwani od rzeczywistości. W ogóle nie słyszeli o kimś
takim jak Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, może kiedyś, jednak już
dawno o nim zapomnieli. Nie mieli pojęcia, co się u nas dzieje. Właściwie czas
spędzony na Cyprze zaliczyłbym do tego najmilej spędzonego. Cisza, spokój, zero
magii… – Odchrząknął. – Na Bałkanach zastałem kocioł – rząd nie potrafił
zapanować nad rebeliantami. Najbiedniejsi w końcu zaczęli mieć dość złego
traktowania i wszczęli bunt. W kilku krajach doszło do zamieszek i było sporo
problemów, zwłaszcza z utrzymaniem wszystkiego w tajemnicy. Mimo że wcale nie
szukałem kontaktów z czarodziejami, stąd się dowiedziałem; oni sami się nie
kryli. Nie wiem, jak sytuacja wygląda teraz. Ewakuowałem się stamtąd jak
najszybciej i tak znalazłem się w Norwegii. Senny kraj, ale doprawdy… – chwilę
myślał nad doborem odpowiedniego określenia – …przyjazny.
– Przecież strasznie tam zimno –
wtrąciła Hermiona. – Nie odstraszyło cię to?
– Niskie temperatury są
wynagradzane przez wiele innych, przyjemniejszych aspektów. W Norwegii zostałem
najdłużej, prawie trzy lata. Tam wreszcie podjąłem się pracy wymagającej trochę
więcej umiejętności niż stanie za kasą, osiągnąłem w niej całkiem sporo, ale w
końcu odezwała się tęsknota za krajem. Wiedziałem, że prędzej czy później
zechcę wrócić, więc jakoś specjalnie się nie opierałem. Granicę przekroczyłem
trzydziestego listopada i… raczej już nigdzie się nie wybieram – zakończył.
Hermiona uśmiechnęła się do
niego szeroko.
– Patriota?
Kąciki jego ust również
delikatnie się uniosły.
– Każdy w pewnym momencie do
tego dojrzewa.
Pół godziny później Hermiona
oznajmiła, że musi wracać do pracy.
– Dlaczego mi
nie powiedziałaś, że pracujesz w Ministerstwie? – spytał niespodziewanie
Teodor. Mrużył przy tym oczy, jakby ganił niegrzeczne dziecko. Hermionę
zaintrygowało, skąd w ogóle o tym wiedział. To pytanie było dowodem na to, że
nie tylko z nią rozmawiał o magicznym świecie.
– Nie pytałeś
– odparła z prostotą, nie dając się zbić z pantałyku.
– W dodatku
jesteś szefową całego departamentu – dodał oskarżycielsko Teodor.
Przekrzywiła
głowę.
– I co z tego?
– Powinnaś
była mi powiedzieć – syknął chłopak, na co jeszcze bardziej przekrzywiła głowę.
– Bo? – Nie
odpowiedział. – No właśnie, Nott. Skoro ty nie mówisz mi wszystkiego, to i ja
nie muszę.
Bezpieczniejszym
wyjściem dla Teodora było milczenie i tę opcję wybrał. Posprzeczali się o to,
kto ma zapłacić. Okazało się, że w tej kwestii Hermiona jako kobieta nie ma
dużo do gadania – a już całkowicie odebrało jej mowę, kiedy ujrzała końcówkę drewnianego
patyka wystająca z kieszeni dżinsów.
– Co to jest?
– spytała głucho.
Jedyną reakcją
Teodora było zaciśnięcie ust. Zostawił na stoliku pieniądze, schował portfel i
ruszył w kierunku wyjścia. Za nim szybkim krokiem podążyła Hermiona. Zatrzymali
się przed wejściem.
– To miałam na
myśli w związku z niemówieniem mi wszystkiego – rzuciła, zakładając ręce na
piersi. – Co to jest, Nott?
– Różdżka?
– Przecież
widzę, że nie komórka. Kiedy to zrobiłeś?
