Wylądował
przed nim plik kartek. Chwycił go do ręki i przebiegł wzrokiem po pierwszej
stronie. Patrzył z niedowierzaniem na Granger stojącą po drugiej stronie
biurka.
– Czy to żart?
– Nie, to
test, który otrzymuje każda osoba ubiegająca się o pracę w Departamencie
Przestrzegania Prawa – odparła spokojnie Hermiona, splatając dłonie przed sobą.
Patrzyła z góry na oburzonego Teodora, niczym nauczycielka na ucznia
opierającego się przed napisaniem niezapowiedzianej kartkówki. – Sam przed
chwilą powiedziałeś, że gdybyśmy się wtedy założyli, wygrałbyś, bo wszystko
umiesz.
– Przesadzasz
– prychnął.
– Czas ci
ucieka.
– Mam na to określony czas?
– Oczywiście –
odrzekła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo przypomina w tym momencie
McGonagall. – Godzinę, a właściwie pięćdziesiąt siedem minut, bo trzy straciłeś
na bezsensowne gadanie.
Teodor
przesłał jej mordercze spojrzenie, ale bez słowa chwycił długopis i zaczął
rozwiązywać test.
– A gdzie się
podział Jake? – mruknął po dwudziestu minutach, przewracając stronę testu.
– Zatrudniłam
go na okres próbny z możliwością natychmiastowego zerwania współpracy. – Głos
Hermiony był obojętny i Nott poświęcił chwilę, by zastanowić się, czy dziewczyna
nie robi tego wszystkiego na pokaz. Do beznamiętnego spojrzenia dodał
konieczność rozwiązania głupiego sprawdzianu i doszedł do wniosku, że tak,
Granger na pewno stara się wyjść na większą zołzę, niż jest nią w
rzeczywistością.
– Czyli po
prostu go zwolniłaś – skwitował.
– Nazywaj to
jak chcesz. Sam miał świadomość, na co się porywa i na jakich warunkach tutaj
przychodzi.
– Odprawiłaś go, zanim nawet zacząłem
wypełniać ten test. Ciekawe.
Cisza.
– Zostało ci
pół godziny.
Dokładnie
siedem minut przed końcem wyznaczonego czasu Teodor podał Hermionie uzupełnione
kartki. Miał ochotę rzucić jej test pod nos, a najlepiej w ogóle prosto w nią,
jednak wziął pod uwagę fakt, że być może za chwilę stanie się ona jego szefową.
Uznał takie zachowanie za nienajlepszy początek współpracy.
Hermiona
wyjęła długopis z krwistoczerwonym wkładem i przez kolejne trzy minuty w jej
gabinecie rozlegał się dźwięk skrobania po papierze. Kiedy podała Teodorowi
poprawiony test, zdał sobie sprawę, jak spięty był przez cały czas oczekiwania.
Czuł to w mięśniach nóg i rąk.
Wynik go nie
zaskoczył. Dziewięćdziesiąt osiem punktów na sto, a obok niego dorysowany mały
wężyk z wyciągniętym językiem. Teodor splótł palce razem i spojrzał na Hermionę
z uśmiechem samozadowolenia.
– A nie
mówiłem?
– Przyznam, że
jestem pod wrażeniem. Tak wiele informacji do przyswojenia w tak krótkim
czasie… Chociaż sam do tego doprowadziłeś. – Zaszła w niej nadzwyczajna zmiana:
wcześniejsza chłodna, zdystansowana wersja szefowej całego Departamentu
ustąpiła miejsca życzliwej, lecz wciąż nieco ironicznej młodej dziewczynie. –
Gratuluję i mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało. Skontaktowałeś
się już z Christiną?
– W zeszłym
tygodniu – przytaknął. – Jej instrukcje były bardzo… szczegółowe.
Składały się z
dwunastu stron zapisanych drobnym pismem i podzielonych na rozdziały oraz
podrozdziały. W trakcie ich lektury Teodora trafił szlag cztery razy, ale za to
prawdopodobnie granice jego cierpliwości zostały poszerzone.
– W takim
razie wiesz na pewno, jakie zasady tutaj panują i na jakich warunkach rozpoczniesz
pracę w tym departamencie – odparła Hermiona. – Zaczynamy o ósmej rano,
wychodzimy o osiemnastej, o ile nie pojawi się coś pilnego do załatwienia,
wtedy nie ma zmiłuj i musimy zostać. Nadgodziny są płatne. W zakres twoich
obowiązków, oprócz tych codziennych, wchodzi również uczestniczenie ze mną we
wszystkich konferencjach, spotkaniach, delegacjach, chyba że powiem inaczej.
