– Bez
owutemów?
– Bez. Możesz
zacząć pracę od razu, a owutemy zdasz w międzyczasie. Obiecuję, że będziesz
miał czas na naukę.
– A co
powiedzą na to w Ministerstwie? Myślałem, że przyjmują tylko najlepszych z
najlepszych.
– I poniekąd masz
rację. Nikt nie będzie cię o to pytał, bo praca w Ministerstwie wiąże się ze
zdaniem owutemów. To tak jakby oczywiste,
ponieważ w przeciwnym razie w ogóle nie otrzymałbyś tej posady. Zresztą,
przecież prędzej czy później będziesz je miał, prawda? Dopiszemy wzmiankę o tym
fakcie do twoich papierów i już.
– I już… No
nie wiem, Granger. Nie widzę tego.
– Proszę,
Teodorze. Spełniasz wszystkie wymagania.
– Naprawdę?
– Nawet ponad!
Właśnie kogoś takiego jak ty szukałam. Jesteś… idealny! To jak, zgadzasz się?
– Cóż…
– Tak?
– Po moim trupie.
Teodor dzielnie
opierał się namowom Hermiony, choć gdy patrzyła na niego tymi dużymi, brązowymi
oczami, nawet mimo obcasów niższa o głowę, trudno było nie ulec. On jednak nie
zamierzał zmienić zdania. Coraz częściej kusiło go natomiast rzucenie tego
wszystkiego w cholerę. Przecież miał jeszcze czas. Mógł znowu gdzieś wyjechać,
zaszyć się gdzieś tak jak ostatnio, poczekać, aż wszyscy o nim zapomną… Wszystko
byłoby jak dawniej.
Tyle że głód
wiedzy, na nowo obudzony, nie dawał o sobie zapomnieć.
Teodor
odwiedził Instytut Edukacji Magicznej, gdzie zapisał się na owutemy. Zapłacił
za to sporo galeonów, bo egzaminy można było zdawać za darmo przed ukończeniem
dwudziestego roku życia. Ich termin wypadał pod koniec czerwca, miał więc
jeszcze kilka tygodni na odświeżenie wiadomości. Początkowo planował do tego
czasu chodzić na zajęcia uzupełniające, ale pogodzenie kursów z pracą w
antykwariacie okazało się niewykonalne. W zamian za to kupił sobie kilka
dodatkowych książek i nie rozstawał się ze starymi, szkolnymi podręcznikami.
Rzuciwszy na nie uprzednio zaklęcie chroniące przed niechcianymi spojrzeniami,
brał je do pracy, gdzie między obsługą jednego a drugiego klienta kuł przepisy
eliksirów, zaś już po zamknięciu transmutował różne przedmioty, wyobrażając
sobie minę pana Robinsona, gdyby zamiast swoich cennych skarbów zobaczył zwykłe
widelce, kolorowe kwiatki albo żywy drób.
Pewnego
wieczora wybrał się na zbadanie zawartości własnej biblioteczki. Wcześniej
prawie do niej nie zaglądał, bo to było królestwo ojca, jego gabinet i
samotnia, w której często lubił się ukrywać. Teodorowi rzadko pozwalano tu
wchodzić, a już na pewno nie mógł szperać wśród półek. Domyślał się, że musiały
się tam znajdować nie do końca legalne pozycje. Teraz miał okazję zaspokoić
swoją ciekawość.
Zaczął od
regału stojącego najbliżej drzwi. Znalazł tam parę książek dla dzieci, które
znał z dzieciństwa; wiele z nich czytała mu matka, jeszcze przed śmiercią. Z
rozrzewnieniem spojrzał na stary egzemplarz Baśni
Barda Beedle’a. Nadal pamiętał opowieść o Czarodzieju i skaczącym garnku, jego ulubioną. Przywołał mgliste
wspomnienie którejś Gwiazdki, kiedy siedział z matką na dywanie przed kominkiem,
oglądając barwne rysunki. Później rozległo się trzaśnięcie frontowych drzwi, do
salonu wkroczył Anthony Nott. Zionęło od niego alkoholem.
Następnie Teodor
zagłębił się w dział encyklopedii. Obejrzał uważnie kilka z nich, po czym odłożył
na stolik nieopodal, uznawszy, że mogą przydać się w czasie powtórek do
owutemów. Sporo czasu stracił przy powieściach. Wiedział, że czarodziejska
literatura jest równie bogata co mugolska, ale nie spodziewał się aż tylu
kryminałów i romansów we własnym domu. Był pewny, że to nie Anthony za nie
odpowiadał.
Powoli zapadał
zmierzch, a Teodor nie przebrnął nawet przez jedną piątą ogromnych zbiorów.
Jego uwagę przykuł tytuł: Tajemnice
Ministerstwa Magii. Natychmiast skojarzył mu się z ofertą Hermiony.
Wyobraził sobie samego siebie, drepczącego za nią z podkładką do pisania przez
okazałe atrium. Skrzywił się. Nie sądził, by długo był w stanie pracować jako
czyjś asystent, a już zwłaszcza jej
asystent.
Prychnął
cicho, ale odłożył Tajemnice na kupkę
książek, którymi zamierzał zająć się w najbliższym czasie. Przebiegł wzrokiem
po kolejnych tomiszczach i wtedy usłyszał z dołu wołanie.
– Noooott!
Nottie, gdzie się ukrywasz?
Zaklął i
niemal biegiem opuścił bibliotekę. Gruby dywan, którym wyłożona była podłoga w
korytarzu, stłumił odgłosy jego kroków. Kiedy stanął na szczycie schodów,
zobaczył Malfoya patrzącego obojętnie w przestrzeń, i Zabiniego uśmiechającego
się w iście szatański sposób.
– Nareszcie.
Mam nadzieję, że przypudrowałeś nosek. – Oczy Blaise’a błysnęły dziko. –
Gotowy? Noc wprawdzie jeszcze młoda, ale…
– Dobra, ruszaj
się, Nott, bo Zabiniemu już się kurzy pod nogami – prychnął Draco.
Teodor wziął
kurtkę z wieszaka.
– A tobie co?
– spytał, unosząc brwi. – Astoria zamknęła ci drzwi do sypialni?
Blaise ryknął
śmiechem.
– Dziesięć
punktów dla Slytherinu! – zawołał z radością.
Wyszli z
posiadłości. Wieczór był ciepły, a niebo przypominało granatowy atłas. Teodor
popatrzył na ubawionego Zabiniego i wyraźnie zirytowanego Malfoya.
– Po prostu
się nie umyłeś czy naprawdę coś schrzaniłeś? Przestań wyć, Blaise, zaraz się
posikasz.
– Ty też mnie
nie denerwuj, Nott – syknął Draco, wbijające ręce w kieszenie ciemnych spodni.
– Dzisiaj rano Astoria chodziła cała w skowronkach i najchętniej zajęłaby się
ratowaniem szczeniaczków z płonących budynków, ale zanim wyszedłem z domu,
powiedziała, że śpię na kanapie. I zamknęła się w sypialni. Gdybym nie był
prawie spóźniony, dowiedziałbym się, o co chodzi. Naprawdę, czasem mam ochotę
nią potrząsnąć.