W odpowiedzi
wywrócił oczyma i zaczął iść przed siebie. Hermiona szybko go dogoniła.
– Nott!
– Granger, nie
dramatyzuj…
– Jak to było?
Magia jest be i fuj, tak? Hipokryta – prychnęła tak głośno, że parę ludzi się
na nią obejrzało.
Teodor znów
wywrócił oczyma.
– Po pierwsze,
nie tak głośno – syknął. – A po drugie, co, zamierzasz mnie zlinczować, bo
kupiłem sobie różdżkę?
– Nie, bo
jesteś hi…
– Powtarzasz
się. Nie powinnaś mieszać się w to, co robię ze swoim życiem.
– Wcale się
nie mie…
– Owszem,
robisz to – ponownie jej przerwał, a ona ujrzała na jego twarzy gniew. –
Zamiast wściekać się na mnie, powinnaś czuć satysfakcję, ponieważ w ten sposób
przyznałem ci rację. Magia aż tak bardzo nie upośledza, chociaż nadal uważam,
że człowiek staje się przez nią większą gnidą, niż jest z natury. Magia poszerza
horyzonty, otwiera drzwi wcześniej przez cały czas zamknięte, ale jednak… Robi
z nas potworów i trzeba bardzo uważać, żeby przez nią nie zgubić samego siebie.
Hermiona nie
miała zbyt dużo czasu na przeanalizowanie tych słów, ponieważ znaleźli się w
tłumie ludzi schodzących do podziemi.
– Dlaczego
zaprowadziłeś mnie do metra? – spytała ze złością.
– Ja cię
nigdzie nie prowadziłem, sama za mną polazłaś.
Znów
prychnęła, po czym spytała go:
– Więc co
teraz zamierzasz robić?
– Nie wiem –
odparł. – Przyzwyczaiłem się do mugolskiego życia i nie potrafię z niego
zrezygnować. Na pewno nie w stu procentach. Chciałbym… chciałbym poczytać,
odświeżyć pewne wiadomości. No i chyba powinienem w końcu zdać owutemy. – Nie
patrzył już na Hermionę, a ona zgadła, że się zawstydził. – Potem może jakieś
studia, może praca. Zobaczymy.
Hermionie
zaświeciły się oczy. Poszła za Teodorem, kiedy zbliżył się do bramek. Uniósł brwi.
– A ty gdzie?
– Jadę z tobą.
– Po co?
Zamierzasz pilnować, czy przypadkiem nie tonę w swojej hipokryzji? – zironizował.
O dziwo,
Hermiona uśmiechnęła się pogodnie.
– Tak
właściwie… to chcę ci przedstawić pewną propozycję.
_______________
Dialog o kawie
z życia wzięty – dokładnie taki sposób nauczyłam się ją pić i od tamtej pory jest
moją najlepszą przyjaciółką.
tak. nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńczekałam.
p.s. tu Klaudia. znów zmieniłam nick.
okej, teraz mogę skomentować normalnie, że tak to ujmę.
UsuńRozdział jak zwykle świetny, ale i mi trochę zawadza ta scena z różdżką, że za szybko może... Aczkolwiek wierzę, że nas tu jeszcze ładnie zaskoczysz, bo nie należysz do osób, które lecą z akcją, co można wywnioskować po przygodzie z Wyjątkiem.
Bardzo lubię twojego Teodora, o wiele bardziej niż Hermionę, przynajmniej tu. Ona jest niby dobra, pozytywna, ale chwilami taka upierdliwa, że mam jej dość. Sprawa z asystentką zgrabnie opisana. W zasadzie rozdział przeważają opisy, które wrecz kocham zawsze.
Teraz mam poważne rozważania... Czy zrobisz z niego asystenta i jakby to było takie wynikające, bo było przejście do tego czy może na odwrót, żeby nie wyszło za prosto. Osobiście wolałabym to drugie.
Cóż, i tak czytac będę.
Lubię tę historię, a dopiero pięć rozdziałów.
