16 lipca 2015

8.

Wylądował przed nim plik kartek. Chwycił go do ręki i przebiegł wzrokiem po pierwszej stronie. Patrzył z niedowierzaniem na Granger stojącą po drugiej stronie biurka.
– Czy to żart?
– Nie, to test, który otrzymuje każda osoba ubiegająca się o pracę w Departamencie Przestrzegania Prawa – odparła spokojnie Hermiona, splatając dłonie przed sobą. Patrzyła z góry na oburzonego Teodora, niczym nauczycielka na ucznia opierającego się przed napisaniem niezapowiedzianej kartkówki. – Sam przed chwilą powiedziałeś, że gdybyśmy się wtedy założyli, wygrałbyś, bo wszystko umiesz.
– Przesadzasz – prychnął.
– Czas ci ucieka.
– Mam na to określony czas?
– Oczywiście – odrzekła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przypomina w tym momencie McGonagall. – Godzinę, a właściwie pięćdziesiąt siedem minut, bo trzy straciłeś na bezsensowne gadanie.
Teodor przesłał jej mordercze spojrzenie, ale bez słowa chwycił długopis i zaczął rozwiązywać test.

– A gdzie się podział Jake? – mruknął po dwudziestu minutach, przewracając stronę testu.
– Zatrudniłam go na okres próbny z możliwością natychmiastowego zerwania współpracy. – Głos Hermiony był obojętny i Nott poświęcił chwilę, by zastanowić się, czy dziewczyna nie robi tego wszystkiego na pokaz. Do beznamiętnego spojrzenia dodał konieczność rozwiązania głupiego sprawdzianu i doszedł do wniosku, że tak, Granger na pewno stara się wyjść na większą zołzę, niż jest nią w rzeczywistością.
– Czyli po prostu go zwolniłaś – skwitował.
– Nazywaj to jak chcesz. Sam miał świadomość, na co się porywa i na jakich warunkach tutaj przychodzi.
Odprawiłaś go, zanim nawet zacząłem wypełniać ten test. Ciekawe.
Cisza.
– Zostało ci pół godziny.