Teodor
gwizdnął przeciągle.
– Te dni?
– Właśnie,
Malfoy, może po prostu boi się Morza Czerwonego?
– Jesteś
obrzydliwy, Zabini.
– Do usług.
Zamiast w
Chimerze, tamten wieczór spędzili w mugolskim klubie CoCo. Było tam głośno i
tłoczno, ale jednocześnie bardzo przyjemnie dzięki gustownym meblom, konkretnej
obsłudze oraz – przede wszystkim – wyśmienitym drinkom. Dobry nastrój prawie
natychmiast im się udzielił, zwłaszcza że spotkali tam swojego dawnego kolegę,
Grahama Montague’a. Montague, ciemnowłosy i potężnie zbudowany, był starszy od
nich, ale mimo różnicy wieku szybko znaleźli wspólny język. Teraz, po paru
kolejkach, dogadywali się jeszcze lepiej.
Graham jednak
okazał się niezaprawionym w bojach kompanem i z CoCo ewakuował się przed
północą, czkając i lekko się śliniąc. Draco udał się do toalety, narzekając na
moczopędność soku pomidorowego, więc przy stoliku został tylko Teodor oraz
Blaise. Ten drugi miał najmocniejszą głowę z nich wszystkich, Nott natomiast
już czuł, że nie do końca panuje nad językiem. Siedział oparty łokciem o blat
stolika, a koniec różdżki nieprzyjemnie wbijał mu się w żebra. To przypomniało
mu o tym, że jego przyjaciele nadal nie wiedzą o najważniejszym.
Nie bawiąc się
w rozpatrywanie plusów i minusów, wyprostował się i popatrzył poważnie na
Blaise’a sączącego powoli przez słomkę jaskrawoniebieski napój. Przez dłuższą
chwilę obserwował go, skupiając się na błyszczącej, ciemnej skórze oraz
poruszającej się jednostajnie grdyce. Odchrząknął.
– Wiesz,
Zabini… – Kupiłem sobie różdżkę, fajnie, nie? – Chciałbym spróbować twojego
picia.
Co?
Blaise uniósł
brwi, po czym roześmiał się. Podsunął koledze własną szklankę.
– Ale się
zrobiłeś. Uważaj, bo skończysz jak Montague.
Teodor z
roztargnieniem pociągnął łyk i zakrztusił się.
– Za słodkie.
– Otarł usta wierzchem dłoni. Znów odnalazł czarne oczy Blaise’a. Jeszcze jedna
próba: zdaję owutemy. – Draco chyba utopił się w tym klopie.
CO?! „Klopie”?
Gdyby tak ojciec go słyszał… Od dziecka powtarzano mu, że ma uważać na język i
nie używać słów jak z rynsztoka. Wystarczył wypad do CoCo, żeby potrzebował
porządnego ciosu przez łeb słownikiem.
Jak na
zawołanie, z tłumu wyłonił się Malfoy. Wyglądał na zniesmaczonego.
– Ktoś pomylił
sobie pisuar z muszlą klozetową – poinformował ich i wzdrygnął się. – Mugole.
Teodor
odchrząknął znacząco, a chłopaki spojrzeli na niego wyczekująco. Zacisnął dłoń
na swojej szklance z whisky. Wasza ukochana szlama zaproponowała mi pracę w
Ministerstwie.
– Na pohybel
brudasom!
CO, DO
CHOLERY?!
A, chrzanić
to.
Następny dzień
spędził całkiem produktywnie jak na typowy dzień po spotkaniu z kolegami.
Obudził się wyjątkowo wcześnie, wziął gorący prysznic i sam przyrządził sobie
orzeźwiający napój, co uznał za całkiem przyzwoitą wprawkę przed próbą warzenia
eliksirów. Teodor postanowił zdawać owutema również z tego przedmiotu, co wiązało
się z koniecznością ćwiczeń. Tak więc jeszcze przed południem chłopak ustawił
na kuchence kociołek, na blacie położył otwarty podręcznik do siódmej klasy,
włączył radio i wziął się do roboty.
Zaczął od
czegoś prostego: od eliksiru na porost włosów. Jego moc sprawdził na sobie,
przez co przez kolejne dwadzieścia minut męczył się z długą do pasa brodą. Gdy
wreszcie się jej pozbył (dodatkowy punkt za trwałość, prychnął w myślach),
przeszedł do bardziej skomplikowanych mikstur. Wszystkiemu przyglądał się
Brudek, raz po raz chichocząc piskliwie albo wydając z siebie przeciągłe
okrzyki aprobaty lub grozy, kiedy wydawało się, że Teodor ucierpi od syczącego
roztworu.
– Panicz Nott
nie powinien użyć takiej szpatułki, to nietrwałe narzędzie!
– Dziękuję,
Brudku, ale zamknij się. No cholera jasna!
– A nie
mówiłem, sir?
Teodor ze
złością wrzucił stopioną szpatułkę do zlewu.
Czuł się jak
za dawnych lat, kiedy schodził do ciemnych, śmierdzących wilgocią lochów, ze
skupieniem słuchał instrukcji Snape’a, a potem, pełen ekscytacji, zabierał się
za warzenie kolejnej mikstury. Wiedział, że ma władzę. Wiedział, że przez te
półtorej godziny to on rozdaje karty. Wiedział, że zostaje nagradzany
spojrzeniem aprobaty nauczyciela nie tylko ze względu na przynależność do
Slytherinu. Już w pierwszej klasie spodobały mu się eliksiry, może nie tak
bardzo jak transmutacja, jednak każda receptura, nawet na zwykły Rozweselacz, była
dla niego czymś niezwykłym, jakby tworzył nową rzeczywistość.
Teraz, kiedy
po tylu latach znów stanął przed kociołkiem, alchemia wydawała mu się czymś
naturalnym. Zupełnie tak jak rzucanie zaklęć – gdy postanowił wrócić do magii,
czuł lęk, że będzie zmuszony wszystkiego uczyć się od nowa. Tak się jednak nie
stało. Jego nadgarstek pamiętał ruchy, a wargi same układały się w inkantacje.
Teraz intuicyjnie sięgał po składniki, niewiele zastanawiał się nad tym, jak
długo powinien obracać chochelką ani czy powinien zmniejszyć lub zwiększyć
ogień; po prostu to robił. Tak jakby w jego umyśle obudziło się coś od dawna
uśpione i przejmowało nad nim całkowitą kontrolę.
A on się jej
poddawał, bo wiedział, że walka z naturą nie ma sensu.
Kończył już
przyrządzać Uspokajacz – który mimo swej nazwy był całkiem… kapryśny – kiedy zabrzmiał dzwonek do
drzwi, wyrywając go z zamyślenia.
– Brudku! –
zawołał, lecz skrzat nie odpowiedział. – Brudku, otwórz!