I w sumie cieszę się, że mogę z nią być na bieżąco.
Pozdrawiam,
Euforia.
No no ciekawy rozdział. to ma już różdzke i powoli wraca do magii :) Osobiście myślę że Teo będzie asystentem Hermiony :)
UsuńNo i po komentarzach zauważyłam że nie tylko ja wpadłam na nick Euforia dlatego od teraz będę się podpisywać. Euforiatheone.
No to tyle
Pozdrówka, Euforiatheone
Na początku postanowiłam zachwycić się szablonem. Baaaaardzo mi się podoba. Lubię prostotę.
OdpowiedzUsuńPodczas czytania rozdziału w mojej głowie pojawiła się myśl, którą końcówka tak jakby potwierdziła, ale zobaczymy.
Miło było czytać o Hermionie, która osiągała taki sukces tylko dzięki swojej ciężkiej pracy a nie znajomościom. W sumie czego innego można się było po niej spodziewać.
Może też powinnam tak spróbować z kawą... Nie mam zbyt miłych wspomnień.
Weszłam sobie, żeby sprawdzić czy jest coś nowego, a tu takie zaskoczenie. :) oczywiście miłe. Podobał mi się ten rozdział bo był taki lekki i przyjemny. Zastanawia mnie dziwna postawa Harrego. Chyba wiem jaki pomysł ma Hermiona. Czyżby chciała zatrudnić Teo jako swojego asystenta? Dowiemy się zapewne w kolejnym rozdziale. Podoba mi się sposób w jaki piszesz, ciesze się, że ten rozdział jest z punktu widzenia Hermiony, bo poznajemy jej życie. Spełniona zawodowo, ale są rysy na tym obrazku.
OdpowiedzUsuńKażdy kolejny rozdział podoba mi si coraz bardziej.
Czekam na szóstkę, a tymczasem życzę mnóstwa weny :)
Pozdrawiam
nothing.
[miedzy-palcami]
Bardzo ciekawy rozdział i też uważam że Hermiona chce zatrudnić Teodora jako swojego asystenta, albo się mylę. Podoba mi się szablon jest prosty bez żadnych udziwnień. Czekam na kolejny rozdział a tym czasem dużo weny ci życzę.
OdpowiedzUsuńTen rozdział to kolejna perełka w Twoim wykonaniu. Cieszy mnie postawa Hermiony, która mimo wszystko nie traci optymizmu, a wręcz przeciwnie tryska energią. Bardzo dobrze wyglądają w tej części opisy, które tak naprawdę są jedną z Twoich najmocniejszych stron. Urzekła mnie scenka z kawiarni i ten cytat, który ponownie powalił mnie..
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo fajny rozdział! :)
Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Hermiona rzuciła tekstem z komórką. Użyłaś narracji trzecioosobowej, miła odmiana. :) Czekam na szóstkę!
OdpowiedzUsuńAle że niby wcześniej była pierwszoosobowa? Czyżby coś mi umknęło?
UsuńNiemniej dzięki za opinię c:
Rozdział bardzo przyjemny, no co ja więcej mogę powiedzieć. Było tylko kilka niedopatrzeń, są niżej:
OdpowiedzUsuń"(...) inne sprawy wymagające natychmiastowego rozpatrzena…" - literówka.
"Każdy Anglik powinien to znać, czarodziej czy nie – dodała ciszeh" - ditto.
"Praca była męczące (...)" - męcząca.
"–A co u ciebie? Jak w pracy?" - brak spacji po myślniku.
"Wszyscy chcieli ciś zrobić, tylko jakoś nikomu to nie wyszło" - coś.
Bardzo dobrze opisujesz Hermionę! Ona też po palnięciu, w jej mniemaniu, głupstwa, zaczerwieniłaby się i nieśmiało usprawiedliwiała.
Fu, fu, fu, kawa ble. Ja nie próbowałam żadnej lury, kawa mi po prostu nie smakuje i, co jest gorsze, kiedy przydałaby mi się kofeina we krwi, jest mi po niej niedobrze. No, słabo.