Mam nadzieję, że zainteresowałeś się pozwoleniami na teleportację? – Spojrzała
na niego znacząco. – Kiedy ci je wydadzą?
– Już je mam –
odpowiedział Teodor, co bez wątpienia zaskoczyło Hermionę.
– Już? Tak
szybko?
– Jakoś tak
wyszło – uciął. – Dobra, więc gdzie ta umowa?
– Mam
nadzieję, że to przyspieszenie nie miało nic wspólnego z Draconem Malfoyem.
Teodor, nie
pierwszy raz, poczuł się w jej towarzystwie jak krnąbrny uczniak. Powoli
zaczynało mu to działać na nerwy.
– No wiesz. To
podejrzenie mnie zabolało. Mam podpisać piórem czy długopisem?
– Poczekaj,
Nott. – Wstrzymał się przed pełnym zirytowania westchnięciem. – Przez te pięć
dni w tygodniu musisz być całkowicie dostępny. Żadnych „ale” – po prostu
wykonujesz swoje obowiązki, bez gadania. Każdy sprzeciw powoduje komplikacje,
komplikacje prowadzą do opóźnień mojej pracy, a to rzutuje na działanie całego
Departamentu Przestrzegania Prawa. Może się okazać, że w weekend wypadnie coś nadprogramowego, ale, jak mówiłam, za to
przysługuje ci dodatkowe wynagrodzenie…
– Granger,
jesteś nieprawdopodobnie nudna – przerwał jej Teodor, przeciągając leniwie sylaby.
Zabębnił palcami w blat biurka. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
wchodzę w paszczę lwa, cała reszta wyjdzie w praniu. Daj już tę umowę.
– Przypominam
ci tylko – powiedziała sucho Hermina, wyjmując z szuflady plik dokumentów – że
z chwilą, gdy ją podpiszesz, za każdą taką uwagę będę mogła dać ci reprymendę
albo cię zwolnić.
– Świetnie,
więc mam jeszcze parę minut. – Chwycił długopis, którym wypełniał swój test, i
zaczął szukać miejsca do złożenia podpisu. – Nie powinnaś mówić o zwalnianiu
mnie w chwili zawierania umowy. Mogę się przestraszyć i uciec.
– Nawet nie
zerkniesz? – zdziwiła się Hermiona. Teodor uniósł oczy i uśmiechnął się
drwiąco.
– Jakoś nie
pasujesz mi do roli specjalistki od drobnych druczków.
Tym razem to
ona się uśmiechnęła, i to tak diabelsko, że natychmiast wziął się za dokładną
lekturę.
Kiedy
skończył, oboje podpisali się na dwóch egzemplarzach, po czym wstali i
uścisnęli sobie dłonie. Hermiona zaprowadziła Teodora do poczekalni. Kiedy
przechodziła obok niego, do jego nozdrzy dotarł wyjątkowo ładny, kobiecy zapach
perfum.
– Urządź sobie
jakoś miejsce pracy – machnęła ręką w stronę biurka, teraz prawie pustego. Stał
na nim pojemnik na długopisy i stojak na dokumenty. Za nim znajdowały się
wysokie szafki, prawdopodobnie z dokumentami. – Te szuflady są zaczarowane –
ciągnęła, podążając za spojrzeniem Teodora. – Tylko wyglądają niewinnie, tak
naprawdę masz tam akta z wielu, wielu lat. Te najdawniejsze są w archiwach na dole,
myślę jednak, że nieczęsto będziesz musiał tam zaglądać. Te tutaj są
posortowane i poukładane, co na pewno ułatwi ci pracę, o ile będziesz umiał z
tego skorzystać…
– Nie myl mnie
z Jakiem, Granger.
– Jakże bym
śmiała.
Weszła do
gabinetu, z którego wróciła z naręczem papierów. Położyła je na biurku i
odwróciła się do Teodora. Jest taka mała, zauważył w duchu, chyba w ogóle nie
urosła od Hogwartu.
– Pierwsze
zadania – oznajmiła. – Sprawdź dokumenty
od Amadeusza Bakera, a potem zanieś do jego gabinetu w Departamencie Międzynarodowej
Współpracy Czarodziejów. To szef, więc ostrożnie. Przygotuj dokumenty na
jutrzejsze spotkanie członków Biura Aurorów, tutaj masz notatki. Aha, i uważaj
na masowy przylot samolocików. Te ze specjalnym dopiskiem odsyłasz prosto do mnie. – Zerknęła
na stertę papierów, po czym porwała z samego szczytu zapisaną odręcznym pismem
kartkę. – Na list Ottona odpiszę sama – mruknęła bardziej do siebie niż do
Teodora, który zmarszczył brwi.