Gdy dźwięk
dzwonka rozległ się jeszcze raz, tym razem nieco dłuższy niż poprzednio, Teodor
zmniejszył gaz, wytarł ręce w ścierkę i sam poszedł sprawdzić, kto przyszedł.
Otwierając drzwi, nie spodziewał się ujrzeć na progu Hermiony. Sapnął ze
zniecierpliwieniem.
– Naprawdę nie
masz co robić w sobotę?
– Dzień dobry,
mnie również miło cię widzieć. Mogę wejść?
Teodor zawahał
się.
– Widzisz,
jestem trochę zajęty…
– Czy to
Eliksir Uspokajający? – spytała z ożywieniem Hermiona, patrząc ponad jego
ramieniem. – Pięknie pachnie!
Teodor
uśmiechnął się złośliwie.
– Czyżby praca
szefowej departamentu była tak stresująca, że bez zwykłego Uspokajacza ani
rusz? – zadrwił, po czym przesunął się. – Wchodź.
– Ćwiczysz
przed owutemami, tak? – zainteresowała się Hermiona, prowadzona przez
gospodarza do kuchni. – Jak ci idzie? Kiedy masz terminy?
– Przeprowadzasz
wywiad środowiskowy? W ogóle jak mnie znalazłaś?
Hermiona
zarumieniła się i spuściła wzrok.
– No wiesz…
pracuję w Ministerstwie Magii.
Teodor posłał
jej wściekłe spojrzenie. Nie spodziewał się, że sięgnie po takie środki. Gdyby
po prostu spytała, podałby swój adres… prawdopodobnie.
– Wielu ludzi
tak odnajdujesz? – warknął.
Weszli do
przestronnej kuchni. Na marmurowych blatach poustawiane były słoiczki z
zakonserwowanymi magicznymi zwierzętami, miseczki z kamieniami szlachetnymi czy
podejrzanie wyglądającymi substancjami, a oprócz tego pęki intensywnie
pachnących ziół. Na jednym z palników stał kociołek, z którego wydobywały się
czerwone kłęby dymu. Hermiona zajrzała do niego z dziwnym uśmiechem na ustach.
Teodor patrzył na nią z obojętnością.
– Kawy?
Herbaty? – rzucił prawie od niechcenia, na co tylko potrzasnęła głową. Teraz
pochylała się nad otwartym podręcznikiem. – Więc jakie jest cel twojej wizyty?
– Naprawdę się
nie domyślasz? – spytała cicho, oderwawszy się od lektury. – Przyszłam jeszcze
raz spytać cię, czy…
– Nie.
– Ale…
– Niepotrzebnie
zadawałaś sobie tyle trudu. Przecież doskonale znasz odpowiedź. – Teodor oparł
się o szafkę i założył ręce na piersiach. Hermiona grała mu na nerwach swoją
upartością. – Myślałem, że jasno dałem ci do zrozumienia, co myślę o tym głupim
pomyśle.
– Eliksir
zaraz ci się zwarzy – zauważyła spokojnie Granger. Kiedy Teodor rzucił się, by
ratować miksturę, ona westchnęła ciężko. – Naprawdę nie rozumiem twoich
obiekcji. Co ci szkodzi? I tak wróciłeś do magii, zresztą, praca w
Ministerstwie jest słabo związana z samym uprawianiem czarów…
– Granger, nie
zamierzam mieszać się w politykę – uciął Nott, wrzucając do kociołka posiekaną bazylię.
Nie była ona koniecznym składnikiem, ale znacząco poprawiała smak napoju. – W
dodatku mam już pracę, jakbyś o tym zapomniała.
– Pan Robinson
na pewno da sobie radę bez ciebie – powiedziała szybko. – Albo znajdzie kogoś
innego do pomocy.
–
Powiedziałem: nie.
Wyłączył gaz i
zajrzał do instrukcji. Wyglądało na to, że wszystko się udało: konsystencja,
barwa oraz zapach były w porządku. Wziął chochelkę i nalał trochę Uspokajacza
do szklanki, którą podał Hermionie.
– Masz, pij.
– Nie
zamierzam być twoim królikiem doświadczalnym – żachnęła się, odstawiając
naczynie na blat. – Teodorze, muszę
mieć asystenta.
– Jeszcze nie
znalazłaś zastępstwa?
– Znalazłam –
przyznała niechętnie. – Jake jest nierozgarnięty. Nie nadąża za mną i robi
niepotrzebny bałagan z papierach.
– Skąd wiesz,
że ja też bym takiego nie miał?
Wskazała na
blat zasłany składnikami.
– Utrzymujesz
porządek w miejscu pracy – stwierdziła, jakby właśnie mówiła o najoczywistszej
rzeczy na świecie. – A sama alchemia wymaga niezwykłej dokładności. Spełniasz wszystkie
wymagania, Teodorze, wszystkie.
– Już mi to
mówiłaś, ale nadal nie wiem, jakie one są.
Jej policzki
zabarwiły się szkarłatem. Wyglądała jak niewinna Gryfonka, którą przyłapano na
dręczeniu szczura potrzebnego na lekcji transmutacji. Odgarnęła za ucho kosmyk
włosów.
– Cóż… Umiesz
rozmawiać z ludźmi, jesteś elokwentny, skrupulatny, nie robisz wokół siebie
chaosu. Myślę też, że masz siłę przebicia i spryt.
Teodor nie dał
po sobie poznać, jak bardzo te słowa połechtały jego ego. Uniósł brew z
rozbawieniem.
– Mówisz to na
podstawie naszej krótkiej znajomości?
– I na
podstawie obserwacji ciebie jako ucznia, tak.
– Od Hogwartu
minęło sporo czasu. Może już nie jestem taki sprytny, a raczej leniwy i tępy? –
zasugerował, obserwując uważnie reakcję Hermiony. Wyglądała na zdeterminowaną,
by wrócić do domu z jego zgodą, co tylko bardziej go rozsierdziło.
– Ktoś tępy
nie odróżniłby po sześciu latach srebra Aleksandra od zwykłego metalu.
– Granger, nie
chcę dla ciebie pracować.
– Więc o to
chodzi? – spytała z niedowierzaniem. – O to, że byłabym twoją pracodawczynią?
– Jesteś
śmieszna!
– Ja jestem
śmieszna? To tobie przeszkadza pracowanie dla kobiety! – prychnęła, wyrzucając
ręce w górę.
– Wcale… och,
nie o to chodzi!
– Więc o co,
Teodorze?
Znowu patrzył
na nią z góry, ale tym razem spojrzenie pełne szczerości nie wywarło na nim
wrażenia.
– O to, że nie
chcę wracać do tego świata, rozumiesz? – wycedził.
– A różdżka? A
to? – Hermiona wskazała kociołek, z którego wciąż unosiły się kłęby pary. – A
owutemy? Czy to wszystko nie mieści się w definicji powrotu? Zresztą, sam
mówiłeś, że magia nas nie upośledza, że… że poszerza horyzonty! To twoje słowa!