Ale zapach ma ładny.
Ooo ja, Teo asystentem Hermiony? To byłoby super! Tylko że podejrzewam, że trudno go będzie przekonać. Choć dla Granger nie ma rzeczy niemożliwych!
Magia jest do dupy? MAGIA jest do dupy? Zmieniam zdanie. Wolę Hermionę.
(Choć wydaje mi się, że Teodor powiedział tak tylko dlatego, żeby nie stracić twarzy, czy jak to się tam mówi).
Dodam jeszcze, że śliczny szablon, chwalmy minimalizm na blogspocie, którego jest co najmniej... minimalnie, niestety.
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na nowy rozdział <3
Boże, skąd tego tyle? Jestem ślepa czy co? Dziękuję bardzo za wyłapanie tych wszystkich okropności i już się biorę za poprawianie :<
UsuńCzy ja wiem, czy Teodor chciał zachować twarz. Myślę, że akurat w tamtej chwili wypowiedział na głos swoje myśli.
Dziękuję za opinię i pozdrawiam cieplutko! :)
Nie ogarniam Teodora, to co, z jednej strony nadal chciał isc w zaparte i mowić, ze magia jest do dupy, a z drugiej przyłapany na gorącym uczynku, tzn. Na obecności różdżki, jakos b. Się nie przejął i uznał, ze moze jednak wróci do swiata magii... Trudno go zrozumieć do konca xD jak rowniez fakt, ze kłamie na ten temat. Tochę wkurza mnie to jego kłamanie, bo b.nie lubię jak ktoś oszukuje w taki sposob. Ale mysle, ze Nott est zagubiony we własnych odczuciach, więc moze mu jeszcze wybaczę. Ma plus ża to, ze poszedł z hermioną do kawiarni, ze czyta propońowane przez nią ksiazki i ze dzieki niemu granger (bi chyba nie weasley albo cos, prawda?xd) polubiła kawę. Fajnie tez, ze lrzedstawilas, choc pokrótce, ścieżkę kariery hermiony, wlasciwie mozna by sie spodziewać wlasnie czegos takiego, świetnej, szybkiej kariery i ludzi, ktorzy są zawistni wobec czyjegoś sukcesu. Z niecieprliwoscia czekam na cd i zalraszam na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńBlogger mnie kocha... piszę ten komentarz trzeci raz...
OdpowiedzUsuńOo. Ktoś mnie uprzedził w wypisywaniu małych potknięć :O
Romans w pracy źle się kończy, pamiętaj o tym...
Zastanów się, Empatio. Moim zdaniem ( i jest to tylko moje zdanie, możesz je równie dobrze zignorować jak i chwilę się nad nim zastanowić) Teodor za szybko zaczął z powrotem nosić różdżkę. W tym momencie kłóci nam się to, co dobitnie wykłada, klarownie przedstawia jeśli chodzi o jego poglądy, a to, co naprawdę robi. Biorą pod uwagę, że śmierć przyjaciela była dla niego tak traumatyczna, że nagle postanowił zerwać ze światem czarodziejów, zostawia w sobie trwały ślad i skoro wtedy bał się, że magia może zrobić z niego gnidę, to po latach bez różdżki tym bardziej taki strach powinien go blokować. Ta postać ma dwie osobowości i niestety w tym przypadku nie działa to na jej korzyść - spotykamy się z obrazem Notta-czarodzieja i prawie zupełnie inną postać Notta-udającego-mugola, a ogólne wrażenie nie jest takie,że to zabieg zaplanowany, tylko że sama nie bardzo wiesz, co z nim zrobić. Jeśli jeszcze teraz Nott zostanie asystentem Hermiony, a zakładam, że to właśnie planujesz, możesz stracić postać, którą starasz się wykreować. Stąpasz po cienkiej krawędzi, Empatio, uważaj,bo albo znów wyjdzie z tego naprawdę dobra historia, albo zepsujesz ją jednym źle napisanym rozdziałem.
