26 kwietnia 2015

6.

– Bez owutemów?
– Bez. Możesz zacząć pracę od razu, a owutemy zdasz w międzyczasie. Obiecuję, że będziesz miał czas na naukę.
– A co powiedzą na to w Ministerstwie? Myślałem, że przyjmują tylko najlepszych z najlepszych.
– I poniekąd masz rację. Nikt nie będzie cię o to pytał, bo praca w Ministerstwie wiąże się ze zdaniem owutemów. To tak jakby oczywiste, ponieważ w przeciwnym razie w ogóle nie otrzymałbyś tej posady. Zresztą, przecież prędzej czy później będziesz je miał, prawda? Dopiszemy wzmiankę o tym fakcie do twoich papierów i już.
– I już… No nie wiem, Granger. Nie widzę tego.
– Proszę, Teodorze. Spełniasz wszystkie wymagania.
– Naprawdę?
– Nawet ponad! Właśnie kogoś takiego jak ty szukałam. Jesteś… idealny! To jak, zgadzasz się?
– Cóż…
– Tak?
Po moim trupie.

Teodor dzielnie opierał się namowom Hermiony, choć gdy patrzyła na niego tymi dużymi, brązowymi oczami, nawet mimo obcasów niższa o głowę, trudno było nie ulec. On jednak nie zamierzał zmienić zdania. Coraz częściej kusiło go natomiast rzucenie tego wszystkiego w cholerę. Przecież miał jeszcze czas. Mógł znowu gdzieś wyjechać, zaszyć się gdzieś tak jak ostatnio, poczekać, aż wszyscy o nim zapomną… Wszystko byłoby jak dawniej.
Tyle że głód wiedzy, na nowo obudzony, nie dawał o sobie zapomnieć.
Teodor odwiedził Instytut Edukacji Magicznej, gdzie zapisał się na owutemy. Zapłacił za to sporo galeonów, bo egzaminy można było zdawać za darmo przed ukończeniem dwudziestego roku życia. Ich termin wypadał pod koniec czerwca, miał więc jeszcze kilka tygodni na odświeżenie wiadomości. Początkowo planował do tego czasu chodzić na zajęcia uzupełniające, ale pogodzenie kursów z pracą w antykwariacie okazało się niewykonalne. W zamian za to kupił sobie kilka dodatkowych książek i nie rozstawał się ze starymi, szkolnymi podręcznikami. Rzuciwszy na nie uprzednio zaklęcie chroniące przed niechcianymi spojrzeniami, brał je do pracy, gdzie między obsługą jednego a drugiego klienta kuł przepisy eliksirów, zaś już po zamknięciu transmutował różne przedmioty, wyobrażając sobie minę pana Robinsona, gdyby zamiast swoich cennych skarbów zobaczył zwykłe widelce, kolorowe kwiatki albo żywy drób.
Pewnego wieczora wybrał się na zbadanie zawartości własnej biblioteczki. Wcześniej prawie do niej nie zaglądał, bo to było królestwo ojca, jego gabinet i samotnia, w której często lubił się ukrywać. Teodorowi rzadko pozwalano tu wchodzić, a już na pewno nie mógł szperać wśród półek. Domyślał się, że musiały się tam znajdować nie do końca legalne pozycje. Teraz miał okazję zaspokoić swoją ciekawość.
Zaczął od regału stojącego najbliżej drzwi. Znalazł tam parę książek dla dzieci, które znał z dzieciństwa; wiele z nich czytała mu matka, jeszcze przed śmiercią. Z rozrzewnieniem spojrzał na stary egzemplarz Baśni Barda Beedle’a. Nadal pamiętał opowieść o Czarodzieju i skaczącym garnku, jego ulubioną. Przywołał mgliste wspomnienie którejś Gwiazdki, kiedy siedział z matką na dywanie przed kominkiem, oglądając barwne rysunki. Później rozległo się trzaśnięcie frontowych drzwi, do salonu wkroczył Anthony Nott. Zionęło od niego alkoholem.
Następnie Teodor zagłębił się w dział encyklopedii. Obejrzał uważnie kilka z nich, po czym odłożył na stolik nieopodal, uznawszy, że mogą przydać się w czasie powtórek do owutemów. Sporo czasu stracił przy powieściach. Wiedział, że czarodziejska literatura jest równie bogata co mugolska, ale nie spodziewał się aż tylu kryminałów i romansów we własnym domu. Był pewny, że to nie Anthony za nie odpowiadał.
Powoli zapadał zmierzch, a Teodor nie przebrnął nawet przez jedną piątą ogromnych zbiorów. Jego uwagę przykuł tytuł: Tajemnice Ministerstwa Magii. Natychmiast skojarzył mu się z ofertą Hermiony. Wyobraził sobie samego siebie, drepczącego za nią z podkładką do pisania przez okazałe atrium. Skrzywił się. Nie sądził, by długo był w stanie pracować jako czyjś asystent, a już zwłaszcza jej asystent.
Prychnął cicho, ale odłożył Tajemnice na kupkę książek, którymi zamierzał zająć się w najbliższym czasie. Przebiegł wzrokiem po kolejnych tomiszczach i wtedy usłyszał z dołu wołanie.
– Noooott! Nottie, gdzie się ukrywasz?
Zaklął i niemal biegiem opuścił bibliotekę. Gruby dywan, którym wyłożona była podłoga w korytarzu, stłumił odgłosy jego kroków. Kiedy stanął na szczycie schodów, zobaczył Malfoya patrzącego obojętnie w przestrzeń, i Zabiniego uśmiechającego się w iście szatański sposób.
– Nareszcie. Mam nadzieję, że przypudrowałeś nosek. – Oczy Blaise’a błysnęły dziko. – Gotowy? Noc wprawdzie jeszcze młoda, ale…
– Dobra, ruszaj się, Nott, bo Zabiniemu już się kurzy pod nogami – prychnął Draco.
Teodor wziął kurtkę z wieszaka.
– A tobie co? – spytał, unosząc brwi. – Astoria zamknęła ci drzwi do sypialni?
Blaise ryknął śmiechem.
– Dziesięć punktów dla Slytherinu! – zawołał z radością.
Wyszli z posiadłości. Wieczór był ciepły, a niebo przypominało granatowy atłas. Teodor popatrzył na ubawionego Zabiniego i wyraźnie zirytowanego Malfoya.
– Po prostu się nie umyłeś czy naprawdę coś schrzaniłeś? Przestań wyć, Blaise, zaraz się posikasz.
– Ty też mnie nie denerwuj, Nott – syknął Draco, wbijające ręce w kieszenie ciemnych spodni. – Dzisiaj rano Astoria chodziła cała w skowronkach i najchętniej zajęłaby się ratowaniem szczeniaczków z płonących budynków, ale zanim wyszedłem z domu, powiedziała, że śpię na kanapie. I zamknęła się w sypialni. Gdybym nie był prawie spóźniony, dowiedziałbym się, o co chodzi. Naprawdę, czasem mam ochotę nią potrząsnąć.
Teodor gwizdnął przeciągle.
– Te dni?
– Właśnie, Malfoy, może po prostu boi się Morza Czerwonego?
– Jesteś obrzydliwy, Zabini.
– Do usług.