Teodor
pokręcił głową, zaciskając dłonie w pięści.
– Nie
rozumiesz, Granger…
– Więc mnie
uświadom!
– Przez magię
straciłem wszystkich, na których mi zależało! – wybuchnął, z satysfakcją
zauważając, że dziewczyna cofa się o krok. Świetnie. Chciała prawdy, więc ją
dostanie. – Dlatego z niej zrezygnowałem, dlatego przez sześć lat żyłem jak
mugol, byle tylko nie mieć z nią nic wspólnego! A przez ciebie… przez ciebie w jednej chwili dałem się
na nowo omotać.
– Przeze mnie?
– powtórzyła, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Na policzkach miała wypieki. –
Przecież to nie ja zaprowadziłam cię za rączkę do Ollivandera.
– Ale to ty przypomniałaś mi, za co tak bardzo
ceniłem magię. Przez ciebie do niej wróciłem, chociaż lepszym wyjściem było
zostawić wszystko tak jak było. Jeszcze niedawno moje życie było spokojne, czyste, a teraz nagle trafiłem w sam
środek badziewia, czyli czarodziejskiego świata!
– Napadły cię
wątpliwości, więc mnie obwiniasz, tak? I dlatego nie chcesz ze mną pracować?
– Między innymi dlatego – poprawił ją
chłodno. Nie ruszył go ból, którzy przemknął przez jej twarz. – Bo oprócz tego
jesteś uparta i irytująca, i wiem, że nie mógłbym z tobą długo wytrzymać.
Hermiona
wpatrywała się w niego bez słowa, a on tylko czekał na wybuch. Sam czuł
przyśpieszone bicie własnego serca oraz uderzenia gorąca, jak zwykle, gdy się
na kogoś wściekał. Ona jednak przyjęła jego słowa bez krzty gniewu.
– Skoro nie
chcesz tego zrobić dla mnie, zrób to dla siebie – rzekła cicho. – Praca w
Ministerstwie otwiera wiele drzwi…
– Pragnienie
wiedzy nie jest tym samym, co pragnienie władzy. A ludzie Ministerstwa właśnie
za nią ślepo podążają.
Wyraz twarzy
Hermiony zmienił się i Teodor już wiedział, że przesadził.
– Czyli oprócz
bycia irytującą jestem też żądna władzy, tak?
Teodor
przewrócił oczami.
– Ty to
powiedziałaś.
Dźgnęła to
palcem w pierś tak mocno, że aż syknął cicho. Jej oczy ciskały gromy.
– Wiesz co,
Nott? Mogłam przyjąć do wiadomości, że czarodziejów traktujesz na równi z
robakami, choć sam jesteś jednym z nich, czy tego chcesz, czy nie. Spotkało cię
coś strasznego przez magię, więc to zrozumiałe. Ale teraz śmiesz twierdzić, że
Ministerstwo Magii to fabryka tyranów?! Może to nie była zbyt czysta
instytucja, gdy Voldemort ją inwigilował. Teraz, kiedy Ministrem Magii został
Kingsley Shacklebolt, sprawa ma się zupełnie inaczej. Ale tobie nie da się nic
powiedzieć! Zamykasz się na wszystko,
co jest związane z czarodziejskim światem, chociaż JUŻ DO NIEGO NALEŻYSZ! Nic
nie wiesz, Nott, a śmiesz cokolwiek oceniać! – Znowu wyrzuciła ręce w górę. – I
kto tu jest irytujący!
Zamaszystym
krokiem opuściła kuchnię.
A Teodor stał
przy zlewie, zastanawiając się, za kogo, do cholery, miała się ta wredna
szczotka.
Nie zdążył
nawet się poruszyć, kiedy powietrze przeszył kobiecy wrzask. Teodor prawie
biegiem przeciął kuchnię oraz jadalnię, aż znalazł się w hallu. Tam zobaczył
Brudka z naręczem kwiatów, wpatrującego się wielkimi oczami w stojącą
naprzeciwko niego dziewczynę.
– Panicz
Teodor! – ucieszył się na widok swojego pana. – Brudek nie wiedział, że ma pan
gości.
Hermiona bardzo
powoli odwróciła się, zarumieniona od gniewu.
– Żyłeś jak
mugol, co? – warknęła, oddychając szybko. – Czyli odciąłeś się od czarodziejów,
ale postanowiłeś zatrzymać sobie skrzata domowego?
Teodor
przejechał dłonią po twarzy. Czuł, że dłużej nie wytrzyma i zaraz może stać się
coś bardzo, bardzo złego.
– Znowu ja
jestem zły, tak?
W tym samym
momencie rozległo się syczenie, a z salonu wylało się zielone światło. Teodor
natychmiast rozpoznał charakterystyczny odgłos płonącego w kominku ognia,
oznaczającego, że ktoś zaraz zamierza się tu dostać za pomocą sieci Fiuu.
I
rzeczywiście, po kilkunastu sekundach rozległo się nawoływanie:
– Noooott!
Teodor zamarł.
Jeszcze tego idioty tu brakowało.
Do przedpokoju
wkroczył Blaise. Na widok Hermiony zrobił minę, jakby nagle się czymś zadławił.
– Co ona tu
robi?!
Granger zmierzyła
Zabiniego spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Założywszy ręce na piersiach,
zwróciła się do Teodora:
– Jesteś absolutnie
pewien, że to tylko dzięki… o przepraszam, PRZEZE MNIE kupiłeś nową różdżkę?
– Co? – Zaskoczenie
widniejące na twarzy Blaise’a mieszało się ze złością. – Nie chciałeś słuchać
mnie i Malfoya, ale wystarczyła jedna szlama, żebyś do nas wrócił?
– Ej! – Hermiona
wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego stronę. – Nie jesteśmy już w szkole,
Zabini, więc lepiej zamilcz, jeśli nie chcesz, żebym wyciągnęła odpowiednie
konsekwencje za obrażanie pracownika urzędu.
Teodor
pomyślał, że na całą ich czwórkę, wliczając w to zdezorientowanego Brudka,
jeden kociołek Eliksiru Uspokajającego to zdecydowanie za mało.
Nott nie
musiał się już martwić niewiedzą kolegów ani upierdliwością pewnej urzędniczki.
Hermiona jako pierwsza opuściła rezydencję, zdegustowana i wściekła, czego
upust dała, trzaskając drzwiami tak mocno, że zabrzęczały szyby w oknach.
Blaise natomiast nie zamierzał tak szybko wychodzić – dał się wyrzucić dopiero
po uzyskaniu odpowiedzi na kilkanaście pytań. Żadna z nich go nie
usatysfakcjonowała.
– Może
przynieść paniczowi filiżankę herbaty?
Teodor
odwrócił się od okna i spojrzał gniewnie na Brudka stojącego w drzwiach. Na
widok wielkich, pełnych służalczości oczu, wyraz jego twarzy złagodniał. Wiedział,
że skrzat chciał dobrze. Gdyby pan polecił mu nie pokazywać się Hermionie,
zrobiłby to. Nie jego winą była nadwrażliwość Granger na punkcie zniewolenia
skrzatów domowych.