Tyle mojego prywatnego zdania,
Farfadeta
PS Jakoś klarowniej przedstawiłam, o co mi chodzi w poprzednich komentarzach,których blogger nie uznał za wartościowe i postanowił nie publikować. W razie głębszych pytań, jestem do dyspozycji przez pocztę :P
No okej, za szybko, tylko tak jakby już za późno na zmiany, bo rozpoczęcie szóstki od zdania "Teodor nagle obudził się gwałtownie; jak dobrze, że to był tylko sen i tak naprawdę nie kupił sobie różdżki" byłoby złym pomysłem. Niemniej, dziękuję za uwagę. Nie zapominajmy jednak o sześciu latach postu, o naturze czystokrwistego czarodzieja, która - jestem pewna - w końcu dała o sobie znać i o samym charakterze Teodora - jestem twardy, jestem nieugięty, ja będę lepszy od innych. Nott to postać skomplikowana sama w sobie, więc każdy odbiera ją inaczej. No, zobaczymy, jak to wszystko uda mi się rozwiązać.
UsuńBaaardzo dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! :)
Jasne, ale obie wiemy, że jesteś dobra w te klocki, jeśli chodzi o delikatnie przeciągnięcie akcji. :P Chociaż oczywiście scena obudzenia się zdecydowanie nie fajna :P,
UsuńRozumiem Twoje argumenty i dlatego z ciekawością będę czekać, jak to rozwiniesz :).
Pozdrawiam serdecznie,
Farfadeta
świetny rozdział! gratuluję!
OdpowiedzUsuńmasz talent :)
czekam na kolejny i zapraszam do siebie:)
http://art-of-killing.blogspot.com/
Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że relacja Hermiony i Teodora tak szybko się rozwinie. Myślałam, że potrwa to dłużej, patrząc jak wyglądało to w JJW.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą wydaje mi się, że będzie dobrym kandydatem na asystenta, ale coś czuję, że nie zgodzi się na to tak łatwo. :/
Część z perspektywy Hermiony bardzo mi się podobała, bo wreszcie mogłam się o niej dowiedzieć czegoś więcej.
Rozdział, jak zawsze, ciekawy :)
Pozdrawiam
silence-guides-our-minds.blogspot.com
Mam ogromną nadzieje że to przeczytasz
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać bloga ten jeden jedyny wyjątek 3 kwietnia tego roku i no nmg wgl pochwalić tego co tam wypisywałaś. A tu na szczęście mogę. Tamten blog to po prostu zęby z ziemi muszę zbierać. Wspaniale napisany. Ta kreatywność! Wymiata. Czytałam go dniami i nocami. Mam screeny momentu gdy wbił jej nóż w serce bo poprostu nw ale wydaje mi sie to takie piękne. I to że Ivy okazała się zła! No i oczywiście śmierć Rogera :'( . Naprawde tamten blog był wspaniały i to niesamowite zakończenie!!!
A co do tego
Zapowiada się wspaniale! Oczywiście Teomione no w sensie jest tu i Hermiona i Teodor. Super opisane życie po wojnie. Z przyjemnością będe go czytać. Mam nadzieję, że wytrwam do końca. Życze aby kolejne roz były tak samo niesamowite jak do tej pory!
A może Herm i Nott będą razem? :)
OdpowiedzUsuńJestem na tak. Nie znam jeszcze tego paringu. I - w odniesieniu do poprzednich rozdziałów - bardzo podoba mi się pomysł inteligentnej, w pewien sposób przebojowej Astorii. Młoda i silna podoba mi się zdecydowanie bardziej niż zakochana w ubraniach i katalogach mody pusta blondyna, która kocha wydawać pieniądze męża :)
Liczę na to, że nie straci tego charakterku, szkoda by mi było :)
Na pewno tu wrócę
Pozdrawiam,
Lena
Omonomnom Rozdział świetny *u* Czekam na następny ~ Twoja nowa czytelniczka ;*
OdpowiedzUsuń