– Kto to jest?
– Otto Burke?
Wiceszef naszego departamentu – wyjaśniła. – Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj go
poznasz.
– Dlaczego
wiceszef departamentu pisze listy do jego szefowej? – spytał z konsternacją
Teodor.
Hermiona
odchrząknęła cicho i wygładziła niewidzialne marszczenia na gładkim żakiecie.
Jej twarz wyrażała dziwną zaciętość.
– Otto ma o
sobie trochę za duże mniemanie, ale jestem na dobrej drodze, by to zmienić –
odparła nieco mściwym tonem, po czym nagle uśmiechnęła się pogodnie. – Mam
nadzieję, że szybko się odnajdziesz. Ze wszelkimi wątpliwościami przychodź od
razu do mnie. Jakieś pytania?
– Gdzie jest
Departament Współpracy?
***
Teodor czekał
na windę niemożliwie długo, a gdy w końcu się pojawiła, ujrzał w niej jedyną
pasażerkę, to znaczy rudowłosą piękność z biura Malfoya. Chyba lubiła kolor
karminowy, bo właśnie taką sukienkę miała na sobie, dopasowaną, z krótkim
rękawkiem oraz dość głębokim dekoltem. Uśmiechnęła się zmysłowo na widok Notta.
– Dzień dobry
– powiedziała tym swoim niskim głosem, gdy chłopak wszedł do windy. – Nie
spodziewałam się pana tutaj.
Teodor
popatrzył w ładne, zielone oczy.
– Dzisiaj
zacząłem pracę.
– Doprawdy? W
którym departamencie?
–
Przestrzegania Prawa. Jestem asystentem panny Granger.
Piękność
odrzuciła na plecy długie włosy.
– Nazywam się
Charlie Stewart. – Wyciągnęła rękę w jego stronę, a on uścisnął ją krótko.
– Teodor Nott.
Winda
zatrzymała się, chłodny, kobiecy głos oznajmił:
– Departament
Magicznych Wypadków i Katastrof.
Wsiadła jedna
osoba, nadąsana czarownica z ręką na temblaku.
– Za mały
uszczerbek, by w ogóle rozpatrzyć sprawę – wymamrotała pod nosem, gdy zamknęły
się za nią drzwi. – Ale co się wycierpiałam, to moje. Cholerni urzędnicy.
Teodor i
Charlie wymienili spojrzenie za plecami czarownicy.
Na czwartym
poziomie (Departament Kontroli Nad
Magicznymi Stworzeniami, poinformował pasażerów głos) do windy weszło
trzech mężczyzn, których pracą bez wątpienia była egzekucja. Wszyscy ubrani na
czarno i każdy z nich trzymał lśniący topór. Rozmawiali wesoło o wynikach
ostatniego meczu quidditcha Anglia-Włochy, co nieco kłóciło się z ich ponurym
wizerunkiem.
Teodor nigdy
nie potrafił zrozumieć ogólnej fascynacji quidditchem. Dla niego latanie na
miotle wiązało się tylko i wyłącznie z komunikacją, traktował to jako środek
transportu, a nie formę aktywnego spędzania czasu. W dodatku co było fajnego w
uganianiu się za jakąś kulką albo w próbowaniu strącić kogoś z wysokości
czterdziestu stóp?
Do jego umysłu
wpłynęło wspomnienie jedenastoletniego chłopca śmigającego na miotle; jego
śmiech niósł się po boisku. „Teo, chodź!”, krzyknął, ale nawet on nie był w
stanie przekonać Teodora do frajdy, jaką było latanie. Nawet on…
Gdy drzwi
rozsunęły się po raz kolejny, Nott odwrócił się do Charlie:
– Miło było
cię poznać.
Uśmiechnęła
się olśniewająco.
– Ciebie
również. Gdybyś miał jakieś pytanie, już wiesz, gdzie mnie szukać.
Ominął
ostrożnie topory i wkroczył w Departament Międzynarodowej Współpracy
Czarodziejów.
– Jak było u
Amadeusza?
Teodor
podniósł oczy znad dokumentów. Zza drzwi wychylała się głowa Hermiony.
– Normalnie –
odparł, wzruszając ramionami. – Wszedłem, dałem dokumenty, pokazałem mu, co
można by było zmienić…
– Co zrobiłeś?
Hermiona
wyszła z gabinetu; jej twarz wyrażała przestrach.