Zamiast w Chimerze, tamten wieczór spędzili w mugolskim klubie CoCo. Było tam głośno i tłoczno, ale jednocześnie bardzo przyjemnie dzięki gustownym meblom, konkretnej obsłudze oraz – przede wszystkim – wyśmienitym drinkom. Dobry nastrój prawie natychmiast im się udzielił, zwłaszcza że spotkali tam swojego dawnego kolegę, Grahama Montague’a. Montague, ciemnowłosy i potężnie zbudowany, był starszy od nich, ale mimo różnicy wieku szybko znaleźli wspólny język. Teraz, po paru kolejkach, dogadywali się jeszcze lepiej.
Graham jednak okazał się niezaprawionym w bojach kompanem i z CoCo ewakuował się przed północą, czkając i lekko się śliniąc. Draco udał się do toalety, narzekając na moczopędność soku pomidorowego, więc przy stoliku został tylko Teodor oraz Blaise. Ten drugi miał najmocniejszą głowę z nich wszystkich, Nott natomiast już czuł, że nie do końca panuje nad językiem. Siedział oparty łokciem o blat stolika, a koniec różdżki nieprzyjemnie wbijał mu się w żebra. To przypomniało mu o tym, że jego przyjaciele nadal nie wiedzą o najważniejszym.
Nie bawiąc się w rozpatrywanie plusów i minusów, wyprostował się i popatrzył poważnie na Blaise’a sączącego powoli przez słomkę jaskrawoniebieski napój. Przez dłuższą chwilę obserwował go, skupiając się na błyszczącej, ciemnej skórze oraz poruszającej się jednostajnie grdyce. Odchrząknął.
– Wiesz, Zabini… – Kupiłem sobie różdżkę, fajnie, nie? – Chciałbym spróbować twojego picia.
Co?
Blaise uniósł brwi, po czym roześmiał się. Podsunął koledze własną szklankę.
– Ale się zrobiłeś. Uważaj, bo skończysz jak Montague.
Teodor z roztargnieniem pociągnął łyk i zakrztusił się.
– Za słodkie. – Otarł usta wierzchem dłoni. Znów odnalazł czarne oczy Blaise’a. Jeszcze jedna próba: zdaję owutemy. – Draco chyba utopił się w tym klopie.
CO?! „Klopie”? Gdyby tak ojciec go słyszał… Od dziecka powtarzano mu, że ma uważać na język i nie używać słów jak z rynsztoka. Wystarczył wypad do CoCo, żeby potrzebował porządnego ciosu przez łeb słownikiem.
Jak na zawołanie, z tłumu wyłonił się Malfoy. Wyglądał na zniesmaczonego.
– Ktoś pomylił sobie pisuar z muszlą klozetową – poinformował ich i wzdrygnął się. – Mugole.
Teodor odchrząknął znacząco, a chłopaki spojrzeli na niego wyczekująco. Zacisnął dłoń na swojej szklance z whisky. Wasza ukochana szlama zaproponowała mi pracę w Ministerstwie.
– Na pohybel brudasom!
CO, DO CHOLERY?!
A, chrzanić to.