Teodor
westchnął.
– Brudku
powiedz mi, na podstawie tego, co dzisiaj widziałeś… Uważasz, że dobrze
zrobiłem? Wracając do tego gówna?
Skrzat zbliżył
się, miętoląc w łapkach koszulkę.
– Brudek
cieszy się, że panicz Teodor postępuje tak, jak chciałaby tego panicza matka –
pisnął. – Pani Margaret nie chciałaby, by jej syn postępował wbrew sobie.
Teodor
mimowolnie zacisnął pięści.
– Właśnie o to
chodzi. Przestałem walczyć z samym sobą i czuję się coraz gorzej.
Zaciągnął się
papierosem trzymanym w dłoni i znów spojrzał w okno. Wychodziło ono na ogród,
teraz skąpany w mroku. Spoglądając w górę, można było dostrzec niebo usiane
gwiazdami i lśniący sierp księżyca.
– Brudek się
nie zgadza, sir – odezwał się cichutko skrzat. – Brudek widzi, kiedy panicz
wygląda na uradowanego. A dzisiaj rano właśnie tak panicz wyglądał.
Teodor zerknął
na niego przez ramię.
– Przynieś mi
jednak tę herbatę, proszę – rzucił. Brudek skłonił się nisko i wyszedł.
Nott wypuścił
powoli powietrze z płuc i potarł dłonią czoło. Odsunął się od okna, po czym
zaczął przechadzać się po miękkim dywanie wyściełającym bibliotekę. Był boso;
czuł na stopach każdą nierówność, każde sklejone włókienko. Dopiero w Hogwarcie
zaczął doceniać ten specyficzny spokój panujący w czytelni, taki, który nie
panował w żadnym innym pomieszczeniu. To tutaj unosił się ten charakterystyczny
zapach starych woluminów, będący jednym z najciekawszych zapachów, nie licząc
aromatu kawy.
Wzrok Teodora
padł na stosik książek na jednej ze szklanych etażerek. Na samym szczycie
leżały Tajemnice Ministerstwa Magii,
które wcześniej przykuły jego uwagę. Wziął je i zasiadł w najbliższym fotelu z
wysokim oparciem. Otworzył książkę na pierwszej lepszej stronie, na początku
rozdziału siódmego: „Co skrywa Departament Tajemnic?”
Zmarszczył
brwi. Dlaczego autor poświęcił cały rozdział jednemu departamentowi?
Przerzucił
nogi przez podłokietnik, jeszcze raz się zaciągnął, uważając, by popiół nie
spadł na stronnice, i zaczął czytać.
Każdy
z nas chciałby móc powiedzieć, że wie wszystko, że jest nieomylny, ale niestety
prawda boli: niektórych zagadek nie da się rozwiązać. Jedną z takich zagadek,
do tej pory nierozwiązanych przez największych naukowców naszego społeczeństwa,
jest Departament Tajemnic. To, co najciekawsze, zazwyczaj znajduje się poza
naszym zasięgiem, w tym wypadku na IX poziomie Ministerstwa Magii. Departament
Tajemnic, razem z Wizengamotem, stanowią najstarsze jego części, do których
dopiero w miarę upływu lat dobudowywano kolejne piętra [więcej informacji na
temat początków M.M. str. 18]. Pod koniec XV wieku zamknięto go na prawie
czterysta lat, by dopiero w pierwszej połowie ubiegłego stulecia zdjęto z jej
wrót plomby. Już to wydarzenie przyniosło ze sobą wiele niespodziewanych i
tragicznych w skutkach następstw, mianowicie ówczesny Minister Magii, Lorcan
McLaird, który własnoręcznie użył zaklęcia otwierającego, umarł na oczach
wszystkich zebranych. Nie po cichu, tak jak po klątwie Avady Kedavry, lecz
przez prawie pięć minut krzycząc i wijąc się w konwulsjach. Późniejsza sekcja
zwłok wykazała, że ciało McLairda zostało poddane torturom, których znaki
ukazały się dopiero po jego śmierci. Już ten fakt jest na tyle zastanawiający,
by zainteresowały się nim zagraniczne media, i na tyle przerażający, by nikt
nie chciał przejść przez otwarte drzwi departamentu.
Oczywiście
Ministerstwo Magii nie zamierzało od razu ujawnić prawdziwej przyczyny
zwolnienia najwyższego stanowiska [więcej informacji na ten temat str. 213].
Wybrano nowego ministra, Hectora Fawleya, który zarządził zbadanie zawartości
Departamentu Tajemnic. Skoro jednak nikt nie chciał przekroczyć jego progu, sam
postanowił to zrobić. W Departamencie Tajemnic spędził trzy dni. Co w nim
znalazł? Do tej pory tego nie wiadomo. Jego asystent, który jako jedyny odważył
się mu towarzyszyć, milczał jak zaklęty. Był on pierwszym Niewymownym.
Hector
Fawley wprowadził do czarodziejskiego prawa cały rozdział na temat pracy w
Podziemiach, łącznie z ustępem zakazującym jego pracownikom wyjawiania
informacji o swojej działalności. Oficjalne źródła niewiele nam mówią. Przez
całe lata kolejni ministrowie rzadko wypowiadali się publicznie na temat
Departamentu Tajemnic, a ich wypowiedzi zazwyczaj nie wnosiły niczego nowego.
Dopiero w roku 1975 wydarzyło się coś, co znów zmusiło czarodziejów do
przyjrzenia się Podziemiom. Ówczesna minister, Eugenia Jenkins, została
odsunięta od władzy przez swoją niemożność poradzenia sobie z walką przeciwko
Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Na dzień przed oficjalnym
przekazaniem stanowiska swojemu następcy zniknęła. Odnaleziono ją trzydzieści
sześć godzin później niedaleko komnat Wizengamotu.
„Wyglądała,
jakby ktoś lub coś ją napadło”, powiedział jeden ze świadków wyprowadzania
Jenkins z siedziby ministerstwa. „Była cała poszarpana, zakrwawiona, patrzyła
we wszystkie strony, jakby bała się, że zaraz zostanie zaatakowana. W dodatku
ciągle bredziła coś o zamkniętych drzwiach, jedynych, których nie mogła
otworzyć.”
Jak
się okazuje, Jenkins wcale nie bredziła. Jej słowa były potwierdzeniem czegoś,
co podejrzewało wielu przed nią: Departament Tajemnic, składający się z istnego
labiryntu pomieszczeń, skrywa jedną zamkniętą komnatę, której zawartości nie
zna nikt z żyjących.
Kiedy Brudek
wszedł do biblioteki, Teodor już na niego czekał. Wzniósł oczy do nieba na
widok porcelanowego serwisu i ciasteczek.
– Mówiłem ci
tylko o herbacie.
– Brudek wie,
sir. – Skrzat postawił tacę na biurku. – Brudek pomyślał, że może panicz
zgłodniał, tak mało panicz zjadł na kolacji.