– Sprawdziłem
te dokumenty, tak jak kazałaś. W niektórych miejscach były nieścisłości
związane z warunkami, na jakich mają przybyć ci handlarze z Grecji. Nikt
normalny by się nie przyczepił, ale biorąc pod uwagę, jak niewielu ludzi można
do tego grona zaliczyć…
– Kazałam ci
je sprawdzić – przerwała mu Hermiona – w sensie kompletności lub drobiazgów
takich jak rozmieszczenie tekstu, a nie pod względem prawnym!
Teodor
odchylił się na krześle.
– Miałem
nauczyć się czarodziejskiego prawodawstwa, żeby później z tego korzystać, tak
czy nie?
– Nott…
– Tak czy nie,
Granger?
– Nie masz
doświadczenia, w dodatku trzeba było najpierw przyjść z tym do mnie, a nie od razu
do Bakera – upierała się. Potarła dłonią czoło. – Zrugał cię?
– Co?
– No,
oberwałeś?
– Co? Nie,
niby czemu miałbym? – Hermiona zacisnęła usta. Teodor przypomniał sobie, jakie
wrażenie wywarł na nim zgorzkniały, o władczym sposobie bycia Amadeusz Baker,
kawał faceta, i doznał olśnienia. – Bo ciebie kiedyś zrugał.
Przez parę
sekund milczała, aż w końcu westchnęła ciężko.
– Nie tylko
mnie. – Zerknęła na wejście do poczekalni i ściszyła głos. – Amadeusz Baker to
legenda ministerstwa. Stołek szefa departamentu zajmuje od lat, jest
niezatapialny i dla swoich pracowników dość… przykry. Zresztą nie tylko dla
swoich – dodała z przekąsem. – Kiedy tu zaczynałam, dostało mi się za
błahostkę, przez niego prawie zrezygnowałam ze szkolenia. Jego osobiści asystenci
nigdy nie wytrzymują dłużej niż pół roku. – Zamilkła na chwilę, po czym spytała
z jeszcze większym zaskoczeniem: – Naprawdę nie dostałeś za wytknięcie błędu?
Nie dość, że
mu się nie oberwało, to jeszcze wyglądało na to, że udało mu się zainteresować
Bakera swoją osobą.
– To uwagi od
Granger? – spytał chrapliwie Baker, wysłuchawszy Teodora. Miał niski, drażniący
ucho głos nałogowego palacza.
– Właściwie…
właściwie nie, sir. To moje spostrzeżenia.
– Proszę,
proszę… – Zmierzył chłopaka oceniającym spojrzeniem. – Jesteś spostrzegawczy,
Mott. I przezorny.
– Właściwie
Nott, sir. Teodor Nott.
– Nott… –
powtórzył Baker, a Teodor już wiedział, o czym, albo o kim, myślał mężczyzna: o
śmierciożercach. – Dobra, wynocha.
Teraz brunet
rozparł się na krześle.
– Najwyraźniej
byłem niezwykle ujmujący.
Hermiona
zakaszlała, starając się ukryć chichot.
– Wracaj do
pracy, bo chyba ci jej nie brakuje – powiedziała, patrząc na stadko samolocików,
po czym wróciła do gabinetu.
***
Teodor
postanowił zajrzeć do Hermiony jeszcze przed lunchem. Christina napisała w
notatkach – i podkreśliła grubym, czerwonym pisakiem – że szefowa departamentu
sama pilnuje terminów spotkań, choć oczywiście jej asystent ma nad wszystkim
panować, by w razie konieczności służyć przypomnieniem. Granger miała
Kalendarz, notes wyglądający jak bardzo gruby szkolny zeszyt, którego nie mógł
dotykać nikt prócz niej, a z którym ona sama nawet na chwilę się nie
rozstawała. On ustala jej życie,
znalazło się w instrukcjach od Christiny; przekreślone, bo zapewne była
asystentka nie chciała tak mówić o swojej byłej pracodawczyni. Teodor był
szczerze ciekawy, czy rzeczywiście można stać się uzależnionym od przedmiotu
martwego.
Kiedy więc
podawał Hermionie kolejne daty i godziny, uważnie ją obserwował. Otworzyła
Kalendarz mniej więcej w środku – Teodor dostrzegł, że strony są podzielone na
tabelki wypełnione po brzegi notatkami. Dostrzegł kolorowe ślady cienkopisów,
jaskrawych flamastrów oraz samoprzylepnych karteczek. Nie widział, co dokładnie
tam wylądowało, przypuszczał jednak, że cały dzień, od momentu wstania do
położenia się do łóżka.