Dokładnie siedem minut przed końcem wyznaczonego czasu Teodor podał Hermionie uzupełnione kartki. Miał ochotę rzucić jej test pod nos, a najlepiej w ogóle prosto w nią, jednak wziął pod uwagę fakt, że być może za chwilę stanie się ona jego szefową. Uznał takie zachowanie za nienajlepszy początek współpracy.
Hermiona wyjęła długopis z krwistoczerwonym wkładem i przez kolejne trzy minuty w jej gabinecie rozlegał się dźwięk skrobania po papierze. Kiedy podała Teodorowi poprawiony test, zdał sobie sprawę, jak spięty był przez cały czas oczekiwania. Czuł to w mięśniach nóg i rąk.
Wynik go nie zaskoczył. Dziewięćdziesiąt osiem punktów na sto, a obok niego dorysowany mały wężyk z wyciągniętym językiem. Teodor splótł palce razem i spojrzał na Hermionę z uśmiechem samozadowolenia.
– A nie mówiłem?
– Przyznam, że jestem pod wrażeniem. Tak wiele informacji do przyswojenia w tak krótkim czasie… Chociaż sam do tego doprowadziłeś. – Zaszła w niej nadzwyczajna zmiana: wcześniejsza chłodna, zdystansowana wersja szefowej całego Departamentu ustąpiła miejsca życzliwej, lecz wciąż nieco ironicznej młodej dziewczynie. – Gratuluję i mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało. Skontaktowałeś się już z Christiną?
– W zeszłym tygodniu – przytaknął. – Jej instrukcje były bardzo… szczegółowe.
Składały się z dwunastu stron zapisanych drobnym pismem i podzielonych na rozdziały oraz podrozdziały. W trakcie ich lektury Teodora trafił szlag cztery razy, ale za to prawdopodobnie granice jego cierpliwości zostały poszerzone.
– W takim razie wiesz na pewno, jakie zasady tutaj panują i na jakich warunkach rozpoczniesz pracę w tym departamencie – odparła Hermiona. – Zaczynamy o ósmej rano, wychodzimy o osiemnastej, o ile nie pojawi się coś pilnego do załatwienia, wtedy nie ma zmiłuj i musimy zostać. Nadgodziny są płatne. W zakres twoich obowiązków, oprócz tych codziennych, wchodzi również uczestniczenie ze mną we wszystkich konferencjach, spotkaniach, delegacjach, chyba że powiem inaczej. Mam nadzieję, że zainteresowałeś się pozwoleniami na teleportację? – Spojrzała na niego znacząco. – Kiedy ci je wydadzą?
– Już je mam – odpowiedział Teodor, co bez wątpienia zaskoczyło Hermionę.
– Już? Tak szybko?
– Jakoś tak wyszło – uciął. – Dobra, więc gdzie ta umowa?
– Mam nadzieję, że to przyspieszenie nie miało nic wspólnego z Draconem Malfoyem.
Teodor, nie pierwszy raz, poczuł się w jej towarzystwie jak krnąbrny uczniak. Powoli zaczynało mu to działać na nerwy.
– No wiesz. To podejrzenie mnie zabolało. Mam podpisać piórem czy długopisem?
– Poczekaj, Nott. – Wstrzymał się przed pełnym zirytowania westchnięciem. – Przez te pięć dni w tygodniu musisz być całkowicie dostępny. Żadnych „ale” – po prostu wykonujesz swoje obowiązki, bez gadania. Każdy sprzeciw powoduje komplikacje, komplikacje prowadzą do opóźnień mojej pracy, a to rzutuje na działanie całego Departamentu Przestrzegania Prawa. Może się okazać, że w weekend wypadnie coś nadprogramowego, ale, jak mówiłam, za to przysługuje ci dodatkowe wynagrodzenie…
– Granger, jesteś nieprawdopodobnie nudna – przerwał jej Teodor, przeciągając leniwie sylaby. Zabębnił palcami w blat biurka. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wchodzę w paszczę lwa, cała reszta wyjdzie w praniu. Daj już tę umowę.
– Przypominam ci tylko – powiedziała sucho Hermina, wyjmując z szuflady plik dokumentów – że z chwilą, gdy ją podpiszesz, za każdą taką uwagę będę mogła dać ci reprymendę albo cię zwolnić.
– Świetnie, więc mam jeszcze parę minut. – Chwycił długopis, którym wypełniał swój test, i zaczął szukać miejsca do złożenia podpisu. – Nie powinnaś mówić o zwalnianiu mnie w chwili zawierania umowy. Mogę się przestraszyć i uciec.
– Nawet nie zerkniesz? – zdziwiła się Hermiona. Teodor uniósł oczy i uśmiechnął się drwiąco.
– Jakoś nie pasujesz mi do roli specjalistki od drobnych druczków.
Tym razem to ona się uśmiechnęła, i to tak diabelsko, że natychmiast wziął się za dokładną lekturę.
Kiedy skończył, oboje podpisali się na dwóch egzemplarzach, po czym wstali i uścisnęli sobie dłonie. Hermiona zaprowadziła Teodora do poczekalni. Kiedy przechodziła obok niego, do jego nozdrzy dotarł wyjątkowo ładny, kobiecy zapach perfum.
– Urządź sobie jakoś miejsce pracy – machnęła ręką w stronę biurka, teraz prawie pustego. Stał na nim pojemnik na długopisy i stojak na dokumenty. Za nim znajdowały się wysokie szafki, prawdopodobnie z dokumentami. – Te szuflady są zaczarowane – ciągnęła, podążając za spojrzeniem Teodora. – Tylko wyglądają niewinnie, tak naprawdę masz tam akta z wielu, wielu lat. Te najdawniejsze są w archiwach na dole, myślę jednak, że nieczęsto będziesz musiał tam zaglądać. Te tutaj są posortowane i poukładane, co na pewno ułatwi ci pracę, o ile będziesz umiał z tego skorzystać…
– Nie myl mnie z Jakiem, Granger.
– Jakże bym śmiała.
Weszła do gabinetu, z którego wróciła z naręczem papierów. Położyła je na biurku i odwróciła się do Teodora. Jest taka mała, zauważył w duchu, chyba w ogóle nie urosła od Hogwartu.
– Pierwsze zadania – oznajmiła. –  Sprawdź dokumenty od Amadeusza Bakera, a potem zanieś do jego gabinetu w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. To szef, więc ostrożnie. Przygotuj dokumenty na jutrzejsze spotkanie członków Biura Aurorów, tutaj masz notatki. Aha, i uważaj na masowy przylot samolocików. Te ze specjalnym dopiskiem odsyłasz prosto do mnie. – Zerknęła na stertę papierów, po czym porwała z samego szczytu zapisaną odręcznym pismem kartkę. – Na list Ottona odpiszę sama – mruknęła bardziej do siebie niż do Teodora, który zmarszczył brwi.
– Kto to jest?
– Otto Burke? Wiceszef naszego departamentu – wyjaśniła. – Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj go poznasz.
– Dlaczego wiceszef departamentu pisze listy do jego szefowej? – spytał z konsternacją Teodor.
Hermiona odchrząknęła cicho i wygładziła niewidzialne marszczenia na gładkim żakiecie. Jej twarz wyrażała dziwną zaciętość.
– Otto ma o sobie trochę za duże mniemanie, ale jestem na dobrej drodze, by to zmienić – odparła nieco mściwym tonem, po czym nagle uśmiechnęła się pogodnie. – Mam nadzieję, że szybko się odnajdziesz. Ze wszelkimi wątpliwościami przychodź od razu do mnie. Jakieś pytania?
– Gdzie jest Departament Współpracy?