Następny dzień spędził całkiem produktywnie jak na typowy dzień po spotkaniu z kolegami. Obudził się wyjątkowo wcześnie, wziął gorący prysznic i sam przyrządził sobie orzeźwiający napój, co uznał za całkiem przyzwoitą wprawkę przed próbą warzenia eliksirów. Teodor postanowił zdawać owutema również z tego przedmiotu, co wiązało się z koniecznością ćwiczeń. Tak więc jeszcze przed południem chłopak ustawił na kuchence kociołek, na blacie położył otwarty podręcznik do siódmej klasy, włączył radio i wziął się do roboty.
Zaczął od czegoś prostego: od eliksiru na porost włosów. Jego moc sprawdził na sobie, przez co przez kolejne dwadzieścia minut męczył się z długą do pasa brodą. Gdy wreszcie się jej pozbył (dodatkowy punkt za trwałość, prychnął w myślach), przeszedł do bardziej skomplikowanych mikstur. Wszystkiemu przyglądał się Brudek, raz po raz chichocząc piskliwie albo wydając z siebie przeciągłe okrzyki aprobaty lub grozy, kiedy wydawało się, że Teodor ucierpi od syczącego roztworu.
– Panicz Nott nie powinien użyć takiej szpatułki, to nietrwałe narzędzie!
– Dziękuję, Brudku, ale zamknij się. No cholera jasna!
– A nie mówiłem, sir?
Teodor ze złością wrzucił stopioną szpatułkę do zlewu.
Czuł się jak za dawnych lat, kiedy schodził do ciemnych, śmierdzących wilgocią lochów, ze skupieniem słuchał instrukcji Snape’a, a potem, pełen ekscytacji, zabierał się za warzenie kolejnej mikstury. Wiedział, że ma władzę. Wiedział, że przez te półtorej godziny to on rozdaje karty. Wiedział, że zostaje nagradzany spojrzeniem aprobaty nauczyciela nie tylko ze względu na przynależność do Slytherinu. Już w pierwszej klasie spodobały mu się eliksiry, może nie tak bardzo jak transmutacja, jednak każda receptura, nawet na zwykły Rozweselacz, była dla niego czymś niezwykłym, jakby tworzył nową rzeczywistość.
Teraz, kiedy po tylu latach znów stanął przed kociołkiem, alchemia wydawała mu się czymś naturalnym. Zupełnie tak jak rzucanie zaklęć – gdy postanowił wrócić do magii, czuł lęk, że będzie zmuszony wszystkiego uczyć się od nowa. Tak się jednak nie stało. Jego nadgarstek pamiętał ruchy, a wargi same układały się w inkantacje. Teraz intuicyjnie sięgał po składniki, niewiele zastanawiał się nad tym, jak długo powinien obracać chochelką ani czy powinien zmniejszyć lub zwiększyć ogień; po prostu to robił. Tak jakby w jego umyśle obudziło się coś od dawna uśpione i przejmowało nad nim całkowitą kontrolę.
A on się jej poddawał, bo wiedział, że walka z naturą nie ma sensu.
Kończył już przyrządzać Uspokajacz – który mimo swej nazwy był całkiem… kapryśny – kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi, wyrywając go z zamyślenia.
– Brudku! – zawołał, lecz skrzat nie odpowiedział. – Brudku, otwórz!
Gdy dźwięk dzwonka rozległ się jeszcze raz, tym razem nieco dłuższy niż poprzednio, Teodor zmniejszył gaz, wytarł ręce w ścierkę i sam poszedł sprawdzić, kto przyszedł. Otwierając drzwi, nie spodziewał się ujrzeć na progu Hermiony. Sapnął ze zniecierpliwieniem.
– Naprawdę nie masz co robić w sobotę?
– Dzień dobry, mnie również miło cię widzieć. Mogę wejść?
Teodor zawahał się.
– Widzisz, jestem trochę zajęty…
– Czy to Eliksir Uspokajający? – spytała z ożywieniem Hermiona, patrząc ponad jego ramieniem. – Pięknie pachnie!
Teodor uśmiechnął się złośliwie.
– Czyżby praca szefowej departamentu była tak stresująca, że bez zwykłego Uspokajacza ani rusz? – zadrwił, po czym przesunął się. – Wchodź.
– Ćwiczysz przed owutemami, tak? – zainteresowała się Hermiona, prowadzona przez gospodarza do kuchni. – Jak ci idzie? Kiedy masz terminy?
– Przeprowadzasz wywiad środowiskowy? W ogóle jak mnie znalazłaś?
Hermiona zarumieniła się i spuściła wzrok.
– No wiesz… pracuję w Ministerstwie Magii.
Teodor posłał jej wściekłe spojrzenie. Nie spodziewał się, że sięgnie po takie środki. Gdyby po prostu spytała, podałby swój adres… prawdopodobnie.
– Wielu ludzi tak odnajdujesz? – warknął.
Weszli do przestronnej kuchni. Na marmurowych blatach poustawiane były słoiczki z zakonserwowanymi magicznymi zwierzętami, miseczki z kamieniami szlachetnymi czy podejrzanie wyglądającymi substancjami, a oprócz tego pęki intensywnie pachnących ziół. Na jednym z palników stał kociołek, z którego wydobywały się czerwone kłęby dymu. Hermiona zajrzała do niego z dziwnym uśmiechem na ustach. Teodor patrzył na nią z obojętnością.
– Kawy? Herbaty? – rzucił prawie od niechcenia, na co tylko potrzasnęła głową. Teraz pochylała się nad otwartym podręcznikiem. – Więc jakie jest cel twojej wizyty?
– Naprawdę się nie domyślasz? – spytała cicho, oderwawszy się od lektury. – Przyszłam jeszcze raz spytać cię, czy…
– Nie.
– Ale…
– Niepotrzebnie zadawałaś sobie tyle trudu. Przecież doskonale znasz odpowiedź. – Teodor oparł się o szafkę i założył ręce na piersiach. Hermiona grała mu na nerwach swoją upartością. – Myślałem, że jasno dałem ci do zrozumienia, co myślę o tym głupim pomyśle.
– Eliksir zaraz ci się zwarzy – zauważyła spokojnie Granger. Kiedy Teodor rzucił się, by ratować miksturę, ona westchnęła ciężko. – Naprawdę nie rozumiem twoich obiekcji. Co ci szkodzi? I tak wróciłeś do magii, zresztą, praca w Ministerstwie jest słabo związana z samym uprawianiem czarów…
– Granger, nie zamierzam mieszać się w politykę – uciął Nott, wrzucając do kociołka posiekaną bazylię. Nie była ona koniecznym składnikiem, ale znacząco poprawiała smak napoju. – W dodatku mam już pracę, jakbyś o tym zapomniała.
– Pan Robinson na pewno da sobie radę bez ciebie – powiedziała szybko. – Albo znajdzie kogoś innego do pomocy.
– Powiedziałem: nie.
Wyłączył gaz i zajrzał do instrukcji. Wyglądało na to, że wszystko się udało: konsystencja, barwa oraz zapach były w porządku. Wziął chochelkę i nalał trochę Uspokajacza do szklanki, którą podał Hermionie.
– Masz, pij.
– Nie zamierzam być twoim królikiem doświadczalnym – żachnęła się, odstawiając naczynie na blat. – Teodorze, muszę mieć asystenta.
– Jeszcze nie znalazłaś zastępstwa?
– Znalazłam – przyznała niechętnie. – Jake jest nierozgarnięty. Nie nadąża za mną i robi niepotrzebny bałagan z papierach.
– Skąd wiesz, że ja też bym takiego nie miał?
Wskazała na blat zasłany składnikami.
– Utrzymujesz porządek w miejscu pracy – stwierdziła, jakby właśnie mówiła o najoczywistszej rzeczy na świecie. – A sama alchemia wymaga niezwykłej dokładności. Spełniasz wszystkie wymagania, Teodorze, wszystkie.
– Już mi to mówiłaś, ale nadal nie wiem, jakie one są.
Jej policzki zabarwiły się szkarłatem. Wyglądała jak niewinna Gryfonka, którą przyłapano na dręczeniu szczura potrzebnego na lekcji transmutacji. Odgarnęła za ucho kosmyk włosów.
– Cóż… Umiesz rozmawiać z ludźmi, jesteś elokwentny, skrupulatny, nie robisz wokół siebie chaosu. Myślę też, że masz siłę przebicia i spryt.
Teodor nie dał po sobie poznać, jak bardzo te słowa połechtały jego ego. Uniósł brew z rozbawieniem.
– Mówisz to na podstawie naszej krótkiej znajomości?
– I na podstawie obserwacji ciebie jako ucznia, tak.
– Od Hogwartu minęło sporo czasu. Może już nie jestem taki sprytny, a raczej leniwy i tępy? – zasugerował, obserwując uważnie reakcję Hermiony. Wyglądała na zdeterminowaną, by wrócić do domu z jego zgodą, co tylko bardziej go rozsierdziło.
– Ktoś tępy nie odróżniłby po sześciu latach srebra Aleksandra od zwykłego metalu.
– Granger, nie chcę dla ciebie pracować.
– Więc o to chodzi? – spytała z niedowierzaniem. – O to, że byłabym twoją pracodawczynią?
– Jesteś śmieszna!
– Ja jestem śmieszna? To tobie przeszkadza pracowanie dla kobiety! – prychnęła, wyrzucając ręce w górę.
– Wcale… och, nie o to chodzi!
– Więc o co, Teodorze?
Znowu patrzył na nią z góry, ale tym razem spojrzenie pełne szczerości nie wywarło na nim wrażenia.
– O to, że nie chcę wracać do tego świata, rozumiesz? – wycedził.
– A różdżka? A to? – Hermiona wskazała kociołek, z którego wciąż unosiły się kłęby pary. – A owutemy? Czy to wszystko nie mieści się w definicji powrotu? Zresztą, sam mówiłeś, że magia nas nie upośledza, że… że poszerza horyzonty! To twoje słowa!
Teodor pokręcił głową, zaciskając dłonie w pięści.
– Nie rozumiesz, Granger…
– Więc mnie uświadom!
– Przez magię straciłem wszystkich, na których mi zależało! – wybuchnął, z satysfakcją zauważając, że dziewczyna cofa się o krok. Świetnie. Chciała prawdy, więc ją dostanie. – Dlatego z niej zrezygnowałem, dlatego przez sześć lat żyłem jak mugol, byle tylko nie mieć z nią nic wspólnego! A przez ciebie… przez ciebie w jednej chwili dałem się na nowo omotać.
– Przeze mnie? – powtórzyła, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Na policzkach miała wypieki. – Przecież to nie ja zaprowadziłam cię za rączkę do Ollivandera.
– Ale to ty przypomniałaś mi, za co tak bardzo ceniłem magię. Przez ciebie do niej wróciłem, chociaż lepszym wyjściem było zostawić wszystko tak jak było. Jeszcze niedawno moje życie było spokojne, czyste, a teraz nagle trafiłem w sam środek badziewia, czyli czarodziejskiego świata!
– Napadły cię wątpliwości, więc mnie obwiniasz, tak? I dlatego nie chcesz ze mną pracować?
Między innymi dlatego – poprawił ją chłodno. Nie ruszył go ból, którzy przemknął przez jej twarz. – Bo oprócz tego jesteś uparta i irytująca, i wiem, że nie mógłbym z tobą długo wytrzymać.
Hermiona wpatrywała się w niego bez słowa, a on tylko czekał na wybuch. Sam czuł przyśpieszone bicie własnego serca oraz uderzenia gorąca, jak zwykle, gdy się na kogoś wściekał. Ona jednak przyjęła jego słowa bez krzty gniewu.
– Skoro nie chcesz tego zrobić dla mnie, zrób to dla siebie – rzekła cicho. – Praca w Ministerstwie otwiera wiele drzwi…
– Pragnienie wiedzy nie jest tym samym, co pragnienie władzy. A ludzie Ministerstwa właśnie za nią ślepo podążają.
Wyraz twarzy Hermiony zmienił się i Teodor już wiedział, że przesadził.
– Czyli oprócz bycia irytującą jestem też żądna władzy, tak?
Teodor przewrócił oczami.
– Ty to powiedziałaś.
Dźgnęła to palcem w pierś tak mocno, że aż syknął cicho. Jej oczy ciskały gromy.
– Wiesz co, Nott? Mogłam przyjąć do wiadomości, że czarodziejów traktujesz na równi z robakami, choć sam jesteś jednym z nich, czy tego chcesz, czy nie. Spotkało cię coś strasznego przez magię, więc to zrozumiałe. Ale teraz śmiesz twierdzić, że Ministerstwo Magii to fabryka tyranów?! Może to nie była zbyt czysta instytucja, gdy Voldemort ją inwigilował. Teraz, kiedy Ministrem Magii został Kingsley Shacklebolt, sprawa ma się zupełnie inaczej. Ale tobie nie da się nic powiedzieć! Zamykasz się na wszystko, co jest związane z czarodziejskim światem, chociaż JUŻ DO NIEGO NALEŻYSZ! Nic nie wiesz, Nott, a śmiesz cokolwiek oceniać! – Znowu wyrzuciła ręce w górę. – I kto tu jest irytujący!
Zamaszystym krokiem opuściła kuchnię.
A Teodor stał przy zlewie, zastanawiając się, za kogo, do cholery, miała się ta wredna szczotka.
Nie zdążył nawet się poruszyć, kiedy powietrze przeszył kobiecy wrzask. Teodor prawie biegiem przeciął kuchnię oraz jadalnię, aż znalazł się w hallu. Tam zobaczył Brudka z naręczem kwiatów, wpatrującego się wielkimi oczami w stojącą naprzeciwko niego dziewczynę.
– Panicz Teodor! – ucieszył się na widok swojego pana. – Brudek nie wiedział, że ma pan gości.
Hermiona bardzo powoli odwróciła się, zarumieniona od gniewu.
– Żyłeś jak mugol, co? – warknęła, oddychając szybko. – Czyli odciąłeś się od czarodziejów, ale postanowiłeś zatrzymać sobie skrzata domowego?
Teodor przejechał dłonią po twarzy. Czuł, że dłużej nie wytrzyma i zaraz może stać się coś bardzo, bardzo złego.
– Znowu ja jestem zły, tak?
W tym samym momencie rozległo się syczenie, a z salonu wylało się zielone światło. Teodor natychmiast rozpoznał charakterystyczny odgłos płonącego w kominku ognia, oznaczającego, że ktoś zaraz zamierza się tu dostać za pomocą sieci Fiuu.
I rzeczywiście, po kilkunastu sekundach rozległo się nawoływanie:
– Noooott!
Teodor zamarł. Jeszcze tego idioty tu brakowało.
Do przedpokoju wkroczył Blaise. Na widok Hermiony zrobił minę, jakby nagle się czymś zadławił.
– Co ona tu robi?!
Granger zmierzyła Zabiniego spojrzeniem pełnym obrzydzenia. Założywszy ręce na piersiach, zwróciła się do Teodora:
– Jesteś absolutnie pewien, że to tylko dzięki… o przepraszam, PRZEZE MNIE kupiłeś nową różdżkę?
– Co? – Zaskoczenie widniejące na twarzy Blaise’a mieszało się ze złością. – Nie chciałeś słuchać mnie i Malfoya, ale wystarczyła jedna szlama, żebyś do nas wrócił?
– Ej! – Hermiona wyciągnęła oskarżycielsko palec w jego stronę. – Nie jesteśmy już w szkole, Zabini, więc lepiej zamilcz, jeśli nie chcesz, żebym wyciągnęła odpowiednie konsekwencje za obrażanie pracownika urzędu.
Teodor pomyślał, że na całą ich czwórkę, wliczając w to zdezorientowanego Brudka, jeden kociołek Eliksiru Uspokajającego to zdecydowanie za mało.