– Czy coś
jeszcze?
Natychmiast
przerwał obserwacje, obiecując sobie rychłe przyjrzenie się temu z bliska.
– Nie, na
razie to wszystko.
***
Choć Teodor
przyjął od Hermiony szczegółowo rozrysowaną mapkę Ministerstwa Magii, wyrzucił
ją do kosza, gdy tylko opuścił teren departamentu. Powinna mu wystarczyć
informacja, że kantyna znajduje się na tym samym poziomie co atrium, czyli na
poziomie ósmym. Czułby się jak kretyn, wyciągając z kieszeni świstek papieru i
jak dziecko błądzące w mroku podążając za wskazówkami. Zdał się więc na swój
instynkt oraz umiejętność odnalezienia się w nowej przestrzeni.
Zjechał windą
na ósme piętro, a po drodze spotkał Malfoya również zmierzającego na lunch,
także poczuł się całkiem swobodnie. Okazało się, że droga do stołówki
pracowniczej była banalnie prosta: wystarczyło skręcić w prawo za kominkiem C4,
przejść przez duże, podwójne drzwi i już osiągało się swój cel. Kantyna była
ogromnym pomieszczeniem, w którym przy cztero- lub sześcioosobowych stolikach
mogło spożywać lunch kilkaset osób naraz. Wewnątrz panował gwar, ale nie
denerwujący jak podczas posiłków w Wielkiej Sali; tutaj nikt nie krzyczał, nie
śmiał się głośno ani nie strzelał zaklęciami. Ku sklepieniu wznosił się
jednostajny szum głosów.
Dookoła sali
poustawiane były lady, a między nimi kilka okienek, do których ustawiały się
kolejki, dzięki czemu wydawanie posiłków szło całkiem sprawnie. Draco stanął na
końcu jednej z nich i wepchnął mu do ręki tacę.
– Nie polecam
zup – mruknął do niego konspiracyjnym tonem. – Wciskają do nich to, co akurat
im zostanie. Ani mięsa, chyba że chcesz wylądować w Mungu. Makarony bywają
rozgotowane, a frytki ociekają tłuszczem.
– Może lepiej
powiedz mi, co MOGĘ tutaj bezpiecznie zjeść.
– Sałatki –
stwierdził po namyśle Draco – ale nie wszystkie. Musisz się dobrze przyjrzeć,
czy coś między nimi się nie rusza.
Teodor zaczął
rozpatrywać noszenie do pracy pojemników z lunchem przygotowanym przez Brudka.
Dziesięć minut
później usiedli przy stoliku blisko wyjścia, by Nott mógł swobodnie omiatać
wzrokiem całą salę. Jak dla niego, było tu trochę za dużo ludzi. Raczej nigdy
nie przyzwyczai się do przebywania w zbyt dużych grupach.
– Jak Granger?
– rzucił Draco znad swojego hamburgera. Zanim wziął się za jedzenie, uważnie przyjrzał
się wołowinie. Teodor zdecydował się na zapiekankę makaronową ze szpinakiem,
ponieważ jako jednej z nielicznych nie można było jej podpiąć pod określenie
„fekalia”. W smaku też nie była zła, choć miękkość makaronu pozostawiała wiele
do życzenia. – Wzięła cię już na smycz?
– I ustawiła
miskę z wodą i suchą karmą koło mojego biurka.
– Łaskawa
pani.
– I płaci mi
sto piętnaście.
Draco zamarł z
bułką w drodze do ust.
– Galeonów?
– Nie, sykli –
zironizował Teodor, choć w głębi duszy odczuł zadowolenie na widok zdziwionej
miny kolegi. – Tak było w umowie, którą dzisiaj podpisałem. Jeden, jeden, pięć,
słownie: sto piętnaście galeonów.
Sam
zastanawiał się, dlaczego Granger zaoferowała mu aż tak wysokie wynagrodzenie,
jednak postanowił nie komentować tego w żaden sposób – nawet gdyby płaciła
połowę mniej, to przecież nie o pieniądze mu chodziło.
– Czy ona cię
nie faworyzuje? – spytał Draco, wycierając palce w serwetkę. – Ja tyle
dostawałem dopiero po dwóch latach pracy tutaj.
– Czyżbyś był zazdrosny?
– Nie
zazdrosny, a zdziwiony. A ty nie?
Najpierw ona proponuje ci pracę, co odrzucasz i w dodatku szczujesz ją skrzatem
domowym.