***

Teodor czekał na windę niemożliwie długo, a gdy w końcu się pojawiła, ujrzał w niej jedyną pasażerkę, to znaczy rudowłosą piękność z biura Malfoya. Chyba lubiła kolor karminowy, bo właśnie taką sukienkę miała na sobie, dopasowaną, z krótkim rękawkiem oraz dość głębokim dekoltem. Uśmiechnęła się zmysłowo na widok Notta.
– Dzień dobry – powiedziała tym swoim niskim głosem, gdy chłopak wszedł do windy. – Nie spodziewałam się pana tutaj.
Teodor popatrzył w ładne, zielone oczy.
– Dzisiaj zacząłem pracę.
– Doprawdy? W którym departamencie?
– Przestrzegania Prawa. Jestem asystentem panny Granger.
Piękność odrzuciła na plecy długie włosy.
– Nazywam się Charlie Stewart. – Wyciągnęła rękę w jego stronę, a on uścisnął ją krótko.
– Teodor Nott.
Winda zatrzymała się, chłodny, kobiecy głos oznajmił:
– Departament Magicznych Wypadków i Katastrof.
Wsiadła jedna osoba, nadąsana czarownica z ręką na temblaku.
– Za mały uszczerbek, by w ogóle rozpatrzyć sprawę – wymamrotała pod nosem, gdy zamknęły się za nią drzwi. – Ale co się wycierpiałam, to moje. Cholerni urzędnicy.
Teodor i Charlie wymienili spojrzenie za plecami czarownicy.
Na czwartym poziomie (Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, poinformował pasażerów głos) do windy weszło trzech mężczyzn, których pracą bez wątpienia była egzekucja. Wszyscy ubrani na czarno i każdy z nich trzymał lśniący topór. Rozmawiali wesoło o wynikach ostatniego meczu quidditcha Anglia-Włochy, co nieco kłóciło się z ich ponurym wizerunkiem.
Teodor nigdy nie potrafił zrozumieć ogólnej fascynacji quidditchem. Dla niego latanie na miotle wiązało się tylko i wyłącznie z komunikacją, traktował to jako środek transportu, a nie formę aktywnego spędzania czasu. W dodatku co było fajnego w uganianiu się za jakąś kulką albo w próbowaniu strącić kogoś z wysokości czterdziestu stóp?
Do jego umysłu wpłynęło wspomnienie jedenastoletniego chłopca śmigającego na miotle; jego śmiech niósł się po boisku. „Teo, chodź!”, krzyknął, ale nawet on nie był w stanie przekonać Teodora do frajdy, jaką było latanie. Nawet on…
Gdy drzwi rozsunęły się po raz kolejny, Nott odwrócił się do Charlie:
– Miło było cię poznać.
Uśmiechnęła się olśniewająco.
– Ciebie również. Gdybyś miał jakieś pytanie, już wiesz, gdzie mnie szukać.
Ominął ostrożnie topory i wkroczył w Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów.