Nott nie musiał się już martwić niewiedzą kolegów ani upierdliwością pewnej urzędniczki. Hermiona jako pierwsza opuściła rezydencję, zdegustowana i wściekła, czego upust dała, trzaskając drzwiami tak mocno, że zabrzęczały szyby w oknach. Blaise natomiast nie zamierzał tak szybko wychodzić – dał się wyrzucić dopiero po uzyskaniu odpowiedzi na kilkanaście pytań. Żadna z nich go nie usatysfakcjonowała.
– Może przynieść paniczowi filiżankę herbaty?
Teodor odwrócił się od okna i spojrzał gniewnie na Brudka stojącego w drzwiach. Na widok wielkich, pełnych służalczości oczu, wyraz jego twarzy złagodniał. Wiedział, że skrzat chciał dobrze. Gdyby pan polecił mu nie pokazywać się Hermionie, zrobiłby to. Nie jego winą była nadwrażliwość Granger na punkcie zniewolenia skrzatów domowych.
Teodor westchnął.
– Brudku powiedz mi, na podstawie tego, co dzisiaj widziałeś… Uważasz, że dobrze zrobiłem? Wracając do tego gówna?
Skrzat zbliżył się, miętoląc w łapkach koszulkę.
– Brudek cieszy się, że panicz Teodor postępuje tak, jak chciałaby tego panicza matka – pisnął. – Pani Margaret nie chciałaby, by jej syn postępował wbrew sobie.
Teodor mimowolnie zacisnął pięści.
– Właśnie o to chodzi. Przestałem walczyć z samym sobą i czuję się coraz gorzej.
Zaciągnął się papierosem trzymanym w dłoni i znów spojrzał w okno. Wychodziło ono na ogród, teraz skąpany w mroku. Spoglądając w górę, można było dostrzec niebo usiane gwiazdami i lśniący sierp księżyca.
– Brudek się nie zgadza, sir – odezwał się cichutko skrzat. – Brudek widzi, kiedy panicz wygląda na uradowanego. A dzisiaj rano właśnie tak panicz wyglądał.
Teodor zerknął na niego przez ramię.
– Przynieś mi jednak tę herbatę, proszę – rzucił. Brudek skłonił się nisko i wyszedł.
Nott wypuścił powoli powietrze z płuc i potarł dłonią czoło. Odsunął się od okna, po czym zaczął przechadzać się po miękkim dywanie wyściełającym bibliotekę. Był boso; czuł na stopach każdą nierówność, każde sklejone włókienko. Dopiero w Hogwarcie zaczął doceniać ten specyficzny spokój panujący w czytelni, taki, który nie panował w żadnym innym pomieszczeniu. To tutaj unosił się ten charakterystyczny zapach starych woluminów, będący jednym z najciekawszych zapachów, nie licząc aromatu kawy.
Wzrok Teodora padł na stosik książek na jednej ze szklanych etażerek. Na samym szczycie leżały Tajemnice Ministerstwa Magii, które wcześniej przykuły jego uwagę. Wziął je i zasiadł w najbliższym fotelu z wysokim oparciem. Otworzył książkę na pierwszej lepszej stronie, na początku rozdziału siódmego: „Co skrywa Departament Tajemnic?”
Zmarszczył brwi. Dlaczego autor poświęcił cały rozdział jednemu departamentowi?
Przerzucił nogi przez podłokietnik, jeszcze raz się zaciągnął, uważając, by popiół nie spadł na stronnice, i zaczął czytać.