– Nie
poszczułem jej…
– Później –
kontynuował Malfoy, nie zważając na protest Teodora – po zastanowieniu
przychodzisz i rzucasz jej pod nos swoje podanie o pracę. Nawet się nie dziwię,
że chciała cię wywalić za drzwi, ja bym to od razu zrobił. W końcu jednak
zatrudnia cię i w dodatku zamierza płacić więcej, niż powinna każdemu innemu
asystentowi.
– Jest szefem
departamentu – wtrącił Nott, jakby to miało być najlepszym usprawiedliwieniem –
przez co automatycznie spada na mnie więcej obowiązków.
– I więcej
galeonów, co? Na twoim miejscu uważałbym, bo ta szlama ewidentnie coś
kombinuje.
Teodor nie
odpowiedział. Graner nie była głupia i podejrzewał, że gdyby w jej głowie
pojawił się jakiś chytry plan, bez przeszkód by go zrealizowała. Pytanie
pozostawało, czego od niego chciała? Nie posiadał niczego, na czym mogłoby jej
zależeć, ani informacji, którą mogłaby od niego uzyskać.
Przyznał
Draconowi rację. Musiał mieć oczy i uszy szeroko otwarte, bo po Granger
należało się spodziewać wszystkiego.
***
Kiedy Teodor
wrócił do swojego stanowiska, na biurku już leżało siedem samolocików gotowych
do odebrania. Natychmiast zabrał się za nie, zerkając niekiedy do notatek
Christiny spoczywających obok. Jak na pierwszy dzień szło mu całkiem nieźle;
myślał, że napotka więcej problemów z rozeznaniem się w nowej pracy, ale dzięki
skrupulatnym instrukcjom szybko się odnalazł i nie musiał pytać o nic Hermiony.
Obawiał się jedynie grzebania w dokumentacji, czego na razie mu nie zlecono,
wiedział jednak, że już niedługo to nastąpi i nie będzie zmiłuj: będzie musiał kopać.
Z gabinetu nie
dochodziły żadne dźwięki. Granger lubiła pracować w ciszy, a interesantów miała niewielu, ich natomiast Teodor zazwyczaj zapowiadał i wiedział, kto znajduje się w pomieszczeniu obok oprócz jego szefowej. Najpierw zdziwiło go, że w drzwiach pojawił
się ktoś inny niż Granger.
A potem to, jak bardzo ten ktoś był podobny do kogoś, kogo znał z przeszłości.
– Chcę ci
przedstawić mojego nowego asystenta – odezwała się Hermiona, wychodząc z
gabinetu za nieznajomym. – Ottonie, to Teodor Nott. Teodorze, to Otto Burke,
wiceszef naszego departamentu.
Otto obrzucił
Teodora chłodnym spojrzeniem błękitnych oczu, tych samych oczu, które kiedyś Teodor codziennie oglądał. Mężczyźni
podali sobie ręce.
– Miło poznać
– mruknął Burke i znów skupił się na Hermionie. Nott był wdzięczny, bo dzięki
temu nie zostanie przyłapany na bacznym przyglądaniu się starszemu mężczyźnie.
– Nie spodziewałem się, że po ostatnim kandydacie znów zdecydujesz się na kogoś
tak młodego.
– Teodor jest
w moim wieku, chociaż takie szczegóły i tak nie powinny cię interesować,
Ottonie – ucięła stanowczo dziewczyna. – A teraz przepraszam, ale mam sporo
pracy.
Burke
uśmiechnął się zimno.
– Oczywiście.
Teodor
odprowadził go spojrzeniem. Hermiona westchnęła.
– No, to znasz
już Ottona. – Starała się uśmiechnąć, ale widać było, że jest zmęczona. – Idę
na lunch. Pilnuj przesyłek.
Teodor kiwnął
głową. Choć jeszcze parę minut temu doskonale wiedział, co ma robić, teraz
nagle poczuł się zagubiony. Podobne rysy twarzy, te same oczy… Tak jakby
widział jego starszą wersję… starszą wersję Matta.
Nie
przesadzaj, upomniał się w duchu. Zdarza się, że ludzie są do siebie podobni,
choć nic ich nie łączy.
Im dłużej nad
tym rozmyślał, tym sam bardziej się przekonywał, że to musi być przypadek. Nie
przypominał sobie, by Matt kiedykolwiek wspominał o jakiejś gałęzi rodziny
nazwiskiem Burke. Nie miał też kuzynostwa, a już na pewno nie o tyle starszego;
Otto musiał mieć ponad czterdzieści lat. Nie potrafił niczego do siebie
dopasować, nic nie trzymało się kupy.