– Nieważne. – Teodor
podał mu zapieczętowaną kopertę. – Mógłbyś zanieść to na pocztę? Jak
najszybciej. To bardzo ważny list.
Skrzat skłonił
się.
– Oczywiście,
sir.
Zniknął z
trzaskiem. Teodor westchnął i nalał sobie herbaty.
Zdecydowanie potrzebował
sowy.
_________________
Dopieszczany
do granic możliwości, zmieniany pięć tysięcy razy, więc mogły wkraść się błędy –
za wszelkie wytknięcia padam do nóżek.
Miłego
tygodnia!
Empatia
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńCudny rozdział rozdzial. Jak wszystkie zresztą :)
Byłam zakochana w Twoim poprzednim opowiadaniu (Jeden Jedyny Wyjątek) właśnie dlatego, że dotyczył Teodora Notta - jednego z moich faworytów serii o Potterze. Jednak tam był nastolatkiem, trochę zagubionym. trochę niezdecydowanym, trochę zbyt zamkniętym w sobie. Tu jest już prawie mężczyzną. Prawie, bo nadal ma przejawy nastoletniej, trochę buntowniczej, natury. Czasem miałam wrażenie przez te 6 rozdziałów, że czytam dalsze losy tego samego chłopaka. Jest to miłe i ciekawe odczucie.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać z ręką na sercu, że to opowiadanie bardziej mi przypadło do gustu. Dojrzalsi bohaterowie, dojrzalsze problemy, ciekawe spojrzenie na życie i poruszone kwestie.
Podoba mi się, jak wykreowałaś postacie - Dracona, Blaise'a, Hermionę, nawet Ginny mimo że miała 5 minut czasu antenowego. Dracona kocham miłością bezgraniczną, odkąd czternaście lat temu przeczytałam Kamień Filozoficzny, a Tobie udało się zachować sto procent jego charakteru. Podoba mi się Herma i to w jaki sposób się zachowuje - jest ludzka. Ubóstwiam Brudka - jest rozkoszny.
Generalnie chapeau bas! Czapki z głów! Oscar za najlepszego Potterowskiego bloga ever.
Pozdrawiam,
P.
Biedny Teodor, wszystko go nagle zaatakowali. Co nie zmienia faktu, że się uśmiechałam, czytając tę scenę. On niedługo pęknie, może będzie chciał wejść do tej zamkniętej komnaty. Aż sama jestem ciekawa co tam jest.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Teodor postanowił zdać owutemy, pochwalam chęć rozwoju:) Hermiona była wręcz zachwycona tymi wszystkimi zarzutami Notta. Pewnie i tak mu nie odpuści.
Piszesz w taki sposób, jakbyś to ty była J.K.Rowling! Twój styl, pomysły i przekaz jest nieziemski. Artykuł czytany przez Teodora? Napisany tak, jakbyś żyła w ich świecie... Mam nadzieję, że kiedyś równie pięknie będę pisać, tak żeby nikt nie zauważył że to fanfiction, tylko kontynuacja Pani Rowling.
OdpowiedzUsuńNaprawdę brawa dla Ciebie i życzę dalszego rozwijania swojego warsztatu pisarskiego!
Pozdrawiam.
Łaaaał, jak zawsze wspaniały rozdział! Jestem ciekawa czy Tedzio pójdzie do ministerstwa albo jak mu pójdą owumenty! Weny
OdpowiedzUsuńPs przeczytałas mój komentarz pod poprzednim.roz?
Oczywiście i za oba bardzo dziękuję :) Cieszę się, że spodobał Ci się Wyjątek i tym bardziej mi miło, że postanowiłaś zabrać się również za tę historię - postaram się, by też przypadła Ci do gustu :D
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Najbardziej podobał mi się fragment z kłótnią Notta i Hermiony. Nareszcie jakiś konflikt między nimi!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą rozczulił mnie 'Nottie'. Mam nadzieję, że Zabini będzie się tak do niego zwracał częściej :x No i uwielbiam twojego Malfoya. Nie jest za miły, jest złośliwy i cyniczny, czyli to, co najlepsze. Blaise'a też lubię. Cała jego wredota robi go za naprawdę zabawnego kolegę Teodora.
Podsumowując, rozdział był ciekawy i przyjemnie się go czytało.
Pozdrawiam :)
silence-guides-our-minds.blogspot.com
Pierwszy ogromny plus za baaardzo kanoniczną Hermionę, która udała Ci się taka i w JJW (tak, czytałam!) i tutaj, a to niełatwa sztuka. Drugi za Brudka, bo jest przeuroczy. Trzeci za Teodora, oczywiście, za pomysł i za styl. Ty chyba nigdy mi się nie znudzisz jako czytadło, Empatio. :) Weny życzę! xxxx
OdpowiedzUsuńŚWIETNE! naprawdę, jestem pod wrażeniem! :)
OdpowiedzUsuńoby tak dalej! czekam z niecierpliwością :)
http://art-of-killing.blogspot.com/
Bardzo podoba mi się sposob, w jaki piszesz to opowiadnie, jak samym formułowaniem zdan potrafisz zbudować odpowiedni nastrój -lżejszy, cięższy,bardziej rozrywkowy, bardziej poważny... To jest genialne. A przy okazji pokazuje tez dobrze charaktery Twoich bohaterow. hermiona, co nie jest dla mnie zaskoczeniem, łatwo się nie poddaje. Jednak ma swoj honor i teraz Teodor będzie musiał sie chyba bardziej postarać, jesli bedzie chciał ją udobruchać. Ciekawe, czy to do niej wysłał ten list. A nawet jesli nie, ważniejsze pytanie jest-czy list tyczy sie tego fragmentu z ksiazki czy czegos innego? Mam nadzieję, ze fragmentu o departamencie tajemnic, bo naprawdę mnie zaintrygował. Widzę, ze zamierzasz tutaj włączyć jakis porządny watek kryminalistyczny czy coś w ten deseń, więc ja jestem za, wietrzę na kilometr jakas wielka tajemnice i mam nadzieje, ze moze wlasnie fakt, iż jest pozwiazana z MM, prźekona Teodora ostatecznie, ze powinien zostac asystentem Hermiony. Och, ja rozumiem ze musi troche ponarzekać i w ogole ale i tak mysle, ze nim zostanie, więc równie dobrze moze sie zgodzić... A moze juz to zrobił w tym liście? Nie, chyba nie, ale mooooze ;) wlasciwie hermiona robi dla niego wielki wyjatek, pozwalając mu pracować jeszcze bez owutemow,a niby zajmuje się prawem xD ni chba ze tak mozna, jako jakis staż czy coś? Ciekawi mnie, jak to dalej rozwiążesz. No i ciekawe, co zrobią tzw. Przyjaciele Notta teraz. I tak nie było najgorzej jak na razie ze strony zabiniegl. Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowosc
OdpowiedzUsuńOMG Ten rozdział jest cudowny czyżby Teodor jednak zgodził się na pracę w Ministerstwie. Ma taką nadzieję. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuń"niepotrzebny bałagan z papierach." - w papierach
OdpowiedzUsuńTo tyle, jeśli o błędy chodzi.