Każdy z nas chciałby móc powiedzieć, że wie wszystko, że jest nieomylny, ale niestety prawda boli: niektórych zagadek nie da się rozwiązać. Jedną z takich zagadek, do tej pory nierozwiązanych przez największych naukowców naszego społeczeństwa, jest Departament Tajemnic. To, co najciekawsze, zazwyczaj znajduje się poza naszym zasięgiem, w tym wypadku na IX poziomie Ministerstwa Magii. Departament Tajemnic, razem z Wizengamotem, stanowią najstarsze jego części, do których dopiero w miarę upływu lat dobudowywano kolejne piętra [więcej informacji na temat początków M.M. str. 18]. Pod koniec XV wieku zamknięto go na prawie czterysta lat, by dopiero w pierwszej połowie ubiegłego stulecia zdjęto z jej wrót plomby. Już to wydarzenie przyniosło ze sobą wiele niespodziewanych i tragicznych w skutkach następstw, mianowicie ówczesny Minister Magii, Lorcan McLaird, który własnoręcznie użył zaklęcia otwierającego, umarł na oczach wszystkich zebranych. Nie po cichu, tak jak po klątwie Avady Kedavry, lecz przez prawie pięć minut krzycząc i wijąc się w konwulsjach. Późniejsza sekcja zwłok wykazała, że ciało McLairda zostało poddane torturom, których znaki ukazały się dopiero po jego śmierci. Już ten fakt jest na tyle zastanawiający, by zainteresowały się nim zagraniczne media, i na tyle przerażający, by nikt nie chciał przejść przez otwarte drzwi departamentu.
Oczywiście Ministerstwo Magii nie zamierzało od razu ujawnić prawdziwej przyczyny zwolnienia najwyższego stanowiska [więcej informacji na ten temat str. 213]. Wybrano nowego ministra, Hectora Fawleya, który zarządził zbadanie zawartości Departamentu Tajemnic. Skoro jednak nikt nie chciał przekroczyć jego progu, sam postanowił to zrobić. W Departamencie Tajemnic spędził trzy dni. Co w nim znalazł? Do tej pory tego nie wiadomo. Jego asystent, który jako jedyny odważył się mu towarzyszyć, milczał jak zaklęty. Był on pierwszym Niewymownym.
Hector Fawley wprowadził do czarodziejskiego prawa cały rozdział na temat pracy w Podziemiach, łącznie z ustępem zakazującym jego pracownikom wyjawiania informacji o swojej działalności. Oficjalne źródła niewiele nam mówią. Przez całe lata kolejni ministrowie rzadko wypowiadali się publicznie na temat Departamentu Tajemnic, a ich wypowiedzi zazwyczaj nie wnosiły niczego nowego. Dopiero w roku 1975 wydarzyło się coś, co znów zmusiło czarodziejów do przyjrzenia się Podziemiom. Ówczesna minister, Eugenia Jenkins, została odsunięta od władzy przez swoją niemożność poradzenia sobie z walką przeciwko Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Na dzień przed oficjalnym przekazaniem stanowiska swojemu następcy zniknęła. Odnaleziono ją trzydzieści sześć godzin później niedaleko komnat Wizengamotu.
„Wyglądała, jakby ktoś lub coś ją napadło”, powiedział jeden ze świadków wyprowadzania Jenkins z siedziby ministerstwa. „Była cała poszarpana, zakrwawiona, patrzyła we wszystkie strony, jakby bała się, że zaraz zostanie zaatakowana. W dodatku ciągle bredziła coś o zamkniętych drzwiach, jedynych, których nie mogła otworzyć.”
Jak się okazuje, Jenkins wcale nie bredziła. Jej słowa były potwierdzeniem czegoś, co podejrzewało wielu przed nią: Departament Tajemnic, składający się z istnego labiryntu pomieszczeń, skrywa jedną zamkniętą komnatę, której zawartości nie zna nikt z żyjących.

Kiedy Brudek wszedł do biblioteki, Teodor już na niego czekał. Wzniósł oczy do nieba na widok porcelanowego serwisu i ciasteczek.
– Mówiłem ci tylko o herbacie.
– Brudek wie, sir. – Skrzat postawił tacę na biurku. – Brudek pomyślał, że może panicz zgłodniał, tak mało panicz zjadł na kolacji.
– Nieważne. – Teodor podał mu zapieczętowaną kopertę. – Mógłbyś zanieść to na pocztę? Jak najszybciej. To bardzo ważny list.
Skrzat skłonił się.
– Oczywiście, sir.
Zniknął z trzaskiem. Teodor westchnął i nalał sobie herbaty.
Zdecydowanie potrzebował sowy.
_________________
Dopieszczany do granic możliwości, zmieniany pięć tysięcy razy, więc mogły wkraść się błędy – za wszelkie wytknięcia padam do nóżek.
Miłego tygodnia!