– Jak było u Amadeusza?
Teodor podniósł oczy znad dokumentów. Zza drzwi wychylała się głowa Hermiony.
– Normalnie – odparł, wzruszając ramionami. – Wszedłem, dałem dokumenty, pokazałem mu, co można by było zmienić…
Co zrobiłeś?
Hermiona wyszła z gabinetu; jej twarz wyrażała przestrach.
– Sprawdziłem te dokumenty, tak jak kazałaś. W niektórych miejscach były nieścisłości związane z warunkami, na jakich mają przybyć ci handlarze z Grecji. Nikt normalny by się nie przyczepił, ale biorąc pod uwagę, jak niewielu ludzi można do tego grona zaliczyć…
– Kazałam ci je sprawdzić – przerwała mu Hermiona – w sensie kompletności lub drobiazgów takich jak rozmieszczenie tekstu, a nie pod względem prawnym!
Teodor odchylił się na krześle.
– Miałem nauczyć się czarodziejskiego prawodawstwa, żeby później z tego korzystać, tak czy nie?
– Nott…
– Tak czy nie, Granger?
– Nie masz doświadczenia, w dodatku trzeba było najpierw przyjść z tym do mnie, a nie od razu do Bakera – upierała się. Potarła dłonią czoło. – Zrugał cię?
– Co?
– No, oberwałeś?
– Co? Nie, niby czemu miałbym? – Hermiona zacisnęła usta. Teodor przypomniał sobie, jakie wrażenie wywarł na nim zgorzkniały, o władczym sposobie bycia Amadeusz Baker, kawał faceta, i doznał olśnienia. – Bo ciebie kiedyś zrugał.
Przez parę sekund milczała, aż w końcu westchnęła ciężko.
– Nie tylko mnie. – Zerknęła na wejście do poczekalni i ściszyła głos. – Amadeusz Baker to legenda ministerstwa. Stołek szefa departamentu zajmuje od lat, jest niezatapialny i dla swoich pracowników dość… przykry. Zresztą nie tylko dla swoich – dodała z przekąsem. – Kiedy tu zaczynałam, dostało mi się za błahostkę, przez niego prawie zrezygnowałam ze szkolenia. Jego osobiści asystenci nigdy nie wytrzymują dłużej niż pół roku. – Zamilkła na chwilę, po czym spytała z jeszcze większym zaskoczeniem: – Naprawdę nie dostałeś za wytknięcie błędu?
Nie dość, że mu się nie oberwało, to jeszcze wyglądało na to, że udało mu się zainteresować Bakera swoją osobą.
– To uwagi od Granger? – spytał chrapliwie Baker, wysłuchawszy Teodora. Miał niski, drażniący ucho głos nałogowego palacza.
– Właściwie… właściwie nie, sir. To moje spostrzeżenia.
– Proszę, proszę… ­– Zmierzył chłopaka oceniającym spojrzeniem. – Jesteś spostrzegawczy, Mott. I przezorny.
– Właściwie Nott, sir. Teodor Nott.
– Nott… – powtórzył Baker, a Teodor już wiedział, o czym, albo o kim, myślał mężczyzna: o śmierciożercach. – Dobra, wynocha.
Teraz brunet rozparł się na krześle.
– Najwyraźniej byłem niezwykle ujmujący.
Hermiona zakaszlała, starając się ukryć chichot.
– Wracaj do pracy, bo chyba ci jej nie brakuje – powiedziała, patrząc na stadko samolocików, po czym wróciła do gabinetu.

***

Teodor postanowił zajrzeć do Hermiony jeszcze przed lunchem. Christina napisała w notatkach – i podkreśliła grubym, czerwonym pisakiem – że szefowa departamentu sama pilnuje terminów spotkań, choć oczywiście jej asystent ma nad wszystkim panować, by w razie konieczności służyć przypomnieniem. Granger miała Kalendarz, notes wyglądający jak bardzo gruby szkolny zeszyt, którego nie mógł dotykać nikt prócz niej, a z którym ona sama nawet na chwilę się nie rozstawała. On ustala jej życie, znalazło się w instrukcjach od Christiny; przekreślone, bo zapewne była asystentka nie chciała tak mówić o swojej byłej pracodawczyni. Teodor był szczerze ciekawy, czy rzeczywiście można stać się uzależnionym od przedmiotu martwego.
Kiedy więc podawał Hermionie kolejne daty i godziny, uważnie ją obserwował. Otworzyła Kalendarz mniej więcej w środku – Teodor dostrzegł, że strony są podzielone na tabelki wypełnione po brzegi notatkami. Dostrzegł kolorowe ślady cienkopisów, jaskrawych flamastrów oraz samoprzylepnych karteczek. Nie widział, co dokładnie tam wylądowało, przypuszczał jednak, że cały dzień, od momentu wstania do położenia się do łóżka.
– Czy coś jeszcze?
Natychmiast przerwał obserwacje, obiecując sobie rychłe przyjrzenie się temu z bliska.
– Nie, na razie to wszystko.