No cóż, jasnym było, że akcji nagle nie zatrzymasz i nie zmienisz o 180stopni, ale zakładam, że Hermiona długo nie będzie chciała z Nottem mieć nic wspólnego, a to plus,bo inaczej to by się za szybko rozwinęło.
Brakowało mi trochę pyta Zabiniego, o których wspomniałaś w tekście, ale tylko trochę.
Zobaczymy, jak to się rozwinie.
Pozdrawiam,
Farfadeta
pytań* wrrr, klawiatura nie lubi wilgotnych dni...
UsuńZostałaś nominowana do LBA ;) Więcej informacji tutaj -> http://hogwart-xxi-wiek.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do LBA!!! Więcej informacji TU:
OdpowiedzUsuńhttp://city-immortals.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award.html
PS. Rozdział genialny. Dawaj mi tu szybko NEXT!!!!
Okay... Przeczytane.
OdpowiedzUsuńJak na mnie - w dwie noce - to bardzo szybko się z tym uporałem ;)
Co mogę powiedzieć ogólnie? Trudno mi się odnieść do ogółu, bo na dobrą sprawę historia ciągle trwa, ale postaram siępowiedzieć nieco o każdej z postaci lub o momentach, które mi ise podobały.
Przyznam, że jeszcze nie zdarzyła się sytuacja, która w ujmujący sposób rzuciłaby mnie na kolana, a jednak twój styl jest niecodzienny. Bardziej literacki niż większość dotychczasowo przeczytanych przeze mnie ff, nie tylko z kanonu o HP. Ma się wrażenie, że lekki, acz poważny kunszt przyszedł ci łatwiutko, a ty nie masz zamiaru go prędko oddać, co się chwali, zresztą...
Zacznę od Hermiony, bo przyznaję, choć to Teodor jest postacią czołową, to właśnie Granger i jej charakterek wyunęły sie na prowadzenie. Mam nadzieję, że co do Notta jeszcze zdążysz mnie zaskoczyć, na razie jestem zdystansowany - zupełnie jak ta powstać właśnie. Ale nie o nim teraz ;D
Twoja kreacja Hermiony bardzo pozytywnie wpłynęła na całokształt opowiadania. Odniosłem wrażenie, że jest tu taką "drugą szalą", która równoważy dość ponury początek, bo jak to tak rzucać magię?!
- Damn... znów odchodzę od załozenia "mówić tylko o jednym bohaterze na raz".
W każdym razie, choć czasem poważna, dziewczyna ta jest takim "śmieszkiem" w pozytywnym znaczeniu dla całości. Niemniej jednak, nie wydarzyło się jeszcze nic szczególnie ważnego, co pozwoliłoby mi na inny osąd - ewentualnie jednorazowa sytuacja z naszyjnikiem / W gwoli ścisłości, "moc kamieni" typu ametyst wzięła się z jakiegoś źródła, czy to raczej autorski wymysł? W końcu, minerały jakoś tam działają, na co poniektórych...
Zobaczymy jak to się rozwinie dalej.
Teodor Nott. Zabawne, że najważniejsze rzeczy jakie chciałem powiedzieć o jego postaci, zostały już ujawnione powyżej. "Zdystansowany samotnik, pragnący chwili uwagi", tak bym mógł określiś sumę jego działań w przecięgu tych kilku rozdziałów.
Fajnie, że nie wyjawiasz od razu całej historii jego życia, a dozujesz tę przyjemność i co rozdział dowiadujemy się czegoś więcej. Aczkolwiek muszę przyznać, że czasem brakuje mi na końcu rozdziału porządnego cliffhangera, któy posyciłby nieco chęci na dalszą część - wszystko jest klarowne od początku do końca, a mówię o tym teraz, gdyż to właśnie jego (Teodora) kwestie nie pozostawiają za sobą złudzeń.
Blaise i Dracon. Wsadzam ich do jednego worka, bo jakoś tak... przez większość czasu akcji pojawiali się razem. Zabini mnie się nie bardzo podoba. Mam dziwne wrażenie, że to on "podesłał" skażony naszyjnik do antykwariatu. Śmierć właściciela byłaby na rękę tej części jego osobowości, która pragnie, by Nott powrócił na "właściwą" ścieżkę. Swoją drogą - pytam, bo nie pamiętam, a szukać mi się nie chce - wspomniałaś, że ten naszyjnik jest turkusowy? Ametyst jest raczej fioletowy, z tego co się orientuję... Wybacz jeśli coś pokiełbasiłem, ale ten turkus jakoś dziwnie mi się tu kojarzy. Oczywiście mogło to być moje chore urojenie, ale dla pewności podpytam :)
Ginny, choć pojawiła się tylko raz i to na dosłownie chwilę, zdołała podbić moje serduszko, ale żeby nie było - tam jest miejsca dla większości pozytywnie nastawionych postaci :D
Mam dziwne wrażenie, że ta postać właśnie jakoś wpłynie na rozwój następujących wydarzeń. Cichutko mam też nadzieję, bo z tego co widzę z Harrym dopiero oczekują na dzieci, że jakoś fajnie spiszesz to, że syn zostanie ejdnak nazwany imieniem Snape'a :D
No, to chyba tyle ode mnie na ten czas.
Pozdrawiam serdecznie, życząc dużo weny twórczej.
Zaspamuje tylko, że też dziergam fanfika z działu "Pottera" (kolor-wstydu.blogspot.com), na który zapraszam serdecznie z nadzieję, że uda mi się przykuć czymś twoją uwagę.
I do następnego!
Jeśli informujesz o rozdziałach, proszę o takową notkę, na powyższy adres :)
Wybacz, ale po prostu muszę to powiedzieć - jak dobrze widzieć dowód na istnienie męskiej części blogsfery. Witam Cię serdecznie.
UsuńTak, moc kamieni, jak to ująłeś, to autorski pomysł. W swoim poprzednim opowiadaniu też dorabiałam takie łatki do kanonu, bo moim zdaniem Rowling baaardzo skąpo opisała magiczny świat. Jest tyle możliwości, tyle można stworzyć... Oczywiście tak, by nie kłóciły się z tym, co Rowling już opisała. Niemniej, dorabianie własnych teorii daje dużo zabawy :D A, no i mówiłam o ametyście, nie o turkusie.
Pięknie dziękuję za tak długi i konkretny komentarz oraz za tyle miłych słów - serducho rośnie! Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej c:
Pozdrawiam!
Rzuciwszy na nie uprzednio zaklęcie chroniące przed niechcianymi spojrzeniami, brał je do pracy, gdzie między obsługą jednego a drugiego klienta [...] - zgubiłaś przecinek po jednego.
OdpowiedzUsuń– Te dni?
– Właśnie, Malfoy, może po prostu boi się Morza Czerwonego?