Empatia

24 komentarze:

  1. Pierwsza?
    Cudny rozdział rozdzial. Jak wszystkie zresztą :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam zakochana w Twoim poprzednim opowiadaniu (Jeden Jedyny Wyjątek) właśnie dlatego, że dotyczył Teodora Notta - jednego z moich faworytów serii o Potterze. Jednak tam był nastolatkiem, trochę zagubionym. trochę niezdecydowanym, trochę zbyt zamkniętym w sobie. Tu jest już prawie mężczyzną. Prawie, bo nadal ma przejawy nastoletniej, trochę buntowniczej, natury. Czasem miałam wrażenie przez te 6 rozdziałów, że czytam dalsze losy tego samego chłopaka. Jest to miłe i ciekawe odczucie.
    Muszę przyznać z ręką na sercu, że to opowiadanie bardziej mi przypadło do gustu. Dojrzalsi bohaterowie, dojrzalsze problemy, ciekawe spojrzenie na życie i poruszone kwestie.
    Podoba mi się, jak wykreowałaś postacie - Dracona, Blaise'a, Hermionę, nawet Ginny mimo że miała 5 minut czasu antenowego. Dracona kocham miłością bezgraniczną, odkąd czternaście lat temu przeczytałam Kamień Filozoficzny, a Tobie udało się zachować sto procent jego charakteru. Podoba mi się Herma i to w jaki sposób się zachowuje - jest ludzka. Ubóstwiam Brudka - jest rozkoszny.
    Generalnie chapeau bas! Czapki z głów! Oscar za najlepszego Potterowskiego bloga ever.
    Pozdrawiam,
    P.

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Teodor, wszystko go nagle zaatakowali. Co nie zmienia faktu, że się uśmiechałam, czytając tę scenę. On niedługo pęknie, może będzie chciał wejść do tej zamkniętej komnaty. Aż sama jestem ciekawa co tam jest.
    Cieszę się, że Teodor postanowił zdać owutemy, pochwalam chęć rozwoju:) Hermiona była wręcz zachwycona tymi wszystkimi zarzutami Notta. Pewnie i tak mu nie odpuści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz w taki sposób, jakbyś to ty była J.K.Rowling! Twój styl, pomysły i przekaz jest nieziemski. Artykuł czytany przez Teodora? Napisany tak, jakbyś żyła w ich świecie... Mam nadzieję, że kiedyś równie pięknie będę pisać, tak żeby nikt nie zauważył że to fanfiction, tylko kontynuacja Pani Rowling.
    Naprawdę brawa dla Ciebie i życzę dalszego rozwijania swojego warsztatu pisarskiego!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łaaaał, jak zawsze wspaniały rozdział! Jestem ciekawa czy Tedzio pójdzie do ministerstwa albo jak mu pójdą owumenty! Weny
    Ps przeczytałas mój komentarz pod poprzednim.roz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście i za oba bardzo dziękuję :) Cieszę się, że spodobał Ci się Wyjątek i tym bardziej mi miło, że postanowiłaś zabrać się również za tę historię - postaram się, by też przypadła Ci do gustu :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Najbardziej podobał mi się fragment z kłótnią Notta i Hermiony. Nareszcie jakiś konflikt między nimi!
    Swoją drogą rozczulił mnie 'Nottie'. Mam nadzieję, że Zabini będzie się tak do niego zwracał częściej :x No i uwielbiam twojego Malfoya. Nie jest za miły, jest złośliwy i cyniczny, czyli to, co najlepsze. Blaise'a też lubię. Cała jego wredota robi go za naprawdę zabawnego kolegę Teodora.
    Podsumowując, rozdział był ciekawy i przyjemnie się go czytało.
    Pozdrawiam :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszy ogromny plus za baaardzo kanoniczną Hermionę, która udała Ci się taka i w JJW (tak, czytałam!) i tutaj, a to niełatwa sztuka. Drugi za Brudka, bo jest przeuroczy. Trzeci za Teodora, oczywiście, za pomysł i za styl. Ty chyba nigdy mi się nie znudzisz jako czytadło, Empatio. :) Weny życzę! xxxx

    OdpowiedzUsuń
  8. ŚWIETNE! naprawdę, jestem pod wrażeniem! :)
    oby tak dalej! czekam z niecierpliwością :)
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba mi się sposob, w jaki piszesz to opowiadnie, jak samym formułowaniem zdan potrafisz zbudować odpowiedni nastrój -lżejszy, cięższy,bardziej rozrywkowy, bardziej poważny... To jest genialne. A przy okazji pokazuje tez dobrze charaktery Twoich bohaterow. hermiona, co nie jest dla mnie zaskoczeniem, łatwo się nie poddaje. Jednak ma swoj honor i teraz Teodor będzie musiał sie chyba bardziej postarać, jesli bedzie chciał ją udobruchać. Ciekawe, czy to do niej wysłał ten list. A nawet jesli nie, ważniejsze pytanie jest-czy list tyczy sie tego fragmentu z ksiazki czy czegos innego? Mam nadzieję, ze fragmentu o departamencie tajemnic, bo naprawdę mnie zaintrygował. Widzę, ze zamierzasz tutaj włączyć jakis porządny watek kryminalistyczny czy coś w ten deseń, więc ja jestem za, wietrzę na kilometr jakas wielka tajemnice i mam nadzieje, ze moze wlasnie fakt, iż jest pozwiazana z MM, prźekona Teodora ostatecznie, ze powinien zostac asystentem Hermiony. Och, ja rozumiem ze musi troche ponarzekać i w ogole ale i tak mysle, ze nim zostanie, więc równie dobrze moze sie zgodzić... A moze juz to zrobił w tym liście? Nie, chyba nie, ale mooooze ;) wlasciwie hermiona robi dla niego wielki wyjatek, pozwalając mu pracować jeszcze bez owutemow,a niby zajmuje się prawem xD ni chba ze tak mozna, jako jakis staż czy coś? Ciekawi mnie, jak to dalej rozwiążesz. No i ciekawe, co zrobią tzw. Przyjaciele Notta teraz. I tak nie było najgorzej jak na razie ze strony zabiniegl. Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowosc

    OdpowiedzUsuń
  10. directionerka11228 kwietnia 2015 00:13

    OMG Ten rozdział jest cudowny czyżby Teodor jednak zgodził się na pracę w Ministerstwie. Ma taką nadzieję. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  11. "niepotrzebny bałagan z papierach." - w papierach
    To tyle, jeśli o błędy chodzi.
    No cóż, jasnym było, że akcji nagle nie zatrzymasz i nie zmienisz o 180stopni, ale zakładam, że Hermiona długo nie będzie chciała z Nottem mieć nic wspólnego, a to plus,bo inaczej to by się za szybko rozwinęło.
    Brakowało mi trochę pyta Zabiniego, o których wspomniałaś w tekście, ale tylko trochę.
    Zobaczymy, jak to się rozwinie.
    Pozdrawiam,
    Farfadeta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pytań* wrrr, klawiatura nie lubi wilgotnych dni...