***

Choć Teodor przyjął od Hermiony szczegółowo rozrysowaną mapkę Ministerstwa Magii, wyrzucił ją do kosza, gdy tylko opuścił teren departamentu. Powinna mu wystarczyć informacja, że kantyna znajduje się na tym samym poziomie co atrium, czyli na poziomie ósmym. Czułby się jak kretyn, wyciągając z kieszeni świstek papieru i jak dziecko błądzące w mroku podążając za wskazówkami. Zdał się więc na swój instynkt oraz umiejętność odnalezienia się w nowej przestrzeni.
Zjechał windą na ósme piętro, a po drodze spotkał Malfoya również zmierzającego na lunch, także poczuł się całkiem swobodnie. Okazało się, że droga do stołówki pracowniczej była banalnie prosta: wystarczyło skręcić w prawo za kominkiem C4, przejść przez duże, podwójne drzwi i już osiągało się swój cel. Kantyna była ogromnym pomieszczeniem, w którym przy cztero- lub sześcioosobowych stolikach mogło spożywać lunch kilkaset osób naraz. Wewnątrz panował gwar, ale nie denerwujący jak podczas posiłków w Wielkiej Sali; tutaj nikt nie krzyczał, nie śmiał się głośno ani nie strzelał zaklęciami. Ku sklepieniu wznosił się jednostajny szum głosów.
Dookoła sali poustawiane były lady, a między nimi kilka okienek, do których ustawiały się kolejki, dzięki czemu wydawanie posiłków szło całkiem sprawnie. Draco stanął na końcu jednej z nich i wepchnął mu do ręki tacę.
– Nie polecam zup – mruknął do niego konspiracyjnym tonem. – Wciskają do nich to, co akurat im zostanie. Ani mięsa, chyba że chcesz wylądować w Mungu. Makarony bywają rozgotowane, a frytki ociekają tłuszczem.
– Może lepiej powiedz mi, co MOGĘ tutaj bezpiecznie zjeść.
– Sałatki – stwierdził po namyśle Draco – ale nie wszystkie. Musisz się dobrze przyjrzeć, czy coś między nimi się nie rusza.
Teodor zaczął rozpatrywać noszenie do pracy pojemników z lunchem przygotowanym przez Brudka.
Dziesięć minut później usiedli przy stoliku blisko wyjścia, by Nott mógł swobodnie omiatać wzrokiem całą salę. Jak dla niego, było tu trochę za dużo ludzi. Raczej nigdy nie przyzwyczai się do przebywania w zbyt dużych grupach.
– Jak Granger? – rzucił Draco znad swojego hamburgera. Zanim wziął się za jedzenie, uważnie przyjrzał się wołowinie. Teodor zdecydował się na zapiekankę makaronową ze szpinakiem, ponieważ jako jednej z nielicznych nie można było jej podpiąć pod określenie „fekalia”. W smaku też nie była zła, choć miękkość makaronu pozostawiała wiele do życzenia. – Wzięła cię już na smycz?
– I ustawiła miskę z wodą i suchą karmą koło mojego biurka.
– Łaskawa pani.
– I płaci mi sto piętnaście.
Draco zamarł z bułką w drodze do ust.
– Galeonów?
– Nie, sykli – zironizował Teodor, choć w głębi duszy odczuł zadowolenie na widok zdziwionej miny kolegi. – Tak było w umowie, którą dzisiaj podpisałem. Jeden, jeden, pięć, słownie: sto piętnaście galeonów.
Sam zastanawiał się, dlaczego Granger zaoferowała mu aż tak wysokie wynagrodzenie, jednak postanowił nie komentować tego w żaden sposób – nawet gdyby płaciła połowę mniej, to przecież nie o pieniądze mu chodziło.
– Czy ona cię nie faworyzuje? – spytał Draco, wycierając palce w serwetkę. – Ja tyle dostawałem dopiero po dwóch latach pracy tutaj.
– Czyżbyś był zazdrosny?
– Nie zazdrosny, a zdziwiony.  A ty nie? Najpierw ona proponuje ci pracę, co odrzucasz i w dodatku szczujesz ją skrzatem domowym.
– Nie poszczułem jej…
– Później – kontynuował Malfoy, nie zważając na protest Teodora – po zastanowieniu przychodzisz i rzucasz jej pod nos swoje podanie o pracę. Nawet się nie dziwię, że chciała cię wywalić za drzwi, ja bym to od razu zrobił. W końcu jednak zatrudnia cię i w dodatku zamierza płacić więcej, niż powinna każdemu innemu asystentowi.
– Jest szefem departamentu – wtrącił Nott, jakby to miało być najlepszym usprawiedliwieniem – przez co automatycznie spada na mnie więcej obowiązków.
– I więcej galeonów, co? Na twoim miejscu uważałbym, bo ta szlama ewidentnie coś kombinuje.
Teodor nie odpowiedział. Graner nie była głupia i podejrzewał, że gdyby w jej głowie pojawił się jakiś chytry plan, bez przeszkód by go zrealizowała. Pytanie pozostawało, czego od niego chciała? Nie posiadał niczego, na czym mogłoby jej zależeć, ani informacji, którą mogłaby od niego uzyskać.
Przyznał Draconowi rację. Musiał mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo po Granger należało się spodziewać wszystkiego.