– Jesteś obrzydliwy, Zabini.
– Do usług. - ten dialog powala! rozłożył mnie na łopatki.
Co tam błędy, treść za bardzo pochłaniała. A o ile są, to ledwo widoczne.
Rozdział bardzo mi się podoba. I wciąż idziemy powoli. I dobrze. Właśnie, ile planujesz rozdziałów?
Teodor jest genialną postacią, dobrze, że całe opowiadanie skupia się bardziej na nim. Powrót do magii. No i zgrabna scena z Hermioną. Tak, jest coraz bardziej upierdliwa. Ale uparta kobieta! Chwilami naprawdę mnie irytuje, ale chyba taki jej urok. Tak sądzę.
Brudek. Omatko. Uwielbiam. Nadgorliwy świetnie go opisuje. Ale no, dba o Notta w sumie. Całkiem fajnie jest przedstawiony.
Opowiadanie się rozwija. Jesteś jedną z takich autorek, które cenię, bo nic nie idzie szybko. Pozwalasz nad odkrywać go stopniowo, nic nie jest podane na tacy i skłania do myślenia. To chyba jedna z tych cech, które cenię w fanfikach.
Draco i Blaise też są namolni. I wyjście do klubu było całkiem, całkiem, chociaż naprawdę myślałam, że im się oprze. Jakieś jęki, że nie. Tak, to mnie zdziwiło.
Zdziwił mnie też bardzo Graham. Czyżbym widziała inspirację swoim niezaczętym blogiem? Oho, obserwujesz go. Teraz zauważyłam. Tak jakoś mi sie skojarzyło, bo nie widziałam, żeby ktoś o nim kiedykolwiek wspominał. Więc myśl sama się nasunęła.
Myślę, że nie mam już nic do powiedzenia, wiec zakończę komentarz.
Pozdrawiam,
Euforia.
Rozdziałów nie będzie więcej niż 30. Koniec z nie-wiadomo-jak-długimi-tasiemcami. Dla obu stron - w sensie dla mnie i dla Was - jest to jednakowa męka.
UsuńNope, było odwrotnie - najpierw odkryłam na Wiki Grahamka, a potem odkryłam Twojego bloga i dlatego go zaobserwowałam xD
Dzięki za opinię i pozdrawiam! :)
6 rozdziałów za mną, a materiał do kolokwium leży obok i zdaje się cicho do mnie mówić "na zaliczeniu będziesz plakac", ale ja nie o tym.
OdpowiedzUsuńJestem zagorzałą zwolenniczką dramione z długą przerwą w odwiedzaniu blogosfery i po dość dużej dawce tandety i wyznawaniu miłości po 3 do maksymalnie 6 rozdziałów popadłam w lekką depresję, dlatego też po trafieniu na katalog Granger myślę: "a co tam, poznajmy bliżej jakiegoś Teodora" i za cholerę nie żałuję, że poznałam Notta w Twoim wydaniu :)
Bardzo podoba mi się sam pomysł. Porzucenie magii, powrót po latach i to niezdecydowanie: chce być czarodziejem czy zdecydowanie pragnie wykorzenić z siebie i ze swojego życia magię.
Postać Hermiony tez jest dobrze wykreowana, nadal poważna, obowiązkowa, ale z nutką ciekawości, dystansu do siebie i determinacji.
Co mnie zadziwia to pomysł na postać Astorii, zazwyczaj ukazana jako wyniosła i zimna kobieta tutaj przekonuje mnie do siebie :) Chociaż nadal nieco kontrowersyjna to ta jej ciekawość do poznania wszystkiego co mugolskie jest niecodzienna - przynajmniej według mnie ;D
Jeśli chodzi o Blaisa i Draco... No cóż, są trochę irytujący, ale wprowadzają tez nutkę humoru do całości.
A zapomniała bym, podobaja mi się wtracenia myśli Teodora :) i te jego ironiczne odżywki.
No to na chwile obecną tyle. Czekam na więcej!
Życzę weny i wielu czytelników :)
Pozdrawiam, Pix.
Odzywki, nie odżywki! Ah ta autokorekta w telefonie... a czytałam ten komentarz zanim go dodałam.
UsuńPix.
"Dzisiaj rano Astoria chodziła cała w skowronkach i najchętniej zajęłaby się ratowaniem szczeniaczków z płonących budynków, ale zanim wyszedłem z domu, powiedziała, że śpię na kanapie. I zamknęła się w sypialni. "
OdpowiedzUsuńZdecydowanie to spodobało mi się najbardziej (sama zachowuję się podobnie w TE dni :D). No i tak jakoś opisujesz wszystko naturalnie, aż chce się wiedzieć, co będzie dalej. W świetny sposób budujesz atmosferę swojej historii, jest tajemniczo i powoli, a co najważniejsze - nie przynudzasz.
Informujesz może o notkach? Byłabym wdzięczna :)
Pozdrawiam,
Lena
Na początku wypada się przedstawić, więc bardzo mi miło, z tej strony Layls.
OdpowiedzUsuńZanim przejdę do sedna rzeczy chciałam powiedzieć, że przeczytałam Twój poprzedni, zakończony blog i powiem Ci szczerze, że był to najlepszy blog o Teodorze i Hermonie jaki w życiu przeczytałam, a kilka takich blogów było :)
Gdy zobaczyłam na Katalogu Granger, że masz kolejnego, nowego bloga wpadłam w zachwyt i wylądowałam tutaj :) Sześć rozdziałów minęło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że czytam jeden.
Uwielbiam tę parę. Teodor Nott, który na samym początku skradł moje serce i Hermiona Granger, która dzięki Ci, nie jest sex bombą. Wszystko jest idealne ! Od skromnego szablonu, który moim zdaniem odzwierciedla całego bloga, bo najmniejsze szczególiki, takie jak interpunkcja :)
Podoba mi się motyw z Ministerstwem Magii i tym Departamentem Tajemnic :)
Astoria.. postać wspaniała i dzięki Bogu! nie jest pustą idiotką, jak w większości opowiadań, tylko piękną, inteligentną, skromną kobietą, która wie jak ujarzmić Draco Malfoya. Co do blondyna, to nie odgrywa większej roli, ale lubię go :) Blaise trochę mnie wkurza, ale przeżyje xd
Co do samego rozdziału jest wspaniały !
Pozdrawiam
Layls
dramione-teatr-uczuc.blogspot.com
Bardzo fajny rozdział! Ciekawie piszesz i ogólnie jest mega! Bardzo fajny wątek z spotkaniem ex-ślizgonów i Hermiony z brudkiem i zabinim. Uwielbiam wszystkie skrzaty domowe ale Brudek to normalnie mój mały aniołek (uwielbiam go tak jak uwielbiałam tak jak Zgredka, no może Zgredka trochę bardziej ale i tak bardzo podobnie) Bardzo lubię też Astorie - nawet nie wiem dlaczego ale lubię ją
OdpowiedzUsuńNo to chyba wszystko
Pozdrówka, Euforiatheone