      Usuń
  12. Zostałaś nominowana do LBA ;) Więcej informacji tutaj -> http://hogwart-xxi-wiek.blogspot.com/2015/05/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  13. Twój blog został nominowany do LBA!!! Więcej informacji TU:
    http://city-immortals.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-award.html

    PS. Rozdział genialny. Dawaj mi tu szybko NEXT!!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Okay... Przeczytane.
    Jak na mnie - w dwie noce - to bardzo szybko się z tym uporałem ;)

    Co mogę powiedzieć ogólnie? Trudno mi się odnieść do ogółu, bo na dobrą sprawę historia ciągle trwa, ale postaram siępowiedzieć nieco o każdej z postaci lub o momentach, które mi ise podobały.

    Przyznam, że jeszcze nie zdarzyła się sytuacja, która w ujmujący sposób rzuciłaby mnie na kolana, a jednak twój styl jest niecodzienny. Bardziej literacki niż większość dotychczasowo przeczytanych przeze mnie ff, nie tylko z kanonu o HP. Ma się wrażenie, że lekki, acz poważny kunszt przyszedł ci łatwiutko, a ty nie masz zamiaru go prędko oddać, co się chwali, zresztą...

    Zacznę od Hermiony, bo przyznaję, choć to Teodor jest postacią czołową, to właśnie Granger i jej charakterek wyunęły sie na prowadzenie. Mam nadzieję, że co do Notta jeszcze zdążysz mnie zaskoczyć, na razie jestem zdystansowany - zupełnie jak ta powstać właśnie. Ale nie o nim teraz ;D
    Twoja kreacja Hermiony bardzo pozytywnie wpłynęła na całokształt opowiadania. Odniosłem wrażenie, że jest tu taką "drugą szalą", która równoważy dość ponury początek, bo jak to tak rzucać magię?!
    - Damn... znów odchodzę od załozenia "mówić tylko o jednym bohaterze na raz".
    W każdym razie, choć czasem poważna, dziewczyna ta jest takim "śmieszkiem" w pozytywnym znaczeniu dla całości. Niemniej jednak, nie wydarzyło się jeszcze nic szczególnie ważnego, co pozwoliłoby mi na inny osąd - ewentualnie jednorazowa sytuacja z naszyjnikiem / W gwoli ścisłości, "moc kamieni" typu ametyst wzięła się z jakiegoś źródła, czy to raczej autorski wymysł? W końcu, minerały jakoś tam działają, na co poniektórych...
    Zobaczymy jak to się rozwinie dalej.

    Teodor Nott. Zabawne, że najważniejsze rzeczy jakie chciałem powiedzieć o jego postaci, zostały już ujawnione powyżej. "Zdystansowany samotnik, pragnący chwili uwagi", tak bym mógł określiś sumę jego działań w przecięgu tych kilku rozdziałów.
    Fajnie, że nie wyjawiasz od razu całej historii jego życia, a dozujesz tę przyjemność i co rozdział dowiadujemy się czegoś więcej. Aczkolwiek muszę przyznać, że czasem brakuje mi na końcu rozdziału porządnego cliffhangera, któy posyciłby nieco chęci na dalszą część - wszystko jest klarowne od początku do końca, a mówię o tym teraz, gdyż to właśnie jego (Teodora) kwestie nie pozostawiają za sobą złudzeń.

    Blaise i Dracon. Wsadzam ich do jednego worka, bo jakoś tak... przez większość czasu akcji pojawiali się razem. Zabini mnie się nie bardzo podoba. Mam dziwne wrażenie, że to on "podesłał" skażony naszyjnik do antykwariatu. Śmierć właściciela byłaby na rękę tej części jego osobowości, która pragnie, by Nott powrócił na "właściwą" ścieżkę. Swoją drogą - pytam, bo nie pamiętam, a szukać mi się nie chce - wspomniałaś, że ten naszyjnik jest turkusowy? Ametyst jest raczej fioletowy, z tego co się orientuję... Wybacz jeśli coś pokiełbasiłem, ale ten turkus jakoś dziwnie mi się tu kojarzy. Oczywiście mogło to być moje chore urojenie, ale dla pewności podpytam :)

    Ginny, choć pojawiła się tylko raz i to na dosłownie chwilę, zdołała podbić moje serduszko, ale żeby nie było - tam jest miejsca dla większości pozytywnie nastawionych postaci :D
    Mam dziwne wrażenie, że ta postać właśnie jakoś wpłynie na rozwój następujących wydarzeń. Cichutko mam też nadzieję, bo z tego co widzę z Harrym dopiero oczekują na dzieci, że jakoś fajnie spiszesz to, że syn zostanie ejdnak nazwany imieniem Snape'a :D

    No, to chyba tyle ode mnie na ten czas.
    Pozdrawiam serdecznie, życząc dużo weny twórczej.
    Zaspamuje tylko, że też dziergam fanfika z działu "Pottera" (kolor-wstydu.blogspot.com), na który zapraszam serdecznie z nadzieję, że uda mi się przykuć czymś twoją uwagę.
    I do następnego!

    Jeśli informujesz o rozdziałach, proszę o takową notkę, na powyższy adres :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale po prostu muszę to powiedzieć - jak dobrze widzieć dowód na istnienie męskiej części blogsfery. Witam Cię serdecznie.

      Tak, moc kamieni, jak to ująłeś, to autorski pomysł. W swoim poprzednim opowiadaniu też dorabiałam takie łatki do kanonu, bo moim zdaniem Rowling baaardzo skąpo opisała magiczny świat. Jest tyle możliwości, tyle można stworzyć... Oczywiście tak, by nie kłóciły się z tym, co Rowling już opisała. Niemniej, dorabianie własnych teorii daje dużo zabawy :D A, no i mówiłam o ametyście, nie o turkusie.

      Pięknie dziękuję za tak długi i konkretny komentarz oraz za tyle miłych słów - serducho rośnie! Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na dłużej c:

      Pozdrawiam!

      Usuń
  15. Rzuciwszy na nie uprzednio zaklęcie chroniące przed niechcianymi spojrzeniami, brał je do pracy, gdzie między obsługą jednego a drugiego klienta [...] - zgubiłaś przecinek po jednego.
    – Te dni?
    – Właśnie, Malfoy, może po prostu boi się Morza Czerwonego?
    – Jesteś obrzydliwy, Zabini.
    – Do usług.
    - ten dialog powala! rozłożył mnie na łopatki.