Wreszcie
uznał, że jest głupi i poświęca czas na roztrząsanie nieistniejących problemów.
Przyjrzy się Ottonowi następnym razem i wtedy nic już mu się nie będzie
wydawać. Na pewno nic.
_______________
Mam nadzieję,
że ci Wyjątkowi Czytelnicy już zauważyli, że nie będzie powtórki z rozrywki pt.
„rzucę Wam na twarz piętnaście stron tekstu, radźcie sobie sami”. Myślę, że
obecna długość, czyli 5-7 stron, jest odpowiednia i taką właśnie utrzymam.
Do napisania w
przyszłym tygodniu!
Empatia
Fajnie, fajnie, nie powiem. Szkoda jednak, że nie dłuższe, ale i tak cieszę się, że wrzuciłaś to arcydzieło i wstawiasz je całkiem regularnie :D
OdpowiedzUsuńPierwsza? Chyba tak, ten rozdział jest boski, wiem że już to pisałam ale cóż tak to jest jak pisze ktoś tak dobry wydaje mi się że Otton będzie ojcem Matta ale mogę się mylić. Uśmiałam się w niektórych momentach. Jak zawsze pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńKurczę. Teodor z rozdziału na rozdział zaskakuje mnie coraz bardziej. Malfoy mnie znowu wkurza; szlama to, szlama tamto. Ale... największe wrażenie zrobiła na mnie końcówka. I przez chwilę pomyślałam nawet, że to jego ojciec ze zmienionym nazwiskiem etc.
OdpowiedzUsuńFajnie Ci wyszła ta ósemka.
Widzę nowy dizajn... Ładnie tutaj :D
UsuńŚwietny rozdział. Dzisiaj od rana odświeżałam stronę na bloggerze, żeby zobaczyć czy wstawiłaś ósemkę ;). Czekam z niecierpliwością na następny i życzę weny
OdpowiedzUsuńRozdziały takiej długości jak najbardziej mi pasują. Pamiętam, jak jjw czasami czytałam na dwa razy.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc już do treści, było naprawdę ciekawie i coraz bardziej mi się podoba.
Pomysł z pracą u Granger również przypadł mi do gustu. Ich rozmowy są świetne, a Hermiona wydaje się idealną kandydatką na szefową. Jestem ciekawa, kiedy zacznie między nimi iskrzyć, chyba że nie zrobisz z nich pary. Jako przyjaciele też mi pasują.
Wątek o Matcie też jest interesujący. Mam nadzieję, że wkrótce wyjaśnisz, kim był i jaką rolę odegrał w życiu Teodora.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
silence-guides-our-minds.blogspot.com
"płaciła połowię mniej, to przecież nie o pieniądze mu chodziło" połowić można rybki ;P
OdpowiedzUsuńTo jeśli o błędy chodzi.
A co do długości, to mnie akurat odpowiada,bo dobrze się to czyta i nie męczy w tym czasie wzroku dużym kontrastem tekstu z tłem. (moje oczy są wrażliwe, mogłyby by się ogarnąć). Zresztą, co ja mam narzekać, skoro sama u siebie na blogu będę właśnie podobną długość stosować?
Treściowo... Mało mi trochę opisu kantyny, ale to nie istotne. Podobał mi się rozdział, choć bardziej skupiasz się na przemyśleniach bohaterów niż na opisach miejsc.
Pozdrawiam,
Farfocel
coraz gorsze te szablony...
OdpowiedzUsuńOkej, przyjęłam, ale polecam zapoznanie się z definicją wyrażenia "konstruktywna krytyka".
UsuńPozdrawiam!
nagłówek jest prosty i zrozumiałabym jego prostotę gdyby był lepiej wymazany na dole a nie majzgnięty gumką na odwal. brakuje jakieś koloryzacji a pasek między kolumnami wygląda niestarannie.
UsuńLepiej?
Jakie zdjęcie miałam, takie przekształciłam, well. Nie chciałam wymazać pół Teodora.
UsuńKto powiedział, że każdy nagłówek musi być potraktowany koloryzacją? c:
Pasek natomiast to kwestia gustu - wierz mi, gdyby ten szablon mi się nie podobał, to bym go nie wstawiła.
a gdyby mi się spodobał, to bym nie komentowała. Ostatnimi czasy zaczynasz gwiazdorzyć, Empatio.