***

Kiedy Teodor wrócił do swojego stanowiska, na biurku już leżało siedem samolocików gotowych do odebrania. Natychmiast zabrał się za nie, zerkając niekiedy do notatek Christiny spoczywających obok. Jak na pierwszy dzień szło mu całkiem nieźle; myślał, że napotka więcej problemów z rozeznaniem się w nowej pracy, ale dzięki skrupulatnym instrukcjom szybko się odnalazł i nie musiał pytać o nic Hermiony. Obawiał się jedynie grzebania w dokumentacji, czego na razie mu nie zlecono, wiedział jednak, że już niedługo to nastąpi i nie będzie zmiłuj: będzie musiał kopać.
Z gabinetu nie dochodziły żadne dźwięki. Granger lubiła pracować w ciszy, a interesantów miała niewielu, ich natomiast Teodor zazwyczaj zapowiadał i wiedział, kto znajduje się w pomieszczeniu obok oprócz jego szefowej. Najpierw zdziwiło go, że w drzwiach pojawił się ktoś inny niż Granger.
A potem to, jak bardzo ten ktoś był podobny do kogoś, kogo znał z przeszłości.
– Chcę ci przedstawić mojego nowego asystenta – odezwała się Hermiona, wychodząc z gabinetu za nieznajomym. – Ottonie, to Teodor Nott. Teodorze, to Otto Burke, wiceszef naszego departamentu.
Otto obrzucił Teodora chłodnym spojrzeniem błękitnych oczu, tych samych oczu, które kiedyś Teodor codziennie oglądał. Mężczyźni podali sobie ręce.
– Miło poznać – mruknął Burke i znów skupił się na Hermionie. Nott był wdzięczny, bo dzięki temu nie zostanie przyłapany na bacznym przyglądaniu się starszemu mężczyźnie. – Nie spodziewałem się, że po ostatnim kandydacie znów zdecydujesz się na kogoś tak młodego.
– Teodor jest w moim wieku, chociaż takie szczegóły i tak nie powinny cię interesować, Ottonie – ucięła stanowczo dziewczyna. – A teraz przepraszam, ale mam sporo pracy.
Burke uśmiechnął się zimno.
– Oczywiście.
Teodor odprowadził go spojrzeniem. Hermiona westchnęła.
– No, to znasz już Ottona. – Starała się uśmiechnąć, ale widać było, że jest zmęczona. – Idę na lunch. Pilnuj przesyłek.
Teodor kiwnął głową. Choć jeszcze parę minut temu doskonale wiedział, co ma robić, teraz nagle poczuł się zagubiony. Podobne rysy twarzy, te same oczy… Tak jakby widział jego starszą wersję… starszą wersję Matta.
Nie przesadzaj, upomniał się w duchu. Zdarza się, że ludzie są do siebie podobni, choć nic ich nie łączy.
Im dłużej nad tym rozmyślał, tym sam bardziej się przekonywał, że to musi być przypadek. Nie przypominał sobie, by Matt kiedykolwiek wspominał o jakiejś gałęzi rodziny nazwiskiem Burke. Nie miał też kuzynostwa, a już na pewno nie o tyle starszego; Otto musiał mieć ponad czterdzieści lat. Nie potrafił niczego do siebie dopasować, nic nie trzymało się kupy.
Wreszcie uznał, że jest głupi i poświęca czas na roztrząsanie nieistniejących problemów. Przyjrzy się Ottonowi następnym razem i wtedy nic już mu się nie będzie wydawać. Na pewno nic.
_______________
Mam nadzieję, że ci Wyjątkowi Czytelnicy już zauważyli, że nie będzie powtórki z rozrywki pt. „rzucę Wam na twarz piętnaście stron tekstu, radźcie sobie sami”. Myślę, że obecna długość, czyli 5-7 stron, jest odpowiednia i taką właśnie utrzymam.
Do napisania w przyszłym tygodniu!