    Co tam błędy, treść za bardzo pochłaniała. A o ile są, to ledwo widoczne.
    Rozdział bardzo mi się podoba. I wciąż idziemy powoli. I dobrze. Właśnie, ile planujesz rozdziałów?
    Teodor jest genialną postacią, dobrze, że całe opowiadanie skupia się bardziej na nim. Powrót do magii. No i zgrabna scena z Hermioną. Tak, jest coraz bardziej upierdliwa. Ale uparta kobieta! Chwilami naprawdę mnie irytuje, ale chyba taki jej urok. Tak sądzę.
    Brudek. Omatko. Uwielbiam. Nadgorliwy świetnie go opisuje. Ale no, dba o Notta w sumie. Całkiem fajnie jest przedstawiony.

    Opowiadanie się rozwija. Jesteś jedną z takich autorek, które cenię, bo nic nie idzie szybko. Pozwalasz nad odkrywać go stopniowo, nic nie jest podane na tacy i skłania do myślenia. To chyba jedna z tych cech, które cenię w fanfikach.

    Draco i Blaise też są namolni. I wyjście do klubu było całkiem, całkiem, chociaż naprawdę myślałam, że im się oprze. Jakieś jęki, że nie. Tak, to mnie zdziwiło.

    Zdziwił mnie też bardzo Graham. Czyżbym widziała inspirację swoim niezaczętym blogiem? Oho, obserwujesz go. Teraz zauważyłam. Tak jakoś mi sie skojarzyło, bo nie widziałam, żeby ktoś o nim kiedykolwiek wspominał. Więc myśl sama się nasunęła.

    Myślę, że nie mam już nic do powiedzenia, wiec zakończę komentarz.

    Pozdrawiam,
    Euforia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdziałów nie będzie więcej niż 30. Koniec z nie-wiadomo-jak-długimi-tasiemcami. Dla obu stron - w sensie dla mnie i dla Was - jest to jednakowa męka.
      Nope, było odwrotnie - najpierw odkryłam na Wiki Grahamka, a potem odkryłam Twojego bloga i dlatego go zaobserwowałam xD

      Dzięki za opinię i pozdrawiam! :)

      Usuń
  16. 6 rozdziałów za mną, a materiał do kolokwium leży obok i zdaje się cicho do mnie mówić "na zaliczeniu będziesz plakac", ale ja nie o tym.
    Jestem zagorzałą zwolenniczką dramione z długą przerwą w odwiedzaniu blogosfery i po dość dużej dawce tandety i wyznawaniu miłości po 3 do maksymalnie 6 rozdziałów popadłam w lekką depresję, dlatego też po trafieniu na katalog Granger myślę: "a co tam, poznajmy bliżej jakiegoś Teodora" i za cholerę nie żałuję, że poznałam Notta w Twoim wydaniu :)
    Bardzo podoba mi się sam pomysł. Porzucenie magii, powrót po latach i to niezdecydowanie: chce być czarodziejem czy zdecydowanie pragnie wykorzenić z siebie i ze swojego życia magię.
    Postać Hermiony tez jest dobrze wykreowana, nadal poważna, obowiązkowa, ale z nutką ciekawości, dystansu do siebie i determinacji.
    Co mnie zadziwia to pomysł na postać Astorii, zazwyczaj ukazana jako wyniosła i zimna kobieta tutaj przekonuje mnie do siebie :) Chociaż nadal nieco kontrowersyjna to ta jej ciekawość do poznania wszystkiego co mugolskie jest niecodzienna - przynajmniej według mnie ;D
    Jeśli chodzi o Blaisa i Draco... No cóż, są trochę irytujący, ale wprowadzają tez nutkę humoru do całości.
    A zapomniała bym, podobaja mi się wtracenia myśli Teodora :) i te jego ironiczne odżywki.
    No to na chwile obecną tyle. Czekam na więcej!
    Życzę weny i wielu czytelników :)
    Pozdrawiam, Pix.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odzywki, nie odżywki! Ah ta autokorekta w telefonie... a czytałam ten komentarz zanim go dodałam.
      Pix.

      Usuń
  17. "Dzisiaj rano Astoria chodziła cała w skowronkach i najchętniej zajęłaby się ratowaniem szczeniaczków z płonących budynków, ale zanim wyszedłem z domu, powiedziała, że śpię na kanapie. I zamknęła się w sypialni. "
    Zdecydowanie to spodobało mi się najbardziej (sama zachowuję się podobnie w TE dni :D). No i tak jakoś opisujesz wszystko naturalnie, aż chce się wiedzieć, co będzie dalej. W świetny sposób budujesz atmosferę swojej historii, jest tajemniczo i powoli, a co najważniejsze - nie przynudzasz.
    Informujesz może o notkach? Byłabym wdzięczna :)
    Pozdrawiam,
    Lena

    OdpowiedzUsuń
  18. Na początku wypada się przedstawić, więc bardzo mi miło, z tej strony Layls.
    Zanim przejdę do sedna rzeczy chciałam powiedzieć, że przeczytałam Twój poprzedni, zakończony blog i powiem Ci szczerze, że był to najlepszy blog o Teodorze i Hermonie jaki w życiu przeczytałam, a kilka takich blogów było :)
    Gdy zobaczyłam na Katalogu Granger, że masz kolejnego, nowego bloga wpadłam w zachwyt i wylądowałam tutaj :) Sześć rozdziałów minęło mi tak szybko, że miałam wrażenie, że czytam jeden.
    Uwielbiam tę parę. Teodor Nott, który na samym początku skradł moje serce i Hermiona Granger, która dzięki Ci, nie jest sex bombą. Wszystko jest idealne ! Od skromnego szablonu, który moim zdaniem odzwierciedla całego bloga, bo najmniejsze szczególiki, takie jak interpunkcja :)
    Podoba mi się motyw z Ministerstwem Magii i tym Departamentem Tajemnic :)
    Astoria.. postać wspaniała i dzięki Bogu! nie jest pustą idiotką, jak w większości opowiadań, tylko piękną, inteligentną, skromną kobietą, która wie jak ujarzmić Draco Malfoya. Co do blondyna, to nie odgrywa większej roli, ale lubię go :) Blaise trochę mnie wkurza, ale przeżyje xd
    Co do samego rozdziału jest wspaniały !
    Pozdrawiam
    Layls
    dramione-teatr-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Bardzo fajny rozdział! Ciekawie piszesz i ogólnie jest mega! Bardzo fajny wątek z spotkaniem ex-ślizgonów i Hermiony z brudkiem i zabinim. Uwielbiam wszystkie skrzaty domowe ale Brudek to normalnie mój mały aniołek (uwielbiam go tak jak uwielbiałam tak jak Zgredka, no może Zgredka trochę bardziej ale i tak bardzo podobnie) Bardzo lubię też Astorie - nawet nie wiem dlaczego ale lubię ją
    No to chyba wszystko
    Pozdrówka, Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.