Usuńa mi ten szablon właśnie jeszcze bardziej się podoba. Wstawiasz CORAZ LEPSZE szablony, ale to tylko i wyłącznie moja nic niewarta opinia ;)
UsuńZaczynam gwiazdorzyć, bo najpierw jako autorka domagam się konstruktywnej krytyki, a potem się z nią zmierzam? wait, what
Usuńwow, znam angielski, wow makaronizmy takie super
OdpowiedzUsuńWoah, szacun. Czekam na więcej kreatywności w wymyślaniu, co tym razem mi wytkniecie c:
UsuńPrzepraszam za spam!
OdpowiedzUsuńNależysz do Katalogu Granger?
Zapraszamy do brania udziału w konkursach, które są tworzone właśnie dla Was! Konkurs na blog miesiąca i miniaturkę miesiąca są dopiero początkiem naszych atrakcji!
Lubisz komentować inne blogi, potrafisz wyłapywać błędy, zwracasz uwagę na styl pisania? Zgłoś się do jury konkursu na miniaturkę, aby ocenić konkursowe prace! To nic nie kosztuje, a możesz przyczynić się do naszego uśmiechu, a także uśmiechu autorek prac.
Masz ulubionego bloga, którego jedną z głównych boheterów jest Hermiona, a także przy którego czytaniu niesamowicie się wciągasz, a czekanie na kolejny rozdział jest prawdziwą męczarnią? Zgłoś tego bloga do konkursu na blog miesiąca! Wystarczy wysłać maila, to zaledwie kilka minut...
Więcej informacji o konkursów na katalog-granger.blogspot.com/
Bierz udział w życiu Katalogu! Rozwijajmy swoje pasje i nie pozwólmy, aby nasz Katalog wygasł. Nawet jeśli nie bierzesz udziału w konkursach - przynajmniej pokaż, że jesteś i skomentuj posty, wyrażając swoje zdanie na dany temat. Nie zawiedź nas!
PS. Bardzo ładny szablon!
Pozdrawiam!
Ciekawa ta praca w Ministersitwie, nie powienm. Najbardziej mnie zszokowała obecność tych trzech katów, nie spodziewałam się, że nadal będzie stosowany taki sposób wymierzania sprawiedliwości. Widzę, że Teodor nie będzie miał łatwo, megadługie godziny pracy xD no ale towarzystwo ciekawe... Intryguje mnie bardzo wiceszef wydziału i to, czy naprawdę ma jakiś związek z przyjacielem Notta. Myślę,że musi mieć :P z niecieprliwoścą czekam na rozwinięcie akcji. Zapraszam na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńI ponownie przyjemny rozdział. Te 5-7 stron tekstu zdecydowanie mi bardziej odpowiada. Nie mówię, że na Wyjątku się męczyłam, ale teraz bym nie miała kiedy tego czytać.
OdpowiedzUsuńGranger by coś knuła? Gryfonka? Hm...
Ooo tak, już czekam na ich wspólne delegacje <3 Tak, tak, jestem niewyżytą świnią. I po prostu już czekam na romans, bo przypominam sobie, jakie emocje był podczas czytania JJW! Ach, te czasy.
Wyłapałam dwie literówki:
"Piękność odrzucił na plecy długie włosy" - odrzuciła.
"Zdał się więc na swój instynkt oraz umiejętność odnalezienie się w nowej przestrzeni" - odnalezienia.
Coś czuję, że będzie jakiś ciekawy wątek z tym Ottonem.
Śliczny szablon :') Mi się spodobała ta "znikająca" linia między tekstem a menu. Bardzo ładnie to wygląda.
Weny!
W wersji na telefon przerwa między górą a tekstem jest, jak dla mnie ciut za duża. Weny :3
OdpowiedzUsuńJeszcze nie opanowalam ustawien dla wersji mobilnej, za wszelkie wskazowki z gory dziekuje :x
Usuńgenialne! brak mi tchu! :o
OdpowiedzUsuńniesamowite
http://art-of-killing.blogspot.com/
Och czekam :> Pierwsza w nocy a ja nie spie tylko czytam twoje opowiadanka xD Zycze weny ;3
Usuń~Pani Black
Rozdział fajny!
OdpowiedzUsuńZauważyłam jeden błąd tam gdzie Teo jest na lunchu z Malfoyem. "Na twoim miejscu bym uważał ta szlama ewidentnie coś kombinuje.
Teodor nie odpowiedział. Graner nie była.. " -Granger
No a tak poza tym to ciesze się ze Teo zaczął prace asystenta Miony. Haha, z tym jedzeniem na stołówce to było dobre. Akcja się rozwija.No i czyżby Otto miał coś wspólnego z Mattem to się okaże!
Pozdrówka, Euforiatheone