Empatia

24 komentarze:

  1. Fajnie, fajnie, nie powiem. Szkoda jednak, że nie dłuższe, ale i tak cieszę się, że wrzuciłaś to arcydzieło i wstawiasz je całkiem regularnie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. directionerka11216 lipca 2015 15:37

    Pierwsza? Chyba tak, ten rozdział jest boski, wiem że już to pisałam ale cóż tak to jest jak pisze ktoś tak dobry wydaje mi się że Otton będzie ojcem Matta ale mogę się mylić. Uśmiałam się w niektórych momentach. Jak zawsze pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurczę. Teodor z rozdziału na rozdział zaskakuje mnie coraz bardziej. Malfoy mnie znowu wkurza; szlama to, szlama tamto. Ale... największe wrażenie zrobiła na mnie końcówka. I przez chwilę pomyślałam nawet, że to jego ojciec ze zmienionym nazwiskiem etc.
    Fajnie Ci wyszła ta ósemka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Dzisiaj od rana odświeżałam stronę na bloggerze, żeby zobaczyć czy wstawiłaś ósemkę ;). Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdziały takiej długości jak najbardziej mi pasują. Pamiętam, jak jjw czasami czytałam na dwa razy.
    Przechodząc już do treści, było naprawdę ciekawie i coraz bardziej mi się podoba.
    Pomysł z pracą u Granger również przypadł mi do gustu. Ich rozmowy są świetne, a Hermiona wydaje się idealną kandydatką na szefową. Jestem ciekawa, kiedy zacznie między nimi iskrzyć, chyba że nie zrobisz z nich pary. Jako przyjaciele też mi pasują.
    Wątek o Matcie też jest interesujący. Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśnisz, kim był i jaką rolę odegrał w życiu Teodora.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    silence-guides-our-minds.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. "płaciła połowię mniej, to przecież nie o pieniądze mu chodziło" połowić można rybki ;P
    To jeśli o błędy chodzi.
    A co do długości, to mnie akurat odpowiada,bo dobrze się to czyta i nie męczy w tym czasie wzroku dużym kontrastem tekstu z tłem. (moje oczy są wrażliwe, mogłyby by się ogarnąć). Zresztą, co ja mam narzekać, skoro sama u siebie na blogu będę właśnie podobną długość stosować?
    Treściowo... Mało mi trochę opisu kantyny, ale to nie istotne. Podobał mi się rozdział, choć bardziej skupiasz się na przemyśleniach bohaterów niż na opisach miejsc.
    Pozdrawiam,
    Farfocel

    OdpowiedzUsuń
  7. coraz gorsze te szablony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, przyjęłam, ale polecam zapoznanie się z definicją wyrażenia "konstruktywna krytyka".
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. nagłówek jest prosty i zrozumiałabym jego prostotę gdyby był lepiej wymazany na dole a nie majzgnięty gumką na odwal. brakuje jakieś koloryzacji a pasek między kolumnami wygląda niestarannie.
      Lepiej?

      Usuń
    3. Jakie zdjęcie miałam, takie przekształciłam, well. Nie chciałam wymazać pół Teodora.
      Kto powiedział, że każdy nagłówek musi być potraktowany koloryzacją? c:
      Pasek natomiast to kwestia gustu - wierz mi, gdyby ten szablon mi się nie podobał, to bym go nie wstawiła.

      Usuń
    4. a gdyby mi się spodobał, to bym nie komentowała. Ostatnimi czasy zaczynasz gwiazdorzyć, Empatio.

      Usuń
    5. a mi ten szablon właśnie jeszcze bardziej się podoba. Wstawiasz CORAZ LEPSZE szablony, ale to tylko i wyłącznie moja nic niewarta opinia ;)

      Usuń
    6. Zaczynam gwiazdorzyć, bo najpierw jako autorka domagam się konstruktywnej krytyki, a potem się z nią zmierzam? wait, what

      Usuń
  8. wow, znam angielski, wow makaronizmy takie super

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woah, szacun. Czekam na więcej kreatywności w wymyślaniu, co tym razem mi wytkniecie c:

      Usuń
  9. Przepraszam za spam!
    Należysz do Katalogu Granger?
    Zapraszamy do brania udziału w konkursach, które są tworzone właśnie dla Was! Konkurs na blog miesiąca i miniaturkę miesiąca są dopiero początkiem naszych atrakcji!
    Lubisz komentować inne blogi, potrafisz wyłapywać błędy, zwracasz uwagę na styl pisania? Zgłoś się do jury konkursu na miniaturkę, aby ocenić konkursowe prace! To nic nie kosztuje, a możesz przyczynić się do naszego uśmiechu, a także uśmiechu autorek prac.
    Masz ulubionego bloga, którego jedną z głównych boheterów jest Hermiona, a także przy którego czytaniu niesamowicie się wciągasz, a czekanie na kolejny rozdział jest prawdziwą męczarnią? Zgłoś tego bloga do konkursu na blog miesiąca! Wystarczy wysłać maila, to zaledwie kilka minut...
    Więcej informacji o konkursów na katalog-granger.blogspot.com/
    Bierz udział w życiu Katalogu! Rozwijajmy swoje pasje i nie pozwólmy, aby nasz Katalog wygasł. Nawet jeśli nie bierzesz udziału w konkursach - przynajmniej pokaż, że jesteś i skomentuj posty, wyrażając swoje zdanie na dany temat. Nie zawiedź nas!
    PS. Bardzo ładny szablon!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawa ta praca w Ministersitwie, nie powienm. Najbardziej mnie zszokowała obecność tych trzech katów, nie spodziewałam się, że nadal będzie stosowany taki sposób wymierzania sprawiedliwości. Widzę, że Teodor nie będzie miał łatwo, megadługie godziny pracy xD no ale towarzystwo ciekawe... Intryguje mnie bardzo wiceszef wydziału i to, czy naprawdę ma jakiś związek z przyjacielem Notta. Myślę,że musi mieć :P z niecieprliwoścą czekam na rozwinięcie akcji. Zapraszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
  11. I ponownie przyjemny rozdział. Te 5-7 stron tekstu zdecydowanie mi bardziej odpowiada. Nie mówię, że na Wyjątku się męczyłam, ale teraz bym nie miała kiedy tego czytać.
    Granger by coś knuła? Gryfonka? Hm...
    Ooo tak, już czekam na ich wspólne delegacje <3 Tak, tak, jestem niewyżytą świnią. I po prostu już czekam na romans, bo przypominam sobie, jakie emocje był podczas czytania JJW! Ach, te czasy.
    Wyłapałam dwie literówki:
    "Piękność odrzucił na plecy długie włosy" - odrzuciła.
    "Zdał się więc na swój instynkt oraz umiejętność odnalezienie się w nowej przestrzeni" - odnalezienia.
    Coś czuję, że będzie jakiś ciekawy wątek z tym Ottonem.
    Śliczny szablon :') Mi się spodobała ta "znikająca" linia między tekstem a menu. Bardzo ładnie to wygląda.

    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  12. W wersji na telefon przerwa między górą a tekstem jest, jak dla mnie ciut za duża. Weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie opanowalam ustawien dla wersji mobilnej, za wszelkie wskazowki z gory dziekuje :x

      Usuń
  13. genialne! brak mi tchu! :o
    niesamowite
    http://art-of-killing.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och czekam :> Pierwsza w nocy a ja nie spie tylko czytam twoje opowiadanka xD Zycze weny ;3

      ~Pani Black

      Usuń
  14. Rozdział fajny!
    Zauważyłam jeden błąd tam gdzie Teo jest na lunchu z Malfoyem. "Na twoim miejscu bym uważał ta szlama ewidentnie coś kombinuje.
    Teodor nie odpowiedział. Graner nie była.. " -Granger
    No a tak poza tym to ciesze się ze Teo zaczął prace asystenta Miony. Haha, z tym jedzeniem na stołówce to było dobre. Akcja się rozwija.No i czyżby Otto miał coś wspólnego z Mattem to się okaże!
    Pozdrówka, Euforiatheone

    OdpowiedzUsuń

Uprasza się także o niespamowanie. Fuj.

Razem?

Na nagłówku jest Emma Watson, texturę wzięłam od karevalo, a w porządkach pomogły mi instrukcje z Tajemniczego Ogrodu.
Szablon wykonałam sama. Uprasza się o niekopiowanie.